Rozdział 14

Pov.Delaine

-Wakacje,zakończenie roku już się odbyło-

Obudziło mnie ciepło,które przyjemnie,ale nadmiernie ogrzewało moje ciało. Gdy uchyliłam powieki,zaskoczona stwierdziłam,że znajduje się w naszej sypialni. Shawn musiał mnie tu przywieźć samochodem,gdy zasnęliśmy na łące. Jestem naprawdę zdziwiona faktem,że nie poczułam jak mnie podnosi.

Shawn leżał przodem do mnie wtulony. Skorzystałam z okazji,że śpi i zaczęłam się mu przyglądać. Łagodne rysy twarzy,ale ostro zarysowana szczęka,brązowe prawie czarne oczy,pełne za różowione usta. Jest naprawdę przystojnym mężczyzną z trochę skomplikowanym charakterem. Jego głowa spoczywała na mojej klatce piersiowej. Shawn ruszył się niespokojnie bardziej przylegając do mojego ciała. Głaskałam i masowałam go po głowie,jednocześnie bawiąc się jego włosami,które podczas snu roztrzepały się. Rozczulały mnie te jego loczki. Są poprostu świetne.

Przerwałam głaskanie go,chcąc sprawdzić godzinę,ale mój mate mi to uniemożliwił. Złapał w pół śpiący moją rękę i położył z  powrotem na swoją głowę, przyciągając mnie jeszcze bliżej. Jakby to w ogóle było możliwe...

Uśmiechnęłam się sama do siebie na ten gest. Byłam bardzo szczęśliwa,że mój przeznaczony miał poczucie humoru,był wiekiem wystarczająco do mnie przybliżony i opiekuńczy. Zdarzają się przypadki gdzie samce biją swoje partnerki,ale ja na tym etapie mogę stwierdzić,że Shawn nie był by w stanie mnie uderzyć. Tak sądzę.

Shawn całował moją szyję wzdłuż szczęki kończąc na ustach,łącząc je wypełnionym miłością i pożądaniem pocałunkiem. Nasze wargi idealnie ze sobą współgrały. Miał takie miękkie usta. W pewnym momencie,usiadłam na nim okrakiem,  uśmiechnął się do mnie promiennie. I tak szybko jak  się uśmiechnął tak szybko zrzedł, w momencie gdy sięgnęłam do szafki nocnej po telefon.

-No weź...-Shawn jęknął niezadowolony.

Myślałam ,że oczy wylecą mi z orbit gdy zobaczyłam datę. Był dziś piętnasty lipca. Mistrzostwa świata piłki nożnej 2018.

-O.Mój.Boże

-Wszystko gra?-Shawn spytał zaciekawiony,masując moje uda

-DZISIAJ MISTRZOSTWA ŚWIATA!!!-wydarłam się na całą sypialnię,chociaż myślę,że było mnie słychać też na parterze,a jesteśmy na trzecim piętrze.

-Chodzi ci o piłkę nożną?-spytał zszokowany. Nie wiem czy faktem,że mam racje i są dziś mistrzostwa,czy raczej tym,że mam o tym pojęcie.

-Nie mistrzostwa biegów ogórków kiszonych-mówię z sarkazmem-no raczej,że piłki!

-Oglądasz piłkę?!-krzyczy zszokowany i uradowany

-Nie tylko oglądam,ale i gram. Dużo rzeczy o mnie nie wiesz.

-Opowiesz mi coś o tym?

-Więc,od małego grałam z rodzicami i Nathem w football na naszym ogródku. Ubieraliśmy stroje jednego koloru,które oznaczały drużyny,a przerwy pomiędzy kwiatami w ogrodzie to były bramki. Po grze mama zawsze robiła lemoniadę,piliśmy ją zazwyczaj rozmawiając o różnych pierdołach,które teraz są niezwykle ważne,dziwne bo zazwyczaj jest odwrotnie,ale po śmierci rodziców wszystko zaczęło mieć większą wartość. W każdym razie to im zawdzięczam miłość do piłki-mówię już bardziej przyciszonym głosem,bawiąc się skrawkiem mojej koszulki.

-To naprawdę piękne,ja sam dziś miałem plany oglądać z chłopakami finały,ale nie wiedziałem...

-...Jak się mnie pozbyć

-Raczej czymś cię zająć,nie pozbywał bym się ciebie,oszalałaś? Prędzej zmusiłbym cie do oglądania z nami meczu,albo poprostu bym nie oglądał.

-Mam lepszą propozycje,razem obejrzymy mecz,jeszcze z innymi członkami watahy,co ty na to?

-To świetny pomysł skarbie-oznajmił Shawn,przyciągając mnie do siebie, i całując w czoło.

-Tylko mam jeszcze małą prośbę...

-Tak kochanie-rozpływam się gdy tak mówi

-Chciałabym zaprosić jeszcze kilku członków mojej byłej watahy, a i zbuntowani też mają prawo do oglądania z nami-uniosłam trochę głos i zagroziłam mu palcem,podkreślając jak ważne to dla mnie.

-No dobrze niech będzie,tylko,żeby to nie było trzysta osób

-Przecież nie każdy samiec będzie oglądał,ze względu na mate lub poprostu z braku zainteresowania. 

-No tak też prawda, w naszym stadzie nie ma żadnej kobiety,która interesowała by się piłką-powiedział dumnie z uśmiechem zwycięzcy i przyciągnął mnie jeszcze bliżej- ale kogo dokładniej chciałaś zaprosić?

-Najważniejsze osoby: Nathana, Aleshe,Ally,Jamesa,Caluma i mojego betę, Drake'a.

-Z ich wszystkich kojarzę chyba tylko Nathana,Caluma i Aleshe -wyszczerzył się głupio

-Okey,więc już ci tłumaczę...Ally to moja najlepsza przyjaciółka,znamy się od piaskownicy,ale ona to osobna historia,James to jej mate ogromny zazdrośnik,a Drake to mój oddany beta i też przyjaciel,ale ostatnio oprócz spraw związanych z watahą nie mam za dużo czasu dla niego. Poza tym...oberwałeś od niego Jayem...-zaśmiałam się lekko.

-Oooo nie ładnie-spojrzał na mnie groźnym wzrokiem,ale widziałam,że ledwo powstrzymuje rozbawienie.

Przerzucił mnie szybko w taki sposób,że teraz ja znajdowałam się pod nim.Zaśmiałam się na ten gest.

-I co teraz? Nadal będziesz się śmiać?-pytał retorycznie.

Pokiwałam delikatnie głową na tak z nieśmiałym i szczerym uśmiechem. Shawn uśmiechnął się szeroko,i umieścił swoją głowę w zagłębieniu mojej szyi,składając na niej delikatne pocałunki. Muśnięcie jego warg na mojej rozgrzanej skórze,było naprawdę dla mnie podniecające,ale...mamy mało czasu. Odepchnęłam go lekko patrząc na niego stanowczym i wypełnionym miłością wzrokiem.

-Trzeba wszystko przygotować. Mecz zaczyna się o 17:00.

-Nawet to wiesz. Jak ja cie kocham! Chyba już nigdy nie zapomnę o żadnym meczu-uśmiechnął się rozbawiony

-Oj uwierz mi,nie zapomnisz.-zaśmiałam się lekko

-Dobra to do roboty

Wstaliśmy oboje,ja po telefon,żeby wszystkich zaprosić,a Mendes pewnie ogarnąć chłopaków. Wybrałam pierw numer do Natha. Odebrał po drugim sygnale.

-Wiedziałem,że niedługo będziesz dzwonić-oświadczył pewnym głosem,co nawet przez telefon było wyczuwalne. O ironio.

-Och czyżby?

- Pewnie,przecież dziś mistrzostwa

-Właśnie po to dzwonie

-No więc?

-Dasz dokończyć?-Nie czekając na odpowiedź,zaczęłam opowiadać-Razem z Shawnem organizujemy dziś niezły wieczór. Główna atrakcja? Meczyk. Chciałam zaprosić ciebie i Aleshe i jeszcze kilka osób ale do nich zaraz będę dzwonić.

-Hmm...ok wchodzę,ale czy wasza wataha nie będzie wściekła?

-Tym się nie przejmuj,znasz mnie załatwimy wszystko, tylko nie zapomnij wziąć Caluma.

-No dobra,dzięki,że dotrzymujesz tradycji.-Mina mi trochę zbladła,ale udawałam,że wszystko ok.

-Dla ciebie wszystko braciszku.

-Kocham cię głuptasie i nie zadręczaj się tym

-Jasne,do zobaczenia na meczu

-Paapaaaatki

Jak zwykle,zawsze kończy tak rozmowy śpiewając mi do ucha "papatki",chociaż brzmi to bardziej jak skowyt. Mniejsza z tym. Wybrałam numer Ally.

Jeden sygnał,drugi sygnał,trzeci sygnał

Rozłączyłam się,dzwonienie dalej było bez sensu. Wybrałam numer Jamesa,odebrał po drugim sygnale.

-Halo?

-Hej James,mam jedną sprawę do ciebie i Ally,masz ją koło siebie? Nie odebrała i trochę się zdziwiłam.

-Z Ally wszystko ok jesteśmy w drodze do sklepu a ona nie wzięła telefonu.

-Aha okey,no więc chodzi o dzisiejsze mistrzostwa

-Wiedziałem,będziemy w pół do siedemnastej,kupimy jakieś żarcie i przyjedziemy do was.

-Boże! Jak wy mnie znacie! No kocham was poprostu.-James zaśmiał się na moją reakcję-ok a do Nathana już dzwoniłam.

-Ok,na pewno będziemy-usłyszałam w tle jakieś szmery, "z kim rozmawiasz?"

-To Del,chcesz z nią pogadać?

...

-Del,podaje cię Aly

-Czekam

-Del!

-Cześć Al! Zaprosiłam was dziś na mecz bedziecie nie?

-Pod warunkiem że znajdzie się dla mnie jakiś dobry sok pomarańczowy

-Pewnie że tak-zaśmiałam się-nie bój się nie zapomniałam o ciąży,wszystko zostało przemyślane

-Cieszę się! Jak przyjedziemy muszę ci o czymś powiedzieć

-Jasne,nie ma sprawy. To do zobaczenia, buziaki!

-No kocham pa!

I jeszcze Drake,napisze do niego sms. Drake jako moja beta znajduje się piętro niżej,ale nie chce mi się tam iść,zaraz i tak będę musiała zejść na sam parter wszystko przyszykować,ale jestem obecnie zbyt leniwa żeby zejść piętro niżej.

Me:

Szykują się dzisiaj WSPÓLNE mistrzostwa w salonie o 17:00,no wiesz finały. Chce,żebyś z nami obejrzał.

Odstawiłam telefon na szafeczkę i poszła wziąć szybki prysznic,przebrałam się w nowy outfit,który składał się z dużej ciepłej bluzy z adidasa w kolorze czerwonym i czarnych dżinsów z dziurami na kolanach. Nałożyłam delikatny makijaż jak na co dzień. Po pokoju rozszedł się dźwięk przychodzącej wiadomości,chwyciłam telefon i weszłam w wiadomości.

Szpieg:

Nie ma sprawy Alfo,z wielką przyjemnością.

Większość nazw w moich esemesach określa charakter, Drake jest szpiegiem,ponieważ jest niezwykle ciekawym wilkiem, jest dociekliwy. Zapobiegł wielu sytuacjom,wielu problemom,pomagał rozwiązywać najtrudniejsze sprawy watahy,dużo mu zawdzięczam. Stąd pseudonim szpieg. Ale nie każdy pseudonim określa charakter,np.ten stereotyp nie obejmuje Caluma,pseudonim seksiak. Zaśmiałam się na moje rozmyślania,jestem pewna,że obraził by się na mnie gdybym go zmieniła. Tylko lody mogły by go przekonać.

Skierowałam się na dół. Rozłożyłam wszystkie przekąski jakie były dostępne w domu watahy. Przeróżne chipsy,żelki,czekolady i najróżniejsze napoje,alkoholu oczywiście nie braknie. Dojdzie do tego później pizza. Kiedy skończyłam,dochodziła godzina dwadzieścia po czwartej. Rozejrzałam się jeszcze raz po salonie,to chyba wszystko. Obróciłam się z zamiarem wyjścia z salonu,gdzie już powoli schodziły się wilki. Na razie było ich koło siedmiu,ale jestem pewna,że będzie tu podczas meczu niezły tłok.

-Cześć chłopcy-powiedziałam radośnie-wszyscy schylili głowy na znak szacunku.

-Luno-pokiwali głowami

-Oj przestańcie...dzisiaj mecz! Zabraniam wam dziś mówić do mnie po stanowisku.

-Ale, alfa na to nie pozwoli

-Ja pozwalam, nie,to rozkaz,no już głowy do góry-wszyscy spojrzeli na mnie, uśmiechnęłam się szeroko-no więc, jestem Delaine-podałam każdemu rękę,żeby czuli się bardziej komfortowo.

Przedstawili się po kolei. Patrick,Sean,Nigel,Andrew,Bruce,Collin,Dany. Mam nadzieje,że zapamiętam. Patrick,Sean i Danny to bruneci,Andrew jest rudy,a Nigel,Collin i Bruce to blondyni. Nie wiem dlaczego,ale mam wrażenie,że już gdzieś widziałam Nigela. To nie było na bitwie,wiem o tym. Skądś go kojarzę.

-Dobrze,w takim razie za kim jesteście?-spojrzeli na mnie zdziwieni

-Naprawdę? TAK,znam się na piłce,TAK, wiem co to spalony i która bramka czyja,TAK oglądam dziś z wami. Tak ciężko to pojąć?- Spytałam zrezygnowana i upadłam na kanapę.

-Jesteśmy poprostu pozytywnie zaskoczeni-oznajmił Dany,a reszta mu przytaknęła.

-Ok,pomóżcie mi tu wszystko jeszcze raz dokładnie odpicować. Zaraz będą goście.-Uśmiechnęłam się zachęcająco.

-Nie ma sprawy Luno!-Zasalutowali,zaśmiałam się z nimi pomimo tego,że nazwali mnie Luną i wzięliśmy się do pracy.

Witam,witam drogie wilczki! Wiem,że mistrzostwa były już dawno,ale wczujcie się w historię,mamy lipiec. Nie opisywałam już ceremonii zakończenia roku szkolnego,bo nie widziałam w tym już sensu. Mam nadzieję,że rozdział się podobał,trochę się nad nim napracowałam.

Słów: 1699

Do przeczytania!

~Saszka5628~

<3 <3 <3 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top