11. I klasycznie. Ciemność.
ALLELUJA!!!!! Odzyskałam internet!!! Od dwóch tygodni umieram, bo:
- nie wiem co jest grane
- macie zapewne ochotę poddać mnie torturom
- wyjątkiem od tego pierwszego jest fakt iż wiem, że lecę w rankingu na łeb na szyję
Dlatego... werble proszę...
MARATON!!!
Do końca miesiąca, codziennie jeden rozdział. Ale taki porządny, a nie 500 słów i już. Straszliwie przepraszam, że mnie nie było, ale ten pieprzony internet...
Tak więc...
1/5
*******************
Biegnę przez las. Jest piękna gwiaździsta noc i pełnia. Kocham ten sen. Zawsze nawiedza mnie w sennych marach na trzy dni przed pełną tarczą księżyca. Jest bardziej relaksujący niż gorąca kąpiel. Bieg cichym, pachnącym lasem na świeżym powietrzu bardzo uspokaja moją wilczycę. To taka chwila oddechu. Na dwa dni przed księżycem jestem spokojna i wyciszona. Na dzień przed i w dzień tarczy jestem strasznie poddenerwowana i chodzę jak na szpilkach. Z kolei sama pełnia daje jej energię na cały następny miesiąc. A im lepiej czuje się moja wilczyca, tym lepiej czuję się ja.
Wybiegam z lasu i trafiam na polanę. Uwielbiam to miejsce. Drzemka na miękkiej trawie w blasku księżyca. Sen w śnie. Logiczne.
Zamykam oczy i gwałtownie je otwieram. Cichy trzask gałązki informuje mnie czyjejś obecności. Siadam i rozglądam się. Na linii drzew stoi... Aaron. Czuję dziwny ścisk w podbrzuszu i staję na równe nogi. Mężczyzna podchodzi do mnie stanowczym krokiem. Po chwili zostaję przyciągnięta do jego torsu. Jego silne ramiona oplatają mnie, zachłanne usta wręcz pożerają moje wargi, a ja wyginam się do tyłu. Nie odpycham go tylko odpowiadam na pocałunek.
To głupie - mówiąc delikatnie. Ale to sen. We śnie chyba mogę być głupia? To nie jest prawdziwy Aaron, więc czemu nie? I tak naprawdę nie czuję smaku jego warg ani dotyku. To tylko ślady wspomnień z dzisiejszego dnia.
Pod jego ciężarem osuwam się na trawę, a on wisi nade mną. Ponownie atakuje moje wargi.
Co on tu robi? Czemu jest w moim śnie? Czemu?
Najpierw mnie całuje w realu, a teraz we śnie. Czemu mnie całuje w MOIM śnie!? Błagam, niech jakaś gałąź spadnie i wbije mi klepki na swoje miejsca.
Cholera. Nie spadła.
Wkładam mu rękę we włosy, a drugą na karku. Po chwili już oplatam go nogami.
Na polanę wkracza moja wilczyca i... czy to wilk Aarona?
Moja wilczyca jest brązowa, ale z blond i rudymi odcieniami. Jest dość mocno zbudowana i nie taka drobna jak większość samic, ma intensywnie zielone oczy oraz bardzo puchaty ogon.
Z kolei wilk Aarona... Sierść przypomina stalowe igły, oczy wręcz płoną złotem. Jest wielki i masywny. Muskuły wyraźnie rysują się pod skórą, a dostojna postawa aż krzyczy "Jestem Alfą".
- Szkoda - słyszę zmysłowy głos Moona -, że to tylko sen, bo by nie skończyło się na całowaniu.
Co? Jeśli to wytwór mojego mózgu, to niech ktoś mnie dobije. A jeśli to on wdarł się do mojego snu to również. I przyda się wybielacz. Mój biedny język, moje biedne usta. Przepraszam za to, że ta gałąź nie spadła. Durny mózg.
~~~~~~~~~~~~~~~~
Budzą mnie promienie słońca. Delikatne nici światła przedzierają się przez powieki wołając moją przytomność. Zawsze byłam rannym ptaszkiem.
Dobra, koniec żartów. Tak naprawdę walę głową w nogę łóżka. A nazwanie mnie rannym ptaszkiem kończy się śmiechem na sali.
Słyszę śmiech.
- A tobie, co tak wesoło? - patrzę na Aarona.
- Zgrabna to ty nie jesteś.
- Fakt. Nie jestem chirurgiem. Tylko rzeźnikiem.
- Czyli co? Odrąbiesz mi głowę?
- Blisko. Dziób twojego "orła" - robię cudzysłów palcami.
- Wątpię, szczególnie po naszym śnie.
Marszczę brwi.
- Naszym?
Znów wybucha śmiechem.
- Nasze sny przed pełnią są połączone. Mało wiesz o więzi mate, prawda?
Patrzę się na niego pustym wzrokiem. Wstaję, podchodzę do ściany i przywalam w nią czołem.
- Co ty robisz!?
- Usiłuję zemdleć na następny tydzień i obudzić się nie pamiętając tego miesiąca.
Ktoś szarpie mnie do tyłu. Jaki ktoś? Jasne, że Moon, głupi, zdradziecki mózgu.
- Nie pozwolę na to. Jutro pełnia, Cage. Wiesz, co to znaczy?
Przechodzi mnie dreszcz.
- Mowy nie ma.
- Ależ jest. Musimy się sparować.
- Taa. Przyznaj, że jesteś po prostu strasznie napalony.
- Na ciebie - szepcze mi do ucha.
- Coś ty nagle taki podrywacz?
- Więź mate, Cage. Gdyby nie ona pewnie bym nawet na ciebie nie spojrzał, a tak mam olbrzymią ochotę na twoje ciałko.
- Gdyby nie więź mate opalałabym się teraz nad jeziorem, a nie z tobą użerała. I zabieraj to łapsko!
- Kurwa, Cage. Jestem twoim Alfą!
- Jeśli użyjesz głosu Alfy abym się z tobą przespała...
- To?
- To możesz się ze mną pożegnać.
- Myślisz, że cię nie znajdę?
- Potrzebowałeś trzech dni żeby mnie znaleźć we własnym domu. Wątpię, by ci się udało na całym kontynencie. Poza tym nie mam ochoty żebyś mnie dotykał. Idź sobie do panienki rodem z sex shopu, a mi daj spokój.
Już kieruję się w stronę drzwi.
- Jakoś jak się całowaliśmy to ci się podobało.
Armata: szczerość.
- Owszem, ale po chwili przypomniałam sobie, że całowałeś nie jedną dziwkę i to nie tylko w usta. Masz szczęście, że nie mam słabego żołądka, bo podzieliłabym się z tobą obiadem.
Wbiegam do łazienki. Po sekundzie wychodzę.
- Zapomniałam ubrań. Znowu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Trening jest świetnym sposobem na rozbiegane myśli. Okrążenia, tempo, skupienie... Nie ma czasu na zamartwianie się zbliżającą pełnią. Instruktor był ciut zaskoczony moją obecnością jak i trenujący. Luna na treningu z Gammami? Ale po jakiś dwudziestu minutach przyzwyczaili się do mojej obecności.
Po treningu jestem wykończona. Starałam się utrzymać jak najlepszy poziom, a moje mięśnie po dwóch tygodniach słodkiego lenistwa były strasznie rozleniwione. Wracam do pokoju z zamiarem pójścia pod prysznic, gdy do moich uszu docierają odgłosy zamieszania. Pedzę przed dom główny i zamieram. Buntownicy. Dziesiątki wilków i ludzi z dziwnymi wzorami wokół prawego oka atakują nasze stado.
Muszę je chronić.
W następnej chwili z moich dłoni wysuwają się pazury. Biegnę w tłum siekając banitów jak owoce. Szanuję ludzkie życie, unikam zabijania jak ognie, ale... oni atakują MOJE stado.
Ogarnia mnie szał. Krzyki i warczenie zagłuszają wszelkie inne dźwięki.
- CO TY ROBISZ!?
Głos Aarona niemal rozsadza mi czaszkę.
Machnięciem dłoni rozrywam jakiemuś idiocie (bo ośmielił się mnie zaatakować) gębę.
- Tańczę makarenę.
- Bardzo śmieszne! Masz się natychmiast wycofać!
- Makarena idąc tyłem? Można sobie zrobić kuku.
Sprzedaję innemu kopa w klatkę piersiową.
- Nie udawaj idiotki, Cage! Masz się natychmiast wycofać!
- Mam bronić swojego stada, Moon!
Jakiś inny facet właśnie dobiera się do jednej Omegi. Szybki celny cios i gość ma piękną dziurę w klacie.
- Może byś się ty przywlukł, panie Alfo?
W odpowiedzi usłyszałam jedynie warknięcie. Powtarzasz się, koleś.
Walka kosztowała mnie dużo siły plus fakt iż byłam po treningu... Jedyne co mnie jeszcze trzymało w pionie to adrenalina i instynkt. Sama z siebie nie rzuciłabym się w wir walki. Jestem strasznym tchórzem. Nawet teraz zżerają mnie nerwy.
Nagle odrzuca mnie do tyłu. Ktoś mi zadał silny cios w brzuch. Czemu silny? Bo gdybym zdążyła zjeść obiad to pewnie cały by teraz leżał na podłodze.
Podnoszę wzrok.
Życie mnie nie lubi.
W moją stronę rzuca się Nocna Bestia. Wilkołak znany z seryjnych morderstw swojej rasy, gwałtów i zamachów.
Może od razu podrzucisz mi Szatana, losie?
Szybko odskakuję. Biorę zamach. NB szybko się odsuwa i ledwo go muskam. W ostatniej chwili robię unik. Usiłuję go kopnąć w łydkę. Nic z tego. Sama obrywam w udo. Chwieję się i w akcie desperacji skaczę na niego. Udaje mi się zrobić wielką pręgę na jego klacie, po czym zostaję rzucona o ziemię. Coś głośno chrupnęło. Ale czemu Nocna Bestia nie atakuje skoro leżę na ziemi? Dźwigam się ostrożnie na łokcie i widzę zaciętą walkę między nim, a Aaronem.
Mam chwilową stop klatkę. Nie mogę się powstrzymać przed podziwianiem płynnych, pewnych i silnych ataków mojego mate.
Gdy obrywam czymś ciężkim, miękkim i mokrym w głowę przytomnieję. Coś rozlewa mi się po włosach. Błagam, błagam, żeby to był zabłąkany balon z wodą.
Daję w twarz jakiejś buntowniczce, podcinam nogi innemu i unikam ciosu kolejnego. Dzięki adrenalinie niemal nie czuję bólu ani zmęczenia.
I wtedy widzę jak jakiś wilk zachodzi Aarona od tyłu.
Błysk wyciąganego sztyletu.
Niewiele myśląc (czyli jak zwykle) rzucam się na wilkołaka.
Srebrne mignięcie.
Smak krwi.
Zbliżająca się podłoga.
I klasycznie. Ciemność.
****************
Podobało się? Jak myślicie, gdzie obudzi się Erin? No i co z Aaronem? Przekonacie się jutro!
Ładnie proszę o gwiazdkę!
Tulę i do przeczytania!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top