Rozdział 4

Miesiąc później.

- No dawaj Cole! Nic mi nie zrobisz! - krzyczałam tak już od godziny tylko on się zgodził ze mną trenować, ale czemu nie chce atakować?! Jeśli mam się czegoś nauczyć to chyba tylko w praktyce, bo z teori jestem kiepska.

- Nie zaatakuje cię Marko, jeszcze nie zdążysz się obronić.

- Cole jesteś mistrzem ziemi, gdzie jest ta twoja pewność siebie!

Szatyn westchnęła, a po chwili w moją stronę poleciała skała, wzięłam wdech i zamieniłam się w pył, po czym chwilę później stałam bliżej końca sali, ale nie spodziewałam się, że czarnowłosy tak się zaangarzuje, o cholera, nie wiedziałam co robić i zanim się zorientowałam, skała była przeciętna na pół. Usłyszałam oklaski, odwróciłam tam głowę i zobaczyłam nikogo innego, jak reszte ninja, oni nie mają nic innego do roboty niż patrzenie, jak ktoś inny trenuje. Złapałam wodę od Cole'a i na piłam się. To był chyba najmniej męczący trening jaki do tej pory miałam.

- Dzięki - uśmiechnełam się i wyszłam z sali treningowej.

Postanowiłam znowu pójść na miasto, może tym razem spotkam tego chłopaka , czasem widzę go w tłumie, ale nigdy nie podchodzę, bo po co niby mam z nim gadać jednak intryguje mnie to, czemu mi pomógł w tedy na pasach, jestem jak każdy inny człowiek. Usiadłam na ławce i zamknęłam oczy.

- niech każdy panięta co głosi legenda: jak pewna cyganka od nocy do ranka księżyc prosiła tak: "daj mi proszę chłopca miłość jest mi obca, tak mi czułości brak" - ktoś pięknie śpiewa, otworzyłam oczy i zaczęłam szukać źródła głosu - "ty otrzymasz męża, z mojej mocy" odrzekła jej srebna pani nocy "jednak wzamian tego ty pierworodnego syna podaruj mi" skoro dla człowieka dziecka się wyrzekasz nie pokochasz go ty pani nocy ty matką zostać chcesz jednak na cóż ci ludzką miłość czy wiesz? Pani nocy wyrzeknij mi na cóż ci ludzki syn, dziecko z ciała i krwi? Aaaa. Aaaa księżycowe dziecie - muzyka stawała się głośniejsza muszę być już niedaleko - dziecko z ojca hebanowej skóry zrodziło się białe jak szczyt góry miało jesne oczy śnieżnobiałe lica Albinos syn księżyca "Ciemni my oboje... dziecko więc nie moje! Nie myśl, że to przemilcze!" pani nocy ty matką zostać chcesz jednak na cóż ci ludzką miłość czy wiesz? Pani nocy wyrzeknij mi na cóż ci ludzki syn, dziecko z ciała i krwi? Aaaa. Aaaa księżycowe dziecie - znalazłam się na rozdrożu w parku, zamknęłam oczy i wsłuchałam się po czym poszłam w lewo - Domniemaną zdradą pochańbiny, podszedł z nożem w ręku do swej żony "kim jest ojciec dziecka?! kobieto zdradziecka!" Rzekł i nożem ją pchnął martwa zostawiona on z dzieckiem w ramionach w górach porzucił je pani nocy ty matką zostać chcesz jednak na cóż ci ludzką miłość czy wiesz? Pani nocy wyrzeknij mi na cóż ci ludzki syn, dziecko z ciała i krwi? Aaaa. Aaaa księżycowe dziecie - jesz ze tylko kilka metrów, a będę na miejscu - kiedy księżyc w pełni, srebrny cały, w tedy śpi spokojnie chłopiec mały. A kiedy się budzi płaczu bardzo bliski potrzebuje kołyski - doszłam do źródła, ale nie widziałam ludzi, bardziej gramofon - a więc kiedy dziecię przebudzenia bliskie. Księżyc zmienia się w ko... - wyłączyłam sprzęt.

Odeszłam kawałek i dopiero dotarło do mnie, że nie ma tu nawet budynków, drzew, a nawet ludzi. Gdzie ja jes...

Gdzie jest Marko? Kto postawił sprzęt? Co się wydarzy? Dlaczego nie dokończyła słowa?

Do następnego :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top