12. #mojeszczęście
Kocham was! Z czterysta któregoś miejsca na czterdzieste siódme w jedną dobę!
Więc oto, przed wami...
2/5
****************
Pobudka nigdy nie należy do rzeczy przyjemnych. Rano przed szkołą, bądź u niektórych trenigiem. Cieplutkie łóżeczko i zaspane oczka przykuwają do łóżka. Wszelkie próby pobudki niebywale irytują. Ja zazwyczaj drapię i kopię gdy ktoś usiłuje mnie obudzić.
A co powiecie na pobudkę w zimnie, na siedząco, związana, z obolałymi mięśniami? Wiele razy czytałam o takich sytuacjach, czy to w książce, czy to na wattpadzie, ale na żywo to znacznie gorsze przeżycie.
Rozglądam się. Niewielki pokój z odchodzącą, zgniło żółtą tapetą, zza której widać zimny kamień. Przez niewielkie zakratowane okienko tuż pod sufitem padają promienie. Nie widzę drzwi, więc zapewne są za mną. No chyba, że wepchnęli mnie przez okno, ale wtedy byłabym naleśnikiem. Krzesło, na którym siedzę jest z grubego, mocnego drewna, a więzy wrzynają mi się w skórę. W ustach mam jakąś ochydną szmatę.
W skrócie: klasyk.
Teraz tylko czekać jak do pokoju wparują dwa goryle.
Słyszę trzask drzwi. Ktoś szarpnięciem odwraca krzesło i widzę dwie zakazane mordy.
Brawo, Cage. Nie mogłaś pomyśleć o ratunku?
- I ty się uważasz za optymistkę?
- Wiesz, jakoś twoje zdanie jest mi teraz całkowicie zbędne, futrzaku.
- Co ci się tak nagle zebrało na obrażanie mnie?
- Bo ci się ostatnio zebrało na odzywanie w najmniej stosownych momentach.
- A...
- Koniec rozmowy!
- Jeju, jaka obrażalska...
- No, mała - odzywa się jeden z bandziorów - bądź grzeczna, a nic ci się nie stanie.
Ściąga mi knebel.
- Oklepany tekst.
Tak, wiem. Jestem związana i porwana, nade mną stoi dwóch szemranych kolesi, a ja wypominam jednemu z nich brak kreatywności. Jestem genialna.
- Imię, nazwisko i ranga - burczy nr 2. Tak, nazwałam ich sobie. Ten co wyciągną mi z ust tę brudną szmatę jeszcze brudniejszym łapskiem to 1, a ten drugi (nie mam jeszcze na niego tekstu) to 2. No co? Raczej mi się nie przedstawią.
- Nie, nie i Gamma - range pewnie i tak by wyczuli.
Odrzuca mi głowę do tyłu. Przyłożył mi w szczękę. Boli jak cholera.
- Dobra, człowieki - mówię - chyba nie rozumiecie, że jeśli złamiecie mi szczękę to trochę trudno będzie mi odpowiedzieć.
- Imię. I. Nazwisko.
Umie ktoś łapać na lasso? Bo serce mi się rzuca jak byk na rodeo.
Przełykam ślinę.
- Lara...
- Lara kto?
Nienawidzę udawać kogoś innego. Ani wymyślać na poczekaniu. Jak nie masz presji to do głowy wpadnie ci od razu co najmniej dziesięć pomysłów, ale gdy jest to pod presją...
- Smith!
Właśnie, kurwa.
- A teraz prawda.
Skąd on...!?
- Mam amor luna. Wyczuwam kłamstwo.
No i jeszcze w myślach czyta, kurwiszon jeden. Z gęby widać, że obydwaj debile, ale mój fart musiał oczywiście sprowadzić debila-żywego wykrywacza kłamstw. Bo ze zwykłym byłoby za łatwo.
- A moja amor luna.... - mówi 1.
No i mi powiedz, że torturowanie dotykiem.
- ... to sprawianie bólu dotykiem.
Jestem jebanym jasnowidzem.
AARON
- COOOO!?
Nie wierzę. To nie może być prawda. To musi być jakiś pojebany koszmar.
Omega kuli się słysząc mój podniesiony głos. Spokojnie, stary. Posłów się nie zabija. Oni tylko przynoszą... kurwa, trudno.
Blondyn ląduje po drugiej stronie pokoju.
- Masz mi wyjaśnić jak się to stało!!!!
- Tak, jak Alfa rozkazał - głos mu drży ze strachu - gdy Luna straciła przytomność Rick i Matt próbowali zanieść ją w bezpieczne miejsce. Niestety, po drodze zostali zaatakowani. Matta zamordowano, a Rick został ciężko ranny, Luna z kolei... zniknęła.
Moja pięść uderzyła w ścianę. Chrupnięcie i ból. To drugie trochę mnie ocuciło.
- Szukaliście jej?
Blondyn gwałtownie pokiwał głową.
- Przeszukano cały dom główny i las.
Ściskam palcami nasadę nosa. Ona żyje. Ona żyje. Jakby umarła to bym poczuł.
Erin. Moja odważna, twarda, wrażliwa Erin. Uratowała mi życie. Ten gość za mną zrobiłby ze mnie szaszłyk! Ale ona zasłoniła mnie własnym ciałem i to jeszcze, skurwysyna, zabiła. Tyle, że sama omal nie zginęła...
Walka trwała jeszcze jakieś trzy godziny. Wygraliśmy, ale kosztowało nas to około trzydzieści wilków. Cały czas myślałem, że Erin jest bezpieczna i zajmuje się nią lekarz. Dopiero teraz, czyli dzień później, wyszło na jaw jak bardzo się myliłem. Musiałem się zająć stadem i nawet nie pomyślałem, że może być inaczej.
Omega wyszedł z gabinetu, a ja opadłem ciężko na fotel. MUSZĘ ją znaleźć. Wykonuję parę telefonów po czym idę sobie nalać kawy. Dzisiaj na pewno nie zmrużę oka. Jest pełnia. Moja mate powinna teraz wybierać seksowną bieliznę i czekać na mnie w łóżku.
Nagły ból sprawia, że zamieram. Nie. Błagam, nie.
ERIN
Dyszę ciężko. Od dotyku 1 miałam wrażenie, że skręcają mi się wnętrzności oraz topi mi się skóra i kości. Zobrazuje to tak. Bolący brzuch, czy głowa? Przytrzaśnięty palec? Albo skaleczony przy krojeniu warzyw bądź złamana kość? Pomnożyć to wszystko razy czterdzieści i jest ogólny obraz.
Mam dość. Miałam po pierwszej sekundzie.
Teraz mam chwilę odpoczynku. Gardło starłam wrzeszcząc, na dłoniach mam skrzepniętą krew od szarpania się i obolałe kostki. Ogólnie wyglądam koszmarnie, bo prócz śladów tortur to jeszcze przyduża koszulka z krótkim rękawem jest cała pomiętolona, z kucyka uciekło więcej kosmyków niż w nim zostało, a moje jedyne białe skarpetki zostały zafarbowane naturalnie na różowo. Jej.
Ciężkie, metalowe drzwi otwierają się. Do środka wchodzi 1, 2 i tego sobie nazwę 3. Ach, ta moja kreatywność!
- Nie udało wam się z niej niczego wydusić? - pyta 3.
- Nie. Jedyne, co powiedziała, to to, że jest Gammą - odpowiada 2.
Podnoszę głowę i uśmiecham się. Nie lubię bólu (jej, Erin, ale ty dziwna jesteś), ale mam swoją dumę. Tym bardziej, że jak im się przedstawię to skojarzą, że jestem Luną. Na bank mnie wtedy odprowadzą do wyjścia.
- Co się szczerzysz, mała suko? - warczy 1.
- Bo wolę wyjść na wariatkę aniżeli się poryczeć i skoczyć z plakietką "Słabełuszka".
- Wszystkie przesłuchaliście? - olewa mnie 3. Nie ma problemu, nie obrażę się. Tylko weź, powiedz o co chodzi.
- Tak - odpowiada znowu 2.
- I?
- I wiemy, że Luną stada Moona jest Erin Cage.
Czas przenieść w liście "Najbardziej sterujących sytuacji" tremę przed egzaminami gimnazjalnymi z pierwszego na drugie miejsce.
- A ty? Przedstaw się wujkowi - 3 kuca przede mną.
- Po pierwsze: mam tylko trzech wujków i nie przypominam sobie byś był jednym z nich. Po drugie: nawet jak powiem jak się nazywam to zapomnicie w momecie, w którym wymówię ostatnią sylabę.
- Jak. Masz. Na. Imię? - 1 zbliża się niebezpiecznie.
- Możecie mi mówić Zoe.
Błagam, błagam, błagam!
- Świetnie. Co z nazwiskiem?
No i kto tu jest wygrywem?
- Pragnę zwrócić uwagę, że ciągle jesteś związana i znajdujesz się niewiadomo gdzie, zdana na łaskę buntowników.
- Musiałaś?
- Ej, jestem tobą, tylko bardziej zwierzęcą. Czego ty się po mnie spodziewasz?
- No, w sumie racja.
- Nazwisko.
Myśl, Erin, myśl.
- Powiem tak: Black.
- Rymowanie mogłaś sobie darować.
- Ej, jestem tym kim jestem.
- Masz mate?
Dziewczyno, spokojnie...
- Tak, ale go nie trawię.
- Oznaczył cię?
- Tak.
- Ranga?
No i co, do ciężkiej cholery, mam powiedzieć?
- Gość jak typowy Delta.
Wurzający i na ogół niewierny. Cóż, taki jest stereotyp o Deltach.
Napinam mięśnie, gotowa na nazwanie mnie kłamczuchą. Ale nic się nie dzieje. Nawet nie zmienili wyrazu twarzy.
3 wyciąga rękę w moją stronę. Chce zobaczyć moje oznaczenie.
Moje serce łomocze jak szalone.
Jego palec zachacza o dekolt bluzki....
Gość zamiera. Tak jak pozostali. Wszyscy wychodzą.
Szczęście w nieszczęściu. Alfa ich wezwał.
Wydaje się być dziwne, że banici mają Alfę, ale to wataha buntowników. Każdy banita żądny zemsty lub wspólnoty się do niej zgłasza. Z tego co wiem uaktywniła się dopiero dwa lata temu gdy zebrała już tyle wilków, że stała się realnym zagrożeniem. Pewnie dlatego Aaron wydał rozkaz o wprowadzce tylu wilków. Chce mieć przy sobie jak największą siłę by odpierać wygnańców.
Aaron. Co z nim? Czy coś mu się stało? Czy mnie szuka? Czy w ogóle przejął się tym, że zostałam porwana?
Nie wiem, jak długo tu siedziałam i się zamartwiałam. W pewnym momencie do pokoju wchodzi 2 trzymający w ręku srebrne kajdanki. Oczywiście, na dłoniach ma lateksowe rękawiczki.
Podchodzi do mnie i skuwa, po czym rozcina więzy oraz wyszarpuje za ramię na korytarz.
- Mogę wiedzieć, co się dzieje? - pytam z ponownym déjà vu. Przy okazji chłonę otoczenie. Żółty korytarz z zapleśniałymi ścianami.
- Nie.
Schody w górę. Skręt w prawo. Parę pokoi.
Mam ochotę się podrapać. Wilkołaki mają alergię na srebro. Nie mam pojęcia skąd to się u nas wzięło. Nikt nie wie. W kontakcie z tym metalem reagujemy jak człowiek uczulony na kocią sierść. Swędzi, od dłuższego kontaktu są bąble, a dotykając ran cholernie boli. Dlatego pilnuję by nie zjechały mi na otarcia po sznurach.
Skręt w lewo. W prawo. Schody w dół. Kolejne pokoje.
Zatrzymujemy się przed dużymi drzwiami. 2 pcha je, a one ustępują. W środku stoi szereg kobiet w najróżniejszym wieku. Każda ma założone kajdanki i stoi w obstawie jakiegoś banity. I wszystkie wydają się znajome.
Gdy mnie zauważają wytrzeszczają oczy, ale szybko na nie syczę zanim zdążą mnie nazwać Luną.
W momencie, w którym staję na końcu szeregu do pokoju wchodzi kolejny wilk. Od razu czuć od niego Alfą. Śledzę go wzrokiem od drzwi aż do dywanu, który leży przed nami. Jest całkiem przystojny. Mocno zbudowany i męski. Przypomina mi Aarona tyle że ten ma czarne włosy i niebieskie oczy.
- Wiem, że jedna z was jest Luną. Stado Złotego Księżyca rozpoczęło poszukiwania i nie angażowano by sojuszników dla paru służących - jego głos był ostry jak brzytwa. Naprawdę przypomina Aarona.
Rety. Moon zorganizował poszukiwania. Dla mnie.
- Która to?
- Panie... - nieśmiało odezwał się 2 - Przesłuchaliśmy wszystkie. Żadna z nich nie jest Luną.
Alfa marszczy brwi po czym wybucha śmiechem.
- Czyli skorzystała z okazji by zwiać od Moona! Rozpocznijcie poszukiwania. Macie mi ją znaleźć.
- A te wilczyce? - pyta 1 stojący za jakąś blondynką.
- Hmm... Zabawcie się.
- Po moim zgniłym trupie - warczę.
- Malutka, nie masz nic do gadania - rzuca brunet.
- Po pierwsze: malutka? Po drugie: ok, tylko nie zdziw się kiedy przybiegnie do ciebie jeden z twoich sługusów z płaczem, że ta "malutka" odgryzła mu przyjaciela.
- Grozisz?
- Nie. Ostrzegam. Tortury mogę znieść, ale jeśli ktoś choć spróbuje się ze mną "zabawić" to nie ręczę za siebie.
- Czyli trzeba na ciebie silnego faceta - niech on przestanie się tak obrzydliwie uśmiechać.
- Nie. Trzeba faceta, któremu na to sama pozwolę.
Oj, nie podoba mi się ten niebezpieczny błysk w jego oczach.
- No to zaprezentuj nam swoją zaciętość. Gabe, jest twoja.
Gdy tylko łapsko 2 kładzie się na moim biodrze odwracam się na pięcie i z całej siły robię zamach. Po sekundzie Gabe leży na podłodze. Posyłam Alfie tryumfalny uśmiech. Niech wie z kim ma do czynienia.
~~~~~~~~~
Znów jestem przywiązana do krzesła. Wracając miałam pięć minut na toaletę. Na jedzenie nie mam co liczyć.
"Alfa" powiedział, że żadna z nas nie dostanie jedzenia jeśli nie będzie pomocna.
Czy boję się, że mnie wydadzą? Tak. Ale nie byłabym zła, czy też zaskoczona. Prędzej, czy później odkryją, że to ja jestem Luną.
Znowu burczy mi w brzuchu. Nie ma to jak głodówka.
*****************
Proszę bardzo! Ponad tysiąc siedemset słów! Zadowoleni? Oczywiście, że tak.
Jutro kolejny rozdział.
Tulę i do przeczytania!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top