Rozdział V

Polecam teledyski Gosi Andrzejewicz! kocham jej piosenki. To one i wasze miłe komentarze mobilizują mnie do pisania :) U górymacie piosenkę pt. "Pozwól żyć" możecie sobie ją włączyć :3

Czuję wiatr. Otwieram oczy i widzę.. ciemność [taa.. bardzo kreatywne]. Nagle z nikąd pojawia się [LATARNIA! xd no dobra już się zamykam] mgła. W oddali widzę zakapturzoną postać. Podchodzi i coś mamrocze. Jest coraz bliżej i coraz wyraźniej ją słychać.

-Askna heesa eveto morga es. Voto endi na. Eskra emuri va de et knui.

-Kim jesteś?-pytam się.

-Ezemazula ka. Madei nchina. [made in china?! xd]

-Co proszę?

-*chichot* Ty nie wiesz jak to jest, nie mieć nic. Teraz się zemszczę. I już będziesz wiedzieć jak to jest. Nie będziesz mieć nic Avatarze.. NIC!

Rozłożyła [nogi?] ręce. Przede mną ukazał się obraz mojego świata. Wszystko stoi w ogniu, albo już spłoneło.. Trupy [a żywe?] leżą wszędzie. Dotykam obrazu i zostaje przez niego wciągnięta. Ląduje w spalonym lesie. Łzy smutku i poczucia winy napływają mi do oczu. Nagle słyszę coś. Odwracam się i widzę.. moich przyjaciół. Uciekają, ale nie widzę Zuka, ani Katary. Podbiegłam do nich i staje im na drodze. Toph się zatrzymała i zawołała.

-Sokka! Stój!

Już miał się ze mną zderzyć, ale.. on.. przebiegł przeze mnie. On.. mnie.. nie widzi..

-Ktoś tu jest..-powiedziała pół szeptem.

-Tak wiem.. dlatego musimy uciekać.

Ona póściła to mimo uszu. Podeszła do miejsca, w którym aktualnie stoje. Lekko się uśmiechnęła. Odeszła pare kroków w tył.

-Z czego się śmiejemy?-dodał z sarkazmem Sokka, za co dostał kamykiem w łeb.

-Witaj "Iskrzące Paluszki". Tęskniłam z tobą.

Łzy ciekły mi po policzkach mimowolnie. Podbiegłam do niej i rzuciłam się jej na szyję. Zaczęłam płakać bardziej niż dotychczas, a ona.. odwzamjemniła uścisk. Za plecami usłyszałam ciche szlochy. Po krótkiej chwili czuję, że ktoś obejmuje mnie w talii. Obruciłam się i zobaczyłam Sokkę z wielkim bananem na twarzy i z łzami szczęścia w oczach. Odwzajemniłam uśmiech i tym razem rzuciłam się w jego objęcia.

-Ty.. ty mnie widzisz..-powiedziałam przez łzy, ale szczęściem w głosie.

-Tak.. tak.. widzę cię słonko. Ty nie wiesz ja...-niedałam mu dokończyć, gdyż wbiłam mu się w usta. Gdy brakło nam tchu puściłam go, a on puścił mnie. Nagle posmutniał.

-Co się stało?

-Ty.. ty jesteś.. d-duchem...

Popatrzyłam ma ręce i rzeczywiście. Byłam pół widoczna. Ręce zaczęły mi się trząść. Dobra.. wdech.. wydech.. zacisnęłam ręce w pięście.

-A.. gdzie Zuko.. i Katara?-spuścili głowy.. zaczeli płakać.

Byłam na granicy bycia w depresji. Padłam na kolana wbijając mój pusty wzrok w ziemię. Zaczęłam krzyczeć i uderzać pięściami w podłoże pozostawiając głębokie ślady. Tak oto dowiedziałam się, że mój brat i najlepsza przyjaciółka zginęli. Usłuszałam śmiech. Podniosłam wzrok na górę za lasem. Stała tam ta sama zakapurzona kobieta. Usłyszałam jeszcze szept przyjaciół "Azula".. Wstałam cała kipiąca ze złości.

-TY! Coś ty narobiła?!

-O co ci chodzi sis?

-Zniszczyłaś krainę, pozabijałaś ludzi.. i po co? Ty nie jesteś moją siostrą. I nie jesteś władczynią tego świata. Jesteś tylko idiotką, zazdrosną o pozycje własnego brata!

-Nie pyskuj smarkulo. Może jesteś pół duchem, ale da się ciebie zabić.

-Po coś mnie tu ściągnęła? Przecież wiesz, że mogę cię powstrzymać!

-Nie powstrzymasz mnie.. to po pierwsze. Po drugie, ściągnęłam cię tu abyś popatrzała na koniec tej krainy. Abyś widziała jak ja tu obejmuję władzę! A tak się składa, że wasza trójka to jedyni ludzie na tej planecie, którzy nie stoją po mojej stronie.

-A spadaj na drzewo banany prostować!

Posłałam jej lawinę skał i innych rzeczy, które ją przygniotły. Obruciłam się tyłem i odchodziłam. Nagle słyszałam trzask. Szybko się obruciłam w jej stronę. W moją stronę leciał sztylet. Był blisko. Mogłam uciec, ale coś mi nie pozwalało. Zamknęłam oczy czekając na ból i śmierć. Zamiast tego poczułam ręce na ramionach. Otworzyłam oczy. Przede mną stał Sokka. Patrzył mi się prosto w oczy. Poprawił mój niesforny kosmyk, który opadała na oczy. Kiedy to zrobił popatrzył się głęboko w moje oczy i się uśmiechną. Pocałował mnie i powiedział:

-Masz na siebie uważać księżniczko. Kocham cię..-do jego ust zaczynała napływać krew. Te ostatnie słowa powiedział bardzo cicho.

Czas wtedy dla mnjie spowolniał. Leciał w moją stronę. Opierał się o mój lewy bark, a ja go trzymałam. Zaczęłam krzyczeć na całe gardło. Zaczęłam płakać jak dziecko. Padłam na kolana. Wyciągnęłam z niego sztylet i położyłam jego głowę na kolanach. Wyglądał jakby spał. Czyli jednak miłość boli. Oj i to cholernie.. czemu to tak cholernie boli?!  Zaczęłam głaskać swoimi zakrwawionymi rękami jego policzki zostawiając po tym krwawe ślady. Ale to nic. Pocałowałam jeszcze jego ciepłe usta i wtuliłam się w jego tors. Po chwili zaczęłam się rozglądać. Nigdzie nie widzę Toph. Patrze z niepokojem na Azule i co tam zobaczyłam jeszcze bardziej mnie zdołowało. Zabiła Toph. TA JEBA** SUK* zniszczyła mi życie. Nie mam już nikogo.. nikogo. W tym momęcie świat mi się zawalił. Ona zeskoczyła i podchodząc do mnie wyciągnęła rękę i użyła magii.. KRWI?! Daję ręce na szyji gdyż ona mnie zaczęła dusić.

-Jak.. ty..to..-ledwo co wypowiedziałam te słowa.

Azu (tak nazywałam Azule jak byłam mała) podniosła rękę, a ja teraz unosiłam się nad ziemią.

-Wiesz.. taka jedna szamanka "podarowała" mi moc wody.. a.. jak ona miała.. ach tak.. Katara..-nie mogłam uwierzyć..-A teraz tak jak ja wcześniej.. TY pozostaniesz z niczym!

Pociągnęła mnie do siebie. Nadal miała na twarzy ten okropny uśmiech psycho... Położyła palce na czole i na klatkę piersiową. Czułam jak trace siły, ale po chwili miałam jej nadmiar. Zaczęłam świecić. Weszłam w stan avatara. Moje włosy zmieniły kolor, jak również zmiana ubioru też nastąpiła. Nie panowałam nad swoim ciałem. Jakbym była opentana. Wyciągnęłam ręce przed siebie i utworzyłam biały lśniący kwiat energii i moich mocy Avatara przypominający lilię.

-TAK! HAHA! NARESZCIE! Teraz mi to daj..

Swoją wypowiedź skierowała do mnie, a na moje nieszczęście ciało się jej słuchało[xd]. Dotknęła kwiatu, a między nami powstało łoncze. W tej oto chwili rodzi się nowy Avatar.. Avatar zła..

*oczodoły Jay'a*

Usłyszałem płacz i krzyk Quu. Wybiegłem z pokoju zderzając się z czymś twardym. Wylądowałem na twardej podłodze. Sprawcą był mój przyjaciel.

-Oj.. przepraszam przyjacielu. Poprostu kazano mi po ciebie iść, gdyż coś złego z Quu się dzieje.-pomógł mi wstać.

-Nie no spoko :)

Wyszliśmy z mojego pokoju. Na korytarzu stali już Cole i Lloyd.

-A wy na co się gapicie..? Czemu nie wchodzicie?

-No bo ustaliliśmy, że ty tam wchodzisz..

-Dobra, ale wy won do pokoi. Aby ją uspokoić muszę być sam.

Kai, który oglądał całe zdarzenie przy drzwiach swojego pokoju fukną tylko i zatrzasną się w swoim jakże przytulnym pokoju. Reszta się rozeszła. Ja wszedłem do pokoju i to co tam ujrzałem przekraczało moje rozumowanie.. Quu wisiała w powietrzu z jakimś kwiatem. Wokół nij wisiały żywioły. Chciałem już iść po Sensei'a, ale w tej chwili żywioły zostawały wciągane do więdnącego kwiatu. Teraz nie ma już nic. Wszystkie żywioły zniknęły. Wszystko się zatrzymało, lecz kwiat..

*oczodoły Quu*

..uschną. Tylko jeden płatek był nienaruszony. Ciekawe dlaczego. Nagle rozbłysło białe światło i na szyji miałam naszyjnik z księżycem. Znów było ciemno, a w głowie miałam ten straszny śmiech. Nagle poczułam znane mi ciepło. Uspokoiłam się. Zaczęłam spadać, ale ktoś mnie złapał. Nie małam siły otworzyć oczu, więc zasnęłam..

*znów oczodoły Jay'a*

Ten kwiat.. uschnięty z jednym, jedynym płatkiem zdrowym zaczą się zmieniać. Zmienił się w naszyjnik z księżycem. Jakiś facet z śnieżnobiałymi włosami pojawił się za Quu. Położył jej rękę na czoło, a ta przestała płakać. Zamiast tego wygieła się, jakby mostek miała zrobić. Jej niebieskie włosy zaczęły się unosić i stały się białe i dłuższe. Jej strój też się zmienił.

[powiedzmy, że to tak wyglądało.] Facet znikną, a ona zaczeła zpadać. Złapałem ją w ostatniej chwili. Skąś ją znam.. ale nie wiem. Niechciała się obudzić. Dobra, więc zostane u niej na noc. Jak coś się wydaży to będę na miejscu. Położyłem ją na łóżku, a ja znalazłem sobie wygodne miejsce na krześle. Zacząłem dumać skąd mógłbym ją znać.. i nie zauważyłem kiedy zasnąłem.

*oczkodoły Quu/??*

Jasne promienie słońca muskały moją twarz. Już świta, a ja mogę się przyznać, że się wyspałam. Dobra.. trza wstawać. Otwieram oczy i.. nic nie pamiętam.. Może później mi się przypomni. Obracam głowę, a tam jakiś chłopak.. Wstaje do pozycji siedziącej i mu się przyglądam.. skąś go znam, te rudawe włosy. Słodkie pieguski i ta rozcięta brew.. Ale muszę przyznać, że śłodko wygląda jak śpi ^^ Co?! Too.. znaczy..e.. no.. tak to ten.. ee.. tego.. tematu nie było. Wstaje i podchodzę do szafy, aby wyciągnąć ubrania. Jak pójdę do łazienki to się ubiorę przy okazji. Wole nie ryzykować w pokoju, że ten tutaj się obudzi. Wchodzę, odbywam codzienną rutynę. Obmywam twarz i spoglądam w lustro. Myślałam, że moje włosy były niebieskie..  a może był to tylko sen? no nie wiem. Biorę moje ciuchy które przy moim dotknięciu zmieniły kolor. Czerwony sweterek zmnienił kolor na czarny i zmieniły się też ramiona i dekold. Wcześniej czarne leginsy zmieniły się w białe rurki, a adidasy w białe glany. Ubrałam się, spiełam moje białe włosy w ogon i nałożyłam lekki makijaż. Nagle przede mną pojawiło się pudełeczko z karteczką o treści: To dla ciebie. Tą nosiła twoja mama. Myśle, że ci się spodoba. Byłam zdziwiona. Otworzyłam pudełeczko, a tam śliczna czarna wstążeczka. Nałożyłam sobie ją na szyję, a ona sama się zawiązała. Ciekawe.

Dobra pora na śniadanie. Wychodzę z łazienki,a ten jeszcze śpi. No trudno. Kieruję się w stronę kuchni. Przed wejściem do kuchnio-jadalni wisi plan tygodnia. Więc z tego wynika, że jest sobota i dzisiaj śniadania jemy osobno. Trening zaczyna się o 9:00, a teraz jest 7:26. To spoko. Wchodzę do kuchni i szykuję sobie kanapkę z sałatą, pomidorkiem, ogórkiem, serem i wędliną. Zaparzyłam herbatę z rumiankiem i miętą. Usiadłam przy stole i zaczęłam zajadać, drugą ręką bawić się moją mocą. Wokoło mojej ręki latały motyle z energii. Nagle zobaczyłam, że ktoś zza drzwi mnie obserwuje. Obruciłam się w jego stronę. Przyglądał mi się z jakimiś dziwnymi iskierkami w oczach.. ciekawe kim jest. Nagle do mnie zaczą podchodzić, a ja szybko wstałam, że jakby co to będę mogła uciec, a on złapał tylko moją rękę.

-Witaj. Jestem Kai. Mistrz ognia-pocałował moją rękę.-A ty moja piękna kim jesteś?

*ślepia Kai'a*

Wstaje sobie z łóżka, myśląc jaki to świat jest okrutny i za jakie grzechy tak na mnie się odgrywa. Poszedłem do łazienki, odrobić codzienną rutynę. Później wyszedłem, a po chwili wróciłem, aby ułożyć włosy i co tam zastaje? ZOSTAŁO MI TYLKO JEDNO PUDEŁKO ŻELU!! TYLKO!  No nic.. Postanowiłem zejść i zrobić sobie śniadanie. Uchylam drzwi, a tam.. piękna białowłosa dziewczyna. Może któryś z chłopaków ją przyprowadził.. nie będe jej wyganiać. Nagle ujrzałem, że posiada moc. Biała energia. Tworzyła z niej piękne rzeczy, a nawet zmieniała kolory. Wychyliłem się bardziej, aby lepiej widzieć, ale to ona mnie zauważyła i się przestraszyła. Poprawiłem jeszcze moją czerwoną bluzę i włosy i podeszłem do niej. Ona natychmiast wstała szykując się na wszelki wypadek do ucieczki, a ja złapałem jej dłoń, przedstawiłem się i pocałowałam jej rękę. Później zapytałem się:

-A ty moja piękna kim jesteś?

-Nazywam się Angiel. Jestem mistrzynią jak ja to nazywam.. białej energii..

«««««««««««««««««««

Hejoszki. Czujecie tą adrenalinę?? czujecie? bo ja nie xd Na wstępie chciałam was przeprosić, że nie było długo rodziału. Planowałam już na przyszłość, aby wklejać je w miare równych odstępach xd. Do tego do konkursu z bioli się przygotowuje xd Jeszcze raz przepraszam.. Bay..
A! a oto jak mniejwięcej wygląda moc w krztałcie motyli itp.. kiedyś dostaniecie całe zdj ;) też was kofam :3

#Lisica

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top