Rozdział 4. Złodzieje kryształów.
Dedykacja dla
zgagis17
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
W poprzednim odcinku…
-- Wyspałeś się po randce?
-- W czwartek jest wystawa klejnotów.
-- Herbatka została zaparzona.
-- Może się spotkamy?
-- Kim jesteś?
Nadszedł czwartek. Słońce powoli wstawało. Jego promienie otulały pierwsze budynki. Ariana już przemierzała alejki głównego parku w Ninjago City. Wszystko w niej drżało. A co jeśli coś nie pójdzie? Jeśli akcja się nie powiedzie? Wszystko pójdzie na marne? Lloyd odkryje prawdę? Przecież to nieuniknione. Przystanęła. Usiadła na ławce. Pewnie ją znienawidzi. Każdy by to zrobił. Niech to! Można się przez tydzień przyzwyczaić do drugiej osoby? Tak! Ariana przyzwyczaiła się do obecności Lloyda. Miło spędzała z nim czas. Przyjemnie było chodzić po mieście bez celu, cały czas rozmawiając lub śmiejąc się. Potrafiła się odprężyć przy nim. Dawno przy nikim się tak nie odprężała. A dzisiaj to najprawdopodobniej straci. Ale powstrzyma to zło. Zakończy to tą całą farsę. Wszystko się zakończy. Będzie dobrze. Wstała z ławki. Ruszyła dalej.
Lloyd wstał z wielkim uśmiechem na ustach. Dzisiejsza randka zapowiadała się… nudna, ale będą we dwójkę. On jako tajny ochroniarz, ona jako zafascynowana zwiedzająca. Niczym jak postacie z jakiegoś romantycznego filmu. Przekonanie Wu i mamy było banalnie proste. "Będzie to bardziej wiarygodne, że przyszedłem zwiedzać, niż jak będę paradować sam po muzeum." Wow. Sam był w szoku, jak to gładko poszło.
Ari weszła do domu. Zostawiła portfel, klucze i telefon w przedpokoju na szafeczce. Weszła do łazienki. Zrzuciła ubrania i stanęła pod prysznicem. Odkręciła kran. Pierwsze zimne krople spadły na jej ciało.
Lloyd wszedł pod prysznic. Odkręcił kran. Pierwsze ciepłe krople spadły na jego kark. Płynęły po jego łopatkach, żebrach, plecach, pośladkach…
-- Dzisiejszej nocy pokaż mi drugą stronę siebie. Rozpalmy niebo naszych ciał, tak jak czwartego lipca. Pokaż mi drugą stronę. Pocałuj mnie tak, jak tylko Ty potrafisz. Zabierz mnie do nieba. Myślenia już nie ma. Pokaż mi drugą stronę siebie. - nucił. Czyją piosenkę? "KD"? Nie, one nie mają takiej w repertuarze. Skąd on ją zna? Ari! Ari ją nuciła. Tak! Ona ją śpiewała przed ich pierwszą randką. Tak. Jej biodra poruszające się w rytm sobie znanej melodii. Ma bardzo piękny głos. Nałożył trochę żelu na dłoń i zaczął namydlać przedramiona.
-- Mmm? Co to tak pięknie pachnie? - Seliel weszła do kuchni.
-- Jajecznica na kiełbasie, słoninie z szczypiorkiem - odpowiedziała Ariana, nie odwracając się od patelni. - Do tego robią się tosty.
-- Stresujesz się? - Seliel nie można było tak łatwo oszukać. Nie obijała w bawełnę. Stała się silna, twarda. Nabrała tych cech odkąd zamieszkała w Ninjago City.
-- Nie, wcale - odparła z sarkazmem.
-- Przecież widzę - rzekła. - Wolisz zwykły chleb do jajecznicy.
-- Ja - zawiesiła głos.
-- Zakochałaś się w Zielonej Herbatce.
-- Na pewno nie - odwróciła się do Seliel. - Ale przyzwyczaiłam się do niego.
-- Tak to się zaczyna - westchnęła malinowowłosa.
-- Nie! Nic się nie zacznie. Najpierw trzeba skraść kryształ - powiedziała brunetka. Była twarda, stanowcza i nieugięta. Seliel szukała w jej oczach choć trochę emocji, trochę miłości.
-- Dziś wszyscy będziemy wolni - rzekła.
Lloyd poprawiał włosy. Chciał przyzwoicie wyglądać. Czuć się wygodnie, a zarazem nie wyjść na niechluja. Miał czarno-białe buty sportowe, czarne, lekko zwężane spodnie, białą koszulkę i czarną, skórzaną kurtkę. Wyglądał inaczej niż zwykle. I o to chodziło. Skończył się szykować. Wyszedł z pokoju.
-- To ja już lecę! - krzyknął - Widzimy się na miejscu! - i wyszedł szybko, by nie słyszeć komentarzy.
Ostatnio stał się na nie bardzo czuły. Drażniły jego ego. Jego ego mistrza spinjitzu. Co się z nim dzieje? Czemu był się stał tak drażliwy? Zależało mu na niej. Pierwszy raz jakaś dziewczyna nie była z nim tylko z tytułu "Tego Sławnego Zielonego Ninjy". Czuł się przy niej swobodnie, jakby znał ją całe życie. Było to inne uczucie niż to, czym obdarzył Harumi. Harumi… Niech żyje w innym, lepszym świecie. Ciekawe co by było, gdyby Harumi nie okazała się Ciszą? Albo zmieniłaby się pod jego wpływem? Nie było by go tu. Nie siedziałby w samochodzie. Nie czekałby na randkę w muzeum. Tak mu mówiły serce i rozum. Zaczął ich wreszcie słuchać. Nie były głupie, jak zawsze uważał. Mistrz Wu miał rację. Chyba rzeczywiście mądrzeje i statecznieje.
Ariana wyszła z łazienki. W luźnych dresach weszła do pokoju.
-- To się nie nadaje - zobaczyła Seliel, wyrzucającą ubrania z szafy. - To nie.
-- Co Ty tu robisz? - spytała Ariana, opierając się o futrynę.
-- Szykuję Ci strój na randkę - odpowiedziała beztrosko, oglądając T-Shirty.
-- Wiesz, chyba sama sobie poradzę - powiedziała, unosząc brew.
-- Patrząc po Twoim stylu - prześlizgnęła się po koleżance wzrokiem - nie za bardzo widać.
Brunetka wywróciła oczami. Usiadła na łóżku.
-- I co wybrałaś? - spytała.
-- Tą czarną spódnicę - wskazała kawałek sfałdiwanego materiału. - Do tego biały T-Shirt. Klasyk - podała koszulkę. - Aby nie było nudno - wskazała zieloną bomberkę. - Oczywiście szpilki.
-- A gdy dojdzie do akcji, to się wyłożę - mruknęła.
-- Co jak co, ale chodzić w butach na obcasie potrafisz, nie chodząc często - stwierdziła.
-- Dobra, daj - wyciągnęła ręce po ubrania. - Bo inaczej to się spóźnię.
-- Masz - podała jej kawałki materiałów.
Lloyd zaparkował pod blokiem. Ariana już stała na dworze. Wyglądała zjawiskowo. Zielona kurtka i czarna spódnica do kolan. Wow. Lloyd wysiadł i podszedł do niej.
-- Cześć! - uśmiechnął się. Ari zbliżyła się do niego. Stanęła na palcach, choć nie musiała. Pocałowała Lloyda w policzek. On ją objął lewą ręką i przycisnął do siebie.
-- Witaj - szepnęła mu do ucha. Chwilę tak stali. Cieszyli się sobą. Wyglądali jak naprawdę zakochana para.
-- Gdybym tylko mogła… - Ari westchnęła w myślach. Nie chciała mu tego robić. Był zbyt dobry dla niej. Był tym czego potrzebowała od tylu lat. Prawdziwym dobrem.
-- Gotowa na randkę w muzeum? - spytał, odsuwając się od niej. Jego oczy błyszczały.
-- Tak - zarumieniła się. Razem poszli do samochody.
-- Już wysłałam Ci współrzędne miejsca, gdzie masz czekać - powiedziała Seliel. Cały czas stała w oknie i patrzyła, jak jej przyjaciółka i zielony ninja wsiadają do auta.
-- Ok.
-- Szkoda - mruknęła cicho.
Muzeum Ninjago - wielki budynek ze szklanym dachem. Było to niezwykłe miejsce. Ktokolwiek poszukiwał informacji na temat historii Krainy Ninjago, ten zawsze zaczynał tu.
Lloyd zaparkował samochód. Wysiadł. Obszedł auto i otworzył drzwi Arianie. Ta wysiadła z uśmiechem. W głowie jej jak mantra powtarzały się słowa: "Musisz! To dla jego dobra. Ale czemu się boję?".
-- Idziemy? - zapytał z uśmiechem. Dziewczyna w odpowiedzi skinęła mu głową. Chwyciła go za rękę. Chciała dodać sobie otuchy, lecz jeszcze bardziej zaczęła się stresować. Jej policzki zaczęły się robić czerwone. Lloyd również spalił buraka. Chciał to zrobić, ale bał się jej reakcji. Nie chciał się spieszyć. Kurczę, jak tematy miłosne są zawiłe i zawstydzające! Ruszyli ku schodom.
Nad szklanymi drzwiami wisiał wielki baner. "Wystawa szlachetnych klejnotów". Ariana przełknęła ślinę.
-- To już za moment - pomyślała.
Weszli do środka. Ludzi nie było dużo, ale nie mało.
-- Pan Lloyd! - od progu przywitał ich kustosz muzeum. Był to starszy pan w okularach.
-- Dzień dobry - przywitali się młodzi.
-- Witam - i spojrzał na młodą kobietę - piękną panienkę. Cieszę się, że odwiedziliście nasze muzeum. Zapraszam do oglądania. W szczególności polecam zobaczyć Klejnot Ognia. Przepiękny kryształ.
-- Dobrze - odpowiedział Lloyd. - Na pewno zobaczymy.
Adrenalina skakała jak szalona. Żyły ledwo utrzymywały krew. Mięśnie napięły się. Żołądek zawiązał się w supeł. Organizm dłużej nie wytrzyma.
Dwójka młodych ludzi spacerowała w muzeum. Co pewien czas przystawali przy ciekawym eksponacie. Czytali, co to jest. Potem rozmawiali o nim.
-- "Perła małży z lewiatana" - przeczytała Ariana. Kucała przy eksponacie.
-- I pomyśleć, że walczyłem z tym lewiatanem - zadumał się Lloyd, pochylając się nad szklaną kopułą chroniącą obiekt.
-- Ja nie mogę, ile to było?!? - usłyszeli czyjś głos. Obrócili się. Kai z beztroskim uśmiechem szedł do nich. Za nim kroczyli Zane, Cole i Jay z Nyą.
-- Cześć! - Lloyd się wyprostował.
-- No siemaneczko - przywitał się Cole. - Czyli to ta Twoja oblubienica? - zaśmiał się.
-- Cześć! Jestem Ari - dziewczyna podniosła się. Stanęła obok Lloyda.
-- Hej! Jestem Nya, a to Jay, Kai, Cole i Zane - czarnowłosa przedstawiła resztę ninja.
-- Czyli to jednak prawda, że Lloyd ma dziewczynę - zakpił Kai. Zielony ninja już chciał mu coś odpowiedzieć, lecz ubiegła go brunetka.
-- Tak, prawda. A gdzie jest Twoja?
Kai zaniemówił. A reszta ninja wybuchła śmiechem.
-- Ale go zgasiłaś - stwierdził Cole.
-- Nie będziemy Wam przeszkadzać - rzekł Zane.
-- Widzimy się przy Klejnocie Ognia - dodał Jay. Ninja odeszli.
-- Przepraszam za nich - westchnął Lloyd.
-- To nic - uśmiechnęła się Ariana. - Teraz masz doczynienia z kolejnym wariatem.
Lloyd spojrzał na nią z uniesioną brwią.
-- No co? - uśmiech nie schodził jej z twarzy - Myślisz, że nie jestem?
-- Nie wyglądasz.
-- Dobrze się maskuję - szturchnęła go w ramię. Przeszła kawałek dalej, kręcąc biodrami. Przystanęła. Spojrzała na niego przez prawe ramię.
Co go w niej kręciło? Była inna. Na początku patrzył na nią fizycznie. W sumie dalej tak na nią patrzy. Była piękną, zgrabną, młodą kobietą. Nie była już dziewczyną. Jej dojrzałość przenikała przez całe ciało. W rozmowach nie poruszała tematu jego sławy. Szukała wspólnych cech. Rozmawiali zawsze o ulubionych rzeczach, miejscach. Czasem napomykało o stabilizacji. Widać, że tego potrzebowała. Lloyd chciał jej to dać. Może to było głupie. Znali się przecież tylko tydzień. Ale czuł, jakby znał ją całe życie. Czuł się przy niej swobodnie. Nie czuł się zielonym ninją. Czuł się Lloydem. Zwykłym chłopakiem, stającym się mężczyzną. Sama stwierdziła, że jest strasznie dojrzały. Od czasu do czasu czuł, że nie pasuje rozumem do wieku.
-- Lloyd? - z rozmyślań wyrwała go Ariana.
-- Tak? - spytał.
-- Idziemy dalej? - uśmiechnęła się do niego.
-- Yhym - pokiwał głową. Stwierdził, że mógłby patrzeć cały czas na jej uśmiech. Znów odpływał. Ariana cofnęła się do niego. Chwyciła go za rękę i pociągnęła do przodu.
Czemu nie może go mieć? Bo jest tym, kim jest. Powinna być dumna. Czemu czuje żal do samej siebie? Wstręt? Odrazę? Bo za chwilę zrówna jego uczucia z ziemią. Przejedzie buldożerem po jego sercu. Sercu, które przez ostatni tydzień stało jej się takie bliskie. Sercu, które jej dziadek, ojciec i ona sama przyrzekali chronić. Czemu?
Stanęli przed drzwiami prowadzącymi do najcenniejszego obiektu.
-- Wybacz - powiedziała Ariana. - Muszę do toalety.
-- Ok - odparł Lloyd. - Pójść z Tobą?
Ariana uniosła brew. Lloyd po chwili zrozumiał, co powiedział. Zrobił się czerwony.
-- To znaczy… - próbował się jakoś wybrnąć z wpadki.
-- Rozumiem - odparła. Odeszła od niego.
-- Głupek z Ciebie, Lloyd - mruknął. Popatrzył w okół. Oparł się o ścianę.
Ariana weszła do łazienki. Sprawdziła, czy nikogo nie ma. Oparła się o zlew. Spojrzała w lustro. W odbiciu pojawiła się brunetka z pomalowanymi powiekami, rzęsami i ustami. Chciała zbić to lustro. Siedem lat nieszczęścia w tą czy w tamtą. Bez różnicy.
-- Możesz wyjść - rzekła. Za nią kawałek ściany zaczął falować. Nagle przyjęła ludzkie kształty. Z tła wyszła postać. Miała czarne buty, czarne spodnie, od kolan zwężone, czarną kapę, wiązaną w pasie białym pasem, na głowie czarny kaptur. Twarz zasłaniała czarna bandana z napisem "KD".
-- Jak randka? - spytała Seliel.
-- Sel… - ale czy nie miała racji? Sam tak stwierdził. Sam był wypowiedział to słowo. Przecież była słyszała. Sama czuła motyle na wspomnienie jego. Co się z nią działo?
-- To jak? - dziewczyna podeszła do niej.
-- Jest - skłamać czy nie? - magicznie - spojrzała na siebie w lustrze i usłyszała głos w głowie, który mówił: "Ale jesteś żałosna". - Ale nic to nie zmienia - obróciła się do przyjaciółki. - Musimy to dzisiaj zrobić. Albo dziś, albo nigdy.
Seliel czuła, że przyjaciółka nie jest do końca szczera ze sobą. Znała to, co działo się w Arianie. Ale wiedziała, że zranienie Lloyda na tym etapie, może uratować go, a patrząc przyszłościowo, nawet ich połączyć. Oby się udało.
Lloyd stał pod ścianą. Ariana podeszła do niego.
-- Nie nudziło Ci się? - spytała z uśmiechem.
-- Nie, ani trochę - odparł. Posłał jej uśmiech. Podał jej rękę i weszli do środka.
Wielka sala z dużymi oknami. A na środku stała szklana osłona. Pod nią znajdował się Klejnot Ognia. Był to kryształ w kształcie dwóch stożków złączonych podstawą.
-- Niesamowity - stwierdził blondyn. Brunetka spuściła głowę.
-- Nie tak wspaniały niż myślisz - pomyślała.
-- Jest piękny - powiedziała. Podeszli bliżej. Przy gablocie stali pozostali ninja i kilku zwiedzających.
-- Klejnot Ognia odkryto dość niedawno - mówił przewodnik. - Jest to jeden z najstarszych skał w Ninjago. Jego wiek szacuje się na ponad dwa miliardy lat.
-- Ale stary - szepnął Jay.
-- Podobno, oprócz niego znajduje się jeszcze pięć kryształów żywiołów. Ich połączenie ma dać moc równą złotem mistrzowi - ciągnął przewodnik.
-- Wow - wydobyło się z ust Lloyda.
-- I to mi wystarczy - wszyscy usłyszeli czyjś głos. Obrócili się.
-- O nie! - przemknęło przez myśl Arianie.
Był to człowiek w czarnym stroju. Na jego plecach i klatce piersiowej znajdowały brązowe symbole. Czaszka z wbitymi czterema mieczami. Człowiek był potężny. Miał w rękach bronie.
-- A teraz oddajcie klejnocik - powiedział. Machnął pistoletem. Z cieni wyszło jeszcze piętnastu ludzi. Zwiedzający wystraszyli się.
-- Spokojnie - rzekł Kai, wysunął się do przodu. - Rzuć broń - zwrócił się do napastnika.
-- Spadaj ziomuś - z tła wyszła czarna postać z chustą "KD" - Byłem pierwszy.
-- To on - szepnął Lloyd.
Banda czaszki skoczyła do ninja.
-- Ewakuujcie ludzi z budynku! - polecił zielony ninja przewodnikowi. Sam rzucił się w wir walki. Przeciwnicy byli silni i liczebni.
-- Lloyd! - krzyknął Kai - Twoja dziewczyna! - odpychał przeciwnika.
Zielony ninja obrócił się. Jego dziewczyna została otoczona przez trzech złoczyńców. Lloydowi serce zamarło na chwilę. Bandzior chwycił ją za rękę. Wyszarpnęła się. Odepchnęła go. Blondynowi przypomniała się sytuacja z pierwszej randki. Uderzyła napastnika.
Nie wiarygodne. Znowu. Czy to możliwe? Zdobył nowych ludzi? Lloyd odskoczył od niej i zaczął ochraniać kryształ. Spojrzała na przyjaciółkę. Sama walczyła z jednym z sługusów. Nie dobrze. Czas wkroczyć. Spostrzegła, że do niej zbliżyli się trzech napastników. No pięknie. Jeden chwycił ją za rękę. Wyszarpnęła mu się. Uderzyła go i odepchnęła. Na jego twarz wpełz grymas niezadowolenia.
Nagle chwyciła coś zza pleców. W jej dłoni pojawiło się coś srebrnego. Drążek? W ułamek sekund zmienił się w długi, metalowy kij. Obróciła go w ręce. Kolejny bandyta rzucił się do niej. Tym razem go ładnie pokonała. Kolejnego również rzuciła na ścianę. Była szybka i zwinna. To nie wyglądało na zwykłe ćwiczenie samoobrony. Gdy rozprawiła się z napastnikami, spojrzała na Lloyda. Chłopak miał mieszane uczucia. W jej oczach pojawiły się strach i przerażenie. Co teraz?
-- Wybacz Lloyd - szepnęła. Użyła spinjitzu. Przemieściła się trochę. Wyszła z wiru. Już nie miała spódnicy. Była ubrana w czarne, sportowe buty, czarne spodnie zwężane od kolan w dół, czarną bluzę. Jej twarz przysłaniał kaptur i chusta z "KD".
Trzeba było działać. Nie myśleć. Dotknęła prawą ręką pleców. To właśnie tam, na pasie miała swoją ulubioną broń. Wyciągnęła dwudziesto centymetrowy drążek. Jedno naduszenie w odpowiednim miejscu na metalu, a przedmiot wydłużył się do prawie dwóch metrów. Przeciwnicy się cofnęli. Jeden rzucił się na nią. Szybkie ruchy kijem i już upadł. Potem kolejny. W brzuch, w nogi. Odrzuciła go na ścianę. Gdy się obroniła, spojrzała na pole walki. Jej wzrok utkwił w Lloydzie. Chłopak patrzył na nią. Był zdziwiony. Lekki strach malował mu się w oczach. Nie rozumiał sytuacji. Nie miał prawa rozumieć. To koniec. Koniec.
-- Wybacz Lloyd - szepnęła. Zakręciła się wokół własnej osi. Moc spinjitzu otoczyła jej ciało. Jej strój się zmienił. Przypominał strój Seliel. Przesunęła się do przodu. Spinjitzu znikło. Doskoczyła do walczącej przyjaciółki. Szybko pokonała napastnika.
-- Kryształ - krzyknęła przyjaciółka. Spojrzała w tamtą stronę.
Jeden z sługusów zbliżał się do gabloty. Obydwie postacie z chustami "KD" użyłu spinjitzu. Wszyscy ninja spojrzeli na nie. Ariana zaczęła walczyć z napastnikiem. Seliel zbiła szkło metalowym batem. Wyjęła kryształ.
-- Ej! - krzyknął Kai. Wykonał spinjitzu. Odebrał jej klejnot.
-- Mam go! - ucieszył się.
-- Nie - znikąd pojawił się człowoek z bandy czaszek. Odebrał mu kryształ.
-- Nasz pan powróci! - wypowiedział te słowa, po czym pojawił się dym i wszyscy jego ludzie zbili okno. Wyskoczyli.
-- Szlag! - warknęła Seliel.
Ari szybko przebiegła wzrokiem pomieszczenie. Zaczęła analizować sytuację.
-- Chodź! - malinowowłosa szarpnęła koleżankę. Brunetka się otrząsnęła. Wyskoczyły przez okno.
-- Ej! - krzyknął Cole. Ninja również wyskoczyli przez okno.
Dziewczyny wylądowały na drewnianym pokładzie.
-- Od kiedy Ronin ma drewnianego Rexa? - spytała Seliel.
-- Kim jesteście? - usłyszały robotyczno-kobiecy głos. Na pokładzie stali robotyczna kobieta, starsza pani w okularach i on…
-- Mistrz Wu - szepnęła Ari. Zmienił się. Kiedy go ostatni raz go widziała, nie miał brody.
Na pokład wskoczyli ninja.
-- Złodzieje! - krzyknął Jay, gdy tylko ujrzał je. Ninja przygotowali się do walki.
-- Kogo nazywacie złodziejem? - oburzyła się Seliel. Cole skoczył do Ariany. Zrobiła zwinny unik. Wyciągnęła z kieszonki trzy nożyki. Trzonki ozdobione były niebieskimi kryształkami. Na klingach miały ryciny. Trzymała je między palcami.
-- Skacz - warknęła do Seliel.
-- Co? - wytrzeszczyła oczy.
-- Skacz! - poleciła i rzuciła ostrza w stronę stóp ninja. Przyjaciółka wyskoczyła.
-- Stój! - rzekł Lloyd. Ariana przystanęła. Wtedy Zane użył swojej mocy. Ari odskoczyła. Kai rzucił się do walki z nią. Przecinał mieczem powietrze. Ochraniała się od ciosów kijem. Lloyd patrzył na nią. Nie wierzył już w nic. W pewnym momencie Ariana zacisnęła dłoń w pięść. Między palcami pojawiły jej się, coś na kształt deltoidów, małe ostrza o długości pięciu centymetrów. W obronie machnęła ręką, a ostrza wyskoczyły. Trzy razy trzy ostrza wbiły się u stóp ninja w ziemię. Wojownicy mistrza Wu odskoczyli.
Silne żywioły. Bardzo silne. Kiedy ostatni raz miała doczynienia z Wu, jego podopieczni byli inni. Bardziej wysportowani? To były inne czasy…
Ariana przemknęła wzrokiem po nich. Zatrzymała się na Lloydzie. Jego zielone tęczówki przybrały smutny wyraz. Zbladły. Popełniła błąd. Szlag!
-- Ogień! - krzyknął Kai. Rzucił w jej stronę kulę ognia. Ari przeskoczyła. Znalazła się na barierce. Wybiła się i wyskoczyła.
-- Nie! - Lloyd doskoczył do burty Perły. Czarna postać ledwo złapała się gzymsu. Wspięła się powoli na dach.
-- Niech to! - warknął zielony ninja. Wskoczył na burtę. Wybił się.
-- Lloyd! - krzyknął Jay.
-- Czy jemu całkowicie odbiło? - spytał Cole.
-- Za nim - polecił Kai.
Lloyd wykonał airjitzu. Przeniósł się na dach budynku. Puścił się biegiem za dziewczyną.
Przeskakiwała murki. Musiała przed nim uciec. Była winna. Była winna! Biegła. Najszybciej jak potrafiła. Jeszcze trochę.
Była szybka i zwinna. Tak jak tamtą nocą. Trzeba było się skapnąć, że nie chodzi tylko na samoobronę.
-- Gaz do dechy! - poleciła Seliel, gdy wskoczyła na pokład Rexa.
-- Gdzie masz Ari? - spytał Ronin, odpalając silniki.
-- Walczy - odparła. - Kieruj się na dwudziestą siódmą.
-- Już się robi, szefowo - odpowiedział i ruszył we wskazanym kierunku.
-- Mam nadzieję, że tam dobiegniesz - westchnęła Seliel.
Nagle dach się skończył. Przed Arianą rozciągnęła się główna ulica Ninjago City. Czteropasmowa szosa była przepełniona samochodami i autobusami. Skok równa się samobójstwu. Nie da rady doskoczyć do przeciwległego budynku. Nawet jak użyje airjitzu, to nie przedostanie się na drugą stronę ulicy. Nie ma tyle siły. Nie teraz.
Stanęła. Dach się skończył. Chyba nie skoczy? Przecież się zabije!!! Nie skacze. Czyżby rozważała? Co robić? Podszedł do niej powoli i po cichu. Dotknął jej ramienia. Spięła mięśnie. Nie zaatakowała.
Ariana poczuła nagle dotyk. Spięła się. Wiedziała, że wpadła. Tu zakończyła się jej przygoda. Na dachu. Zostanie oskarżona o kradzież. Chciała tylko ochronić Lloyda. Nie zaatakowała.
Ariana obróciła się. Lloyd patrzył na nią. Oboje nie mogli zebrać myśli. Dziewczyna spuściła głowę.
-- Wybacz - szepnęła. W Lloydzie emocje wzięły górę.
-- Dlaczego? - spytał - Powiedziałaś, że dla Ciebie nie jestem tylko zielonym ninja - zacisnął zęby. - Kłamałaś?
Ariana westchnęła. Co miała powiedzieć? Prawdę? Kłamać? Szybko!
-- To dla Twojego dobra - rzekła.
-- Kłamstwo nigdy nie jest dobre - powiedział.
-- Lloyd, nie rozumiesz - pokręciła głowę.
-- Nie! Nie rozumiem! Sądziłem, że jesteś inna! Ale jesteś taka sama jak Harumi! - powiedział oskarżycielsko.
-- Lloyd - zaczęła, ale przerwały jej okrzyki pozostałych ninja. Musiała wiać. Cofnęła się. Uderzyła piętą o murek kończący dach. Blondyn chwycił ją za przedramię.
-- O nie! - warknął - Nigdzie nie uciekniesz!
-- Lloyd, proszę - jej głos się łamał. Czas jej się kończył.
-- Nie.
-- Ja Ci to wszystko wyjaśnię, ale nie teraz. Proszę! Błagam!
Ninja byli już blisko. Czas się kończył.
-- Teraz! Już! - zielonooki był nieugięty.
-- Lloyd! Nie teraz. Proszę! - błagała.
-- Nie teraz? To kiedy? We więzieniu? - krzyczał ze złością.
-- Nie! - jej głos załamał się - Dziś, wieczorem. Wiesz, gdzie mieszkam. Lloyd. Proszę Cię!
-- Masz go! - głos Kai'a rozproszył zielonego ninja. Ariana wykręciła rękę. Chwyciła Lloyda. Wtedy dopiero spojrzał na nią. Podskoczyła i wybiła się od chłopaka. Zeskoczyła z dachu. Zielony ninja doskoczył do murka. Mały statek powietrzny wzniósł się nad budynek. Na jego dachu kucała Ariana. Patrzyła na niego przepraszającym wzrokiem.
-- To Ronin - powiedział Jay, gdy znalazł się przy Lloydzie.
-- Niech to! - rzekł Cole.
-- Szlag! - warknął Lloyd, uderzając pięścią w murek.
-- Ej, złapiemy ich jeszcze - poklepał go Kai.
-- Wracajmy do mistrza - poradził Zane.
-- Zane ma rację - poparła go Nya. - Chodźmy.
Ninja ruszyli w stronę Perły. Lloyd jeszcze raz się obejrzał. Nie mógł uwierzyć w to, co się stało.
-- Oczekuj mnie - mruknął.
Ariana ześlizgnęła się z dachu. Weszła do kabiny.
-- Już myśleliśmy, że nie zdążymy - rzekła Seliel. Jej malinowe włosy opadały kaskadami na czarny strój.
-- Chyba Ty - odparł Ronin, odpychając się od konsoli. - Ja wiedziałem, że złapiemy Cię - puścił brunetce oczko.
-- Dzięki - powiedziała. Tyle tylko mogła powiedzieć.
Ninja powrócili na Perłę Przeznaczenia. Pixal wyciągnęła wszystkie wbite ostrza.
-- Sądziłem, że kiedykolwiek ją jeszcze spotkam - powiedział Wu, głaszcząc brodę.
-- Mistrzu - zapytał Zane. - O co chodzi?
-- Sądziłem, że nie będziecie musieli wiedzieć o tych stworzeniach nic - westchnął białobrody. - No cóż. Czas byście dowiedzieli się o Kryształowych Smokach.
-- Kryształowych? - spytała Nya z zdziwieniem.
-- To jest kolejny żywioł? - zapytał Cole.
-- Nie do końca - odparł mistrz i ruszył pod pokład. - Chodźcie - rzekł, a gdy już znajdowali się w pomieszczeniu zaczął - Posłuchajcie…
Gdy Pierwszy Mistrz Spinjitzu opuścił Krainę Oni i Smoków, udał się do Kryształowej Krainy. Tam stworzył ludzi z otaczających go kryształów. Przez pewien czas zabawił w owej krainie, poszukując swojego miejsca. Poznał piękną kryształową kobietę. Była dobra i czysta. Mistrz wiedział, że nie może pozostać tutaj długo. Przywołał smoka, pierworodnego syna Pramatki. Zwierzę przyjęło ludzką skórę. Mistrz oddał go kryształowej kobiecie. Powstała nowa rasa - Kryształowych Smoków. Nowy gatunek miał chronić mistrzów spinjitzu. Kobieta przysięgła, że każdy jej potomek będzie dbał i kochał swojego stwórcę - Pierwszego Mistrza Spinjitzu. On zaś opuścił krainę. Kryształowy świat opływał w dostatek i spokój. Do czasu. Kilku kryształów wszczęło bunt. Zabito większość kryształowych smoków. Ci co pozostali, uciekli do krainy, w której osiedlił się Pierwszy Mistrz Spinjitzu. Tu musieli poddać się czasowi. Przez długi czas znów żyli szczęśliwi i chronili potomków Pierwszego Mistrza Spinjitzu. Lecz jakiś nieszczęśliwy wypadek przerwał kryształową linię smoków.
-- Tak przynajmniej myślałem. Dziś jednak - mistrz Wu chwycił mały deltoid. - Te łuski - oddał go Pixal. - Nie wiem co myśleć.
-- Czekaj mistrzu - rzekł Jay. - Chcesz nam powiedzieć, że istnieją jakieś smoki…
-- Kryształowe - wtrącił Wu.
-- I one mają chronić Lloyda? - dokończył.
-- Tak - potwierdził mistrz.
-- Ale - zaczęła Nya - Przeszliśmy tyle przygód.
-- Walka z Overlordem - zaczął wylicznie Cole.
-- Chen i Morro - dodał Kai.
-- Nadakhan i Krux i Acronix - dorzucił Jay.
-- Synowie Garmadona - powiedział Zane.
-- Oni, Aspheera i Vex - zakończył Jay.
-- Gdzie ona była? - mruknął Lloyd.
-- Lloyd ma rację - rzekł Kai. - Gdzie był tak długo, skoro miał chronić Lloyda!?!
-- Właśnie! - poparł go Cole.
-- Tego nie wiem - odparł Wu. - W pewnym momencie zniknęli i przez pewien czas słuch o nich zaginął. Myślałem, że odeszły. Lecz... - spojrzał na ręce Pixal, gdzie trzymała ostrza. - To bardzo dziwne.
-- Nawet nie wiesz jak bardzo, mistrzu - pomyślał Lloyd.
Zapadał zmrok, gdy zielony ninja przeskakiwał dachy. Zobaczymy, czy będzie i cokolwiek powie. Siedemdziesiąta druga ulica. Zatrzymał się. Zaczepił linę. Spuścił się po niej na trzecie piętro. Okno było lekko uchylone. Zaglądnął przez nie. Pomieszczenie było ciemne. Nie zamknięte do końca drzwi wpuszczały żółte światło z przedpokoju. Nie było nikogo. Otworzył okno i wślizgnął się do środka. Pokój był utrzymany zapewne w ciemnym kolorze. Stała tu szafa, chyba jeszcze jedna, komoda, szafeczki, biurko i łóżko. Spokojny pokoik. Nagle drzwi się otworzył. Pomieszczenie rozjaśniło się. Do pokoju weszła wysoka dziewczyna. Niosła w rękach tacę. Gdy ujrzała obcego, cofnęła się, lecz szybko zrozumiała, kim jest przybysz. Zamknęła drzwi. Podeszła do biurka. Odłożyła tacę i zapaliła lampkę stojącą obok. Pokój rozjaśnił się trochę. Był fioletowy jednak. Najwięcej światła znajdowało się na tacy. Filiżanka z herbatą, bandaże i opatrunki - to się na niej mieściło. Lloyd patrzył na dziewczynę. Stała w cieniu, jakby się bała. Miała na sobie luźną, białą koszulkę, szare spodnie dresowe i czarne, królicze kapcie. Lloyd patrzył na nią wzrokiem, którego nikt nie chciałby nigdy mieć na sobie.
-- Dlaczego? - spytał, mrużąc oczy - Dlaczego się pojawiłaś? Po co? By mnie upokorzyć?
-- Czyli już wiesz? - westchnęła Ariana.
-- Tak! - krzyknął, wymachując rękoma - Wiem! Wiem, że kłamiesz! Że łżesz!
-- To nie to co myślisz - powiedziała, robiąc krok do przodu.
-- Skąd wiesz, co myślę!?! - wybuchnął - Nie znasz mnie! Cały czas kłamałaś! Nic nie wiesz!
-- Lloyd - westchnęła.
-- Przestań! Jesteś taka sama jak Harumi! Bawicie się uczuciami innych! - ruszył do okna.
-- Lloyd! Poczekaj! - doskoczyła do niego.
-- Nie - rzekł ostro. - Będziesz mówić na policji.
Obrócił się. Ułamek chwili na zastanowienie. Podbiegła do niego. Chwyciła za rękę. Nagle świat się zmienił. Lloyd poczuł lekkie mrowienie ciała. Ujrzał nagle niebieskie niebo i kremoworóżowe chmurki. Co tu się dzieje? Lloyd zaczął się rozglądać. Stał na… chmurze? Wystraszył się i cofnął kilka kroków. Obok niego przemknęły jakieś dzieciaki. Zachwiał się i upadł. Usłyszał śmiech dzieciaków.
-- Chodź - ujrzał przed sobą czyjąś rękę. Spojrzał. Ariana stała przed nim. Miała uszy! Nie takie zwykłe, ludzkie. Miała niebieskie, stojące wysoko po bokach uszy. Przypominały psie. Za nią poruszał się jakiś wąż? Nie, to ogon. Zakończony parą rozpiętych skór. Przez cały rozciągała się złota błyskawica. Patrzyła łagodnie. Odsunął się od niej. Powoli wstał sam.
-- Zostaw mnie! - krzyknął - Gdzie mnie wysłałaś?
-- Nie pamiętasz? - spytała cicho, zabierając rękę.
-- Nie! Zabierz mnie stąd!
-- Nie - powiedziała i chwyciła go za ręce. Próbował się wyrwać.
-- Zwariowałaś!?! - krzyczał.
-- To Kraina Chmur - powiedziała. - Morro Cię tu przyprowadził. Byłeś wtedy opętany. Tak, wiem, zawiodłam. Ale nie miałam sił. Dalej nie mam, ale mniejsza. Znałam Morro, jeszcze mnie uratował, nie mogłam. Byłam rozdarta. Bezsilna - w jej oczch stanęły łzy. - Przepraszam. Zawiodłam. Przepraszam. Tyle lat sam musiałeś sobie radzić. Wiem, zawiodłam. Ale dawałeś sobie radę, więc nie miałam zamiaru nagle się pojawiać i krzyczeć, jaka to jestem cudowną, super strażniczką mistrza spinjitzu. To w nocy to był czysty przypadek. Potem to w restauracji. Liczne zbiegi okoliczności. Ten kryształ. On może sprawić, że on powróci. Nie chciałam, by to się stało. Przepraszam. Wiem, jestem do bani. Dlatego, gdy wróciłam, nie pojawiałam się przy Tobie. Wybacz - zakończyła i opadła na kolana.
Lloyd stał i patrzył na nią. O co tu u licha chodzi?!?
-- Jesteś kryształowym smokiem? - spytał.
-- Tak - odpowiedziała. - Urodzona by bronić. Urodzona by kochać. Urodzona by zginąć. Chwała i cześć Pierwszemu Mistrzowi Spinjitzu.
-- Czyli Ty…
-- Moim obowiązkiem jest chronić Ciebie i Twoich potomków.
-- Czyli ten tydzień był kłamstwem?
-- Nie do końca - podniosła się z kolan. - Naprawdę miło Cię było poznać twarzą w twarz - lekko się zarumieniła. Mimowolnie złość opuściła Lloyda. Ariana poczuła, że chłopak mięknie. Musiała to dobrze rozegrać.
-- Ten tydzień był cudowny - szepnęła. Lloyd zbliżył się do niej. Przez ciało Ariany przeszedł dreszcz.
-- Ten kryształ - zaczął.
-- Nie chciałam go ukraść - powiedziała - tylko zniszczyć. Sam słyszałeś, jeśli ktoś zdobędzie wszystkie, może osiągnąć niewyobrażalną moc.
-- Przecież nic się nie stanie - położył na jej ramionach ręce. - Nikt jeszcze nie znalazł reszty.
-- Ten co ma teraz jeden, zdobędzie wszystkie - spojrzała na niego, a w oczach pojawiły się jej łzy. - Może sprowadzić zło.
-- Trzeba było mówić - rzekł, dotykając jej policzka. - Spokojnie my to załatwimy.
-- Lloyd - spojrzała mu w oczy. - Ty nie rozumiesz, z nim…
-- Ciii - szepnął, a przez jej ciało przebiegły przyjemne dreszcze. - Damy radę. Zaufaj mi.
-- Lloyd…
Nagle dzieciaki przebiegły obok nich. Kawałki chmur wzbiły się w powietrze. Jedna z nich osiadła na nosie Lloyda. Ariana się zaśmiała. Był to uroczy widok. Nie mogła się powstrzymać. Uśmiech sam wszedł jej na twarz. Lloyd zrobił zeza. Spostrzegł kawałek chmurki na nosie. Otrzepał się. Usłyszał śmiech Ariany. Był to szczery, wesoły dźwięk. Lloyd chwycił chmurkę. Rzucił w jej stronę. Trafił ją w nos. Przestała się śmiać. Ściągnęła źrenice. Potrząsnęła głową. Wyglądała jak piesek, gdy mu motylek usiądzie na nos. Uszy jej rozchyliły się. Teraz to Lloyd nie mógł opanować śmiechu. Gdy Ariana go usłyszała, zciągnęła usta. Wzięła chmurkę i rzuciła nią w Lloyda. Tak zaczęli się rzucać kremoworóżowymi chmurkami niczym śnieżkami. Śmiali się. Wyglądali, jakby to, co przed chwilą się wydarzyło, nie miało miejsca. Byli zajęci sobą. Zainteresowani swoją obecnością. Ari musnęła ogonem brodę Lloyda. Zachowała się kokieteryjnie. Chłopak przestał się śmiać. Jej zapach zakołotał mu w nosie. Popatrzyła na niego. Czyżby posunęła się o krok za daleko? Lloyd uśmiechnął się zachęcająco. Ari smyknęła do przodu. Wyglądała jak dzika kotka. Chciała się z nim bawić. Przejechała po jego brodzie ogonem. Lloyd instynktownie ruszył za nią. Chwilę gonili się. Lloyd położył ją. Wisiał nad nią. Wpatrywał się w jej niebiesko-brązowe oczy. Poczuł dziwne uczucie. Sam nie wiedział, co kołatało mu w sercu. Przypomniało mu się, jak przyjechali do niej przed pierwszą randką. Nachylił się do niej. Ariana poczuła spokój ogarniający jej duszę. Było jej tak błogo. Chciała, by ten stan trwał wiecznie. Ona, Lloyd, Kraina Chmur - czego chcieć więcej? Wolności. Przemknęło jej przez myśli. Automatycznie posmutniała. Lloyd to zauważył. Zamknęła oczy.
-- Przepraszam - westchnęła.
-- Nie przepraszaj - powiedział. - Każdy popełnia błędy.
-- Ale ja nie powinnam - pomyślała. Gdy otworzyła oczy, zobaczyła zbliżającego się Lloyda. Poczuła ból w klatce piersiowej.
-- Musimy wracać - powiedziała. Chłopak zahamował. W jego oczach pojawił się zawód. Nic nie powiedział. Leciutko skinął głową. Ariana zamknęła oczy. Pojawiły się drobne, niebieskie kryształki. Otoczenie się zmieniło. Teraz Lloyd wisiał nad nią, zaś Ari leżała na łóżku. Chłopak szybko wstał. Jego policzki zapłonęły czerwienią. Dziewczyna uśmiechnęła się na jego reakcję. Było to takie niewinne. Nastała między nimi cisza. Ariana poniosła się na łokciach. Patrzyli się na siebie.
-- Jest jeszcze coś, czego o Tobie nie wiem? - zapytał.
-- Dużo rzeczy - odpowiedziała. - Ale z ważniejszych to chyba tak.
-- Wszystko jest ważne, jeśli tyczy Ciebie - wypalił. Na jej policzki wkradł się rumieniec.
-- W dzień jestem kelnerką, w nocy ochraniam ludzi, którym nie możecie pomóc - spojrzała na niego, uśmiechając się, bo była przypomniała sobie ich pierwsze spotkanie. - Od czasu do czasu jestem DJ MC-Kryształem.
-- Serio? - spytał z zaskoczeniem. Kiwnęła mu potwierdzająco głową.
-- Wow - powiedział. - To Ty tworzysz "KD"?
-- Tak - uśmiechnęła się. - Mam Ci zaśpiewać, byś uwierzył?
-- Nie - podniósł ręce w geście obronnym. Wywołał tym śmiech dziewczyny. Sam zaczął się śmiać. Po chwili nastała między nimi cisza. Dziewczyna spojrzała na zegar. Dochodziła północ.
-- Powinienem już iść - rzekł. Kiwnęła mu głowę na zgodę. Ominął łóżko. Udał się do okna. Otworzył je. Wszedł na parapet.
-- Lloyd? - usłyszał. Obrócił się. Ari stała.
-- Jutro jest koncert - powiedziała, patrząc na swoje stopy.
-- Ok - odpowiedział. Zbliżył się do niej. Musnął ustami jej policzek. Ariana zamarła. Serce przyspieszyło bieg.
-- Do zobaczenia jutro - podszedł do okna. Ariana stanęła przy nim.
-- Do zobaczenia - posłała mu uśmiech. Otworzył okno i wyszedł. Wywołał smoka energii i wskoczył mu na grzbiet. Wzbił się w powietrze. Poleciał. Ariana stała chwilę i patrzyła na niego. Gdy Lloyd zniknął jej z oczu, zamknęła okno. Zasłoniła zasłony. Obróciła się. Poczuła ból w skroniach. To wszystko przez przemęczenie. Ostatnio nie miała chwili odpoczynku. Namoczyła opatrunek w herbacie. Zdjęła koszulkę. Na całym ciele miała rany. Jeden ogień okalał jej tors. Krew, w niektórych miejscach już krzepła. Dziewczyna westchnęła i zaczęła żmudną pracę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top