2. Ostanie chwile życia
Na życzenie jubilatki dodaję drugi.
*******************
Dom główny watahy jest olbrzymi. Gigantyczny hol jest wypełniony po brzegi członkami stada.
Z megafonów porozstawianych po całej sali płynie komenda:
Uwaga, członkowie watahy! Przy drzwiach prowadzących z holu są bramki z literami. W zależności od pierwszej litery nazwiska udajecie się do oznaczonej bramki. Przechodząc podpisujecie się na liście w swojej rubryce i kierujecie się do szatni. Tam można się odświeżyć po podróży. Następnie wszystkie panie kierują się do sąsiadującej z szatnią sali, a panowie, gdy wybije 12:00 mają się stawić z powrotem w holu. Gdy pojawi się Alfa i da znak ruszacie na obchód sali. Wilk, który znajdzie swoją mate bierze ją za rękę i prowadzi do wspólnego pokoju, od którego kluczyk wylosuje z koszyków przy wyjściu. Proszę pamiętać o podziale klas. Omegi losują z niebieskiego koszyka, Gammy z czerwonego, a Bety z żółtego. Następnie Alfa odszuka naszą Lunę. Wilki, które pozostaną bez pary biorą kluczyk do pokoju z zielonego koszyka. Zaś przedstawiciele stada posiadający już partnera kierują się od razu do głównego przejścia. Zasada koszyków taka sama.
A no tak. Przecież Alfa zarządził, że wszyscy członkowie stada powyżej piętnastu lat muszą obowiązkowo przeprowadzić się do głównego domu watahy.
Błagam, błagam, błagam, błagam, błagam, błagam! Żeby się okazało, że będę musiała losować z zielonego koszyka. Mieszkanie w jednym pokoju z obcym facetem jakoś mi się nie uśmiecha.
Ruszam w stronę bramki z wielką literą C. Po drodze chyba potrącam połowę stada. W końcu staję na końcu kolejki do bramki i czekam.
W pewnym momencie potrące mnie jakiś Beta kierujący się do przejścia D, przez co wpadam na stojącą przede mną dziewczynę.
-Przepraszam- mruczę.
Dziewczyna się do mnie odwraca i mierzy pogardliwym wzrokiem. Jest ubrana w obcisłą białą bluzkę z głębokim dekoltem uwydatniającą wielki biust, miniówkę, która ledwo zasłania jej tyłek i, o zgrozo, czarne szpilki na piętnasto centymetrowym obcasie. Czarne fale włosów opadają jej na plecy, a mocny makijaż, aż razi. Krwistoczerwona szminka, masa tapety, litry tuszu do rzęs i pagórki cieni... ale przyznaję, że mimo całej sztuczności wygląda bosko. Wygląda mi na jakieś dwadzieścia lat.
-Uważaj szczeniaku, wpadłaś na przyszłą Lunę- warczy.
-Lunę?- unoszę rozbawiona brew.
-To chyba jasne- prycha i odwraca się ode mnie ostentacyjnie.
Wzdycha. No cóż, w końcu musiałam na kogoś takiego trafić.
Brunetka zamaszyście podpisuje się na liście i rusza dalej kręcąc biodrami. Niemal słyszę jęki służących gdy będą musiały wycierać podłogę ze śliny napalonych wilków.
Uśmiecham się pod nosem i podpisuję na liście, a następnie wchodzę do szatni. Znajduję jakąś wolną szafkę i ją otwieram. Na wewnętrznej stronie drzwiczek jest lusterko.
Posiadam przeciętną urodę. Włosy tuż nad łopatki ciemnobrązowe i proste u nasady zaś u dołu burza kosmyków odstająca we wszystkie strony w kolorze ni to brązu, ni to rudego, ni to blond, więc wyglądam ciut jak coker spaniel. Okrągła twarz, wąskie usta, nieduży nos, ciemne brwi, wielkie oczy o tęczówce o nieokreślonym kolorze, tuż przy źrenicy jest brązowa, a później przechodzi w żółty i szarozielony, wszystko otacza ciemna obwódka. Moim największym atutem są właśnie duże oczy oraz długie, ciemne, gęste i naturalne rzęsy.
Mam 170 centymetrów wzrostu. Mam szczupłą sylwetkę typu rożek i długie nogi.
Dziś jestem ubrana standardowo. Przyduża, szara bluza, oponające nogi spodnie z dziurami oraz sportowe buty. Ani odrobiny makijażu na twarzy. Jak zwykle.
Idę jeszcze szybko do toalety, czeszę włosy po czym wchodzę do sali. Rozglądam się i siadam na krześle na końcu sali w samym rogu.
Biodrówkę wieszam na oparciu i jeszcze raz mierzę pomieszczenie wzrokiem. Prócz mnie siedzi tu jeszcze pięć dziewczyn, a krzeseł jest z pół tysiąca... albo więcej? Trudno mi oszacować.
Zerkam na godzinę na telefonie.
11:13
Jeszcze trzy kwadranse. Włączam watt pada i czytam jedną z powieści starając się uspokoić.
A co jeśli trafię na jakiegoś wrednego Omegę? Albo bijącego Betę? A jeśli nie będę mieć pary i zamiast dać mi spokój zrobią ze mnie dziwkę?
Ok, teraz przeaadziłam. Erin, uspokój się. Wdech, wydech, wdech, wydech...
ZARAZ POZNAMY NASZEGO MATE!!!!!!!!
Aż podskoczyłam na krześle.
Przestraszyłaś mnie ty zapchlona kupo sierści! - drę się na moją wilczycę.
Poznamy naszego mate! Poznamy naszego mate! - fałszuje na cały głos ta niedorozwonięta cziłała.
Daję jej mentalnie w ucho i zmuszam do bycia cicho. Warczy na mnie, ale się zamyka.
Powoli maleje liczba wolnych krzeseł. Dziewczyny o różnych kolorach skóry, włosów, ciuchów wlewają się przez drzwi nieprzerwaną falą.
Pomieszczenie w zasadzie jest zbudowane na planie prostokąta. Jeden rząd pod każdą ścianą i drugi tuż przed nim. Wygląda to mniej więcej tak:
mk- moje krzesło
k- krzesło
D- drzwi
k k k k k k k k k k k k k k k k k k k k k k
k k k k k k k k k k k k k k k k k k k k k
D k
k k
k k
k k k D
k k k k k k k k k k k k k k k k k k k k k
k k k k k k k k k k k k k k k k k k k k mk
Tak z grubsza.
Chwilę odprowadzam wzrokiem dziewczynę, którą szturchnęłam przez przypadek przed bramką. Znowu kręci tyłkiem jak karuzelą. Jeszcze chwila, a jej odpadnie.
Brunetka siada dokładnie naprzeciw drzwi wejściowych. Wypina biust i zakłada nogę na nogę, a materiał podjeżdża jej niemalże do bioder. Jest tu jeszcze parę jej podobnych wilczyc, które patrzą się na nią wściekłe, że zajęła najlepsze miejsce.
Nagle czuję szturchnięcie w ramię. Patrzę na lewo i widzę, że miejsce obok mnie zajęła miło wyglądającą dziewczyna. Miała niebieskie oczy, kartoflany nos, pełne usta i jasne blond loki.
-Hej- mówi.
-Cześć- uśmiecham się szeroko. -Czy tylko ja mam ochotę zwiać przez okno?
-Nie- śmieje się. -Ja bym uciekła choćby przez ścianę.
-Erin- wyciągam do niej rękę.
-Megan- ściska moją dłoń.
Blondynka bierze wdech i zaczyna wpatrywać się w drzwi.
Ja z kolei postanawiam jeszcze z kimś nawiązać znajomość. Lepiej żebym znała stąd przynajmniej parę osób. Macham do dziewczyny, która rozgląda się po sali i nie wie gdzie usiąść. Chyba też nikogo nie zna.
Dziewczyna rusza w moją stronę, siada na krześle przede mną i odwraca do mnie twarzą. Jest chyba wyższa ode mnie, ma prosty nos, wąskie usta oraz długie i proste brązowe włosy. Jest ubrana w koszulkę jakiegoś zespołu rockowego, glany, i czarne dżinsy z dziurami. Na szyi ma czarnego jokera. Osobiście sądzę, że takie obroże zasługują na kaganiec i smycz.
-Czołem, jestem Erin- mówię przyjaźnie.
-Angelika- nowa znajoma również się uśmiecha.
Wtedy rozbrzmiewa dzwon. Dwunasta.
Wszystkie wilczyce na sali zamierzają. Za parę minut pojawią się tu wilki, a wtedy... Od samego myślenia mam na plecach dreszcze. Megan, Angelika i ja wymieniamy szybkie, zaniepokojone spojrzenia.
Wytężam słuch, ale ściany są grube i nie słychać nadchodzących wilków. Naprawdę mam ochotę wyskoczyć przez okno. Już napinam mięśnie aby skoczyć, gdy drzwi stają otworem.
Do pomieszczenia wlewa się horda młodych mężczyzn. I każdy przystojny.
Wilkołaki już tak mają. W dawnych czasach kiedy się nas bano, natura opracowała nam strategię. Każdy się spodziewał, że zwierzę-człowiek będzie owłosione lub przynajmniej niezbyt urodziwe. Dlatego wilczyce nie muszą się męczyć z depilacją, a obydwie płcie z trądzikiem. Czyli, reasumując, jesteśmy piękniejsi niż bylibyśmy jako ludzie, ale bez przesady.
Ale to teraz nieważne. Liczy się modlenie o to, by mojego mate tu nie było.
Nie wiem ile to trwało, ale dla mnie to wieczność. Siedziałam jak na szpilkach, czułam się jak w pułapce.
Co jak zaraz chwyci mnie ktoś za rękę?
Będzie super!
Co powiem rodzicom?
Wiedzą, że jesteś wilkołakiem. Zrozumieją.
Jakiej torturze poddam moją wilczyce jeśli nie zamknie mordy?
Ha, ha. Bardzo śmieszne.
Wiem.
O kurde! Właśnie zdałam sobie sprawę, że już wszyscy faceci przeszli do kolejnej sali!
Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee!
Morda. Co prawda Megan i Angelika zniknęły, co znaczy, że znalazły swoich mate, ale ona raczej właśnie tego chciały.
Rozglądam się. Zostały cztery wilczyce. Ja, jakaś blondynka, jakaś ruda no i ta, którą spotkałam pod bramką. Wejdzie jeszcze tylko Alfa, zgarnie którąś albo pójdzie dalej i przeprowadzam się do własnego pokoju.
O wilku mowa (ach, te moje żarciki). Zmierzyłam Alfę wzrokiem. Aaron Moon, lat 21. Wysoki, umięśniony (ale bez przesady), przystojny. Kwadratowa szczęka, prosty nos, kształtne usta. Mówiłam już, że jest przystojny? Nie jestem typem dziewczyny, która zapomina języka w gębie na widok ładnego faceta. Ja po prostu mówię, co widzę.
Najbardziej w Alfie zaintrygowały mnie jego włosy i oczy. Miał bujną, stalowoszarą czuprynę, która wyglądała jakby zrobiono ją z metalu.
Ale jego oczy przebiły wszystko. W kształcie migdałów, koloru głębokiego złota.
Patrząc na niego pierwszy raz zdałam sobie sprawę czemu:
1. Nazywają go Stalowym Wilkiem.
2. Nikt nawet nie ważył się protestować, gdy został ogłoszony Alfą. Miał surowy, pewny siebie wyraz twarzy.
Zauważam kątem oka jak brunetka spod bramki prostuje się.
Aaron przesunął wzrokiem po dziewczynach i ruszył w stronę przejścia do drugiej sali. Nawet na mnie spojrzał.
Jednak przestawiając stopę przez próg zamiera. Marszy brwi i...
Patrzy mi w oczy.
Wilczyca: Ja:
O kurwa. O kurwa.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top