7. Nieznany numer
❗Uwaga dla osób wrażliwych. W rozdziale znajduje się drastyczna scena, która może wywołać nieprzyjemne odczucia u niektórych czytelników❗
Od dnia w którym pojawiłam się w klubie Haydena minął tydzień. A ja przez ten cały czas zastanawiałam się dlaczego on to do cholery robi?
Dlaczego tak bardzo chce mnie zmanipulować?
To co wydarzyło się na wyścigu mnie zraniło, ale nie na tyle, abym go obwiniała za to, co się stało.
Może to poprostu była moja wina. Może popełniłam błąd, przeoczyłam jakiś szczegół. Może to ja byłam problemem, nie On...
Z moich przemyśleń wyrwał mnie dźwięk przychodzącego połączenia. Spojrzałam na wyświetlacz, było to nieznany numer.
Odebrałam połączenie i przyłożyłam telefon do ucha.
-Halo?- spytałam, ale po drugiej stronie panowała całkowita cisza.
Spojrzałam ponownie na ekran, aby zobaczyć czy przypadkiem się nie rozłączyłam.
Ale połączenie wciąż trwało.
Rozłączyłam się i odłożyłam urządzenie na kuchenny blat.
Po paru sekundach ponownie rozległ się dźwięk połączenia z tego samego numeru.
Co jest kurwa?
Zignorowałam je.
W całym domu zapanował chłód, a moje ciało przeszły ciarki. Nieprzyjemne.
Odwróciłam się w stronę korytarza, aby upewnić się, że nikt nie włamał mi się do domu.
Usłuszałam kroki, które dochodziły właśnie z tamtej strony. Kroki, które należały do mężczyzny.
Nie mógł to być Lucas, bo pojechał na wieczór kawalerski do swojego znajomego.
Na myśl przychodziła mi tylko jedna osoba, która mogłaby wyjść do mojego domu.
Hayden.
Wzięłam nóż z kuchni i poszłam w stronę z której dobiegał dźwięk.
Podeszłam bliżej, a jak się okazało dźwięk dobiegał z sypialni gościnnej.
Złapałam za klamkę.
A kiedy już miałam otworzyć drzwi, nagle wszystkie urządzenia w domu zaczęły wariować.
Mój oddech przyspieszył, a organizm wypełniała adrenalina oraz strach.
Odwróciłam się do tyłu i zobaczyłam tak sylwetkę mężczyzny.
Ale było za ciemno, abym mogła rozpoznać jego twarzy.
Powolnym krokiem zaczęłam kierować się w jego stronę.
-To nie jest zabawne, Hayden- powiedziałam, a światła wewnątrz zaczęły migać.
-Jaka szkoda, że to nie Hayden- Kiedy usłyszałam ten głos, zamarłam.
To był mój Ojciec, on tutaj kurwa jest!
A kiedy zobaczyłam jego twarz, wszystkie wspomnienia powróciły.
Wszystkie momenty, kiedy znęcał się nade mną z tym swoim jebanym uśmiechem, który wyglądał jakby to sprawiało mu chorą satysfakcję.
Oczywiście to była prawda. On to kochał.
-Co ty tutaj robisz?- spytałam, a mój głos zaczął drżeć. Tak kurewsko bałam się tego człowieka...
-Odpowiedź jest banalnie prosta. Lucas miał cię zmanipulować. Jak widzę udało mu się to. Podał mi lokalizację domu w którym mieszkasz- zaśmiał się.
Pokręciłam głową, nie wierząc w ani jedno jego słowo.
-Lucas taki nie jest.
-Tak? To gdzie teraz jest?- Dał mi czas na pomyślenie nad odpowiedzią, ale kiedy tego nie zrobiłam, on kontynuował.
-Zostawił cię przez chęć wzbogacenia się.
- Nie uwierzę w nic co powiesz! - W moim głosie pojawiła się agresja.
- Zawsze musisz wpierdolić się w moje życie!?
-Zawsze byłaś taka słaba, ale nawet po tylu latach nic się nie zmieniło. Wciąż jesteś tą samą niewychowaną gówniarą.
-Jeszcze raz mnie tak kurwa nazwij...
-Bo co? Zabijesz własnego ojca?- zaśmiał się.
-Nigdy nawet nie zasługiwałeś na to, abym się tak do ciebie zwracała.
Mężczyzna podszedł do mnie i popchnął mnie na ścianę z ogromną siłą.
Przyłożył rękę do mojej szyi i zaczął mnie dusić.
Zacisk był tak mocny, że nie mogłam się wydostać.
-Chyba do tej pory nie wyraziłem się wystarczanąco jasno, bo dalej nie rozumiesz, że to dzięki mnie wciąż żyjesz- powiedział.
A kiedy przed oczami widziałam już prawie ciemność, przypomniałam sobie o jednym. Nóż.
Wyciągnęłam go, przy okazji raniąc się w biodro.
Nie dałam po sobie jednak poznać, że w jakimkolwiek stopniu mnie to zabolało. Założyłam na twarz moją ulubioną maskę i nie zamierzam jej ściągać.
Wbiłam ostrze w brzuch mężczyzny przede mną.
Jego uścisk na mojej szyi zelżał, a ja wykorzystałam okazję i się uwolniłam.
Mój ojciec spojrzał na mnie z niedowierzaniem, ale wciąż stał na nogach.
-Może i dzięki tobie żyję, ale ty zaraz dzięki mnie umrzesz- podążyłam w jego stronę z nożem skierowanym w niego.
Przyłożyłam ostrze do jego klatki piersiowej, ale nie obok serca. Nie chciałam go tak szybko zabić.
-Nie zabijesz mnie- skomentował. Zaśmiałam się i wbiłam ostrze w to miejsce.
Zrobiłam to ponownie, aż facet opadł na podłogę.
Usiadłam obok niego i zaczęłam go dźgać bez zawahania.
Nie przestałam nawet gdy obrażenia na jego ciele były tak poważne, że nie dawał znaków życia.
Na płytkach utworzyła się spora kałuża krwi, która była również na mnie.
Jak ja kocham ten widok. A jest on jeszcze lepszy, bo ofiarą jest ten skurwysyn.
Odsunęłam się od niego czunąc nieznaną mi dotąd ulgę oraz satyfakcję.
Hejka! Jak wam się spodobał rozdział? Cieszycie się z jego śmierci? Przepraszam za błędy, kocham i do zobaczenia w naztępnym rozdziale ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top