8. "choćby za włosy"

Proszę, rozdział. A teraz won mi spod domu!

******************

Powoli otwieram oczy i mrugam nimi starając spędzić z nich resztki snu. Nie pamiętam, co mi się śniło, ale pamiętam co było przed. Na miejscu kierowcy siedzi podstarzały Beta, a na  siedzeniu pasażera młody Gamma.

- Jak długo spałam? - pytam pocierając powieki.

- Z sześć godzin, Luno - odpowiada Beta.

- A za ile dojedziemy?

- Za jakąś godzinę.

- Aha.

Następną godzinę spędziłam na zagadywaniu moich towarzyszy podróży. Dowiedziałam się, że kierowca to Patrick, a pasażer to Nick.

W końcu dojeżdżamy. Mimo niespokojnych protestów otwieram szybę na dachu, staję na siedzeniu i krzyczę na cały głos:

- Linden!!!!

KOCHAM tą wieś. Pierwszy raz przyjechałam tu gdy miałam dwa lata. Od tego czasu przyjeżdżam tu co roku na wakacje. Równe dwa miesiące na świeżym powietrzu, bliziutko jeziora, a na dodatek najzdrowsze żarcie! Warzywa z ogródka, mleko tak świeże, że jeszcze ciepłe oraz owoce z sadu!

Gdy wjeżdżamy na podwórko przy domu wyskakuję z auta szybciej niż szczur z tonącego okrętu. Rozglądam się i z zadowoleniem stwierdzam, że nic się nie zmieniło.


- ERIN!!! - zostaję wywalona na trawę przez pewną wredną, małą żmiję, a mianowicie moją siostrę. Po porządnym podduszeniu mnie niebieskooka pozwala mi się przytulić do babci, rodziców, cioci i kuzynek.

Przedstawiam ich szybko Nickowi i Patrickowi, po czym chwytam walizki i wbiegam do domu. Tu również jest wszystko po staremu.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Następnego dnia idę na śniadanie z wielkim bananem na twarzy. Moje kochane Linden... Śniadanie jemy w domku budowanym przez mojego tatę. Wszyscy już są, bo ja jestem leń śmierdzący i jak nie ma deadlinu to nie wstaję.

Siadam przy stole, witam się z rodzinką i nakładam sobie żarełko.

- Nooo - Olivia (moja młodsza siostra)  - masz swojego mate?

Nagle wszyscy wlepiają we mnie gały. Oczywiście moja rodzina wie o tym, że jestem wilkołakiem. O dziwo, temat mate strasznie ich zaciekawił. Ale rozmowy o przemianie w wilka unikają jak ognia. Fuck logic.

- Mam - po co owijać w bawełnę?

- No i kto to jest!? - Oli wręcz po mnie skacze. Z kolei reszta rodziny posyła znaczące uśmiechy.

- Hmm, ale w sensie? - Błagam nie mów "Rangi", błagam.

- No, rangi, wiesz... Omega, Beta...

Uśmiecham się lekko, ale w środku klnę jak szewc.

- A jak myślisz?

- Omega.... Albo Delta...

- Tak nisko!? - fajne ma o mnie zdanie.

- Gamma???

Wyżej tego nie podniesie. No, to czas sprawić, że zakrztusi się tym kakao.

- Alfa.

Jak się spodziewałam krople kakao lądują na całym stole.

- ALFA!? - chóralny szok.

- Naprawdę?

Kiwam głową.

- Nie, na bank se jaja robisz.

Kręcę głową ciągle się szczerząc.

Gdy moja rodzina po jakiś pięciu minutach ogarnęła, że jestem Luną, zaczynają się pytania:

- Jak wygląda? Jaki jest? - Olivia przejmuje pałeczkę.

Już otwieram usta, ale powstrzymuję się. Są tu moi rodzice, a nazwanie rzeczy po imieniu może się skończyć nieciekawie.

- Włosy koloru stali, jest wysoki, masywny i mocno zbutowany, ostre rysy twarzy, ale najbardziej podobają mi się jego oczy. Są złote z bursztynowymi plamkami. A charakter? - ostrożnie, Erin, ostrożnie - Jest władczy, twardy, uparty i ciut złośliwy, ale dla mnie jest naprawdę miły i łagodny - ostatnie słowa wręcz palą mnie w gardle i godzą w moją szczerość, ale wiem, że właśnie to chcą usłyszeć moi rodzice, choć najchętniej bym powiedziała "jest pierdolonym chujem, który pieprzy dziwki".

~~~~~~~~~~~~~~~

Wczoraj byliśmy na kajakach, a jutro jedziemy do miasta. Za to dzisiejszy dzień spędziliśmy na jeziorze. Moja siostra długo się zachwycała śladem po oznaczeniu. Miejsca, gdzie wbiły się zęby stały się złotymi kropkami, które łączą srebrne (oczywiście z koloru) nitki, które błyszczy w każdym rodzaju światła, słońca, księżyca, czy też ognia. Siła więzi sprawia, że co chwila w mojej głowie pojawia się Aaron, ale jakoś za nim nie tęsknię. Ciekawe dlaczego? I wcale nie sarkazmuję.

Moja wilczyca wyciąga mnie o świcie z łóżka do lasu, gdzie biegam zachwycając się świeżym powietrzem.

AARON

Kurwa, nosi mnie. Złamałem już dwa ołówki i trzy razy przygrzmociłem kolanem w biurko. Nie ma jej zaledwie dwa dni, a ja już demoluję gabinet! Mam ochotę pojechać do tej wsi i przytargać ją choćby za włosy.

Zginam i prostuję palce starając się skupić na raporcie od jednego z Bet, ale wspomnienie jej dotyku sprawia, że nie jestem w stanie nic przeczytać. W uszach ciągle obija się moje imię wypowiedziane przez nią.

Gdy nawet kawa zaczyna pachnieć Erin, uznaję, że najwyższy czas iść spać.

Już po dwudziestu minutach wychodzę z łazienki świeży i czysty. Kładę się na łóżku, wyciągam laptop i zerkam jeszcze raz na raport. Pieprzeni banici.

W końcu odkładam go na stolik, wyłączam światło i zamykam oczy z myślą, że niedługo obok mnie będzie leżeć Cage. Naga.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Nie jest mi dane długo pospać. Coś mnie budzi. Po chwili zdaję sobie sprawę, że ogólne przerażenie sfory. Wyskakuję z pościeli i biegnę do okna. Kurwa. Banici atakują. Chuj.

*************

#57 W O WILKOŁAKACH

PONAD TYSIĄC WYŚWIETLEŃ. Jesteście magiczni!

Błagam, nie skandujcie mi więcej pod oknem, plis.

Jak myślicie, co się stanie? Zapraszam do komentowania i dawania gwiazdek!

Właśnie zdałam sobie sprawę, że zawsze piszę Całuję, a przecież nie jestem całuśna tylko przytulaśna! Więc:

Tulę i do przeczytania!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top