Rozdział 4 cz. 2
Kilka godzin później
CANDY
-Jeszcze raz pytam. Kim jesteście i co to ma znaczyć?-Jason po raz kolejny wbił igłę w nadgarstek Veronici.
-Pierdol się kreaturo. Nic ci nie powiem.
-To zdychaj.- Jonathan warknął na nią, a z jego palców zaczęły płynąć złote nici.
-Zaczekaj.-powiedziałem i zwróciłem się w stronę Veronici- Powiedz mi jedno, po co to wszystko?
-Jak to po co? Po to by was zniszczyć. Całą waszą hordę. Jesteście jak jebane pasożyty dla społeczeństwa. Już dawno powinno was nie być na tym świecie!-zaczęła się wydzierać.
-Te stary oby Neve nie była jak one.-zagadal Jack w stronę Jasona.
-Ta też głupia.-mruknęła Veronica pod nosem.
-Nikt o opinię cie nie prosił.-odezwal się Jason i wbił jej igłę w policzek.
Jaki wrzask był potem. Myślałem że ogłuchnę, albo ona zerwie struny głosowe. Oby to drugie.
-Jason!!!-usłyszeliśmy darcie się z góry-Neve wody odeszły!!!
-Kurwa.-Jason zerwał się w biegu do schodów.
-No to mamy problem.-powiedział Jack.
-AAAAARGGGGHHHHHH
Odwróciliśmy się i zobaczyliśmy jak latarenka skręcił kark swojej byłej.
-Ej mieliśmy jeszcze tyle jebanych pytań ciulu!
A latarnia na to oryginalnie prychnął. Świnia.
Krzyki z góry nie ustawały. Wręcz przeciwnie, przybierały na sile. Oj nie za ciekawie.
Pobiegliśmy na górę. Ale najpierw powiedziałem panu J jak Judzasz by posprzątał po sobie. Czego i tak nie zrobił.
Neve wyglądała jakby miała umrzeć za chwilę, była cała blada, a Jason cały czas próbował ją uspokoić. Yyy, chciałem powiedzieć wkurwić. Cały czas się po nim darła hasłem "Jason zamknij się, nie uspokajaj mnie!".
-Boli?- zapytał Jonathan.
-Nie kurwa, łaskocze. Zamknij ten ryj.- wysyczała rodząca, próbując przeć.
-Leć po Weronikę!- zarządzała Jill.
-Po kogo?-zapytał Calicifur.
-Nie do ciebie mówię.- zawarczała roześmiana i kiwnęła głową do mnie.
-Juz idę.-powiedziałem i czym prędzej poleciałem do sąsiadek.
Mieliśmy 2 sąsiadki: Angelinę i Desserine (nie będę pisać jak ma na imię bo nie mam na to jej zgody. Znaczy nawet nie spytałam, ale i tak nie będę go pisać). Obie były Polkami. Dessi z tego co wiem studiowała położnictwo, a tu przyjechała na rok wymiany zagranicznej.
I tak się składa że jest teraz potrzebna jej wiedza.
Zacząłem walić do drzwi, ale nie zauważyłem jak Angelina mi otworzyła. Dostała po swoim fioletowym łbie, za co dostałem w pysk.
-Co ty odpierdalasz chory pojebie!- w jej oczach zobaczyłem jak myśli o tym jak to by było mnie zabić.
-Jest Desserina?
-Śpi, jesteś zjebany. Czego od niej chcesz?
-Neve rodzi.
-Neve rodzi, a że teraz. Dessi ruszaj dupsko!!!- wydarła się na cały dom.
Z góry zeszła młoda kobieta. Przecierała oczy, zaspana spojrzała na Ańdzie, która pociągła ja siłą do nas.
Oczywiście o mnie zapomniała. Kolejna menda.
Po drodze wszystko powiedziałem, a Desserina już się rozbudziła.
°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°
Jakiś czas później
°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°
Czekaliśmy wszyscy na dole, a z góry było słychać tylko krzyki Neve i darcie ryja Angeliny na Jasona, by się zamknął i zajął się swoją babą.
No i w końcu po jakichś 12 godzinach było słychać płacz. A po kolejnej godzinie kolejny krzyk.
-Juz po wszystkim.-zeszła do nas Desserina wraz z Ańdzią.
-Nie będę mieć dzieci, pierdole to.- mruknęła niezadowolona 17 latka.
-Wiem Angelina, wiem.
-Wszystko dobrze z nimi?
-Tak, chyba tak, ale i tak muszą jechać do szpitala. Jak co to puśćcie mi sygnał.
Kiwnąłem głową, a one wyszły z domu.
-Co się stało?- do pokoju weszła Marica, która zaspana pocierała oczy.
-Nic mała. Wszystko w porządku.- powiedziałem biorąc ja na ręce.
I zaniosłem ją z powrotem do jej pokoiku.
-Gdzie jest mama i tata?- zapytała rozglądając się dookoła.
-Za niedługo ich zobaczysz.
Wszedłem do pokoju i już chciałem zamknąć za sobą, ale ktoś zatrzymał drzwi. Była to April. Koło niej spokojnie stał Louis.
Położyłem Marice do łyżeczka, a Lou położył się obok niej.
Sięgnąłem po książkę, która leżała na małej, niebiesko- czarnej komodzie Marici.
Podałem opowiadanie April i sam położyłem się obok dzieciaków.
Usiadła na fotelu obok łóżeczka i zaczęła czytać.
Dzieciaki powoli zasypiały a kiedy nareszcie zasnęły, drzwi się uchyliły a w nich stanął latarnia z Peterem, który go trzymał za rękę.
Mały w rączce trzymał misia. Widać było z jego wyrazu twarzy, że się czegoś przestraszył.
Wysunęliśmy z łóżeczka Marici dodatkowy materac. Łóżko dwukrotnie się powiększyło.
Zaścielilismy tą część, a w tym czasie przebudziła się Marica.
Mały położył się obok nich ściskając swojego misia. I też w końcu zasnął.
To był szokujący wieczór. Zbyt wiele się wydarzyło, każdy teraz musi odpocząć. Zrelaksować się i podłogowa baterię.
No i pozbyć się ciała. Martwa Veronica dalej jest w piwnicy. Ale tym to się już Jason zajmie.
Dalej robi to co robił. Tylko stara się nie mieszać w to Neve. No ale jego córka już zaczęła się tym fascynować. Znaczy zaczyna z Jason projektować sukienki i szyć. Czasami chce też tam zobaczyć co Jason robi, ale Neve nie chce nawet o tym słyszeć, i to od niedługiego czasu powtarza córce.
Ale dziecko jest uparte po mamusi i wredne po tatusiu.
Wybuchowa mieszanka Jasona i Neve, która jeszcze nie do końca jeszcze pokazała czym jest.
Faktycznie kiedy jest zła jej oczy robią się jadowicie zielone i na jej włosach pojawia się białe pasemko, a jak smutna jasno fioletowo- szare pasemko. No a tak to nic.
Nie wykazuje żadnych paranormalnych zdolności czy też demonicznych mocy. Ani nic. Nul. Zero.
Ale mój syn sobie ostatnio lizaki zaczął z moją mamą robić. Za dużo ma ostatnio słodyczy. Rozbestwiła go trochę. A teraz jeszcze mój pożal się Boże ojciec.
Jakbym nie miał już są dość problemów.
*^Oj no nie uzalaj się już nad sobą.^*
No i jeszcze on.
*^ Tak ja, twój pan.*^
No chyba cię coś boli.
*^Zaraz ciebie zaboli.^*
A cmoknij mnie w...
*^Zapomnij robaku.^*
Kiedy w końcu na chwilę się uciszył ja poszedłem do sypialni. Chciałem się położyć i w końcu się na chwilę oderwać od tego wszystkiego.
*^Głodny jestem.^*
No ty sobie że mnie jaja robisz.
*^Obudziłem się dopiero. Nie możesz mnie winić.^*
Jakiś ty się miły zrobił. Normalnie tak to robisz co chcesz ja nie mam nic do gadania.
*^Idziemy do Umbry?^*
Nie. Nie dzisiaj.
Kiedy dowiedziałem się co Erica zrobiła, to obiecałem mu że ją dostanie. Jak będzie się dobrze sprawował.
Jak też już wyczułem to zdarzył pochłonąć duszę Veronica jak tylko Jonathan jej skręcił kark.
Wyczuł dziadyga.
No i Jack mu też obiecał duszę Livii. Żeby nie było.
*^Głodny.^*
No już, słyszałem. Na co pan ma ochotę?
*^Pomyśl.^*
No to pospane. Ale żadnego seksu.
Fuknął niezadowolony. Ale się zgodził.
No cóż, czas na łowy.
Calicifur
-Nie śpisz tu. Zapomnij.- powiedziała Jesterca, kiedy już leżałem obok niej.
-Nie weź.- przyciągnąłem ją do siebie.
-Idź mi stąd.
-Nie.
-Wynocha.
-Nie.
-Wypad powiedziałam.- zaczęła mi się wyrywać.
-Nie.- przycisnąłem ją do siebie.
-Wypierdalaj stąd. Spieprzaj i kurwa nie wracaj.
- Idź już spać.
Szarpała się jeszcze przez jakiś czas, aż w końcu dała sobie spokój i się położyła obok.
-Trzymaj łapska i kutasa przy sobie, bo możesz stracić.
-Rozumiem.
Nie rozumiem. Jak ona tak może. To ja się stęskniłem, a ona coś takiego. No i jak tu z tym żyć.
Lady położyłem rękę na jej udzie, ona na mnie od razu na mnie warknęła i strzępnęła z uda moja dłoń.
-Chcesz rocznik stracić.
-Jesteś okropna.
-Zaraz mogę był okrutna.
Położyłem zrezygnowany głowę na poduszkę. Diabeł nie kobieta. Ale i tak ja ją kocham. I nie ważne co, będzie moja, albo niczyja.
Kiedy usłyszałem ciche podchrapywanie od niej, sam zacząłem odpływać w świat snów i koszmarów.
Z nią w ramionach, będzie to piękny sen.
April
Kiedy Candy wyszedł, jeszcze trochę posiedziałam z dzieciakami. Spały jak małe niedźwiadki.
Peter dalej tulił swojego misia, którego jak się dowiedziałam dostał od Emry.
Dowiedziałam się też że Emra jutro tu przyjdzie by zaopiekować się małym.
Ja i pan nie miałyśmy jako tako super relacji, jesteśmy w sumie tylko znajomymi. Ale zauważyłam że Peter ją lubi. Bardzo się cieszył jak Jonathan orzekł mu że jutro po niego przyjedzie.
A co do Veronici. Nie wiem co myśleć. To dla mnie chore.
Związek niej z nimi był dziwny. Z tego co się dowiedziałam to ona je wsypała. Była przeciwko nim. A przynajmniej tak się wydawało.
Ale juz wiem co mi nie pasowało.
Tylko że teraz my mamy przewagę. One nie mają wtyczki, a my mamy sojuszników o których nie mają pojęcia.
To powinna być krótka farsa.
Wyszłam z pokoju i szłam korytarzem. Nie wiem gdzie, nie znam tego domu. Może powinnam się teleportować do królestwa dhokkalfers. Albo do ocalałych Genyrów.
Po chwili usłyszałam że ktoś mnie woła. Była to Neve. Musiała mnie zauważyć przez uchylone drzwi.
Weszłam po cichu. Myślałam że mnie opierdoli i każe się wynosić z tego domu.
Ale ona tylko rozchylił a ramiona, by się przywitać.
Od razu w nie padłam.
Wyglądała na zmęczoną. Poród nie należy do najlepszych i najłatwiejszych rzeczy. No i nie do bezbolesnych.
-Jak tam u ciebie? Opowiadaj.- powiedziała jak tylko się od nie oderwałam.
-Jakoś leci. A jak się czujesz?
-Raczej nie wiele mi powiedziałaś. A czuje się dobrze. Tylko powiedz mi, kto to ten rogacz którego przyprowadziłaś?
-Chodzi ci o Calicifura? To ojciec Candy'ego.
-Aaa. Nie są do siebie podobni.
-Nie Candy jest po korupcji, wiesz o co mi chodzi?- pokiwała głową na tak więc kontynuowałam- Po za tym wdał się w swoją mamę.
-Rozumiem. Pani Pop nie jest za bardzo z tego zadowolona, że on tutaj jest.
Skrzywiłam się i zaczęłam opowiadać ich historię. No i poznałam dużo przekleństw w innych językach. Oj nasz król od siedmiu boleści nie chciał by ich usłyszeć, zwłaszcza że są kierowane w jego stronę.
-Lepiej żeby mi pod nogi nie wpadł. Jak tak można kobietę potraktować? I on chce żeby została jego żoną? Pojebało go czy co?
-Wiesz albo będą razem, albo w ogóle. Wiesz o co mi chodzi.
-Jak na jej miejscu bym go kółka w dupę. Poczekaj jak powiem Ańdzi, to bardzo szybko z tąd wyleci.
Pochyliłam głowę na prawy bok, próbując sobie przypomnieć kto to Ańdzia.
I wtedy sobie przypomniałam, że chodzi o niską ( nieprawda mam 1.62 wzrostu), nieco pulchną (tylko bez przesady, jestem tylko trochę ponad normą. No i tego po mnie nie widać) dziewczynę w fioletowo czekoladowych włosach. Jak ona miałam na imię? A tak, Angelina.
-Nie wygląda na groźną.
-Daj jej odpowiedni sprzęt. A Desserina jej jeszcze pomoże.
-Heh, rozumiem.
-Okej. Chcę to zobaczyć.
-A rozmawiałaś już z Candy'm?
-Nie jeszcze nie. Ale zamierzam. Jak wróci.
-Boisz się?
-Trochę. Ale ja naprawdę musiałam wyjechać. Na chwilę. No i zebrałam sojuszników. No i dowiedziałam się kilku informacji.
Neve spojrzała na mnie wymownie.
-Erica i Livia pracują dla takiej jednej korporacji. Takiej pseudo policji od spraw paranormalnych.
-Mów dalej.
-Wiedz a już na przykład o Umbrze, takim mrocznym świecie. Tam mieszka Stygma.
-Wiem.
-No i z tego co wiem to mieli już doczynienia z niektórymi z nich. Wielu zginęło. Ale oni dalej chcą tylko nas wyniszczyć za wszelką cenę. Ale to nie jest najgorsze.
Wzięłam głęboki oddech. Trudno mi o tym mówić.
-Oni porywają dzieci i młode osoby i mącą w ich genomie. Dodają DNA demonów i innych potworów do ich DNA.- przełknęła gule w gardle- te dzieciaki umierają w męczarniach. To jest okropne.
Neve spojrzała na mnie z wytrzeszczonymi oczami, nie mogąc chyba uwierzyć w to co słyszy.
-To potwory.
-Zniszczyliśmy doszczętnie takie jedno poboczne laboratorium. Ale jest ich więcej. Dużo więcej. Potrzeba dużo więcej sił by to zmieść z powierzchni ziemii. A najgorsze jest to że najbardziej przyczyniają się do tego Erica i Livia. One patrzą na to, śmieją się kiedy dziecko zdziera sobie skórę, kiedy brutalnie samo zakańcza swoje życie, by już go nie bolało. Torturują je ogromnymi pokładami spięć elektrycznych.
Rozpłakałam się. One nie zasłużyły na taki los.
-Trzeba to zmieść z powierzchni ziemii. I to jak najszybciej...
Koniec części 2.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top