🍩 🎀 niewinny żarcik 🎀 🍩

Kiedy Minghao zniknął im z oczu atmosfera stała się jeszcze bardziej napięta niż wcześniej. Boo był tak wściekły, że nie tylko poczerwieniał ze złości, ale zaczął również widzieć mroczki przed oczami, co było wynikiem zbyt dużej dawki stresu. Przecież jeśli Xu coś się stanie to odpowiedzialność za to oczywiście spadnie na niego, ale tym to już się nikt nie przejmuje, bo i po co?

W obawie przed omdleniem Seungkwan zdecydował, że najlepszym rozwiązaniem będzie jeśli wsiądzie spowrotem do auta, ponieważ znając Park'a, był gotów założyć się o własną nerkę, że gdyby tu i teraz stracił przytomność to kierowca najzwyczajniej w świecie zostawiłby go tutaj i odjechał z piskiem opon. A on by pewnie umarł przez ludzką znieczulicę, która była dość znaną i niekoniecznie uleczalną „chorobą."

- Nie wierzę! KURWA, nie wierzę! - oburzył się Kwan, kiedy ujrzał jak Kai szczerzy się do telefonu jednocześnie szybko przebierając palcami po dotykowym ekranie. - Jak ty możesz w takiej sytuacji spokojnie sobie grać?!

Trzydziestodwulatek na początku nie zorientował się, że ktoś do niego mówi. Kiedy włączał Tetris'a wtedy mógłby nawet nastąpić koniec świata, a jego i tak obeszłoby to tyle co zeszłoroczny śnieg czyli nic. Ale gdy ponownie ktoś natrętny, niczym mucha, zabrzęczał mu nad uchem dopiero oderwał wzrok od gry.

- Hę? Mówiłeś coś do mnie? - zapytał całkiem niewinnie. - Albo koło mnie? - oczywiście Park nie byłby sobą gdyby nie próbował podnieść ciśnienia menadżerowi, a że nadarzyła się okazja to grzechem byłoby z niej nie skorzystać.

- Tylko spokojnie Boo - szepnął menadżer sam do siebie. - Dobrze wiesz, że on to robi specjalnie - mruczał pod nosem, tym samym zdobywając coraz większe zainteresowanie ze strony starszego mężczyzny.

- Ziółek na uspokojenie? - zapytał Park, wyłączając grę, po czym schował komórkę do kieszeni. - Momencik zaraz coś poszukam - i natychmiast zaczął grzebać w schowku - Ajć chyba jednak Hao zeżarł już wszystkie, ale wiesz co? AHA!!! - wykrzyknął wielce uradowany swoim znaleziskiem. - Mam gumę miętową. Mięta to chyba też zioło, więc powinna ci pomóc, no nie? - wyszczerzył się w najszerszym uśmiechu, jakiego Boo jeszcze nigdy u niego nie widział.

Menadżer tylko raz spojrzał na wyciągniętą w jego stronę paczkę Orbit o smaku miętowym. A następnie patrząc prosto w czekoladowe tęczówki ciemnowłosego mężczyzny odparł przez zaciśnięte zęby - CHYBA... SOBIE KURWA... JAJA... ROBISZ!!!

- Ja? Nie muszę - odparł dumnie - ale jeśli potrzebujesz jakiegoś specjalisty to postaram się coś ogarnąć w tym temacie - dodał puszczając oczko.

- Boże za jakie grzechy? - szepnął Kwan, opierając głowę o zagłówek i podziwiając jasny sufit auta.

- Też się zastanawiam - westchnął Kai, po czym uznał, że na dziś chyba wystarczy Boo. Przecież nie chciał go zbyt szybko wykończyć, w końcu do emerytury jeszcze całkiem sporo mu zostało, a on chciał te lata jak najbardziej sobie umilić. A, że niestety padło na Kwana? No cóż, takie życie.

- Zobaczysz, w końcu dopnę swego i on cię wyjebie - odpyskował jeszcze Boo zanim powieki mu nie opadły ze zmęczenia oraz zbyt dużej dawki stresu, a także nerwów, i nie uciął sobie drzemki.

Jednak finalnie okazało się, że organizm Koreańczyka był w o wiele gorszym stanie. Zbyt mała ilość snu oraz bezsenność, która niekiedy go dopadała, ciągłe dogryzanie ze strony ciemnowłosego, a także stres i odpowiedzialność jaka na nim spoczywała od momentu zajęcia stanowiska menadżera aktora, dawały mu się we znaki. Przez co drzemka przerodziła się w sen trwający prawie piętnaście godzin, ponieważ Kai jako dobry kolega postanowił go nie budzić.

Zdezorientowany Kwan przebudził się w środku nocy i jakież było jego zdziwienie, kiedy odkrył, że wciąż jest w aucie, a jakby tego było mało, zaparkowanym w podziemnym parkingu. Początkowo zaspany umysł dwudziestosześciolatka uznał widok za szybą za część snu. Jednak po przetarciu oczu, Koreańczyk nadal widział parking, jasno oświetlony, a przede wszystkim pusty, oczywiście nie licząc zaparkowanych aut.

Godzina w jego telefonie wskazywała 3:15 nad ranem, ale nie to było najgorsze. Albowiem został uwięziony w samochodzie na całą noc. Bez kluczyków, bez jakiejkolwiek możliwości na wydostanie się z pojazdu, jedynym plusem było to, że ktoś zostawił przyciemnianą szybę lekko uchyloną.

No tak, bo przecież jak Boo się udusi to kto to wszystko ogarnie? - skomentował kwaśno w myślach.

Przez chwilę nawet krzyczał w nadziei, że ktoś go usłyszy, ale piętnaście minut później, ze zdartym gardłem zrozumiał, że nie ma co liczyć na ratunek. Wtedy zaczął wydzwaniać do Hao, który nie odbierał telefonu, a następnie próbował połączyć się z Parkiem, który dziwnym trafem był nieosiągalny. Lecz to właśnie gdy dzwonił do jednego z ochroniarzy Xu, jego uwagę przykuła karteczka przyklejona do lusterka.

„Słodkich snów, noona <3 :* "

- Noona? Noona?! NOONA?! - wściekle wymawiał ów słowo, domyślając się kto za tym wszystkim stoi. - ZABIJĘ GO!

Już miał zgnieść żółty papier, ale dostrzegł, że z drugiej strony również jest coś napisane.

„P.S raczej nikt dzisiaj nie odbierze telefonu. Zresztą sam wiesz jak się kończą nasze spotkania integracyjne :P

P.S 2 w schowku znajdziesz coś do picia i jakąś przekąskę. Jesteś zbyt ważny dla Hao, więc obiecałem mu, że cię nie zagłodzę ;D "

- Przysięgam - szepnął Kwan - zabiję was OBU - dodał, agresywnie rwąc liścik na mniejsze części, po czym rzucił je na podłogę.

I tak naprawdę nie miał zamiaru wcale jeść to co zostawił mu Park, ani tym bardziej pić. Przecież istniało ryzyko, że ta menda mogła tam napluć albo czegoś dosypać. Jednak jego żołądek miał, za przeproszeniem, serdecznie w dupie to co podpowiadał mu mózg. I dlatego po jakiejś, mniej więcej, godzinie od pobudki Boo usłyszał pierwsze burczenie w swoim brzuchu. Jakby nie patrzeć od wczoraj popołudnia nic nie miał w ustach, więc normalnym było, że organizm potrzebował czegoś, by doładować baterie i móc prawidłowo funkcjonować. Dlatego też jego walka nie trwała zbyt długo. Podejrzewał, że nawet nie minęło pół godziny, kiedy rzucił się na „przekąskę."
Tylko czy pączka z czekoladową polewą, kolorową posypką oraz jeszcze bardziej czekoladowym wnętrzem można było nazwać posiłkiem lub przekąską?

- Debil, normalnie debil. Mógł od razu napisać, że to deser - westchnął Boo, wkładając sobie do ust ostatni kawałeczek tej słodkiej rozkoszy.

Ostatni kęs nawet jeszcze nie zdążył dotrzeć do żołądka, a on już poczuł wyrzuty sumienia i nie tylko. Blondyn miał wrażenie, że od tego jednego pączka przybyło mu od razu ze dwa kilo, jeśli nie więcej. Z obrzydzeniem spojrzał na swoje ciało, a w szczególności brzuch, który skryty wcześniej pod luźnym t-shirtem teraz sprawiał wrażenie dziwnie ciasnego, tak samo jak ciemne jeansy na jego pośladkach. Pośpiesznie rozpiął górny guzik w spodniach, bojąc się, że materiał może nie wytrzymać i najzwyczajniej w świecie rozpruć się.

Przy tej czynności ręce zaczęły mu niebezpiecznie drżeć, podobnie zresztą jak dolna warga. Dodatkowo jak na złość palce nie chciały współpracować, więc walka z guzikiem zajęła mu dobre dwie minuty, a kiedy ją zakończył jego twarz była mokra nie tylko od kropelek potu, które wystąpiły na czoło, ale i od łez, których z każdą sekundą było coraz więcej. Najgorsze było to, że słone kropelki ani myślały przestać płynąć po lekko zaróżowionych policzkach.

Zapłakany i roztrzęsiony ponownie próbował dodzwonić się do Xu, ale ten wciąż nie odbierał, więc ostatecznie zdecydował się na wysłanie krótkiej wiadomości. To miał być tylko jeden sms, ale że czuł się źle, a przede wszystkim bardzo zraniony i upokorzony jak nigdy dotąd oraz biorąc pod uwagę fakt, że był wkurwiony na nich wszystkich, tak z jednego zrobiło się ich aż sześć.

Tymczasem Hao nie mógł zasnąć, co chwilę tylko zmieniał pozycję na łóżku, ale oczy wciąż pozostawały otwarte. Za bardzo cieszył się tym czego dzisiaj dokonał. No i wciąż rozpamiętywał spotkanie z tym chłopakiem. Sam nie wiedział z czego cieszy się najbardziej. Z tego, że uciekł Boo wprost sprzed nosa, a może chodziło o to, że pomógł komuś zupełnie bezinteresownie czy może to dlatego, że nowo poznany nastolatek w ogóle nie wiedział kim jest Xu Minghao. Pochłonięty tymi wszystkimi myślami nawet nie zwracał uwagi na komórkę, która ustawiona jedynie na wibrację co jakiś czas brzęczała na nocnym stoliku. Gdyby zerknął chociaż raz to może zauważyłby dwanaście nieodebranych połączeń od Boo oraz trzy nieprzeczytane smsy.

Wiadomość 1: Nienawidzę Cię!

Wiadomość 2: Nienawidzę tej gnidy!

Wiadomość 3: Nienawidzę was wszystkich!

Po kilku minutach przyszedł również czwarty sms, a po nim jeszcze inne.

Wiadomość 4: Albo ja albo on! Wybieraj! Jeśli nie odpiszesz w ciągu dziesięciu minut to uznam, że wybrałeś jego.

[15 minut później]

Wiadomość 5: Daję ci jeszcze dodatkowe 5 minut.

Wiadomość 6: Dobra! W porządku! Szukaj sobie nowego menadżera! Jutro zabiorę swoje rzeczy.

Natomiast Xu właśnie uświadomił sobie co go najbardziej ucieszyło. To był zdecydowanie fakt, że dla chłopaka był zwykłym, normalnym człowiekiem. Nie musiał przy nim nikogo udawać, ani starać się być idealny w każdej wykonywanej czynności, nawet tej najprostszej. Wreszcie, po raz pierwszy od dawna Xu Minghao poczuł się jak człowiek, a nie jak Ken na wystawie.


===

Rozdziały wzbogaciłam o taką grafikę jaka znajduje się tutaj na początku 😁

I mam pytanko:
Czy zauważyliście, że w rozdziale z bohaterami dałam Wam bardzo wyraźną wskazówkę co do tego jaki ship, oprócz GyuHao, na pewno pojawi się w tej książce? 🤔😏

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top