Rozdział IV

-POBUDKA! Śniadanie!-dostałam poduszką w twarz.

Otwieram zaspane oczy. Nie miałam koszmarów.. całe szczęście. Ale jakiś sen miałam. Słyszałam śpiew. Tylko tyle pamiętam. Nade mną stał Jay. Leżałam na podłodze z kończynami rozciągniętymi w cztery strony świata. Widać było, że go to bawiło. Uniosłam się szybko i już stałam na nogach. Posłałam mu pstryka w nos i spojrzenie typu "Mam focha, ale tymczasowo". Zaśmiał się znowu głośno, a ja go wyrzuciłam z pokoju. Postanowiłam się ubrać. Na dworze +30ºC więc ubiorę jakiekolwiek buty sportowe, obcisłą koszulkę na ramiączkach i wojskowe shorty z specjalnymi paskami na nogi. Włosy zaplotłam w warkocza. Wyglądałam prawie jak Lara Croft (xD). Tylko odcień włosów się nie zgadzał. Dlaczego postanowiłam się tak ubrać? Może dlatego bo chce zwiedzić trochę tą krainę, a niechce pokazać, że mam moc. Broń? Mam. Aż dwa pistolety, podrasowane dzięki mocy. Niepotrzebuję amunicji. Sama ją tworzę. Nikt poza mną nie użyje tej broni. Chyba, że wie jak się nimi obsługiwać. Pistolety wsunęłam je do miejsc na pasku i postanowiłam zejść na śniadanie. Wtem drzwi się uchyliły.

-Hej. Mógł bym.. łoo.. Nieźle wyglądasz. Ta broń to atrapa?

-Chcesz to sam wypróbuj Cole. Masz-wręczyłam mu pistolet.-Proszę strzelaj-pokazałam mu siebie.

-To jest atrapa..

-Skąd wiesz?-uśmiechnęłam się przebiegle.

-Bo ja bym się nie wystawiał na próbę, gdybym wiedział, że to nie jest atrapa.

-Więc strzel tam-pokazałam mu jabłko wiszące na drzewie.

Nacisną spust... I nic. Znowu próbuje.

-Widzisz? Mówiłem..-posłał mi zadziorny uśmiech.

-To się zdziwisz..-wyciągnęłam drugą broń z paska i odebrałam Cole'owi tą pierwszą. Wycelowałam w jabłko i zanim zdążył zaeragować strzeliłam. Z broni wyleciały pociski i trafiłam dwa razy w środek jabłka.-I co?

-Ale.. jak.. ale.. ty.. to.. chyba nie-kopara mu opadła, a ja zakręciłam pistolety na palcach i schowałam w swoje miejsca. Wzięłam długo sweter, aby zasłonić mój strój-Jesteś niesamowita-trochę się zmieszał-a teraz.. tego.. idziemy-wziął mnie na plecy i wyniósł.

Waliłam w jego plecy, a on nic. Muszę przyznać.. ma mięśnie ze stasli. Ale nie lubię wisieć do góry nogami. Wszedł do jadalni i usłyszałam śmiechy. Wkońcu mnie postawił i popatrzył swoimi roześmanymi czekoladowymi oczami w moje lawendowe. Posłałam mu takie same spojrzenie co Jay'owi. Naciągnęłam swój sweterek bardziej na siebie,  by ukryć moje ubranie. Niewiem dlaczego, ale jakby wstydzę się pokazać w jakim stroju jestem. Usiadłam na swoim miejscu i zaczęłam jejść kanapki z łososiem. Wszyscy się śmiali, rozmawiali oprucz Jay'a. Oczywiście Kai'a musiało zabraknąć. Przyzwyczaiłam się już do tego. Ale dlaczego Jay się nie śmiał. Zapytałam się tylko o co chodzi. A on tylko odpowiedział ''Nic".. Nie wiem co jest grane, ale coś tu śmierdzi łajnem.. albo to skarpetki Lloyd'a. Niewiem. Po skończonym śniadaniu chłopcy odprowadzili mnie rozmowami na dziedziniec klasztoru. Sensei Wu już tam czekał. Podeszłam do niego, a chłopcy się wycofali.

-Dzisiaj sprawdzimy twoje umiejętności podczas walki. Najpierw magia ziemi.-tu wystąpił Cole.

-Tak Sensei-ukłaniliśmy się jednocześnie.

Zrzuciłam sweter w kąd. Za sobą słyszałam szepty, chichoty i pogwizdywanie.

-Ej! Albo przestaniecie się patrzeć na moje tyły, albo po waszych tyłach nic niepozostanie!-po moich słowach się uspokoili.

Obróciłam się spowrotem do Cole'a. Ukłoniliśmy się, obróciliśmy się do siebie tyłem tak, że dotykaliśmy się plecami. Teraz 10 kroków w przód. 1.. 2.. 3... 8.... 10.. Gwałtownie skierowaliśmy twarze na siebie. Ja stałam w pozycji bojowej, tak jak uczyła mnie Toph. Od zaś miał złą postawę. Bardzo chwiejną. On zaczą walkę. Dzwigną wielki głaz, bardzo się przy tym męcząc. Rzucił nim we mnie. Przyjełam postawę odbioru ataku. Złożyłam dwie ręce w wystawiłam przed siebie. Głaz leciał. A kiedy dotkną mych rąk.. przepołowiłam go. Kurz unosił się dookoła. Nie było mnie widać. Wtedy przystąpiłam do ataku. Te teraz dwa głazy znów przepołowiłam. Teraz cztery głazy latały wokół mnie. Kurz znikł, a ja byłam znów widoczna. Ramiona miałam rozłożone, a głowę z uśmiechem "pedofila" (Jezu co ja pisze xD-dop. aut.) spuszczoną w dół. Zaczęłam się śmiać. Niewiem co mnie napadło, ale zaczęłam się śmiać.

-Hej? Wszystko gra?-spytał.

Wtem podniosłam głowę nie spuszczając tego uśmiechu z twarzy. Widziałam w jego oczach strach. Serio? Boi się tego co wyczyniam?! Wiem, że to działało na przeciwników z mojego wymiaru, ale ninja? Dobra.. koniec z tym. Rzucałam w niego tymi głazami. Wszystkie z trudnością ominą. Po chwili chciał, znowu zaatakować. Chciał zrobić krok do przodu, ale ja w ostatnim momencie delikatnie kiwnęłam stopą i zamiast kroku w przód zrobił szpagat.

-Tak oto dziewczyna pokonała Czarnego Ninja! Czyli Mistrza Ziemi!!-zaśmiałam się.

Podeszłam do niego. Pomogłam mu wstać, ale on ledwo co chodził. Chyba nie był do końca rozciągnięty. Pomogłam mu dojść do chłopaków. Tam przywitały mnie oklaski.

-Byłaś niesamowita!! I ten śmiech psychopaty.. odlot.

-Dzięki Jay. Ale to nie było wszystko co potrafię.

-Dobrze się spisałaś. Teraz magia wody.

-Ale Sensei. My nie mamy maga wody-podkreślił Zane.

-Jak to nie? Przecież ty jesteś!-krzyknęłam z uśmiechem.

-Ale ja nie panuję nad wodą, tylko nad lodem..

-A z czego jest lód?

-No z wody, ale moje procesory, dalej nie potrafią zrozumieć co zamierzasz..

-Zamierzam nauczyć cię magii wody!-Krzyknęłam z jeszcze większym uśmiechem.

-Qumell. Myślisz, że podołasz? Nasz świat kroczy innymi prawami, niż twój.

-Dam radę Sensei. Choć Zane!-pociągnęłam przyjaciela.

Stanęliśmy na środku dziedzinca. Jednym ruchem był już na nim porządek i nie było żadnych dziur. Stanęłam spowrotem przed Zane'm. Zamknęłam oczy, a ręce złożyłam jak do modlitwy. Jedną nogę miałam przyczepioną do ziemi, a drugą zrobiłam obrót o 360º. Już po tym nad rękoma lewitowały małe i duże bąble wody. Jedną nogą zrobiłam dwa wgłębienia w betonie i wlałam do nich wodę.

-Teraz się skup. Przyjmij postawę-pokazałam mu jaką. Zrobił to co ja.-teraz delikatne ruchy. Wczuj się w falę. Bądź jak fala. Bądź tą falą.

Pokazałam mu co i jak. Po chwili w moim kielichu były fale. Później wyciągnęłam wodę tworząc ośmiornicę. Spodobało mu się. Po pokazaniu co ma zrobić wlałam wodę spowrotem do mojego kielicha.

-Teraz ty.

-A jak nie dam rady.

-Dasz.  Musisz tylko w siebie uwierzyć! Ale niech ci tak bardzo nie zależy, bo gdy ci bardzo zależy to nie wychodzi.

-Dobrze. Więc zaczynajmy!

Chwilę później

-Udało się!! HaHa!! Naprawdę się udało!

-Widzisz! Dałeś radę! A teraz zaatakuj mnie swoją ośmiornicą.

-Ale ja niewiem jak.

-Wczuj się w to. Ale pamiętaj. Delikatne i płynne ruchy.

Zaatakował mnie. Ja się ledwo co obroniłam. Jest naprawdę silnym Magiem Wody. Szybko się uczy. U mnie to tą ośmiornicę to dopiero za jakimś setnym razem by się udało zrobić. A tu proszę! Za pierwszym razem. Teraz podszedł do nas Sensei Wu, a Zane odszedł z uśmiechem. Patrzałam jeszcze chwilę na niego. Podbiegł do chłopaków do których dołączył Kai. Słyszałam jak rozmawiają. Pojawiały się tam teksty takie jak "Szkoda, że siebie nie widziałeś" albo "Też chciałbym władać lodem!". Uśmiechnęłam się i odwróciłam do Mistrza.

-Wspaniale się spisałaś jako Sensei wody. Teraz powietrze.

-Ale tu nikt chyba nie posiada magii powietrza. Poza tym w świątyniach powietrza spędziłam conajmniej 5 lat doskonaląc magię powietrza.-teraz zaczął swędzić mnie noc. Kichłam i wyleciałam conajmniej 15 metrów w górę. Spadłam przed Sensei'a-ale mogę spróbować.

-Eee.. wiesz.. chyba nie musisz. Więc magia ognia.

-Czyli Agni Kai-uśmiechnęłam się złowieszczo.

-Ach.. Agni Kai.. pamiętam to. Więc KAI!!-zawołał go Sensei.

Odrazu przybiegł, a Sensei się odsunął. Kiwną mi tylko głową, że mogę zaczynać.

-Wyzywam cię na Agni Kai.-powiedziałam.

-że co?-parskną śmiechem

-Ty wogule nie wiesz co to jest. Co nie?-zapytałam z uniesioną brwią.

-Może..-Tym razem ja wybuchłam śmiechem.-Z czego się śmiejesz?!

-I ty masz czelność nazywać się Magiem Ognia-dalej się śmiałam. Zaczeli do nas podchodzić chłopcy

-Tak.. więc co to jest??

-Jest to pojedynek dwuch magów ognia. Agni Kai jest spowodowany najczęściej przez obraze jednego maga, drugiego. Ale również chęcią bitwy.

-Więc cię obraziłem? Oj bardzo przepraszam niuniu du.

-Bardziej sprowokowałeś. Ale i tak wiem, że Avatara nie pokonasz.. Niepokonałbyś nawet ognioglisdy*.

-Tak to kim jest ten wspaniały Avatar, który potrafi wszystko, bo wczoraj jakoś cię niesłuchałem..

- W każdym pokoleniu istnieje jedna osoba, która jest zdolna władać wszystkimi czterema żywiołami jednocześnie, zwana Avatarem. Jest to ludzka inkarnacja ducha światła i pokoju. Po swojej śmierci Avatar reinkarnuje się w kolejnej nacji w Cyklu, symbolizującym pory roku: zima dla wody, wiosna dla ziemi, lato dla ognia i jesień dla powietrza. Zgodnie z legendą, Avatar musi nauczyć się władać wszystkimi żywiołami, poczynając od swojego „ojczystego” i kontynuując ich naukę zgodnie z symbolizującymi je porami roku. Najtrudniejsze dla Avatara jest okiełznanie żywiołu przeciwnego do jego wrodzonego, gdyż symbolizują one całkowicie odmienne style walki i doktryny. Przeciwieństwem Magii Ognia jest Magia Wody, a Magii Ziemi – Magia Powietrza. Piąty styl, Magia Energii, odkryta i doskonalona niegdyś przez starożytnych, została zapomniana wraz z upływem czasu. Avatar posiada obronny mechanizm, pozwalający mu na wykorzystanie całej wiedzy i umiejętności swoich poprzednich wcieleń, zwany Stanem Avatara, w którym jest on w stanie połączyć siły wszystkich swoich poprzednich żyć. Jednak jeżeli Avatar będąc w Stanie Avatara zostanie zabity, cykl reinkarnacji zostanie przerwany i Avatar przestanie istnieć. Przez wieki Avatar utrzymywał pokój pomiędzy wszystkimi narodami, a także służył za pomost pomiędzy realnym światem a Światem Duchów – domem niezmaterializowanych duchów całego świata.-po wypowiedzeniu tego automatycznie złapałam się za usta.

Patrzyli na mnie jak na przybysza z innej galaktyki, ale byłam jakby z innej galaktyki.. przecież nienależałam do tego świata.

-To zaczynamy tą walkę?

-Nie Kai. Jutro. Już jest późno. Dzisiaj nawet obiadu nie jedliście.

-Dziękuję Sensei, ale jakoś nie jestem głodna. Jutro naucze ich innych rzeczy, a z tobą-pokazałam na Kai'a-jeszcze wyrównam rachunki.

-Taa.. a swoje pistoleciki wzięłaś?-spytał pomidor.

Dotknęłam ud. Tam na paskach powinny być przymocowane moje pistolety. Spojrzałam na Kai'a. Trzymał je w ręce.

-Oddaj..

-Co?  Te zabaweczki?

-Oddaj!

-Dobrze, ale ja bym je wyrzucił.

Rzucił je we mnie i się odwrócił tyłem. Ja je złapałam i strzeliłam lodowymi pociskami w jego tyłek. Były to bardziej szpilki z lodu. Trafiły pięknie w dwa jego pośladki. Jękną z bólu i zaczą uciekać. Pobiegł do klasztoru.

-To było niezłe.-Powiedzieli chórem.

-Dzięki. Ja idę spać! Papa-puściłam im oczko. Weszłam do pokoju i pierwsze co zobaczyłam to pudełko leżące na moim łóżku. Podobne do tego z wiśniowym strojem ninja. Postanowiłam najpierw się przebrać, a potem sprawdzić. Po wykonaniu czynności otworzyłam te pudełko i.. tam był strój ninja. Ale w bardzo jaskrawym niebiesko-zielono-biało-czerwonym kolorze. Na spodzie kartonu była karteczka z treścią:

Słyszałem, że kolory się zbytnio nie podobały.
Oto twój nowy strój ninja. Ma jaskrawy niebieski kolor.
Zbroja ma jaskrawy zielono-biały kolor,
a dodatki są jaskrawo czerwone.
Mam nadzieję, że się podoba.

                                   Jay

"I jak mu się za to odwdzięcze?" pomyślałam. Wtem drzwi do pokoju się otworzyły. Stał w nich Jay w piżamie. Był trochę zmieszany. Gestem ręki zaprosiłam go do środka. Wszedł.

-Czyli strój się podoba?

-Pewnie, że tak. Jak ja ci się odwdzięcze?

-Naprawdę nie musisz..

Wtem podeszłam do niego i musnęłam jego policzek. Widać było, że się zarumienił i niewiedział co powiedzieć. Ja się natomiast uśmiechnęłam i wypchałam go z pokoju. Stał jak sparaliżowany. Po chwili się obudził, pożegnał i poszedł do swojego pokoju. Po chwili rozwiesiłam mój strój ninja na wieszaku i również się położyłam nieprzejmując się co będzie mi się śniło. Dobranoc wszystkim.

««««««««««««««««««««««

Ognioglisdy-wzięte z jeźdźców smoków. Są to glisdy w krzałcie smoków, które płoną.
Ale wytłumaczenie xD

Eh.. Głupi, głupi, głupi Wattpad. Za pierwszym razem mi niechciało zapisać. Za drugim razem usunął mi ten rozdział. Pisałam go trzy razy. Ale wkońcu wyszło. Ah.. jak myślicie. Kogo wybierze Qumell? Jay'a, Cole'a, Lloyd'a? (Na zdjęciu mamy tych trzech głubków.) Hym..? jaka jest wasza teoria xD? A jeśli chodzi o ten rozdział to jestem zadowolona. Niewiem jak wy ale ja 6/10 :)

#Lisica

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top