45. Nie wszystek umrę

Oto ostatni rozdział mojej pierwszej, prawdziwej książki na Wattpadzie. Trochę mi smutno. Tylko trochę. Walce nie mam ochoty płakać. Skąd ten niedorzeczny pomysł?

Dobra, jedziemy z tym rozdziałem.

*********************

ERIN

Leżę na kocu na trawie tuż przy jeziorze. Cała nasza familia (ja, Aaron, nasze dzieci, mój tata oraz moja siostra i jej córeczki) wybrała się na malutką prywatną plażę i pokryła kocami, koszykami, ciuchami, torbami cały teren zielony w promieniu dwudziestu metrów od brzegu akwenu. Ja leniuchuję na słońcu, Aaron właśnie wsiada do łódki z moim ojcem, dwunastoletnim Michaelem i dziewięcioletnim Isaaciem (moją męska wersją), szesnastoletni Evan uczy pływać swoją pięcioletnią siostrzyczkę Ruby (która wygląda podobno zupełnie jakby moja babcia się ponownie urodziła), Ava pomaga pleść wianki ze stokrotek ośmioletnim kuzynkom (córkom bliźniaczkom Olivii), moja siedmioletnia Brooke dorwała się do kanapek z indykiem (wręcz reakcja chemiczna mnie i Aarona; burza szarych loków, heterochromia, pół prawej tęczówki jest złote, a reszta zielona, skóra o ton ciemniejsza ode mnie), Orla na moją prośbę smaruje kremem z filtrem swojego trzyletniego braciszka Finna (mały Aaron tyle, że z moim odcieniem skóry i nosem), a moja roczna córeczka Jasmine śpi spokojnie w wózku.

Obracam się na plecy. Bycie wilczycą ma olbrzymie plusy. Mój brzuch wygląda normalnie mimo dziewięciu ciąż. Trochę się musiałam namęczyć żeby utrzymać formę, ale się udało. Z Aaronem uznaliśmy, że już dość dzieci. Znacznie bardziej się pilnujemy, co całodobowe zajmowanie się rodziną i stadem bardzo ułatwia. W zeszłym miesiącu seks był tylko podczas pełni. Resztę nocy zazwyczaj spędzaliśmy jedynie przytuleni do siebie i kompletnie wyczerpani całym dniem.

Wojna niestety wybuchła. Udało mi się namówić mojego męża na krótkie wakacje tylko dlatego, że przemówił do niego argument: "wypoczynek razem z rodziną naprawę cię zregeneruje". Oczywiście staramy się utrzymać morale stada i mimo licznych bitew w domu głównym wciąż można usłyszeć śmiechy.

Boję się o Evana i Avę. Mój syn musiał bardzo szybko dojrzeć by być w stanie pomagać ojcu, ale Ava wcale nie została z tyłu. Czas spędza albo z młodszym rodzeństwem, albo w bibliotece przy podręcznikach, albo na sali treningowej. Mówi, że jak tylko skończy szesnaście lat, czyli dojrzałość u wilkołaków, rusza do walki. Boję się o nią, ale wiem, że kieruje nią obrończy duch. Chce chronić nas i swoje stado. Gdybym nie była Luną to zapewne też próbowałabym ze wszystkich sił pomagać. Może nie walcząc, ale, na przykład, gotując dla walczących, piorąc im ubrania. Orla też upiera się przy pomocy jednak bardziej w moim stylu. Chce być lekarzem polowym.

W Michaelu widzę wyraźnie jego ojca. Tak samo w Evanie, jednak kiedy w moim starszym synu jest większe powołanie do zarządzania i kierowania stadem, w Michaelu jest duch bojowy. Ciągnie go do bitew, walki. Boję się, że go stracę.

Otrząsam się z ponurych myśli gdy słyszę płacz Finna. Orla znowu nie chce go puścić do wody.

AARON

Erin jest wspaniała. Dała mi dziewiątkę zdrowych, silnych dzieci, mnóstwo miłości, szczęścia i rozkoszy. A także ulgę i wsparcie w trudnych chwilach.

Śledzę wzrokiem moich dwóch synów z niemałą dumą. Michael, przemieniony w wilka niezwykle podobnego do mojego płynie na sterburcie, a Isaac w ludzkiej postaci (ponieważ jest jeszcze za mały) na bakburcie. Obydwaj płyną szybko, śmiało nie zatrzymując się i nie przytrzymując łodzi.

Podnoszę wzrok na brzeg starając się dojrzeć moją żonę. Nigdzie jej nie widzę. Zalewa mnie fala paniki. A co, jeśli nasi wrogowie dowiedzieli się gdzie jesteśmy? Nie, to niemożliwe. Moje córeczki i najstarszy syn spokojnie się bawią.

Po sekundzie już wiem gdzie się podziała. Wyskoczyła spod wody przed łódką niczym najada. Gwałtowne, ciężkie oddechy uświadamiają mi, że wykorzystała całą pojemność swoich wilczych płuc żeby podpłynąć niepostrzeżenie. Udało się jej.

Mój teść zaczyna się śmiać, ja również. Erin z kolei kładzie się na wodzie i patrzy na chmury. Oczywiście ani Michael, ani Isaac nie byliby moimi synami gdyby nie zaczęli męczyć matki, by ta pobawiła się z nimi w jeziorny pojedynek. Gdy dwunastolatek skoczył na nią i wyciągnął pod wodę ona się przemieniła. Wir futra i nagle łódka się przewraca. Oczywiście szybko chwyciłem ojca mojej mate i pomogłem mu dopłynąć do brzegu. A raczej próbowałem. Mężczyzna mimo dość sędziwego wieku pływał jak ryba.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Leżymy obydwoje w łóżku. W domu panuje cisza. Gdy tylko wróciliśmy znad jeziora dzieci zaczęły ganiać się po całym polu i zaczepiać krowy, więc teraz śpią jak zabite. Oczywiście prócz rocznej Jasmine, która wpatruje się w swoich rodziców, w nas, wielkimi szarożółtymi oczami ze swojego łóżeczka.

- Wielka szkoda, że takie dni się kończą - mruczę w włosy małżonki.

- Jutro idziemy na kajaki. Zobaczysz, zawojujemy cały spływ - śmieje się cicho.

- Kajaki? Jak niby mamy się podzielić? Musimy mieć nasze wszystkie maluchy na oku!

- Wymyśliłam tak: Ja w trójce z Jasmine i Brooke. Ty z Michaelem i Isaaciem. Ava z Orlą i Finnem, a Evan z Ruby.

Zastanawiam się chwilę. To najlepszy układ. Ruby jest ukochaną małą siostrzyczką Evana, chłopak czuje się za nią szczególnie odpowiedzialny, ponieważ to jego imię było pierwszym słowem jakie wymówiła. Z Orlą i Finnem to samo. Michael jest we mnie wpatrzony, a Isaac w Michaela. A Ava? Avie wszystko jedno, kim się zajmuje. Całe rodzeństwo kocha jednakowo.

- Dobrze, kochanie - całuję ją w czoło. - Ale będę cię miał cały czas na oku.

- Ależ zmiana - ziewa. - Dobranoc.

Przypomniało mi się jak pierwszy raz mi to powiedziała. Wtedy to zignorowałem.

- Dobranoc.

**********************

Czemu tak dużo dzieci? Bo tak. Można mieć tyle? Można.

Rozdział krótki, bo pożegnalny.

Pa, pa historio Erin i Aarona! Żegnaj!

Będzie druga część? Możliwe. A tak naprawdę to już mam multum pomysłów i nie wiem, które zrealizować. No cóż, wyjdzie w praniu. Najpierw jednak chcę napisać coś innego. Zapewne niedługo dodam "Od autorki" i wybierzecie, który pomysł się wam najbardziej podoba.

Tak, prędko z Wattpadem nie skończę! Chcę go zawojować! Nikt nigdy to mój wielki debiut. Chcę jednak zdobyć prawdziwą sławę na tej aplikacji! Mierzę wysoko, wiem. Trzymajcie za mnie kciuki!

Możliwe, że na Boże Narodzenie zrobię coś ekstra.

Rety, nie spodziewałam się, że ta książka osiągnie taką sławę. Myślałam, że nikt nie zwróci na nią uwagi, napiszę osiem rozdziałów, odpuszczę z braku czytelników i opowiadanie uschnie, a tu proszę! Naprawdę pokochaliście Erin.

Liczę na to, że spotkamy się w innym moich książkach. Tulę i do przeczytania! Czekajcie na "Od autorki"!!!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top