Rozdział 43

Caden oddał wydziałowi kryminalnemu skórzaną torbę wraz z zawartością. Szef wydziału, którego zdążył zobaczyć jedynie w przelocie, nie miał okazji rzucić swoim klasycznym: „A nie mówiłem?". Zresztą, nawet gdyby chciał, jego przewidywania nie były w pełni trafne - Simon Decket zginął na miejscu, co komplikowało sytuację, owszem, ale McCowen nie mógł zarzucić Cadenowi, że nie wydobył z podejrzanego informacji przydatnych w sprawie. W rzeczywistości Howell dowiedział się więcej, niż można by przypuszczać, choć gdyby Simon przeżył, może udałoby się uzupełnić fragmenty układanki.

Teraz jednak Caden musiał skupić się na tym, co posiadał: kasecie, „dziewczynie", która rzekomo ma lub miała ją w swoich rękach, oraz słowach Simona, że Kate nie żyje. Czy to była prawda? Tego Caden nie mógł być pewien. Nie miał jednak zamiaru zamknąć sprawy tylko dlatego, że brakowało dowodów na życie Kate. Jeśli faktycznie została zamordowana, zamierzał dokopać się do tego, kto to zrobił - i dlaczego. Istniała jednak szansa, że Simon kłamał, a Kate wciąż żyła gdzieś w Ameryce lub w innym zakątku świata.

Wrócił do wynajmowanego pokoju na przedmieściach Salt Lake City. Po zjedzeniu szybkiej kolacji usiadł na łóżku, by ponownie przeanalizować zebrane informacje. W głowie krążyły mu myśli niczym mucha, którą zauważył na suficie. Nieustannie wracał do jednego nazwiska: Dylan Turner. Wyjął laptopa oraz pamiętnik Kate, który był jedną z niewielu rzeczy, jakie odzyskali rodzice zastępczy po zniknięciu córki. Otworzył zeszyt na stronie z datą, którą Kate umieściła w sercu nakreślonym czerwonym długopisem: 12 lutego 1995. Notatka poniżej brzmiała: „Napisał mi, że chce się ze mną spotkać".

Caden przymknął pamiętnik, wpatrując się w sufit. Tydzień przerwy w mailach, które Kate i Dylan wymieniali codziennie, zaczynał się zaledwie trzy dni po tej dacie. Otworzył zeszyt ponownie i sprawdził kolejne wpisy. Przy "15 lutego" widniały dwa krótkie zdania: „To już dziś. Wrócę niebawem i wszystko opiszę". Data przyozdobiona została takim samym sercem jakie można było zauważyć przy pierwszym wpisie Kate dotyczącym spotkania z Dylanem. Piętnastego lutego dziewięćdziesiątego piątego, atrament z długopisu Kate Logan wsiąkł w kartki tego pamiętnika po raz ostatni.

Caden spojrzał w okno. Mucha osiadła na kremowej zasłonce.

Spotkali się - Dylan i Kate. Był tego pewien. Ale co wydarzyło się później? Gdzie mógł ją zabrać Turner? Do jednego z tych „urokliwych domków w górach", które kiedyś wspominał?

Wibracja telefonu wyrwała go z zamyślenia. Gdy zobaczył, kto dzwoni, skrzywił się. Wald Blake. Odbieranie tego telefonu wydawało się równie przyjemne jak zderzenie z ciężarówką. Chciał, czy nie chciał, musiał przycisnąć zieloną słuchawkę. Pan Blake nie marnowałby swoich cennych minut na byle co.

- Czy ma pan dla mnie jakieś nowe informacje? - głos Blake'a był ostry, wręcz natarczywy.

- Tak - odpowiedział Caden lakonicznie.

- To na co pan czeka? Znalazł pan moją córkę?

Caden westchnął, przyciskając telefon mocniej do ucha.

- Nie do końca...

- Pan sobie ze mnie żartuje?! Co to znaczy: „nie do końca"? Albo pan ją znalazł, albo nie!

- Pana córka najprawdopodobniej nie żyje.

Po drugiej stronie zapadła cisza. Caden wstrzymał oddech, czekając na reakcję, choć nie liczył na wybuch rozpaczy. Blake był zbyt wyrachowany, by okazać szczere emocje.

- Ale nie jest pan tego pewien? - zapytał w końcu.

- Mogę powiedzieć tyle, że wiem to od Simona Decketa.

- Rozmawiał pan z nim? Odpuścił pieniądze?

- Simon nie żyje - odpowiedział chłodno, nie mając ochoty wdawać się w szczegóły.

- Jak to?

Caden wstał i zaczął krążyć po pokoju. Musiał sprowadzić tę rozmowę do konkretów, bo przedstawianie Blake'owi okoliczności śmierci Decketa mijało się z celem. To była decyzja Cadena, słuszna, czy też nie, dostarczyła informacji, których nie uzyskałby, gdyby odpuścił, jak chciał tego jego zleceniodawca.

- Panie Blake, sprawy są bardziej zagmatwane, niż panu się wydaje - zaczął cierpliwie. - Simon przekazał mi, że Kate nie żyje, ale by to zweryfikować, potrzebuję więcej czasu. Pytanie brzmi: czy mi pan go da, czy kończymy współpracę na tym etapie?

- Czas to u mnie droga waluta, ale przypuśćmy, że wyjątkowo podaruję go panu w małej ilości, bo również mam pewne wiadomości.

Caden uniósł brew. Niezła odmiana.

- Zamieniam się w słuch.

- Dotarłem do informacji o skrzynce depozytowej, która była zarejestrowana na nowe imię i nazwisko mojej zmarłej byłej żony. Znajdowała się w centrum Salt Lake City, w jednym z banków. To, co znajduje się na naszyjniku, którego zdjęcia od pana otrzymałem, nie jest kodem otwarcia, tu się akurat myliłem, to numer skrzynki.

- Brawo. Czyli był pan naprawdę blisko.

- Oczywiście. Czy kiedykolwiek pan w to wątpił?

Caden przewrócił oczami.

- Skądże. Czy depozyt jest zabezpieczony tak, jak pan przypuszczał?

- Panie Howell, depozyt już nie istnieje. Skrzynka była aktywna do dwudziestego kwietnia tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego ósmego roku. Do tego czasu nikt nie zgłosił się po odbiór zawartości, która w według dalszych procedur przebywa w departamencie skarbu stanowego. Rozumie, pan, detektywie? Zawartość nadal istnieje, a właściciel zdjętych depozytów, może ją odzyskać. Otwarcie byłych skrzynek wymagało poufnych kodów przypisanych do tożsamości Margaret, czyli Kate Logan i...

Zapadła cisza.

- I...?

- I tu pana zaskoczę, bo nawet mnie to zaskoczyło.

- Proszę mówić.

- I kogoś o nazwisku Priscilla Logan.

- Priscilla Logan? Jest pan pewien?

- Tak, panie Howell.

- Domyśla się pan, kim ona może być? Jeśli się nie mylę, nosi nazwisko pańskiej byłej żony. Fałszywe nazwisko.

- To pańska rola, by się tego dowiedzieć. Dlatego daję panu dodatkowy czas. Maksymalnie tydzień.

Caden pokręcił głową.

- Moim zadaniem jest znalezienie Kate Logan, a nie Priscilli. Nie ma pan ani tyle czasu, ani środków, aby pokryć koszty poszukiwań drugiej osoby. To praca od początku, muszę zaczynać od zera. Nie mam obecnie żadnego punktu zaczepienia poza nazwiskiem. Zdaje pan sobie sprawę, czego ode mnie wymaga?

- Jestem o krok od odzyskania swoich kamieni lub pieniędzy! Tego, co zostało mi bezczelnie skradzione!

- Może w takim razie powinien pan kontynuować śledztwo samodzielnie? Skoro uważa pan, że da się to zrobić w tydzień, proszę działać.

- Czyli zmarnował pan moje pieniądze?

- Nie, panie Blake. Dostarczyłem panu kod związany z depozytem, a teraz informuję pana, że według byłego chłopaka i sutenera, Kate została zamordowana. Przypuszczam, że stało się to w okolicy dwudziestego pierwszego lutego tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego piątego roku. To wtedy wysłała ostatni, dość niepokojący mail do Dylana Turnera, ówczesnego znajomego z internetu. Uważam, że spotkała się z nim kilka dni wcześniej, czemu Turner zaprzecza, ale sądzę, że kłamie, choć nie wiem, z jakiego powodu. Oto, co udało mi się ustalić. Staram się współpracować, a pan zachowuje się jak...

- Skoro chłopak według pana łże - przerwał mu - to odpowiedź jest prosta, kto stoi za rzekomym morderstwem Margaret.

- Rzekomym?

- Nie ma ciała, nie ma zbrodni.

- Kate obracała się w takim środowisku, że ciało nie jest potrzebne, by zakładać prawdziwość słów Decketa.

- Więc proszę przycisnąć tego Turnera! Nie odzyskam zawartości depozytu bez obecności Margaret lub tej Priscilli. Muszę mieć czarno na białym, że moja córka nie żyje, dopiero wtedy jestem w stanie obejść zabezpieczenia.

- Sądzi pan, że Dylan Turner ot tak po prostu się przyzna?

- Nie wiem, co pan zrobi, panie Howell. Daję panu ostatni tydzień. W innym wypadku będzie pan miał na sumieniu moją śmierć.

- Proszę mnie nie szantażować. To już przekracza granice absurdu, choć naprawdę starałem się pana zrozumieć.

- Pan nie jest od rozumienia moich intencji, tylko szukania tego, co panu zlecam. Proszę porozmawiać z tym człowiekiem jeszcze raz. Jeśli wie, co przydarzyło się Margaret, i potwierdzi, że ona nie żyje, odpuszczę. Nie interesuje mnie, co jej zrobił, chcę jedynie pewności, by nie tracić czasu. Potem zajmie się pan szuk...

Brzmiało to niedorzecznie. Blake z desperacji wyraźnie odrywał się od rzeczywistości.

- Proszę nie kończyć. To będzie ostatnia rzecz, którą dla pana zrobię. Porozmawiam z Dylanem Turnerem i na tym zakończymy współpracę. Żegnam.
Caden przerwał rozmowę i rzucił telefon na łóżko. Po chwili podniósł go znowu, wyłączył i odłożył na szafkę nocną.

Usiadł na łóżku, próbując rozmasować skronie, gdy ból zaczął torpedować mu czaszkę. Żałował w tym momencie, że podjął się tej sprawy, facet wytrącił go z równowagi. Blake był człowiekiem pozbawionym empatii, miłości i zdolnym kochać wyłącznie siebie. Caden czuł się podle, pomagając komuś takiemu, ale na szczęście nie zamierzał już tego kontynuować, pomimo szczerych chęci dla Kate i odkrycia tego, co się z nią stało.

Udał się do łazienki, by wziąć gorącą kąpiel. Odkręcił kran i usiadł na brzegu wanny. Założył ręce, wpatrując się w unoszącą się parę, którą pochłaniał furkoczący, zakurzony wentylator, a gdy emocje opadły, zadał sobie dwa pytania: Kim jest Priscilla Logan? I czy to możliwe, że to właśnie ona odwiedziła Mirandę i podarowała jej naszyjnik?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top