Rozdział 1 Życie

Cyrus ze skupieniem programował kolejną aplikację do BorgPada. Jego palce gładko prześlizgiwały się po klawiszach, a kolejne linijki kodu zapełniały się. Miał mnóstwo pomysłów, które mogłyby usprawnić ludzkie życie, ale każdy z nich musiał zbudować, przetestować i oczywiście porozmawiać z zarządem. Tak było lepiej dla firmy, jeśli nie każdy jego wynalazek trafi do obiegu. Wiedział, że już raz posunął się za daleko z technologią i tym razem potrzebował tych, którzy będą to kontrolować. Ludzie nie byli wtedy gotowi. Nie odebrało mu to radości z tworzenia, ale nawet to zaczynało go powoli nużyć. To jednak nie był jego jedyny problem. Drugim była kierowniczka z holu, Grace Reynolds. Przyjaźniła z Borgiem, tak jak jej mąż. Odpowiedzialna była między innymi za kontrolowanie kto wchodzi do firmy, wydawanie odpowiednich poleceń pracownikom, pilnowanie by nosili identyfikatory, organizowała również spotkania i starała się dbać o grafik Cyrus'a. To ostatnie często przerastało jej możliwości. Była przepracowana. Tysiąc razy proponowała mu zatrudnienie asystentki. On jednak za każdym razem twierdził, że zbuduje sobie. Kłócili się i na tym rozmowa się kończyła. W tym jednym Cyrus był nieugięty. To nie tak, że chciał ciąć koszty. To nie był problem. Problemem był charakter Cyrus'a. Asystentka musiałaby być blisko Borga przez tak naprawdę cały dzień. Nie wiedział czy byłby gotowy na to żeby wpuścić kogoś do swojej przestrzeni. Odczuwał żal do Pixal, że odcięła się od niego. Nie potrafił pogodzić się z jej odejściem. To było jego dzieło, pamiętał ile zajęło mu skonstruowanie jej. Pixal nie rozmawiała z nim, nie kontaktowała się też w żaden inny sposób. Odsunęła się od niego. Nie lubił o niej rozmawiać, czy też wspominać. Próbował zapomnieć. Grace przychodziła do Cyrus'a kilka razy dziennie. Przypomnieć mu o spotkaniu, przynieść pocztę czy zwyczajnie porozmawiać. Tym razem przyniosła mu pocztę, a widząc go zajętego pracą położyła ją na stercie dokumentów. Wśród nich znalazła papiery, które miał podpisać dnia poprzedniego. Westchnęła tylko i wyciągnęła je na wierzch.

-Cyrus?

-Pracuję.

-Ja też. Miałeś podpisać te dokumenty wczoraj i zanieść do...

-Zajęty byłem - przerwał jej.

-Zawsze jesteś. Byłeś przynajmniej na obiedzie? - spytała zmartwiona.

-Zaraz - odpowiedział nie przerywając pracy.

-Dochodzi dziewiętnasta. Co robiłeś cały dzień?

-To co zawsze - odparł krótko.

-Trzy słowa. To szczyt twojej komunikacji? Nie podoba mi się to. Zgorzkniałeś. Gdzie twoja radość do życia? Izolujesz się trochę - położyła dłoń na jego ramieniu. - Cyrus, proszę, martwię się, chodzi o Alex'a?

- Nie - zdjął ręce z klawiatury tylko po to by zsunąć dłoń kobiety z siebie.

-Cy? - spojrzała na niego smutno.

-Nie skracaj tak mojego imienia. Wiesz, że nie lubię tego.

-Martwię się. Powiedz mi co się dzieje - spróbowała go zachęcić. To była płonna nadzieja. Od dawna widziała, że coś się dzieje. Traktowała go jak przyjaciela i nie chciała żeby był sam ze swoimi problemami.

-Grace, nic się nie dzieje - pokręcił głową.

-Są ludzie, którym zależy na tobie, Cyrus. Nie jesteś sam.

-Grace jestem zmęczony. To wszystko - uśmiechnął się do niej słabo. Grace nie uwierzyła w jego kłamstwo. W końcu go znała. Cyrus nigdy nikogo nie chciał obarczać swoimi problemami i rzadko prosił o pomoc. Kobieta westchnęła i zaplotła ramiona na piersiach. Spojrzała surowo na mężczyznę.

-Zatrudnij jakąś asystentkę.

-Nie.

-Cyrus! - krzyknęła. Nie spodziewała się innej odpowiedzi. - Musisz. Nie radzę sobie spełniając jeszcze twoje polecenia. Naprawdę, nie sypiam po nocach.

Wynalazca odetchnął głęboko, po czym powiedział, że zbuduje sobie. Tak jak to zrobił ostatnim razem.

-Ma być żywa - Grace podkreśliła ostatnie słowo. - A przynajmniej bardziej od ciebie. Przyda Ci się kontakt z ludźmi.

-Musimy to przerabiać za każdym razem? Ja przedstawiam swoje argumenty, ty swoje i kończymy na tym na czym zaczęliśmy.

-Wiesz dobrze, że potrzebujesz asystentki.

-Potrzebowałem.

-Asystentka albo zatrudnię ci opiekunkę i prywatnego psychiatrę - celowo dała nacisk na słowo ,,opiekunka", wiedziała co Cyrus myśli o nich. Dlatego to był dobry argument.

-Nie zrobisz tego - spojrzał na nią w szoku. Wiedział, że jest zdolna do takich czynów. Nawet groźba zwolnienia by nie podziałała na nią i dopięłaby swego.

-Zrobię. Znajdę do bólu pomocną - spojrzała na niego poważnie. Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami.

-Zgoda - westchnął zrezygnowany, następnie zdjął okulary i przetarł twarz dłonią. - Umieść ogłoszenie, ale nie pisz, że chodzi o posadę mojej asystentki. Odrzuć te, które nie mają kwalifikacji i umów na rozmowę o pracę.

-Mają nie wiedzieć, że ubiegają się o stanowisko twojej asystentki? Powinny.

-Wolę żeby nie były na to przygotowane.

Grace tylko pokręciła głową nieco rozbawiona.

- W porządku. Jak dobrze pójdzie to w przyszły poniedziałek odbędą się rozmowy - poinformowała go. Zamierzała umieścić ogłoszenie jeszcze dzisiaj i do czwartku zbierać zgłoszenia. Wiedziała, że to krótki termin, ale chciała jak najszybciej kogokolwiek przyjąć na to stanowisku. Nie względu na siebie, ale na Cyrus'a. Liczyła, że towarzystwo kogoś pozwoli odzyskać mu chęć do życia.

-Czemu tak szybko?

-Im szybciej tym lepiej. Wracaj do domu i odpocznij trochę, proszę.

Posłała mu niewielki uśmiech i weszła do windy. Cyrus został sam ze sobą. Po co miał wracać do domu? W domu nikt ani nic na niego nie czekało. Tylko pusty apartament.
Cyrus, weź się w garść, masz prawie czterdzieści lat. To chyba dobry czas żeby znaleźć sobie żonę - pomyślał gorzko. Wszyscy wokół niego powtarzali, że powinien sobie kogoś znaleźć, ale on zawsze pytał się ,,Po co?". Dopiero teraz zaczęła go trochę dobijać ta samotność. Zapisał program, zabrał z biurka telefon i portfel, a następnie schował do wewnętrznej kieszeni marynarki. Nie miał w życiu łatwo, ale zawsze udawało mu się przebrnąć przez najgorszy okres. Teraz starał się funkcjonować i udawać przed pracownikami, że wszystko jest w porządku. Wiedział, że przed Grace nie warto udawać, ona zawsze zauważała kiedy coś było nie tak. Odczuwał wyrzuty sumienia przez ilość jej obowiązków. Cyrus podjechał do wieszaka postawionego w rogu pracowni. Zabrał z niego kurtkę i założył ją na siebie. Następnie skierował się pod drzwi windy i nacisnął przycisk. Grace miała rację, nie cieszył się już z życia. Nie uśmiechał się już tak często. Nie potrafił. Drzwi windy się otworzyły i Cyrus wjechał do środka. Nacisnął kolejny i czekał, aż winda zjedzie na dół. Czuł dumę ze swojej firmy. Pozwoliła ona znaleźć pracę wielu ludziom. Chociaż towarzystwo pobliskiego szpitala nie było mu na rękę. Wyjechał z windy i skierował się do wyjścia. Kilkanaście minut później był w swoim apartamencie. Wielkim i pustym. Koło niego przejechał robot służący do odkurzania.

-Twoje życie jest ciekawsze od mojego - westchnął i skierował się do pracowni w mieszkaniu. Nie zamierzał siedzieć bezczynnie. Potrzebował zająć czymś swoje myśli. Czymś twórczym, nawet jeśli miało to oznaczać kolejny wynalazek, który trafi do śmieci z powodu bezużyteczności.

***

Valtoria przeglądała promocje na Steam'ie i rutynowo sprawdziła stronę Borg Industries. Zdziwiona dostrzegła ogłoszenie, że szukają pracownika. Wiedziała, że Victorii zależy na tej pracy i codziennie sprawdzała ogłoszenia, wczoraj go jednak nie było. Była już na kilku rozmowach, ale po żadnej z nich nie została zatrudniona. Dlatego zmuszona była pracować jako kelnerka w restauracji. Valtoria usłyszała dźwięk otwieranych drzwi i zastrzygła swoimi kocimi uszami w tamtym kierunku. W domu nie zasłaniała uszu, bo nie miała po co, jednak zawsze przy sobie nosiła chustkę żeby ją zarzucić na głowę w razie niespodziewanego gościa.

-Jestem! - krzyknęła Victoria i weszła w głąb mieszkania. Postawiła na stole papierową torbę z logiem restauracji u Chena.

-Wyrzucili cię z pracy? - spytała Valtoria. Zawsze kiedy Victoria była zwalniana przynosiła ze sobą makaron z restauracji Chena. Zdarzyło się już tak sporo razy. Miała zwyczajnie pecha do pracy w gastronomi.

- Ta, twierdzą, że jestem za mądra do tej pracy.

-A tak naprawdę?

-Szef mnie wkurzył - odparła zdejmując gumkę z włosów i poprawiając je. - Skąd wiesz?

-Zgaduję - zaśmiała się i zajrzała do torby. - Ładnie pachnie. Które jest bez mięsa?

-Nie wiem, zobacz - usiadła na krześle obok Valtorii, która otworzyła jedno pudełko i przyjrzała się zawartości. Valtoria była dziwnym przypadkiem wegetarianki. Lubiła zapach mięsa i zawsze kusił ją do zjedzenia, ale sam smak powodował, że chciało jej się wymiotować. Dieta wegetariańska jednak nie przeszkadzała jej, polubiła ją.

-Trafiłam. Zobacz co znalazłam - przesunęła laptopa w stronę siostry i wzięła pałeczki.

-Mają wakat? - spytała zdziwiona i zaczęła czytać dalej. - Do czwartku można wysyłać CV.

-Nie jest to trochę dziwne? Wczoraj nie było ogłoszenia, a czas tylko dwa dni.

Victoria wzruszyła ramionami i weszła na swojego e-mail'a. Napisała wiadomość w której załączyła cyfrową kopię CV, życiorys i listy polecające od kilku pracodawców. Valtoria obserwowała ją jedząc makaron. Victoria jednak zawachała się.

-Zacięłaś się? Wyślij.

Victoria jednak wciąż patrzyła tępo w monitor.

-Icy! Mówię do ciebie - Valtoria szturchnęła swoją siostrę.

-Chciałam tego, ale byłam już kilka razy na rozmowie i zawsze mnie odrzucali przez brak doświadczenia.

-Przestań. Po to męczyłaś się z tymi kursami żeby móc pracować w Borg Industries. Tym razem cię muszą przyjąć. Zrób to.

-Dobra - wysłała wiadomość i odchyliła się na krześle. Miała nadzieję, że tym razem uda jej się dostać pracę. Ktoś by pomyślał, że jest szalona skoro aż tak bardzo jej na tym zależy, ale Victorii nie zależało na miejscu, tylko na szansy spotkania osoby w której się zadurzyła, mowa tu o Cyrus'ie Borgu. Nie mogła się z tego wyleczyć. Tylko Valtoria wiedziała o dziwnym zauroczeniu siostry i śmiała się, że dostała strzałą amora skoro dalej nie przeszło. Victoria nie uważała, że mogliby stworzyć związek, ale wystarczyłoby jej spotkać go raz na jakiś czas. Wszystko zaczęło się w liceum kiedy była wraz z klasą na jakiś wykładach. Pamiętała jedynie mężczyznę na wózku, który prowadził jeden z nich i jego spojrzenie pełne pasji.

***

Grace ze znudzeniem sprawdzała kolejne wiadomości odnośnie pracy. Nie spodziewała się, że tak szybko dostanie odpowiedzi. Dokładnie sprawdzała kwalifikacje i dokumenty. Dziękowała stwórcy, że mogli przesłać je elektronicznie, a oryginały mieli przynieść dopiero na rozmowę. Gdyby było inaczej, cały proces trwałby zdecydowanie dłużej. To by przesunęło rozmowy o pracę, a ona tego nie chciała. Siedziała w salonie z laptopem na kolanach i raz po raz tłumiła kolejne ziewnięcia.

-Grace, połóż się - usłyszała głos swojego męża. Usiadł obok niej na kanapie i oparł głowę na jej ramieniu. Alexander Reynolds był lekarzem w szpitalu znajdującym się blisko Borg Industries, pracował tam na stanowisku szefa oddziału onkologicznego. Był też bliskim przyjacielem Cyrus'a Borga, chociaż ostatnio nie odzywali się do siebie. Wszystko przez, według Grace, niewielką różnicę zdań.

-Alex, muszę to skończyć - odpowiedziała. - Idź się wykąpać w końcu, śmierdzisz szpitalem. Jakiś płyn odkażający?

-Może - zaśmiał się. - Cyrus znowu dowalił ci pracy?

-Nie on. Sama to wzięłam. Zgodził się zatrudnić asystentkę.

-Niemożliwe. Mówimy o tym samym człowieku? - spytał zdziwiony.

-Tak. Coś z nim jest nie tak. Powinieneś z nim pogadać. Przyjaźnicie się.

-To czas przeszły.

-Alex! - krzyknęła kobieta. - Zdobądź się w końcu na przeprosiny. Minęło już pół roku od tego incydentu.

-To była jego szansa, a terapia działa - odezwał się obrażony. Pół roku temu Alexander dowiedział się o terapii, która rzekomo mogła pomóc Cyrus'owi chodzić, ale on odmówił. Alexander powiedział o kilka słów za dużo, nazywając wynalazcę idiotą skoro marnuje taką szansę. Grace gdzieś tam rozumiała dlaczego Borg tego nie chciał. Nie znał innego życia, a nie widziało mu się korzystanie z eksperymentalnej terapii, która mogła wpłynąć na niego negatywnie.

-To nie o to chodzi. Nie powinieneś go namawiać.

-Zacząłby żyć.

-Alex... Proszę cię - westchnęła.

-To była jego szansa na zmianę, a on powiedział zwykłe nie.

-Nie wpadłeś na to, że mu odpowiada takie życie?

-Nie musi spędzać całego życia na wózku.

-Alexander! Słuchaj, wiem, że ty uważasz, że to byłoby dobre rozwiązanie dla niego, ale... Ja myślę, że on się tego obawiał.

-Grace. Zrozum, że to byłoby lepiej dla niego. Może i by sobie ułożył życie. Zakochał się, założył rodzinę.

-Reynolds! - zmrużyła oczy i spojrzała na męża, który odsunął się od niej. Wiedział jedno jeśli jego żona mówiła do niego po nazwisku to albo była napalona, albo wściekła i denerwowanie jej, czy też odmówienie było równe samobójstwu.

-Zgoda. Przeproszę - odezwał się niechętnie.

-Z wami to gorzej jak z dziećmi - pokręciła głową.

-I tak mnie kochasz - przytulił się jej ramienia.

-Szef oddziału onkologicznego, a zachowuje się jak dziecko - przewróciła oczami. - Jesteś trzynaście lat starszy ode mnie.

-To nie ja jestem taki stary tylko ty taka młoda.

- Tłumacz to sobie, ale te siwe pasemka w twoich włosach nie wzięły się znikąd - zachichotała i jedną ręką przejechała po jego włosach. Skłamała o siwych pasemkach żeby go zdenerwować. Odkąd go poznała, zawsze miał ciemne włosy do ramion. Nie pozwalał ich sobie ściąć krócej. Nie wiedziała dlaczego, po prostu tak było.

-Wredota, idę pod prysznic - podniósł się z kanapy. - A ty kończ już.

Alexander wyszedł, a Grace poprawiła okulary na nosie i kontynuowała przeglądanie profilów kandydatów. Z góry odrzucała wszystkich mężczyzn. Zdawała sobie sprawę, że może być również asystent, ale wiedziała, że lepiej dla Cyrus'a, jeśli to będzie kobieta. Miała nadzieję, że asystentka zdecydowanie poprawi jego stan psychiczny, gdzieś z tyłu głowy czuła, że mógłby targnąć się na swoje życie. Nie rozumiała co się stało, co się zmieniło, że Cyrus stał się cieniem dawnego siebie. Przy pracownikach sprawiał wrażenie jakby nic się nie działo. Na wszelkich spotkaniach zawsze był uśmiechnięty, ale kiedy zostawał sam... Grace chciała mu pomóc, ale nie wiedziała jak. On nie mówił w czym problem. Mogła mieć tylko podejrzenia. Po raz kolejny ziewnęła. Zdjęła okulary i wyłączyła laptopa, a następnie odłożyła go na stolik obok kanapy.

-Mamo - usłyszała głos swojej czteroletniej córki, Kimberly. Grace wstała z kanapy i zauważyła dziewczynkę stojącą w progu, tuż przy wejściu do korytarza w którym znajdowały się trzy sypialnie i dwie łazienki.

-Co się stało Kim? - spytała zmartwiona. Zbliżała się północ, a jako, że Alexander kończył tego dnia wcześniej zmianę, bo około piętnastej, to miał obowiązek zająć się dziećmi. Twierdził, że wszystkie dzieci śpią.

-Nie mogę spać - spuściła głowę. Kobieta podeszła do dziewczynki i zaprowadziła ją do jej pokoju. Położyła ją do łóżka, a następnie przykryła kołdrą.

-Tatuś odejdzie? - spytała cicho.

-Co takiego? - zdziwiła się.

-Kłóciliście się.

-Nie, nie odejdzie - pogłaskała córkę po włosach. - Tatuś pokłócił się z wujkiem Cyrus'em i musiałam go zmotywować do pogodzenia się z nim.

-Wujek Cyrus jest fajny, kiedy nas odwiedzi?

Grace tylko uśmiechnęła się. Wczoraj bliźniaki ją pytały dokładnie o to samo. Z Alex'em miała trójkę dzieci. Najmłodszą Kimberly i starsze o pięć lat bliźniaki, Thomas i Christiane, którzy byli wpadką. Kiedy tylko Alex dowiedział się o ciąży, oświadczył się Grace i cztery tygodnie później wzięli ślub. Było to stosunkowo szybko, bo znali się ledwie pół roku, ale okazało się to dobrą decyzją. Różnica wieku nie miała dla nich znaczenie. W każdym razie cała trójka potomstwa uwielbiała ,,Wujka Cyrus'a", nie wiedziała dlaczego, może dlatego, że był ich jedynym ,,wujkiem".

- Przeczytać ci bajkę na dobranoc? - zaproponowała Grace.

-Tak! Tą o księżniczce i piratach - zawołała ucieszona. Kobieta uśmiechnęła się do córki i podeszła do regału z książkami, a następnie zaczęła szukać odpowiedniej książki. Po chwili znalazła ją i rzuciła okiem na klatkę w której leżał chomik tuż obok pustej miski na jedzenie. Spojrzała na córkę, która ustawiała maskotki na łóżku, a potem znów na zwierzątko. Otworzyła klatkę i szturchnęła go palcem. Nie poruszył się. Był zimny, sztywny, jak to zdechły chomik. Grace westchnęła i pokręciła głową. Oczywiście, Alexander znowu zapomniał nakarmić chomika, który zdechł z głodu. Nie zdziwiło ją to. W tym roku to już był trzeci chomik. Wróciła z książką do córki, usiadła na brzegu łóżka i zaczęła czytać. Dziewczynka szybko usnęła, przy czwartej stronie już nie mogła utrzymać otwartych oczu. Kobieta zamknęła książkę i poprawiła kołdrę córki. Z uśmiechem nachyliła się i pocałowała ją w czoło. Dzieci były dla niej bardzo ważne. Po cichu wyszła z pokoju córki, gasząc za sobą światło. Ruszyła w stronę sypialni, po drodze zajrzała do bliźniaków, oboje spali spokojnie. Christiane zawsze ze zwisającą dłonią z krawędzi łóżka, a Thomas jak zwykle miał przykrytą tylko jedną nogę. Wiedziała, że niedługo będą musieli mieć osobne pokoje. Zwłaszcza jak zaczną dojrzewać, teraz to jeszcze dzieci, ale za kilka lat to się zmieni. Proponowała Alexandrowi nowe mieszkanie, ale on zamiast tego zaproponował remont jednego pokoju gościnnego. To wyglądało bardziej rozsądnie. Po to wzięli tak wielkie mieszkanie. Sześć pokoi i trzy łazienki. Było dość duże, co często w przypadku centrum nie było łatwe do osiągnięcia, ale im się udało, z pomocą Cyrus'a, który miał kontakty z firmą od nieruchomości. W sypialni zastała Alexandra doszukującego się siwych włosów.

-Wiesz, że tylko żartowałam?

-Ty się śmiejesz, ale siwe włosy to nie żarty - spojrzał na nią poważnie.

-Znowu chomika nie nakarmiłeś i zdechł - zmieniła temat.

-Był stary, więc to logiczne, że nadszedł już jego czas.

Podszedł do żony i położył dłonie na jej ramionach.

-Kupimy nowego - powiedział pocieszającym tonem.

-Chyba żartujesz! W sklepie zoologicznym jak mnie widzą to pytają się tylko, czy zdechł już kolejny chomik - pokręciła głową.

-To może coś bardziej żywotnego?

-Najlepiej coś czego nie trzeba karmić - zaproponowała.

-Kamień?

-Tego przynajmniej nie zabijesz.

Alex uśmiechnął się i popatrzył uważnie na swoją żonę.

-Jesteś tak samo piękna jak te dwanaście lat temu kiedy cię poznałem.

-Doprawdy? Studentka przed sesją wyglądała tak pięknie?

-Oczywiście, że tak - potwierdził.

***

Alexander wysiadł z windy razem z Cyrus'em. Oboje układali sobie życie. Alex był bliski zostania szefem oddziału onkologicznego, zaś Cyrus zastanawiał się nad rozpoczęciem prywatnej działalności. Problem był taki, że potrzebował pieniędzy na firmę, liczył na to, że rada miasta mu przyzna fundusze. Rozmawiał o pomyśle założenia biznesu z Alexandrem:

- Nie twierdzę, że to niemożliwe, ale nie masz szans założyć firmy. A przynajmniej nie samemu.

-Bo jestem niepełnosprawny?

-Tego nie powiedziałem, ale... - urwał.

- Mózg mam sprawny - odezwał się szukając w plecaku kluczy do mieszkania. - Potrzebuję tylko funduszy.

-Raczej dżina spełniające życzenia - zadrwił starszy mężczyzna, a Cyrus tylko przewrócił oczami i otworzył drzwi. W salonie siedziała dziewczyna, ubrana w zwykły dres, przeglądająca notatki ze swoich zajęć. Włosy miała związane w luźnego koka do którego wsadziła kilka ołówków.

-Grace wyjmij ołówki z włosów - polecił jej rozbawiony Cyrus, na co ona tylko mruknęła coś co brzmiało jak ,,Nie przeszkadzaj".

-To ta twoja studentka? Czemu nie powiedziałeś, że jest taka... Gorąca? - spytał się Alexander.

-Nie jest moja - mężczyzna na wózku przewrócił oczami i podjechał do stołu na którym leżała poczta. Grace, bo tak miała na imię dziewczyna, była bliska ukończenia studiów. Niestety nie stać jej było na samodzielne utrzymanie mieszkania. Cyrus był świadkiem jak zostaje wyrzucona ze swojego poprzedniego mieszkania na ulicę. Zaproponował jej nocleg, a niedługo potem zamieszkała z nim na stałe. Alexander wiedział o tym, ale nie miał okazji poznać osobiście dziewczyny. Nie mógł oderwać od niej wzroku. Patrzył jak przegląda notatki bez większego zwracania uwagi na to co się dziej wokół niej.

-Cyrus, przyszedł do ciebie list z rady miasta - odezwała się, przerywając czytanie notatek i zauważyła, że obok Cyrus'a stoi Alexander. - Mogłeś powiedzieć, że mamy gościa. Sprzątnęłabym swoje książki.

-Wyglądałem podobnie za czasów studenckich - zaśmiał się i podszedł do niej. Cyrus w tym czasie znalazł list i otworzył go. - Alexander Reynolds.

Brunet wystawił do niej dłoń, a Grace wstała i uścisnęła ją.

-Grace Lewis.

Cyrus w tym czasie zgniótł list. Pisał do rady miasta wniosek o dofinansowanie i otrzymał odmowę. Nie spodziewał się innej odpowiedzi.

***

Jay odetchnął głęboko i spróbował się uspokoić. Czuł, że to kiepski pomysł grać w League of Legends w środku nocy, wiedząc, że rano ma trening, a mecze potrafią być długie. Obecny trwał już drugą godzinę, a on został właśnie zabity. Tak mało zabrakło do zwycięstwa, już był przy wrogim Nexus'ie. Teraz wszyscy członkowie drużyny odradzali się, a on bezradnie patrzył jak przeciwna drużyna niszczy ich Nexus. Obserwował czat na którym członkowie jego drużyny wykłócali się czyja to wina, poza jedną osobą. Jego stałym sojusznikiem. Poznał go kilka miesięcy temu podczas jednej z gier i tak jakoś się stało, że zaczęli ze sobą grać. Najpierw League of Legends, a potem doszło do tego wiele innych gier. Znał go jedynie po nick'u ValtorX6, ale mimo to uważał go za swojego przyjaciela. Jay już był gotów poddać się i prawie przysnął kiedy nagle usłyszał głos w słuchawkach mówiący ,,Quadrakill", a po chwili ,,Pentakill".

-Ja pierdole - zaklął widząc Ashe, cudem ratującą Nexus. W tym czasie jego postać odrodziła się, ale Jay pozostawał w szoku. Jedna postać zabiła pięciu członków przeciwnej drużyny.

ValtorX6 (Ashe): Kayn rusz tyłek i jazda na Nexus!

MasterofLightning (Kayn): Wyluzuj

MasterofLightning (Kayn): Nie będzie mi kobieta rozkazywać xd

ValtorX6 (Ashe): To, że wziąłem Ashe nie znaczy, że jestem gorszy, poza tym spójrz kto zaliczył przed chwilą pentakill bez asysty

MrChickers (Soraka): Oboje pierdolicie bez sensu!

MrChickers (Soraka): RUSZAĆ DUPSKA!

Jay potrząsnął głową i skierował swoją postać w stronę Nexus'a wroga, zaraz za nim pobiegła postać sojusznika. Osoba o nick'u MrChickers niesamowicie go denerwowała w tym meczu. Ginął bardzo często przez komentowanie całej rozgrywki na czacie.

MrChickers (Soraka): później się pokłócicie!

Kilka minut później Jay patrzył jak Nexus przeciwnej drużyny zostaje zniszczony, a na ekranie pojawia się napis ,,Zwycięstwo".

-TAK! - krzyknął ucieszony i po chwili zatkał sobie usta, orientując się, że może obudzić pozostałych mieszkańców klasztoru. Nie pomylił się, chwilę później do jego pokoju weszła wściekła Nya.

-Znowu grasz w tą głupią grę - syknęła. - Druga w nocy, a ty się wydzierasz. Pragnę ci przypomnieć, że za cztery godziny MAMY PIERDOLONY TRENING, WIĘC DAJ MI SIĘ WYSPAĆ!

-Przepraszam Nya - Jay spojrzał na dziewczynę zawstydzony.

-Co to za hałasy? - za Nyą pojawił Kai.

- O, czyli ciebie też obudził? - spytała.

-On? Nie, twoje wrzaski mnie obudziły - odpowiedział Mistrz Ognia, a za nim pojawili się pozostali. Lloyd i Cole byli zaspani, a po twarzach Zane'a i Pixal nie dało się nic wywnioskować.

-Nya, dlaczego krzyczałaś? - Pixal spojrzała zmartwiona na czarnowłosą.

-Ponieważ ten tutaj, ma gdzieś, że O PIĄTEJ MAMY POBUDKĘ I WYDZIERA SIĘ!

-Ja słyszałem tylko ciebie - odezwał się zmęczony Lloyd. - Nie wiem jak wy, ale ja idę dalej spać i Nya, możesz więcej nie krzyczeć?

Mistrzyni Wody spojrzała oburzona na resztę drużyny. Jay uśmiechnął się pod nosem zwycięsko.

-Czy wy nie mieliście położyć się do łóżek? - ninja zadrżeli słysząc surowy ton Mistrza Wu. Syn Pierwszego Mistrza Spinjitzu spojrzał na Nyę. - Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego, za krzyki Nyi macie jutro cały dzień treningu.

- Dzięki Nya - odezwali się Ninja w jednym momencie.

-Ale to Jay - oburzyła się.

-Wracać do łóżek - polecił Sensei i odwrócił się. - Za trzy godziny macie pobudkę.

Towarzystwo rozeszło się, a Jay rzucił krótko okiem na statystki i zamknął okno. Następnie zobaczył kilka wiadomości od internetowego przyjaciela.

ValtorX6: I co? Zakład kto wygrał?

ValtorX6: Valtor!

ValtorX6: Pentakill bez asysty!

ValtorX6: Już wyszedłeś?

MasterofLightning: Nie xd Tylko dziewczyna kazała mi się uciszyć, ale ona nie rozumie co to znaczy wygrać po dwugodzinnej rozgrywce, poza tym uważa, że lol jest głupi

ValtorX6: Nie zna się

MasterofLightning: W końcu to dziewczyna, one nie rozumieją co fajnego jest w grach. Mało która gra, a jeśli już to kiepsko.

ValtorX6: Stereotyp, moja siostra jest dobra w Tekken'a.

MasterofLightning: Przypadek.

ValtorX6: Skoro tak twierdzisz, jutro też zagramy?

MasterofLightning: Zobaczę czy będę miał siłę. Do następnej rundy.

***

Valtoria wyłączyła komputer i przejechała dłońmi po twarzy. Była gotowa przyznać się Jay'owi, że nie nazywa się Valtor, tylko Valtoria, ale jego komentarz trochę ją zdołował. W mało której grze podawała swoją realną płeć, bo doskonale wiedziała, że większość graczy to faceci i jakie mają podejście do grających kobiet. Wolałaby być szczera, ale nie mogła nic poradzić na to. Utarty stereotyp był zbyt silny. Wystarczyło jej, że większość jej współpracowników patrzy na nią jak na kosmitkę kiedy idzie zanieść do biura raport z testu danej gry. Przecież to takie dziwne, że dziewczyna testuje gry. Dlatego zdecydowała się na pracę w domu, mimo wszystko bardzo lubiła swoją pracę. Miała nadzieję, że i jej siostra w końcu znajdzie taką...

-------------------------------------

Hej, jest kolejny rozdział, wiem, że dla wielu osób może być niezrozumiała część związana z League of Legends, ale nie jest to na tyle istotne by się bardziej w to zagłębiać, ale poniżej macie kilka informacji:

- Są dwie drużyny, w zależności od mapy może być różna liczba graczy na arenie. Pięć na pięć, czy też trzy na trzy.

-Głównym celem jest zniszczenie Nexus'a przeciwnej drużyny:

-Na czacie podczas gry zawsze pokazuje się nick gracza, a w nawiasie imię postaci, którą wybrał do gry.

-Quadrakill i pentakill, oznaczają liczbę zabitych graczy w krótkim czasie.

-Kiedy zostanie się zabitym trzeba poczekać wyznaczony czas na odrodzenie. Długość czasu jest bodajże zależna od tego ile razy zginęliśmy.

-Asysta to inaczej pomoc przy pokonaniu przeciwnika poprzez zadanie mu obrażeń.

To tyle, do zobaczenia w kolejnym rozdziale.

Adiós

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top