44. Wariaty i Masło.

ERIN

- Mamo! Mamo!

Ava skacze na mnie z pełnym impetem i skutecznie budzi ze snu. Jęczę głośno.

- Mamusia jest śpiąca - mruczę w poduszkę.

- Ale mamo! Evan pobił się Mike'iem!

- Znowu? - z wielkim trudem otwieram oczy i patrzę na moją pięcioletnią córeczkę.

Ava to z wyglądu wykapany tata. Parę stalowoszarych kosmyków wypada z kucyka przypominającego burzową chmurę, wielkie (po mnie) złote oczy z bursztynowymi plamkami okolone długimi, gęstymi rzęsami (też po mnie) błyszczą z podekscytowania. Kolor skóry ma również po Aaronie, o dwa tony ciemniejszy od mojego. Mam też wrażenie, że skapło Avie sporo charyzmy, wyniosłości i talentu przywódczego ojca. Ale kryształ twarzy, uśmiech, nos i szyję (długą i zgrabną nie chwaląc się) ma po mnie. Jednak i tak jest uważana za żeńskiego Aarona.

Co do charakteru... Wspomniałam już o charyźmie. Moja córeczka jest też bardzo sprytna, inteligentna, wojownicza, twarda, uparta, silna, ciekawska, ambitna (to na bank ma po Moonie bo ja z ambicji nie słynę) i ogólnie typowa mała samica Alfa. Z wad to... bywa wybuchowa, odrobinę naiwna, kłopotliwa... No cóż w końcu w jednej drugiej jest mną i w jednej drugiej Aaronem.

Zwlekam się z łóżka, zarzucam na siebie szlafrok i krokiem zombie udaję się za skaczącym tornadem energii jakim jest moja córka. Schodzimy po schodach i wchodzimy w korytarz naszych Bet. Scott jest Betą Aarona, a Chloe - moją. Już z klatki słyszałam odgłosy mini bójki, a teraz patrzę na nią znurzona.

Zawsze idzie o to samo. Mike żartuje, że Evan ma babskie rzęsy, a mały Moon odpowiada, że to Mike jest baba no i zaczynają się tłuc. Może za parę lat mój synek uświadomi sobie jak takie rzęsy (także po mnie) u mężczyzny działają na kobiety od rówieśniczek, przez nauczycielki na starszych paniach skończywszy. Będzie miał dzięki nim w życiu fory. Już przedszkolanka się nad nim rozczula. Mam nadzieję, że nie będzie tego wykorzystywać w "nieładny" sposób.

- Dość - chwytam obydwóch chłopców za kołnierze.

Patrzę z surowością na Evana. U niego jest to samo, co u Avy. Kolor włosów po mnie (tyle że jego są proste), oczy wraz z rzęsami po mnie, ale twarz, uśmiech i budowa Aarona.

Wołam w myślach Chloe żeby zajęła się swoim pierworodnym, a sama ciągnę Evana do jego pokoju na naszym piętrze, po drodze go rugając. Ava zaś skacze wokoło jak piłka zadowolona, że jej bratu się dostało. Wpycham synka do pokoju bliźniaków.

- Muszę się zająć Orlą i Michaelem, ale nie myśl, Evan, że nie powiadomię o tej bójce ojca.

Zamykam drzwi i krzyczę jeszcze:

- I obydwoje nie wychodźcie! Zaraz przyjdzie do was pani Butter!

Mimo dość zabawnego nazwiska, pani Butter była miłą, prawie pięćdziesięcioletnią Deltą, która mimo wszystkich wybryków tej dwójki wariatów potrafiła znaleźć z nimi wspólny język. A dobra niańka jest dla mnie na wagę złota.

Idę wciąż w samym szlafroku do pokoju mojej kolejnej dwójki dzieci. Orla ma cztery latka, z charakteru jest wykapaną mną, a z wyglądu, prócz uśmiechu i kształtu oczu, też. No, i włosy ma proste.

Michael zaś to z wyglądu niemal stuprocentowy Aaron. Charakter też ma dość gwałtowny. Chłopiec niedawno skończył dwa lata.

Siadam przy łóżeczku mojego synka, który śpi. Tak samo jego starsza siostra. Patrzę się z dumą na moje maleństwa i bawię obrączką.

Aaron oświadczył mi się w środku lutego w roku po pierwszych wspólnych świętach. Powiedział, że ten miesiąc jest idealny, gdyż nic szczególnego się w nim nie dzieje, więc oświadczyny stają się tym piękniejsze. Ślub odbył się dziesiątego października, dwa miesiące po przyjściu na świat Orli bym mogła z tego dnia w pełni skorzystać. Pamiętam go jak dziś:

10 październik

Patrzę na siebie w lustrze. Nie mogę uwierzyć. Dwa lata temu byłam pewna, że wraz ze swoim mate (jeśli miałam niby go mieć) pójdę na studia, zacznę pracować zapewne wciąż będąc Gammą. A teraz? Jestem Luną z trójką przecudnych dzieci i za dwie godziny mam przyjąć nazwisko Alfy, którego kocham nad życie. Erin Moon. Zdecydowanie piękniej brzmi niż Erin Cage. Jakby moje imię zostało wybrane specjalnie dla nazwiska Aarona.

Suknie wybierałam ja z drobną pomocą Amy, Holly i Chloe oraz męskim punktem widzenia Iana. Jest prosta, długa do ziemi, z koronkowymi, długimi rękawami i koronkowanym dekoltem nie głębokim, ale prostokątnym odsłaniającym obojczyki i kawałek ramion, eksponując tym samym oznaczenie. Gorset przylega do mojej talii pięknie ją podkreślając, a białe szpilki, niewidoczne pod spódnicą są zaskakująco wygodne. Cała kreacja jest koloru klasycznej bieli. Włosy mam upięte w artystycznie luźnego koka związanego białymi wstążkami, perełkami i czerwonymi różyczkami. Nad kokiem ma przyczepiony biały, przejrzysty welon do pasa, ale nie zakrywający twarzy. Makijaż (na moją dobitną prośbę) jest bardzo lekki i dyskretny. Żadnej szminki, czy cieni, a jedynie odrobina podkładu i pudru bym się nie świeciła oraz nie było widać żadnych zaczerwienień (?). Bukiet to dwie czerwone róże i trzy różowe otoczone zdobnymi liśćmi, symbolizuje naszą rodzinę.

AARON

Czekam na nią pod ołtarzem. Patrzę zdenerwowany na jej rodzinę. Jako, że moi rodzice... nie byli w zbyt ciepłych stosunkach to nie wychowywałem się w familijnej atmosferze. Ale moje dzieci będą miały ciocię, dziadka, babcię, prababcię, kuzynostwo... Nie mogę się już doczekać wspólnych wyjazdów.

Rozbrzmiewa muzyka. Napinam się cały i patrzę jak Erin wchodzi na salę. Wygląda w tej sukni wprost bosko. Patrzę na nią z szczęściem i miłością, a ona odwzajemnia spojrzenie.

Przysięga jest nieważna. Wszystko, co mielibyśmy sobie obiecać jest już obiecane. Liczy się tylko te pięć słów...

- Ogłaszam was mężem i żoną.

Teraźniejszość

ERIN

Teraz jestem w ciąży z kolejnym dzieckiem. To już drugi miesiąc, ale zwlekam z poinfornowaniem o tym Aarona. Pół roku temu nasza wataha została zaatakowana. Potem sprawa przycichła do przypadkowych mordów. Zazwyczaj znajdujemy cztery ciała na miesiąc. Ale w tej chwili grozi nam otwarta wojna. Mój mate potrafi nie spać przez trzy doby siedziąc w biurze. Najlepsze co ja mogę zrobić to zajmować się dziećmi, podnosić morale stada oraz pilnować żeby Aaron jadł, spał i się mył. Jesteśmy w bardzo krytycznej sytuacji i dokładamy wszelkich starań, by nie doszło do walk. Naszymi wrogami jest nie byle kto.

Michael i Orla wciąż śpią, więc wołam w myślach Sadie, dwudziesto letnią córkę pani Butter, żeby miała na nie oko po czym idę do sypialni w końcu się ubrać. Gdy udaje mi się ogarnąć idę do biura Aarona z postanowieniem powiedzenia mu o ciąży. Wchodzę do środka bez pukania i widzę dość przygnębiający widok.

Mój mąż siedzi nad górą papierów trzema kubkami po kawie, rozczochranymi włosami i pomiętolonymi ubraniami.

- Aaron? Spałeś dziś choć trochę? - zamykam za sobą drzwi.

- Chwilę się zdrzemnąłem - słyszę, że kłamie. - Niepokoi mnie ostatni atak. Samica Gamma ma rozszarpany brzuch, a jej krwią zabójcy napisali na ścianie "Dość paktowania".

Podchodzę do jego biurka i siadam na nim.

- Nie wiem, czy to cię ucieszy, czy raczej zmartwi, ale nasza rodzina powiększy się o kolejnego członka - bawię się jednym z długopisów rozsypanych na blacie.

- Chodź do mnie - szepcze. Wykonuję polecenie i siadam mu na kolanach. Całuje mnie delikatnie w nos, policzek i usta. - Który to miesiąc?

- Drugi.

- Tak długo zwlekałaś? Kochanie, dla mnie każdy nowy członek famillii to prawdziwy skarb - gładzi mnie po brzuchu. - Kto tym razem wymyśla imię? - pyta chowając twarz w mojej szyi.

- Moja kolej, ale tobie by się przydało pomyśleć nad czymś, co nie jest związane z tymi morderstwami.

- M-hm - mruczy. - A co z Evanem? Podobno znów się pobił z kuzynem.

Wzdycham. Ostatnio często to robię.

- Nic, parę siniaków, ale szybko się zagoją.

- Już zleciłem budowę osobnego budynku żebyśmy mieli domowe zacisze - zatapia nos w moich włosach.

- Cicho to tak raczej nie będzie - chichoczę. - A teraz leć pod prysznic bo zaczynasz cuchnąć.

Odsuwa się i mierzy mnie wzrokiem z uśmiechem. Moje włosy związane w niedbałego kucyka, ubiór składający się z jego koszuli, spodni dresowych i kapci. Wyglądam jak typowa, niemiłosiernie zmęczona matka, wychowująca gromadkę dzieci i męża. Całuje mnie w nos, muska palcami mój brzuch i mówi:

- Jesteś najcudowniejszą kobietą na świecie.

**********************

To przedostatni rozdział mojej książki. Aż mi się łezka w oku kręci :').

To uczucie, kiedy wchodzisz do biblioteki by przejrzeć książki, których jeszcze nie czytałaś i ogarniasz, że była dostawa.

Muszę napisać rozprawkę! Jeeej! I recenzję! Podwójne jeeej!

Jak są jakieś błędy to sorry, ale jestem zbyt śpiąca i wkurzona.

Tulę i (do ostatniego) przeczytania! Tak, wien, to wredne :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top