11.Wszyscy tacy sami

Po miłym wieczorze spędzonym w towarzystwie Harrego, jedziemy do domu.Jestem tak strasznie zmęczona, że marzę jedynie o kąpieli i mięciutkim łóżku.

-Wymęczona jesteś, co? - pyta.

Zerkam na niego i skinam głową.

-Najbardziej podobał mi się diabelski młyn.

-Myślałem, że będziesz się bała na niego iść.

-To źle myślałeś - zaśmiałam się. - Ja się niczego nie boję.

Harry spojrzał na mnie i uniósł swoją jedną brew.

-Czyżby?

-Tak - uśmiechnęłam się.

-Pająków się boisz? - zapytał.

Kto się nie boi pająków?One są okropne!

-Oczywiście..że nie - skłamałam.

-Nie umiesz kłamać - zaśmiał się.

-Nie kłamie! - fukam.

-Ale oczywiście, że tak - zaśmiał się.

-Sam przyznaj, boisz się pająków - prycham.

Harry wybuchnął śmiechem.

-Co cię tam śmieszy?!

-Wyobrażasz sobie faceta, który piszczy jak baba, kiedy zobaczy pająka? - śmieje się.

Robię zażenowaną minę.

-Tak, właśnie sobie wyobrażam - mówię sarkastycznie.

-Ej, no - spojrzał na mnie. - nie obrażaj się.

-Okej.

Odwróciłam głowę w stronę szyby i patrzyłam na przechodniów.

Po jakiś 20 minutach podjeżdżamy pod blok.Wzdycham i chwytam za klamkę.

-Nie pożegnasz się? - pyta.

Patrzę na niego i przewracam oczami.

-Nara? - wzruszam ramionami.

-Jesteś taka chłopięca - kręci głową i śmieje się pod nosem.

-To chyba dobrze.

-Niekoniecznie.

-Dlaczego?

-Stroisz taką straszną, a naprawdę jesteś bardzo wrażliwa.

Przełykam ślinę i wypuszczam powietrze.

-Nic o mnie nie wiesz, więc się zamknij - warknęłam.

-Okej, nie wkurzaj się - podnosi dłonie w geście obronnym.

-Za późno.

Otwieram drzwi i wychodzę z auta.Harry robi to samo.Boże, po co też wylazł z tego auta?

-Dobranoc - uśmiecha się.

-Ta, dobranoc - kiwam głową.

-Poczekaj - mówi.

Obkrąża swoje auto i podchodzi do mnie.

-Fajnie dzisiaj było - stwierdza.

-Było, dobre słowo - uśmiecham się złośliwie.

-Kompletnie cię nie rozumiem - westchnął.

-Niby czemu? - skrzyżowałam swoje ramiona na piersiach.

-Raz jesteś taka miła i da się z tobą naprawdę pogadać, fajnie się razem bawimy i w ogóle, a potem stajesz się taką zimną suką.

Za ostatnie słowo dostaje z liścia.

-Jeszcze raz nazwiesz mnie suką! - krzyknęłam.

Złapał się za obolałe miejsce.

-Dzięki - prychnął.

-Spierdalaj lamusie albo tak ci do dupy nakopie, że nie będziesz mógł usiąść na niej przez dwa miesiące!

Odchodzi wściekły.Ja wręcz kipie ze złości.

-Aha, jeszcze coś.Naprawdę myślałem, że z naszej znajomości wyniknie coś..poważniejszego, ale widać, że jesteś zjebana - mówi i wsiada do auta.

Pokazuje mu środkowy palec i wchodzę do bloku.

No ja pierdole, właśnie dlatego omijam facetów szerokim łukiem.Co zrobisz to zawsze im nie odpowiada.

Po 2 minutach znajduje się pod drzwiami od mieszkania.Szukam kluczy w torebce i wyjmuje je.Otwieram drzwi i wchodzę do środka.Zdejmuje buty, a torebkę zawieszam na wieszaku.Wchodzę w głąb i widzę jak Liam i Alex świetnie się bawią.

-Hej - mówi szatyn.

Kiwam głową w jego stronę i idę do lodówki.Wyjmuje z niej piwo i idę dosiąść się do nich.

-Jak było? - pyta Alex.

-Nie pytaj, błagam - jęcze i otwieram alkohol.

-Aż tak źle? - zaśmiał się brytyjczyk.

-Nie wkurwiaj mnie i ty, dobra?! - warknęłam.

-Och, okej.Sorki - wymamrotał.

Przewróciłam oczami i jednak postanowiłam iść do swojego pokoju.Tam chociaż nikt nie będzie mnie drażnił.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top