20. Też miło cię widzieć

*fanfary*

Oto już dwudziesty rozdział mojej książki! Z tej okazji postanowiłam... werble proszę... Zrobić ponownie Q&A ze mną i z postaciami tej książki! Postacie, które możecie pytać zostaną wymienione pod rozdziałem. Zapraszam.

**********************

ERIN

Pierwsze co ogarniam to ból głowy. Później, że mam zaschnięte gardło. A na koniec, że leżę w szpitalu mojej watahy. Po czym poznaję? Bo parę razy tu zajrzałam, by pomóc pielęgniarkom. Zazwyczaj nie było wiele do roboty, ale zasady BHP ponad wszystko (czyli zmienianie pościeli, odkurzanie, mycie itp.).

- Luno, słyszysz mnie? - jakiś facet się nade mną nachyla.

- Mogę prosić o wodę? - chrypię.

Po chwili siedzę i trzymam w rękach szklankę z wodą. Co się właściwie stało? A, już pamiętam. Naćpali mnie czymś, a później odpłynęłam. Ale co potem?

- Jak się tu znalazłam? - pytam lekarza.

- Alfa zorganizował atak na buntowników. Zostałaś odbita, a oni pokonani.

Mam, tak zwaną, poker face i , tak zwanego, mind fucka. Mam dość. Mam po prostu tego, kurwa, po dziurki w nosie!

Najpierw okazuje się, że jestem mate Alfy, który jest osłem. Oczywiście metaforycznie... choooooć nie zdziwiłabym się...

Potem żeby odwiedzić rodzinę muszę się dać oznaczyć.

Potem zajmuję się nim przez parę dni mimo, że go nie cierpię.

Potem zostaję zmuszona do pocałunku.

Potem ten cholerny sen.

Potem to gówniane porwanie.

Potem perspektywa śmierci w męczarniach.

Potem zostaję pocałowana przez Alfę banitów.

Potem odbierają mi przytomność jakimś narkotykiem.

A teraz budzę się w szpitalu.

Podsumowując: Mam szesnaście lat, a przeżyłam więcej od połowy mojego rocznika.

Ja wysiadam z tej kolejki spierdolenia. MAM. DOŚĆ. Idę spać. Na następny tydzień.

Kładę głowę i zamykam oczy.

- Luno, wszystko dobrze? - pyta przerażony lekarz.

- Tak, ale za dużo wrażeń jak na ostatnie półtora miesiąca.

Powoli się rozluźniam, ale wyraźnie czuję obecność wilków.

- Możecie, proszę, wyjść? Potrzebuję samotności.

- A-ale Luno, Alfa...

- Chcę spać, a wy jesteście w zasięgu głosu. Jak usłyszę coś podejrzanego to krzyknę.

Wychodzą. Udało mi się ich przekonać.

Uśmiecham się leniwie. I...

Mnie oświeca. Co z Ethanem? Mimo wszystko mnie nie skrzywdził. Powinnam być mu wdzięczna. Mógł zrobić ze mną okropne rzeczy, a dał mi wolny wybór. Dość trudny i niebezpieczny, ale ważne, że był.

Niestety, jestem zbyt zmęczona psychicznie i leniwa by teraz wstać. Nim zasypiam obiecuję sobie, by po pobudce dowiedzieć się co się z nim stało.

AARON

Wychodząc z lochów czuję się lepiej. Tortury na wielu pojmanych dały mi masę informacji, a na tym kurwiszonie, który porwał moją Erin, olbrzymią przyjemność. Może to go nauczy, że z Aaronem Moonem się nie zadziera.

Właśnie miażdżyłem mu palce gdy poczułem, że Cage odzyskała przytomność. Podeszłem do kranu by umyć ręce z krwi, ale zdałem sobie sprawę, że znowu zasypia. Dobrze. Niech się wyśpi, a ja dokończę dzieła.

Aktualnie idę w stronę skrzydła szpitalnego. Minęły dwie godziny, nie mogę dłużej czekać. Mam zamiar zabrać Erin do lochów i kazać jej powiedzieć Ethanowi prosto w twarz, że jest ostatnim ścierwem i że ona kocha mnie. MUSI tak być.

Zaciskam pięści. Przez ten cały czas ten pierdolec bełkotał, że ona woli go. Że nigdy nie dam jej szczęścia. Że jestem żałosny przy niej. Że ona należy do niego. Że jest w stanie dać jej więcej. Gówno prawda. I się o tym przekona.

Popycham duże drzwi wejściowe. Stają otworem ukazując rzędy pustych łóżek i jedno za zasłonką. Czy ci idioci nie mieli na nią uważać!?

Podchodzę do łóżka i odciągam materiał. Śpi. Długie rzęsy rzucają piękny cień, a twarz ma tak łagodną lecz ciągle pogodną. Jakby ostatni tydzień nie istniał.

Czemu ona jest tak piekielnie kusząca!? Mam ochotę wypieprzyć ją na tym łóżku. Ale spokojnie... Jeszcze nie teraz. Najpierw musi jasno pokazać, że jest moja. Musi to do niej dotrzeć. A ja, muszę mieć pewność, że jest tego w pełni świadoma, gdy będę ją brał.

Czuję, że mój wilk chce coś powiedzieć, ale mu na to nie pozwalam. Nie chcę by cokolwiek mi przerwało. Chwytam Erin za ramię i lekko nią potrząsam.

- Wstawaj, Cage! - warczę.

Dziewczyna przewraca się na bok mrucząc coś pod nosem. Nie zwracam na to uwagi, bo widzę, że kuszulka, którą ma na sobie, podjechała w górę odsłaniając pasek gołej skóry. Boże, ja się zaraz na nią rzucę!

- RUCHY!

Szatynka zrywa się do pozycji siedzącej.

- Śpię, człowieku! - jęczy przecierając oczy.

- Mam to gdzieś. Ruchy, musisz mi coś udowodnić.

- Taaaaaaaaaaaak? - ziewa - A co takiego?

- Przekonasz się jak łaskawie ruszysz dupę.

- Ta "dupa" ma w dupie to, że chcesz by się ruszyła.

Napinam wszystkie mięśnie na co ona od razu się prostuje. Nasuwa na stopy kapcie i wychodzi z łóżka.

- Idź do pokoju się przebrać - mówię mierząc ją wzrokiem. Całym jestemstwem zdaję sobie sprawę, że moja mate ma na sobie jedynie piżamę. Spokojnie, stary, spokojnie... - Czekam w holu głównym.

Ruszam do drzwi. Nim się za mną zamykają słyszę jak Erin krzyczy:

- Mi też miło cię widzieć!

ERIN

Wchodząc do garderoby usiłuję ogarnąć, co się stało. Jeszcze nie przestawiłam się z "w miarę normalne życie" na "życie nienormalne ponad miarę".

Z westchnięciem uznaję swoją porażkę i skupiam się na ciuchach. Na krótko.

O co Aaronowi chodzi? Niby mnie ratuje, ale odzywa się do mnie jakbym cały czas była obok. Chciałabym czasami wiedzieć, co się dzieje w tym zakutym łbie.

A co z Ethanem? Jako Alfa buntowników pewnie już nie żyje. Albo jest torturowany. Ciężko mi o tym myśleć. Nie chcę jego śmierci ni cierpienia. Rozumiem, że dał w kość mojej watasze, ale wyznaję zasadę, że nikomu nie należy życzyć źle. Choć w tej sprawie nie mam nic do gadania. To sprawa Aarona. Czyli drugi Moon już jest martwy. Zaciskam zęby i wycieram łzy usiłując się uspokoić. Na policzkach pewnie już mam czerwone plamy.

Już przebrana wychodzę z pokoju i kieruję się na dół. Stres zaczyna ściskać mi serce. Nie wiem czego się spodziewać.

Stalowowłosy patrzy na mnie ponaglająco i ruchem ręki daje mi znak bym poszła za nim. Wychodzimy na dwór. Po drodze mijamy parę domków. A więc to tak Aaronowi udało się zakwaterować te wszystkie wilkołaki. Prócz pokoju w domie głównym jest jeszcze wiele mniejszych budynków wokoło niego. Sprytnie.

Po czterech minutach marszu pojawiają się kratowane drzwi, które są jakby wejściem do pagórka. Coś w rodzaju wejścia do domków hobbitów, ale w stylu więziennym. Przez głowę przelatują mi najbardziej chore teorie. Od zmuszenia mnie do torturowania więźniów, przez bycie sama torturowaną, po "tajemniczą śmierć" Luny.

Dobra, Erin, przegięłaś.

Za drzwiami są schody w dół i długi korytarz. Po obu stronach są drzwi ze srebra z niewielkimi otworami: na tacę z jedzeniem i wizjer, by móc mieć oko na osobę wewnątrz.

Ale my ciągle idziemy. Pierwsze rozgałęzienie. W prawo. Drugie również w prawo. Schody w dół i w lewo. Później na wprost. I znowu w lewo. Po czym w prawo.

Im dalej tym chłodniej, ciemniej i ogólnie gorzej. Mój nos zaczyna wypełniać okropny zapach krwi, potu i wymiotów. Na samym końcu trasy jest spora cela. Właściwie nie cela tylko sala tortur. Między dwoma wymyślnymi i przerażającymi przyrządami siedzi przykuta do ściany pos...

Z moich ust wydobywa się nieokreślony dźwięk. Coś pomiędzy piskiem, skrzeknięciem, a szlochem.

To Ethan. To od niego czuć ten obrzydliwy zapach. Jego strój jest poszarpany, skóra zwisa w niektórych miejscach niczym krwista szmata, czerwień dominuje na całym jego ciele, a spodnie ma ubrudzone własnymi nieczystościami.

Cofam się gwałtownie i chwieję na nogach. Chcę upaść na kolana i wyrzygać własny żołądek. Albo zwinąć się w kłębek i odpłynąć. Lub zmienić się w wilczycę i uciekać jak najdalej stąd. Nigdy nie widziałam czegoś tak strasznego.

Aaron staje nad przyrodnim bratem i patrzy się na niego z góry.

To on mu to zrobił.

Właśnie w tym momencie dostrzegam w moim mate potwora. Wyrządził drugiej, żyjącej, świadomej osobie tak wielką krzywdę... Brzydzę się tego. Nienawidzę okrucieństwa całym sercem. A Aaron jest okrutny.

Złote oczy odnajdują moją twarz.

- Podejdź tu, Cage - mówi rozkazująco.

Potrząsam głową. Nie. Nie mogę do niego podejść. Nie po tym co zrobił niebieskookiemu.

- Podejdź. Tu.

Głos Alfy zmusza mnie do ruchu. Biorę wdech i podchodzę do niego. Nawet nie zdałam sobie sprawy, że wstrzymałam powietrze.

Cichy chichot zwraca uwagę moją i stalowowłosego.

- Musisz... ją... zmuszać... do... tego... by... robiła... co... chcesz?

Głos Ethana jest zachrypnięty, oddech ciężki lecz na zmasakrowanej twarzy widnieje szyderczy uśmiech. Szczerbaty uśmiech. W białym rzędzie brakuje paru zębów.

Nie mogę.

Rozglądam się po pomieszczeniu i widzę kran i apteczkę stojącą pod nim. Ruszam w tą stronę, ale czyjaś dłoń zatrzymuje mnie w miejscu.

- A ty dokąd?

Przyłykam ślinę i zmuszam się do odpowiedzi.

- Po apteczkę - jestem wstanie wydusić z siebie jedynie szept.

- Ty... Chcesz mu pomóc!?

Chwyta mnie za ramiona i odwraca mnie twarzą do niego. Kiwam delikatnie głową.

- Czyli to prawda... - ton głosu Aarona mnie przeraża. Słychać w nim szok i zimną furię - Jesteś jego dziwką.

Zastygam. Co on...?

- Co?

- Nie udawaj głupiej! - Moon zaczyna mnie szarpać jak lalką - Przynajmniej dobrze się bawiłaś dając dupę temu ścierwu!?

Przerażenie miażdży mi mostek. Muszę go uspokoić nim zrobi coś naprawdę głupiego.

- Aaron, spokojnie. Nic takiego nie miało...

- Nie, oczywiście, że nie! - przerywa mi - Myślisz, że nabiorę się na szlochy takiej suki?

Zaraz złamie mi kości. Kładę dłonie na jego przedramionach i patrzę prosto w jego oczy, które płoną.

- Aaron. NIC takiego się nie wydarzyło.

Wybucha śmiechem. Jest on równie straszny jak jego wyraz twarzy. Puszcza mnie.

- Zamknij się kurwo. Jesteś nic nie wartą małolatą, która daje tyłek pierwszemu lepszemu.

Przekroczył cienką czerwoną. Teraz ja zaczynam się śmiać.

- No tak! Ty pieprzysz się z jakąś dziwką, wyrzucasz mnie z pokoju, zmuszasz do pocałunku, obrażasz, poniżasz, ale bez żadnych dowodów oskarżasz o zdradę i obrzucasz najgorszymi wyzwiskami! Wiesz co!? Pierdol się! Dobrze, że mnie nie chcesz, bo nie wyobrażam sobie spania z tobą w jednyn łóżku, patrzenia na twoją mordę każdego ranka i rodzenia twoich dzieci! Jesteś hipokrytą, chujem i potworem! Brzydzę się tobą!

Nagle jakaś siła rzuca mnie na ziemię. W moim ciele buzuje adrenalina i nie wiem co się stało. Słyszę tylko krzyk Ethana:

- Ty pierdolcu! Kundlu!

Moja wilczyca pierwsza zdaje sobie sprawę, co się stało. W mojej głowie rozlega się jej bolesne wycie, a duszę przechodzi szpikulec bólu. Później dochodzi cierpienie fizyczne...

Podpieram się na łokciu i delikatne dotykam policzka, który boli jakby diabeł go lizał. Jest wilgotny. Patrzę na dłoń.

Krew.

Krew na moich palcach. Krew spływa mi po brodzie i kapie na posadzkę. Krew z czterech głębokich rozcięć.

Podnoszę wzrok na kogoś kto miał być moim mate.

- Nie będziesz musiał się ze mną dłużej męczyć - mój głos jest kompletnie pozbawiony uczuć.

I wybiegam z pomieszczenia. Odprowadzają mi krzyki i wyzwiska Ethana, które raptownie milką. Na świecie został teraz tylko jeden Moon.

Biegnę coraz szybciej. Czerwone i przejrzyste krople kapią z mojej twarzy. Moja wilczyca miota się po moim umyśle piszcząc i skomląc zdruzgatana. To jej łzy płyną. Ja jestem zaś kompletnie pusta.

W przeciągu chwili zjaduję się w pokoju Alfy. Wskakuję do łazienki i patrzę w lustro.

Moje odbicie jest straszne. Twarz blada jak ściana, oczy zapuchnięte od płaczu, a mój lewy policzek... cztery mocno krwawiące rany ciągnące się od ucha do do nosa.

Rana zadana przez mate we wściekłości leczy się nawet wolniej niż ludzka.

Blizny zostaną mi do końca życia.

Przyciskam do twarzy ręcznik, chwytam mój plecak, pakuję najważniejsze rzeczy i pędzę na dół. Wilki, które mijam nie zwracają na mnie uwagi dzięki mojej amor luna. Dobrze.

Biegnę przez las z największą prędkością na jaką mnie stać. Gdy po jakiś dwudziestu minutach zatrzymuję się do tylko po to by sprawdzić, czy ktoś mnie nie goni. Wyciągam spray maskujący zapach, psikam się dokładnie i wkładam go z powrotem do plecaka.

Ostatni raz patrzę w stronę domu głównego.

I podejmuję najcięższą decyzję w moim życiu.

AARON

Stoję jak słup.

Nie będziesz się musiał ze mną dłużej męczyć.

Co ja zrobiłem?

Patrzę na swoje dłonie. Lewa jest cała czerwona z krwi z gardła Ethana. Za to opuszki palców prawej... Są jak szyderstwo.

To krew Erin. MOJEJ Erin...

Zrobiłem coś strasznego. Oszpeciłem bratnią duszę. Odważną i pełną optymizmu oraz marzeń wilczycę, która nawet gdy ją wyzywałem zamiast się na mnie od razu wkurzyć usiłowała mnie uspokoić.

- Jesteś pierdolonym chujem! Goń ją ty debilu! Masz paść przed nią na kolana i błagać o wybaczenie!!!

Mój wilk ma rację. Mentalnie wysyłam paru strażnikom rozkaz sprzątnięcia ciała i jak w transie powoli kieruję się ku domowi głównemu.

Nie będziesz się musiał ze mną dłużej męczyć.

To najgorsze co mogła powiedzieć. Gdyby chociaż krzyczyła... płakała... Ale ona nawet mnie nie obraziła. Spojrzała tylko jak na śmiecia i uciekła. Tak bardzo chciałbym żeby mi oddała. Żeby napluła mi w twarz bądź zmieszała z błotem. Nie, Erin po prostu pokazała mi, że nie żywi do mnie żadnych uczuć, które zasługiwałyby na choćby jedno warknięcie.

Nie będziesz się musiał ze mną dłużej męczyć.

To jej nieobecność mnie męczyła. A to zdanie... to nie była groźba... raczej obietnica... Nie. Ona jest moją Luną. Nie mogę pozwolić jej odejść. Padnę do jej stóp, będę skomleć jak kundel, którym jestem, lizać po dłoniach byleby mi wybaczyła.

Gdy jestem już pod drzwiami mam wrażenie jakby coś we mnie pękło. Wpadam do pokoju i zaglądam do każdego pomieszczenia. Nie ma jej tu. Biegnę do biura pchany rozpaczliwą nadzieją, że to nie to o czym myślę.

Ale to właśnie to.

Erin Cage, moja mate, moja Luna odeszła ze stada. Przeze mnie.

************************

Oto powody dla których nie powinniście mnie zabijać:

1. Rozdział jest dwa razy dłuższy niż przeciętnie.

2. W niedzielę mam urodziny.

3. Robię dla was Q&A.

4. Nie zrobiłam wam głupiego żartu pisząc KONIEC mimo, że miałam ochotę.

5. Jak mnie zabijecie nie będzie dalszych rozdziałów.

Pytania możecie zadawać do:

Erin

Aaron

Chloe

DSB

Scott

Ethan

(Tak, postacie martwe też można zapytać)

Paige

Lancey

Andrew

Bethany

Ktoś, o kim zapomniałam.

Autorka

Pytania zadawajcie do 27 września.

#10 W O WILKOŁAKACH!!!!!!!!

Tulę i do przeczytania...

Choć nie. Lepiej was nie przytulać, bo połowa ma schowane za plecami narzędzia tortur.

A teraz wybaczcie muszę uciec przed wkurwioną siostrą, która była wierna #TeamEthan.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top