Rozdział 12

Salt Lake City, 30 października 2008 rok

Dochodziła północ, a parking przed Pinky's Diamond Club pękał w szwach. Caden zaparkował samochód po przeciwnej stronie ulicy, postawił kołnierz skórzanej kurtki  i gdy światło przeskoczyło z czerwonego na zielony kolor, ruszył przejściem dla pieszych w stronę nocnego klubu.

Zatrzymał się przed wejściem do parterowego budynku z czerwonej cegły i spojrzał na rzucający się z daleka w oczy świecący różowy napis i leżącą nad nim podświetlaną sylwetkę striptizerki.

— Wchodzisz, czy się modlisz? — Usłyszał głos za swoimi plecami.

Caden ustąpił drogi mężczyznom. Otworzyli metalowe drzwi; ze środka buchnęło gorące powietrze, smętne dźwięki starego rocka i zapach dymu papierosowego oraz mocnej wody kolońskiej stojącego za rogiem ochroniarza. Caden przytrzymał nogą drzwi, sprawdził czy aby na pewno ma w kieszeni zdjęcie Kate Logan i wszedł do środka. Starał się wyłowić wzrokiem wolny stolik, ale niestety wszystkie były zajęte. Zrobił krótki slalom między nimi, odmawiając po drodze postawienia drinka zaczepiającym go dziewczynom i zatrzymał się przy jednej ze scen, gdzie czarnoskóra striptizerka pławiła się w czarnych piórach niczym łabędź tego samego koloru. Przesunął wzrokiem po jej jędrnych, dużych pośladkach, którymi potrząsała i długich nogach, zatrzymując się na przeźroczystych szpilkach na wysokich platformach. Caden wiedział, że jeżeli chce tutaj zostać, musi zamówić drinka i dłużej obdarzyć uwagą jej przedstawienie, albo wypić go przy barze.

Wybrał drugą opcję i zajął wolny hoker. Jeszcze raz rozejrzał się po wnętrzu Pinky's Diamond Club, licząc, że ktoś z obsługi, ochrony lub tańczących dziewczyn zwróci jego uwagę na tyle, by mógł pokusić się z tym kimś o rozmowę dotyczącą Katy Logan, czy też Margaret Blake. Dla niego nie miało to różnicy. Liczył się trop dziewczyny ze zdjęcia jakkolwiek na nią mówiono. 

— Coś podać?

Obrócił się w stronę baru.

— Tequile z lodem i odrobiną soku z limonki.

— Jak sobie życzysz, Misiu.

Kobieta w czerwonej i obcisłej sukience bez pleców, zaczęła przygotowywać alkohol. Wyglądała dla Cadena na około pięćdziesiątki, co zdradzały mu jej zmarszczki na dekolcie, dłoniach i przerzedzone, natapirowane kręcone blond włosy usztywnione lakierem. Uciekający czas próbowała zatuszować mocnym makijażem. Wydawała się Cadenowi nawet ładna, ale nie w jego guście. Zdecydowanie wolał Meksykankę z baru. Gdy będzie wracał do Albuquerque wstąpi tam na kawę. Nie mógł się powstrzymać, by nie spojrzeć na żywy obraz swojej zmarłej żony.

Barmanka zaserwowała tequile z lodem i zaczęła obsługiwać kolejnego klienta. Caden zamieszał lód w szklance i wysączył chłodny łyk. Odpalił papierosa. Obserwował przez dym kobietę w czerwonej sukience, czekając, aż skończy mieszać drinka z pokaźnej ilości wódki, którego zamówiła elegancka kobieta. Tak, one też przychodziły do takich "męskich" miejsc, nie czuł się zaskoczony.

Caden jeszcze raz przyjrzał się twarzy kobiety za barem, strzepując popiół o kant popielniczki. W porównaniu do reszty dziewczyn z lokalu, natapirowana blondynka wyróżniała się przede wszystkim wiekiem. Bardzo możliwe, że pracuje tutaj już na tyle długo, by wiedzieć coś o Simonie lub Kate. To właśnie zakładał, im dłużej przyglądał się jej pewnym ruchom. Nagle poczuł, jak coś szpiczastego nakreśla długą linię po jego udzie. Spojrzał tam, dostrzegając krwistoczerwone paznokcie.

— Czekasz na coś?

— Nie — odparł z uśmiechem rudowłosej.

— A postawisz mi drinka?

— Wybacz, ale muszę ci odmówić.

— Gdybyś jednak... — Oblizała górną wargę. — Możesz mnie mieć tylko dla siebie.

— Kusząca propozycja i na pewno zapamiętam. — Uśmiechnął się.

Niechętnie odeszła, Caden nie zamierzał jej szukać.

Kobieta w czerwonej sukience, której podobiznę – tak przypuszczał – zobaczył nad wejściem do Pinky's Diamond Club, podała w końcu drinka i westchnąwszy, oparła dłonie o bar i spojrzała w głąb sali. Postanowił wykorzystać jej wolną chwilę, więc najpierw zdjął z siebie kurtkę i położył na kolanach. Rozpiął guzik koszuli pod szyją.

— To twoje zdjęcie przyświeca wejściu? — zagaił, chcąc mocno zwrócić jej uwagę.

Kobieta spojrzała na niego kokieteryjnie spod sztucznych rzęs, po czym zbliżyła się i włożyła do ust cienkiego papierosa w srebrnym kolorze. Caden wyjął zapaliczkę z garniturowych spodni, pstryknął i podał kobiecie ogień, zahaczając wzrokiem o jej pewnie już wysłużone piersi.

— Teraz pozostało mi już błyszczeć tylko w taki sposób — odpowiedziała. 

Synchronicznie zaciągnęli się tytoniem. 

— Każda gwiazda kiedyś się wypali. Jak masz na imię?

— Mów mi Miranda.

— Miranda... — Sięgnął do kurtki. — Mogę cię o coś zapytać?

Zmrużyła oczy.

— Pytaj. Ale nie oczekuj, że odpowiem. — Uśmiechnęła się. — Co tam, Misiu?

— Pracujesz tu dosyć długo, zgadłem?

— Tyle, byś mógł o moich erotycznych przygodach napisać książkę — mrugnęła. — Albo dwie. Zależy, czy umieścimy w niej moje marne dzieciństwo, ale to się chyba kiepsko sprzeda. Lepiej zrobić z tego gorący erotyk. To jak?

Caden nie zamierzał pisać żadnego erotyku. Zawsze szło mu słabo z literatury, ale życzył w myślach Mirandzie, by spełniła takie marzenia. Przytrzymał połowę wypalonego papierosa w ustach i podniósł połę kurtki, by sięgnąć do wewnętrznej kieszeni. 

— Znasz tę dziewczynę? — zapytał, kładąc fotografię przed kobietą. 

Miranda pochyliła się nad zdjęciem, a jej kręcona czupryna nawet nie drgnęła o milimetr.

— Miranda? — zaczepił ją, gdy milcząco wpatrywała się w wizerunek Kate przez przynajmniej dziesięć sekund. W końcu podniosła wzrok. Wyglądała na przygnębioną.

— Dlaczego o nią pytasz?

— Szukam jej.

— Jesteś gliną? — spytała nieufnie i wyprostowała postawę. Zawsze o to pytają, gdy mają coś na sumieniu lub do ukrycia.

— Nie. Prywatnym detektywem na emeryturze, ale moich podobizn nikt nie zawiesza nad byłym biurem. Może nie zasłużyłem.

— Żartowniś... — Splotła ręce pod piersiami i rzuciła wzrokiem w lewo,  gdzie stał ochroniarz.

— Nie szukam problemów, Mirando. — Caden zgasił papierosa w popielniczce. — Jedynie tej dziewczyny.  Kojarzysz ją? Lub Simona Decketa?

Kobieta spopieliła Cadena wzrokiem, gdy zaserwował to imię i nazwisko, przez co wydało mu się, że trafił na złotą żyłę informacji. Nic, tylko kopać.

— Kto ją szuka?

— Ja.

— Głuptas. — Wypuściła dymne kółko. — Pytam dla kogo pracujesz.

— Przykro mi, ale nie mogę ci udzielić takich informacji. Liczę jednak, że ty podzielisz się ze mną swoimi. Egoistyczne, wiem, ale inaczej zagrać nie mogę.

— Jasne. — Zmierzyła go wzrokiem. — Dobra. Ale zrobię to tylko z jednego powodu i nie drąż z jakiego. Dziewczyna ze zdjęcia to Kate, ale szczura Decketa też znam. — Rozciągnęła usta w uśmiechu. — Zdechł już gdzieś w kanale, czy jeszcze nie?

Caden postarał się ją choć minimalnie zadowolić.

— Mało mu chyba brakuje. Kiepsko wygląda.

— To niech w końcu zgnije. — Spojrzała na swojego zgasłego papierosa i skrzywiła się. Caden podał jej ponownie ogień. — Dzięki.  Znałam Kate i to nawet dobrze.

— Skąd?

— Przez Simona. Przyprowadził ją tutaj do pracy. Pamiętam to jak dziś... — Pokiwała głową. — Miała na sobie za dużą dżinsową kurtkę, zbyt mocny makijaż, bo pewnie chciała wyglądać na starszą, ale była taka młoda, uśmiechnięta... — Spojrzała na zdjęcie. — Właśnie taka jak tutaj. Taka była moja mała Kate.

— Simon przyprowadził ją do klubu? W jakim charakterze?

— Początkowo pracowała za barem, ale bardzo krótko — westchnęła. — Jak to nowicjuszka zafascynowała się sceną i moimi występami. Wiesz... byłam wtedy gwiazdą tego miejsca i nie miałam zmarszczek, wiłam się jak kotka w rui. — Cmoknęła. — Ale nie namawiałam Kate, by wskoczyła w moje szpilki. Wręcz przeciwnie, ale ona i tak pewnego razu wyszła zza baru,  zrzuciła z siebie ciuchy i zaczęła tańczyć. Zrobiła show! Miała talent, to było niezaprzeczalne, ale niestety na tym się nie skończyło. Przez zachłanność tego szczura, Decketa. Kate była w nim zakochana. Choć ja sama nie wiem z jakiego powodu. Był ohydny.

— Decket był chyba zadowolony?

— Na to liczył. W końcu zrobił z niej dziwkę, którą wypożyczał różnym dewiantom.

— I ona się na to zgadzała? — spytał, wiedząc już, że jego zleceniodawca nie będzie zadowolony z takich słów.

— Niestety. Urobił ją... — odparła z wyczuwalnym dla Cadena obrzydzeniem w głosie. — Tak jak to się robi z młodymi dziewczynami, którym obiecuje się dobrą kasę tylko za pracę przy rurze. Gówno prawda. Mało która tutaj zostaje. Reszta ląduje na ulicy i zarabia dupą.

— Czym ją urobił? Narkotyki?

— W dużej ilości. — Pokręciła głową. — Biedna Kate... Uzależniła się.

— Zwierzała ci się?

— Pracowałyśmy często na tę samą zmianę. Czasami wypłakiwała mi się ze swoich problemów, przeszłości. Wiem też, że była adoptowana. — Kiwnęła podbródkiem. —Jak masz na imię?

— Caden. Co się działo dalej z Kate? Pamiętasz może?

Skrzywiła się i wzruszyła chuderlawym ramieniem.

— Pytasz mnie, Misiu, o cholernie dalekie czasy. Moja pamięć może być zawodna, a informacje dziurawe. Nie wiem, czy to ci się do czegoś przyda? — zadarła brew.

Obrócił zapalniczkę między palcami.

— Zaryzykuję.

— Jak uważasz, detektywie. Widziałam Kate... o ile się nie mylę, ostatni raz w dziewięćdziesiątym szóstym. — Zmarszczyła czoło. — Nie. Pomyłka. To był dziewięćdziesiąty piąty. Tak — potrząsnęła głową — na pewno, bo w dziewięćdziesiątym piątym zmarła moja mama. Wiesz, była ciężko chora, a Kate podrzucała jej czasem zakupy, gdy ja nie mogłam. Lubiły się i pamiętam, że na pogrzebie trochę żałowałam, że jej tutaj nie ma.

Caden odnotował w pamięci usłyszaną datę i skonfrontował ją z informacją od Simona. On miał kontakt z Kate ostatni raz w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym ósmym roku.

— Do kiedy Kate pracowała w klubie?

— Dziewięć pięć. Potem... — Pociągnęła papierosa dłużej niż dotychczas. — Potem znikła. Nigdy tu już nie wróciła.

— A Simon?

Miranda zwróciła szklące się oczy ku sufitowi i chwilę pomyślała.

— Też.

— Znikł?

— Daj mi pomyśleć... — pomasowała skronie — okej, nie do końca. Bywał tu jeszcze sporadycznie. Wpadał do szefa, ale nie wiem po co. Nie chciał ze mną rozmawiać, w zasadzie z nikim... Jakby unikał ludzi.

— Próbowałaś dowiedzieć się, co się stało z Kate?

— Ponoć uciekła... — mruknęła. — Przynajmniej tak mówiono.

— Powiedziałaś to trochę bez przekonania.

Prychnęła.

— Czy człowiek, to pierdolona mgła, która potrafi rozpłynąć się i nie zostawić po sobie śladu?

— Jeżeli chce, owszem, będzie pierdoloną mgłą.

— Ale ja w to nie wierzę.

— Dlaczego? Być może miała już dosyć bycia dziwką? Ty nigdy nie chciałaś uciec?

Wiedział, że trafił w coś osobistego, bo Miranda opuściła wzrok i ściągnęła mocno usta, jakby chciała powstrzymać gromki wyrzut uczuć dostępnych do tej pory tylko dla niej.

— Nie odpowiadaj, jeżeli nie chcesz — powiedział spokojnie.

— Nie chcę, temat nie jest o mnie. — Uniosła dumnie głowę. — Ale Kate nie uciekła. Nie miała dokąd, ani za co. Simon konfiskował wszystko, a jej zostawiał marne ochłapy. Miała cholerne dwadzieścia jeden lat i była uzależniona od dragów. To była smycz, na której ten szczur ją więził. Widziałam, co się z nią działo, gdy w ramach jakiejś chuj wie kary, nie dał jej amfy. Błagała go o nią na kolanach. Przepraszała, dławiąc się łzami. Do tego ją doprowadził, by robiła to, na czym zarabiał... Zaczekaj, obsłużę.

Caden wyobraził sobie przybliżoną przez Mirandę scenę, ale również i to, że wsadza łeb Decketa między sztachety w jego płocie i patrzy jak się dusi, po czym wziął głęboki oddech na złagodzenie myśli i dopił tequile. Miranda wróciła do niego i zapytała, czy podać mu kolejnego drinka. Odmówił. Nie był fanem alkoholi.

— Może ktoś jej pomógł uciec? Zasponsorował podróż, lokum — zagaił temat ponownie.

— Powiedziałam ci już wszystko. Zdania nie zmienię, a  ty zrób z tym, co zechcesz.

— W takim razie, co sugerujesz? Jeżeli nie ucieczkę?

— Że stało się coś złego.

Tego nie wykluczał,  ale zawsze przesuwał na koniec kolejki rozwiązania zagadki. Po prostu do końca wierzył w dobre zakończenia.

— Rozmawiałem z Decketem. — Miranda zogniskowała na nim ostre spojrzenie. — Simon powiedział mi, że widział ostatni raz Kate w dziewięćdziesiątym ósmym, tutaj, w Salt Lake City. Ty twierdzisz, że widziałaś ją w dziewięćdziesiątym piatym, a jej zastępczy rodzice, stracili z nią kontakt jesienią dziewięćdziesiątego czwartego. Mam trzy różne daty — rozłożył ręce — ale gdyby było prosto, byłoby za nudno.

— Nic z tym nie zrobię, ale wiem, że to była dobra dziewczyna. Po prostu myślała, że znalazła miłość. Niestety gorzko się pomyliła. — Położyła dłoń na dłoni Cadena. — Obiecasz mi coś?

— Nie wiem, to zależy.

— Jeżeli moje przeczucia nie są słuszne i znajdziesz Kate, powiedz jej, że o niej pamiętam — uśmiechnęła się. — I mam nadzieję, że jest cała i zdrowia.

— Obiecuję przekazać.

— Dziękuję.

— Miranda!

Puściła rękę Cadena, gdy usłyszała własne imię. Oboje spojrzeli w bok. Ochroniarz kiwnął głową, dając znać, by do niego podeszła. Jednak zanim to zrobiła, pochyliła się do ucha Cadena i wyszeptała:

— Czekaj... Coś sobie przypomniałam. 

— Co?

— Nie jesteś jedynym, który pytał o Kate.

— O kim mówisz?

— To było jakiś czas po jej zniknięciu. Niedługo po nim. Tak sądzę. — Zerknęła kątem oka na ochroniarza, który zajął się rozmową z innym. — Przyszła do klubu.

— Kto?

— Ta kobieta.

— Miranda! — Ochroniarz zagrzmiał i spojrzał na Cadena jak rozjuszony byk.

— Muszę kończyć. Nie podoba im się to, że za długo z tobą rozmawiam.

— A co w tym złego?

— Nie zamawiasz dziewczyny. Nie oglądasz ich. Mało pijesz. Wezmą cię za glinę.

Dyskretnie przytrzymał jej dłoń.

— Kim ona była?

— Nie wiem. Nie powiedziała mi. Może to była jej matka?

— Jej matka zginęła w wypadku.

— Nie wiedziałam...

— Pamiętasz jak wyglądała? Cokolwiek?

— Była młoda, albo tak wyglądała. I pytała też, czy może wynająć tu pokój.

Czyli prawdopodobnie nie była z Salt Lake City, pomyślał.

— Powiedziała dlaczego szuka Kate?

— Nie. Muszę iść. Uważaj na siebie.

Gdy Miranda zniknęła  w tłumie coraz szczelniej wypełniającym salę, Caden zsunął się z hokera, skrzyżował spojrzenie z drugim napakowanym ochroniarzem i założył kurtkę, po czym przeciskając się pomiędzy mężczyznami gwizdającymi na tancerki. Wyszedł na zewnątrz. Odetchnął brudnym miejskim powietrzem i wrzucił do ust mentosa. Rozgryzł go. Miętowy smak rozpłynął się na języku i podniebieniu, dając imitację orzeźwienia, którego potrzebował po tej dusznej spelunie kipiącej testosteronem i seksem.

Spojrzawszy jeszcze raz na bijące jasnym światłem zdjęcie Mirandy, poczuł, że nie powiedziała mu wszystkiego i będzie musiał spróbować spotkać się z nią w innych okolicznościach. Kobieta, o której wspomniała, może być kluczowa dla poszukiwań dziewczyny znanej tutaj jako Kate Logan.

Caden poczuł się cholernie wyczerpany wcześniejszą podróżą, więc postanowił nie wracać do Albuquerque, ale wynająć na obrzeżach miasta motel. W samochodzie otworzył paczkę słonych przekąsek i włączył odtwarzacz z muzyką. Przysłuchując się swojemu chrupaniu i "Słodkiemu domowi - Alabamie", który grał z głośników, sięgnął do schowka, z którego wyjął podręczny notes z pokaźną ilością notatek. Otworzył go w miejscu, gdzie zostawił zakładkę, przewertował kilka stron i dopisał pod ostatnią umieszczoną informacją: Miranda - konieczny kontakt. Już miał zamknąć notatnik, ale jego wzrok zatrzymał się na kilku linijkach wyżej, gdzie notował nazwiska i miejsca powiązane w jakimś stopniu z Kate Logan, a które, mimo uciekającego w popłochu czasu, zamierzał sprawdzić:

Imiona/nicki internetowe, wymienione nad zakreśloną w kółko nazwą portalu: kiss.com, zapisane na jednej z kilku nie wydartych kartek z pamiętnika Kate z czasów licealnych:

AaronL, Patrick Jefferson, Dylan Turn.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top