7. "najwyższy czas zemdleć"

Na początku: dobrze, że Aaron nie czytał waszych komentarzy ani jego stado, bo nasz Alfa, by nieźle ucierpiał na duchu i pozycji xD.

*************

Mam stop klatkę. Od minuty. A może dłużej? Mam to gdzieś. Moon z każdą sekundą mojego milczenia jest coraz bardziej poirytowany. To też mam gdzieś. Buzię mam rozdziawioną, tak szeroko, że może mi coś wlecieć, więc nie wyglądam zbyt inteligentnie. Co również mam gdzieś. Liczą się tylko cztery słowa, które wypowiedział.

Potrząsam głową. Z jednej strony nie cierpię gościa, jak coś pójdzie nie tak oznaczenie będzie mnie nękać przez resztę życia. Plus każdy mnie będzie z nim kojarzył. Na dodatek ślad pozostający po oznaczeniu będzie nieźle rzucał się w oczy.

Ale z drugiej jestem jego mate. Nie skrzywdzi mnie, bo zaboli go to równie mocno jak mnie. A przy okazji spotkam się z rodziną.

Zaś z trzeciej: mam swoją dumę.

-No to wewnętrzny impas- komentuję na głos.

-Szybko, decyduj. Nie nam całego dnia na twoje rozmyślania- to warczenie wchodzi mu w nawyk.

Moje myśli odbijają mi się od czaszki jak w maszynie losującej.

-Zgoda.

Oj, już żałuję. Jest źle. Szkoda, że duma nie pozwala mi zmieniać decyzji.

Na twarz Aarona wpływa uśmiech samozadowolenia. Powtórzę. Jest źle.

~~~~~~~~~~~~~

-CO!?

Chloe jest oburzona. W sumie się nie dziwię. Aaron jest jej kuzynem, więc dość emocjonalnie reaguje na jego... eeee, odpadły(?). Pomaga mi w pakowaniu się, a w między czasie opowiedziałam jej o wszystkim co się wydarzyło odkąd ja i Moon się "znaleźliśmy". Naprawdę rozumiem jej reakcje, sama tak się czułam, ale czy to powód by katować moje uszy ciągłym krzykiem?

-Uduszę tego pierdolca- warczy pod nosem, a je nie mogę się powstrzymać i wybucham śmiechem.

Czekoladowooka patrzy na mnie zaskoczona.

-Co w tym zabawnego? Traktuje cię nie powiem jak!

-Po pierwsze: zdecyduj się, czy walisz prosto z mostu, czy bawisz się w cenzurę- wyduszam śmiejąc się jeszcze bardziej - Po drugie: wiem. Ale co z tego? "Kto pod kim dołki kopie ten sam w nie wpada". Kiedyś za to beknie.

-Ale, żeby traktować oznaczenie tak przedmiotowo!? To powinien być rytuał pełen uczuć, a nie punkt w harmonogramie!

Wruszam ramionami i wracam do pakowania. Mam wielką ochotę dodać to, co sobie postanowiłam, ale wolę by zachowało element zaskoczenia.

W końcu wszystko, co chciałam zostało spakowane. Chwytam walizkę i razem z Chloe ruszam na dół do holu. Aaron już tam czeka. Z jednej strony zjada mnie stres, ale z drugiej jestem dziwnie spokojna. Co ma być to będzie. I tak musiał mnie kiedyś oznaczyć.

Jakiś Omega bierze moją walizkę z zamiarem zaniesienia jej do bagażnika za co dziękuję mu uśmiechem.

- Pa, kochana. Do zobaczenia za tydzień - rudowłosa tuli mnie mocno, odsuwa się i piorunuje wzrokiem swojego kuzyna - A ty... Szykuj się na niezłą awanturę - ostrzega po czym wraca do siebie.

Odprowadzam ją wzrokiem, ale zamieram czują na sobie baczny wzrok złotych oczu. Po chwili zostaję przyciągnięta do torsu stalowowłosego. Mimowolnie wdycham jego zapach i zachwycam się jego ciałem. Pod czarną koszulą wyraźnie czuć silne, twarde mięśnie. Podnoszę wzrok i pozwalam sobie przyjrzeć twarzy mojego mate. Wcześniej jakoś nie miałam okazji. Surowe, ostre rysy, kwadratowa szczęka, prosty nos, przenikliwe oczy, cień zarostu... Brakuje tylko "100% facet" napisane na czole.

Szkoda, że w środku siedzi egoistyczny i szorstki nastolatek.

Powiedziałabym to na głos, ale jego oczy nie pozwalają mi się ruszyć. Idealne złota tęczówka ciemniejsza przy źrenicach, usiana bursztynowymi plamkami.

Razem, po prostu MUSIMY wyglądać komicznie. Dorosły mężczyzna, z dobrym smakiem, przystojny jak cholera, od którego bije aura Alfy, wysoki, o perfekcyjnym ciele wręcz emanujący seksem, trzyma w ramionach niewysoką nastolatkę, w za dużej bluzie, o przeciętnym wyglądzie, której nikt sam nie zauważa.

Szorstka dłoń Moona odgarnia mi włosy z ramienia. Jeszcze chwilę mi się przygląda po czym nachyla się nad moją szyją. Czuję muśnięcie jego ust pomiędzy szyją a ramieniem. Gorący ddech mojego mate jeszcze chwilę głaszcze moją szyję, po czym mężczyzna zatapia w niej zęby.

Nawet nie czuję bólu. Tylko gorąco rozlewające się po całym moim ciele. Przechodzą mnie dreszcze, a oddech mi przyśpiesza. Stalowe kosmyki łaskoczą mój policzek, a ich zapach wypełnia mój nos.

Wiele można powiedzieć o wilku na podstawie jego zapachu. Teraz analizuję woń mojego mate. Dzikie góry oznaczają, że jest potężny, wielki i dziki, orzech mówi mi, że posiada skorupę, którą bardzo trudno przebić, ale jak się uda zdajesz sobie sprawę, że w środku jest wrażliwy i delikatny, a ta metaliczna nuta... oznacza, że jest wytrawnym wojownikiem.

W pewnym momencie Aaron się odsuwa, a mi zaczyna się kręcić w głowie. Czuję się jak pijana. I robię coś co pewnie zrobiłabym tylko po pijanemu. Podnoszę rękę i dotykam palcami policzek Stalowego Wilka.

- Aaron - pierwszy raz zwracam się do niego po imieniu. Dziwnie smakuje w moich ustach, orzechami laskowymi i dymem.

- Erin - mówi cicho, a mnie przechodzi przyjemny dreszcz. Ani razu nie zwrócił się do mnie po imieniu. Wymawia je nieśmiało, jakby je smakował.

Czuję pojedynczą kroplę spływającą na mój obojczyk. Aaron się szybko nachyla i ją zlizuje. Fakt, że niebywale mi się to spodobało znaczy, że najwyższy czas zemdleć. Ruszam chwiejnym krokiem w stronę auta podtrzymywana przez silne ramię Moona. Otwiera drzwi, a ja kładę się na tylnej kanapie, posyłam mojemu Alfie leniwy uśmiech i odpływam.

AARON

Ciągle czuję na języku smak jej skóry, a jej zapach prędko mnie nie opuści. Wiem, co jaki zapach oznacza. Erin pachniała sianem, co oznaczało, że jest ciepłą i otwartą osobą, jeziorem - jest głęboka, nieprzewidywalna i pełna życia, malinami - potrafi być słodka i delikatna, mlekiem - jest opiekuńcza oraz lasem, czyli ma silny instynkt oraz ukrytą dzikość. Jej zapach jest boski.

A gdy wypowiedziała moje imię... Myślałem, że nie wytrzymam i zamiast odprowadzić ją do auta to zaniosę do sypialni.

Przemyślałem sprawę. Nie wytrzymam bez niej. Potrzebuję jej dotyku, uśmiechu i bliskości. Ale ona chyba nie odwzajemnia tego uczucia. No cóż, oznaczenie jest bardziej dla wilczycy, bo samiec ubóstwia ją od pierwszego spojrzenia. CHCIAŁEM ją trzymać na dystans, ale nie potrafię. Na samym początku to wydawało się być łatwe. Jednak, gdy zniknęła... Przez trzy dni rzucałem się po całym domu głównym, węsząc i wpatrując tej wariatki od siedmiu boleści. Pierwszy raz poczułem, co to znaczy potrzebować kogoś.

Strategia polega na tym, że dzięki oznaczeniu Erin poczuje to, co ja. A po tygodniu zapomni o wszystkich moich gorzkich słowach i rzuci mi się w ramiona. A wtedy ją pocałuję... i nie tylko.

Kurde! O czym ja myślę!? Ona ma szesnaście lat!

- Co z tego? Dobrze wiesz, że wilki dojrzewają szybciej. Przecież Chloe w jej wieku zaszła w ciążę - mądrzy się mój wilk. Mimo tego, że ma rację to jednak nie powinienem tak o niej myśleć.

~~~~~~~~~~~~~

Siedzę w biurze i wojuję z papierami. Ciągle mam w uszach opieprz od Chloe. Zrobiła mi niezły wykład.

W ostatniej chwili łapię kubek, który niechcący zrzuciłem z biurka. Na szczęście jest pusty. Moje ruchy są strasznie berwowe. Ale co na to poradzić? Moje myśli ciągle płyną ku Cage. Wyobrażam sobie jak wchodzi do mojego biura, nachyla się przez blat w moją stronę w tej czerwonej bluzce na ramiączkach, którą ma w garderobie (musiałem sprawdzić co moja ruda kuzynka jej wybrała) i całuje...

Kurwa, spodnie mam przyciasne. Chwytam krótkofalówkę i krzyczę do mojego Bety:

- Przyślij mi do biura Crystal. Potrzebuję się wyżyć.

Erin nie ma, więc jak może się obrazić? Czego oczy nie widzą tego sercu nie żal.

****************

PRZEPRASZAM, że tak długo mnie nie było, ale:
1. Ciocia i kuzynki przyjechały.
2. Ciocia mi książkę kupiła.
3. Trzeba zbierać porzeczki na dżem.
4. Wszyscy czegoś chcą.

Poza tym lepiej późno niż wcale, nie?

Dziękuję wam za komentarze. Rozbawiły mnie do łez, a co za tym idzie, osoby w moim otoczeniu, bo, jak tata to określił, śmieję się jak stary rozrusznik.

Jestem w ciężkim szoku. PONAD TYSIĄC CZYTAJĄCYCH. No normalnie się poryczę!

Całuję gorąco :* i mam nadzieję, że rozdział się podobał. Zachęcam do komentowania i głosowania.
<3


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top