34. Chyba potrzebuję terapii
Witam wszystkich! Wszyscy witają mnie! Rozdział, bo was kocham. PIERWSZE, PRAWIE CAŁY CZAS PIERWSZE!!!
*************************
AARON
Erin.
Jej osoba ponownie nie pozwala mi spokojnie spać. Znowu widzę ją w tym szlafroku. Choć tym razem nie potrafię powstrzymać fantazji. Staje mi przed oczami naga, kładę ją na kanapie i zaczynam całować. Ona jęczy gdy moszczę się miedzy jej nogami. I w nią wchodzę.
Chyba jestem masochistą. Co chwila o tym myślę, a przecież ona prędzej znów ucieknie aniżeli pozwoli mi się choćby pocałować.
Mój telefon znów gra tą okropną muzyczkę na pobudkę. Wyłączam alarm i wstaję z łóżka. Znowu ją zobaczę. Może się nawet uśmiechnie na mój widok.
Po ubraniu się i umyciu schodzę do recepcji. Ta sama pracownica co zawsze wlepia we mnie swój wzrok gdy idę do wyjścia. Zapewne wskakuje do łóżka kierownikowi hotelu, że pozwala jej na tak wyzywający ubiór.
Jadę do mojej przeznaczonej. Zatrzymuję się na światłach. Choć trafniej to nazwać korkiem. W oczekiwaniu na zielone rozglądam się i zauważam zielone włosy. Przez witrynę sklepu niewielkiego sklepu odzieżowego widzę jak Erin i kłóci się z jakąś szatynką. To, co po chwili robi ta dziewczyna doprowadza mnie do furii. Doskakuje do mojej mate i ją całuje, a Cage stoi jak wryta. Olewam zasady ruchu drogowego, wyłączam silnik i wysiadam z auta. Szyba w sklepowych drzwiach omal się nie tłucze od impetu z jakim je otwieram. Chwytam moją Erin i odciągam od tej suki. Cage wygląda na zbyt zszokowaną by jakkolwiek zareagować.
- Nie waż się więcej zbliżać choćby na kilometr do mojej Erin - jedyny powód dla którego ta lesba nie ma rozkwaszonej twarzy to jej rasa i płeć. Nie mam zwyczaju bić ludzkich kobiet i w ogóle kobiet.
- To jest ten chłopak, przez którego nie chcesz mi dać szansy? - pyta szatynka zielonowłosą. - Przecież na pierwszy rzut oka widać, że pieprzy wszystko co się rusza!
- Morda - w moim umyśle rozpętało się piekło dodatkowo podsycane dzikim warczeniem mojego wilka.
- Wiesz co, Lexie? Myślałam, że jesteś inna. Miła, pewna siebie, nie bojąca się krytyki, szczera. A jesteś taka jak te wszystkie idiotki, które mają mokro na sam widok jakiegoś napakowanego gościa!
Mam olbrzymią ochotę ją udusić. Nikt nie ma prawa obrażać mojej mate. Ja sam już nigdy sobie na to nie pozwolę.
Już robię krok w stronę szatynki, ale w tym momencie przechodzi mnie potężny dreszcz. Erin chwyciła mnie za rękę.
- Aaron, wychodzimy - ciągnie mnie do wyjścia. Niebieskooka jeszcze coś za nami wrzeszczy, ale jedyne, czego jestem świadom to ręka Cage w mojej dłoni. Jest smukła o długich palcach, ginie w mojej olbrzymiej łapie.
Moja przeznaczona zaczyna się śmiać, gdy widzi jak zostawiłem auto. Podchodzimy do niego otwieram jej drzwi pasażera, sam wsiadam przed kierownicę i olewając klnących na mnie z pasją gości naciskam gaz.
Walczę z samym sobą, by nie położyć dłoni na jej kolanie. Strasznie chcę poczuć znowu jej bliskość. Nie mogę uwierzyć, że jest tak blisko. Tak blisko.
Zatrzymuję się pod jej blokiem i dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że po policzku Erin spływa łza. Cały się spinam. A jeśli... jeśli ona zaczęła coś... coś czuć do tej dziewczyny? Nie. Nie może być. Ale... Opadam na oparcie.
- Erin...
Podnosi na mnie wzrok. Jej oczy są smutne.
- Erin, proszę powiedz, że... że... - nie przechodzi mi to przez gardło.
Ale Cage rozumie. I kręci głową.
- Nie jesten lesbijką, Aaron. Po prostu... po prostu zaczynam myśleć, że popełniłam błąd.
- Danie mi szansy do błąd? - zaciskam zęby. Ogarnia mnie wściekłość. Myśl, że po tak długim czasie Erin by znów uciekła...
- Nie wiem. Nie wiem, jak się upewnić, czy mnie naprawdę kochasz. Nie wiem, jak sprawdzić, czy naprawdę ci zależy. Ja. Po prostu. Nie wiem.
Świat zaczyna ciemnieć. Śnieg kłuje moje oczy swoim połyskiwaniem. Niebo chybocze się niebezpiecznie.
- Dasz mi dyspensę? - mój szept zdaje się malować na szybie.
- Dyspensa to chyba uchylenie od zasad kościelnych. Mam rozumieć, że chodzi o naszą umowę?
- Tak - ledwo poznaję swój głos.
Zapada cisza. Niemal słyszę nurt rozpędzonych myśli w głowie mojej mate.
- Dobrze - jej zgoda wydaje się być błogosławieństwem.
Patrzę na nią i widzę, że sama jest zaskoczona swoją decyzją. Przyciągam ją do siebie. Moje wargi znajdują się parę milimetrów od jej ust. Smakuję przez parę sekund nasze zmieszane oddechy i całuję ją. Chcę zaciągnąć z jej warg pocałunek tamtej dziewczyny i pokazać, że to ja jestem jej przeznaczonym. Smak ust Erin jest boski. Perfekcyjny. Delikatnie pieszczę wargi Cage. Mój wilk rzuca się po całym moim ciele. Bucha ogień i już mam ciasno w spodniach. Zaczynam lizać jej skórę i szczypać ją zębami. Z jednej strony szaleję, a z drugiej w końcu znajduję spokój. Gdy Erin odpowiada nie mogę się powstrzymać i wdzieram się do niej językiem. Doświadczam jej języka i podniebienia. Boże, jak ona smakuje. Zaczyna szukać dłońmi zamka błyskawicznego jej kurtki.
Wtedy się odsuwa. Chcę na nią warknąć. Przyciągnąć z powrotem, położyć na tylnej kanapie i rozebrać. Ale wiem, że nie mogę, i tak na dużo mi pozwoliła.
- Muszę iść do domu - wykrztusza i wychodzi z auta. Odprowadzam ją wzrokiem do samej klatki.
Przejdę jej każdą próbę, obronię ją przed każdym niebezpieczeństem, pozwolę, by robiła ze mną co chce. Kocham ją i należę do niej.
ERIN
Powinien istnieć jakiś zakład niwelujący naiwność. Próbując otworzyć drzwi do mieszkania dwukrotnie upuszczam klucze. Najlepsze jest to, że one wcale nie były zamknięte.
Wchodzę do przedpokoju. Czemu jestem taka naiwna? Czemu pozwoliłam mu się pocałować? Przechodzą mnie dreszcze. Jego usta sprawiały, że się rozpływałam. Cholera, gdy chwycił za zamek mojej kurtki to nawet chciałam mu pomóc! Gdyby nie fakt, że byliśmy w aucie, na widoku to nie wiem jakby się to skończyło.
Chyba potrzebuję terapii, bo to zaczyna podpadać pod masochizm. Nie jestem w stanie oprzeć się Aaronowi, a to niezdrowe. Odkąd mnie znalazł boję się zjeść choćby czekoladkę z alkoholem, bo może mi po prostu odbić. Tak strasznie chcę po prostu zapomnieć o wszystkim i zacząć od nowa. DSB zniknęłaby raz na zawsze z domu głównego, Moon już nigdy nigdy nie potraktowałby mnie jak idiotkę. Ale po pierwsze nie byłoby to zdrowe podejście, a po drugie trudno zapomnieć ot tak kiedy każde lustro będzie ci o tym przypominać.
Co mam teraz zrobić?
I wpada mi do głowy pewien pomysł. Wiadomo, że każdy facet ma dwie głowy. Jedną na karku, a drugą w spodniach. Pytanie tylko, która dominuje u Aarona? Jeśli ta na karku to jestem gotowa mu wybaczyć.
Uśmiecham się sama do siebie. Przynajmniej już mam jakiś plan.
Zdaję osobie sprawę, że od jakiegoś czasu stoję w bezruchu w przedpokoju, a z sypialni Holly dobiegają głośne jęki. Mam ochotę się śmiać. Nie usłyszeli mnie? Może wejść do środka i ich trochę speszyć? A może być dobrą przyjaciółką i nie przeszkadzać? Dobra, pójdziemy na kompromis.
Zamykam się w swoim pokoju. Holly i Ian to taka piękna para. Niech się teraz pobawią, ale jutro mam zamiar popatrzeć sobie na rumieńce.
Gdy zasypiam napada mnie niechciana myśl. Czy kiedyś znowu będę brała udział w takiej sytuacji tyle, że... to ja i Aaron będziemy robić hałas?
Głupie niewyspanie! Niech mi ktoś przyłoży. Proszę. Zasłużyłam sobie.
************************
Co wykombinowała Erin? Oj, szykujcie popcorm, bo mam zamiar wylać siódme poty nad następnym rozdziałem!
Napiszecie mi tu serduszko? Przeczytałam bez mojej zgody i się popłakałam ;_;.
Jutro dwie kartkówki, a ja mam to gdzieś. To chyba niezbyt zdrowe podejście... Tak, napisałam to po to, żebyście też mogli się trochę poużalać ;).
Calante dodała Królowa Mama! Jak to czytasz, to chcę ci powiedzieć, że cię za to kocham :*! Tylko pospiesz się z następnym rozdziałem, ślicznie proszę *szczenięce oczka*.
Tulę i do przeczytania!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top