Rozdział 56
Pov.Delaine
Schodziliśmy do piwnicy trzymając się za ręce. To była ta chwila,za kilka minut żywot Jordan'a dobiegnie końca,mój koszmar się skończy i w końcu będę mogła odetchnąć.
-Jak to wygląda?-Spytałam patrząc na niego przelotnie,gdy otwierał potężne metalowe drzwi.
-Ci,którzy przeżyli zostali schwytani,trochę się opierali,ale wiedzieli,że mamy alfę i rozpacz przyćmiewała im umysł. Są w oddzielnych celach,jeden wilk na jedną celę. Zdążyliśmy zabić trzynastu z sześćdziesięciu czterech.
-I tak było ich dużo,patrząc na to,że Zbuntowani większość wymordowali.-Szepnęłam rozglądając się po wrogich wilkach,które patrzyły na mnie...z zatęsknieniem?
-Jordan ostrzegł każdego wilka ze swojej watahy,że jeśli cię skrzywdzi przypłaci życiem.Jesteś dla nich jak królowa.-Wyjaśnił Shawn widząc moje zdezorientowane spojrzenie.
-Oczywiście,w końcu mam dar,który chciał mieć.-Przewróciłam oczami zakładając kosmyk włosów za ucho. Shawn zatrzymał się i położył swoje dłonie na moich ramionach.
-To może dziwnie zabrzmieć,ale w połowie go rozumiem.-Spojrzałam na niego wielkimi oczami,więc zaczął kontynuować.-Jasne,twój dar stanowi potężną broń,która nie może trafić w niepowołane ręce,ale jest coś jeszcze. Widzisz,gdyby ktoś chciał mi cię odebrać,lub by to zrobił...Trudno było by mi wtedy odróżnić co jest dobre,a co złe. Rozumiesz? Nie wiem co bym zrobił na jego miejscu,co nie zmienia faktu,że wiem co zrobić na swoim miejscu.-Zaśmiał się z swojej plątaniny i nachylając się pocałował mnie dłużej w czoło.-Zróbmy to.-Ścisnął mocniej moją dłoń wprowadzając mnie do celi Jordan'a.
Tym razem zamierzałam się nie odzywać. Nie chciałabym go przypadkowo sprowokować. Chociaż to też jest ryzykowne,może być wściekły,że go ignoruję,ale zamierzam trzymać swoją nienawiść do tej kreatury na wodzy.
-Delaine!-Blondyn rozpromienił się,gdy weszłam do celi. Chciał wstać z krzesła,ale przeszkodziły mu łańcuchy owinięte w okół jego kostek i nadgarstków.
Shawn podszedł do niego powoli,gdy ja usiadłam na krześle w rogu pokoju,tak,że mogłam obserwować cały rozwój wydarzeń.
-Nie mogłem jej powstrzymać. Nie chcę,żeby się denerwowała,w końcu nosi nasze dziecko.Tym bardziej nie chciałem,żeby oglądała twoją makabryczną śmierć.-Mówił powoli Shawn w skupieniu oglądając podłużny i naostrzony nóż.-Ale tak bardzo chciała zobaczyć twoją śmierć,że nie mogłem nic z tym zrobić. Każdy chciałby widzieć swoje uwolnienie na żywo.-Jordan miał we mnie utkwiony wzrok,nie był zły,nie było mu też przykro. Ciężko mi cokolwiek wyczytać z jego twarzy. Może to i dobrze?
-Jesteś pewna,że nie chcesz wyjść?-Spytał mnie Shawn,a jego ton głosu diametralnie się zmienił. Przed chwilą był kpiący i oschły,a teraz mówił łagodnie i miękko. Uwielbiam jego głos. Mogę się przy nim budzić i zasypiać. To chyba szczęście.
-Tak.-Powiedziałam pewnie i powoli oparłam się o drewniane krzesło. Odruchowo położyłam rękę na swoim brzuchu głaszcząc go delikatnie. Shawn patrzył na mnie,a w jego oczach coś zapłonęło. Pokręcił szybko głową i odkaszlnął szybko. Zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc o co mu chodzi. Mentalnie machnęłam na to ręką.
I zaczęło się.
Pierw dźgania nożem w najróżniejsze części ciała. Miałam wrażenie,że Shawn nie omija żadnego centymetra skóry. Później,gdy znudził mu się nóż,zaczął wstrzykiwać chłopakowi tojad dożylnie. Noże w porównaniu z trucizną wydawały się niewinne. Shawn zerwał oparcie metalowego krzesła używając całej swojej siły. Zerwał koszulkę Jordan'a,tak,że było mu widać całe plecy. Chwycił coś podobnego do zwykłego skórzanego pasa,tyle że na końcu przyczepiony był zardzewiały hak. Za nim zobaczyłam choć jedno uderzenie wybiegłam z celi,zamknęłam za sobą drzwi i z szybki oddechem oparłam się o ścianę,żeby potem wybiec z lochów.
Nie chciałam by w mojej głowie przewijały się tak drastyczne obrazy. Miałam ich już dość w zanadrzu. Weszłam do gabinetu Shawn'a i stwierdziłam,że zaczekam tu na niego. Gdy wychodzi z lochów musi spisywać raporty.Kogo zabił,jak zabił,czy torturował,dlaczego torturował i tym podobne. Dopiero potem może zająć się swoimi sprawami. Dlatego jest takie wielkie zamieszanie.Tyle osób,które zginęło z naszych rąk. Każdy wilk musi być spisany.
Usiadłam na skórzanym krześle szybko rozglądając się po pokoju. Rzadko tu bywałam,nigdy nie miałam okazji się rozejrzeć. Po trzydziestu minutach Shawn wszedł do gabinetu. Widząc mnie spojrzał na mnie niepewnie.
-Nie chciałem cię wystraszyć.-Powiedział przymykając drzwi. Ściągnął zakrwawioną koszulkę i przytulił mnie do siebie.
-I tego nie zrobiłeś.-Wyszeptałam w jego rozgrzane ciało,relaksując się jego ciepłem.-Po prostu...musiałam wyjść. Naprawdę nie musisz się tym przejmować.-Pokiwał delikatnie głową i złączył nasze usta w delikatnym pocałunku.
-Koniec?-Shawn spiął się na moje słowa.-Nie zabiłeś go?
-Jasne,że tak! Skurwiel nie żyje. Zginął w męczarniach,tak jak na to zasłużył.
-Więc czemu wyglądasz na zdenerwowanego?
- "To jeszcze nie koniec". Jego ostatnie słowa.-Dreszcz przeszedł przez moje ciało. Skrzywiłam się.
-Owszem,to koniec.-Powiedziałam pewnie i spojrzałam Shawn'owi w oczy.
-Oczywiście,że koniec. Wataha Jordan'a nie żyję.
-Mogę o coś zapytać?
-Pytaj o co chcesz kochanie.-Uśmiechnął się do mnie trzymając mnie w talii.
-O czym myślałeś w celi?
-Masz na myśli...moją chwilową nieobecność duchową?-Zaśmiałam się i pokiwałam głową.
-Gdzie byłeś myślami?
-Myślę,że to przez to,że dawno cię nie dotykałem.-Szepnął sunąc opuszką palca po mojej szyi i ściągnął moją za dużą koszulkę,która zresztą była jego.-Dałem się ponieść fantazji.-Powiedział tuż przy moich ustach zahaczając kciukiem o moją dolną wargę.-A potem?-Powiedział już głośniej odsuwając się ode mnie i zakluczył drzwi w gabinecie. Przełknęłam ślinę patrząc jak jego mięśnie spinały się przy każdym ruchu. Nie robiliśmy tego od pełni,a gdy do tego doszło,nie mogliśmy się sobą nasycić.-Znajduję cię tu,gdzie miała miejsce moja fantazja.-Zaśmiał się przygryzając wargę. Gdy dotarło do mnie o czym mówił spłonęłam czerwienią. Podbiegłam do drzwi chcąc jak najszybciej się stąd ulotnić,ale Shawn zagrodził mi drogę idąc szybko w moim kierunku,przez co ja zaczęłam równie szybko się cofać. Nie minęły trzy sekundy,gdy moje plecy spotkały się ze ścianą. Ten gabinet był przecież większy! Oczywiście,gdy facet chce seksu wszystkie pomieszczenia zmniejszają się automatycznie skazując cię na pastwę ścian. Położył swoje duże dłonie po obu stronach mojej głowy i wpił się w moje usta. Po wszystkim należy nam się chwila dla siebie.
Shawn złapał mnie za tyłek podnosząc do góry. Owinęłam nogi w okół jego pasa. Posadził mnie na biurku stając między moimi nogami. Sunął rękami po moich udach,gdy rozpinałam jego rozporek. W między czasie dalej się całowaliśmy nie odrywając się od siebie ani na sekundę.
-Pozwól,że spełnię z tobą jedną z moich fantazji.-Szepnął i zerwał ze mnie dresy.-Zgadzasz się?-Spytał wsuwając swoją dłoń w moje koronkowe majtki. Odchyliłam głowę przymykając oczy i lekko pokiwałam głową.Nie mogłam się skupić na tym co do mnie mówił.Shawn korzystając z obezwładniającego mnie uczucia zaatakował swoimi rozgrzanymi wargami moją szyję kładąc mnie wzdłuż mebla.
-Zamierzam wziąć cię na tym biurku kochanie.-Szepnął przygryzając moje oznaczenie. Zdjęłam swój stanik,gdy on do końca pozbył się swoich spodni i bokserek. Pospiesznie ściągnął ze mnie majtki patrząc mi w oczy. Oboje byliśmy rozpaleni i spragnieni. Splótł ze sobą nasze palce i nie przestając patrzeć mi w oczy wszedł we mnie od razu przechodząc do rzeczy.
***
Wyszłam z pod prysznica i dosłownie wskoczyłam na łóżko,gdzie leżał już pół nagi Shawn. Położyłam się jak najdalej od niego,uśmiechając się pod nosem.
-Hej!-Krzyknął roześmiany i przyciągnął mnie na drugą stronę,która była nagrzana przez jego ciało.
-Jesteś cieplutki.-Mruknęłam wtulając się w niego mocniej,przez co zacisnął uścisk.
-A ty jesteś moją malutką dziewczynką.-Szepnął całując mnie po całej twarzy.
Wstałam szybko siadając na materacu i pociągnęłam go za sobą,żebym mogła patrzeć mu w oczy.
-Shawn...-Szepnęłam niepewnie. Byłam już zdecydowana,ale to i tak bardzo mnie stresowało.
-Coś się stało?-Spytał marszcząc brwi i położył swoją dłoń na moim policzku,drugą odgarniając moje włosy. Wzięłam głęboki wdech,pocałowałam go szybko w nos i uśmiechnęłam się,gdy patrzył na mnie rozanielony.
-Wyjdę za ciebie.
-C-co?
-To co słyszałeś. Nie utrudniaj mi tego,wiem,że tego chciałeś,jeśli się rozmyś...-Shawn zaatakował moje wargi swoimi i przewalił mnie na materac.
-Kocham was.-Wyszeptał jeszcze raz mnie całując.
-To jest nas troje.-Uśmiechnęłam się i po raz kolejny tego dnia oddaliśmy się sobie.
Zgodnie z obietnicą,jest rozdział. Nie jestem jeszcze pewna w 100%,ale prawdopodobnie od epilogu dzieli nas jeden rozdział :(
Do przeczytania!
Słów:1195
~Saszka5628~
<3 <3 <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top