😎🍩 chwyć mnie za rękę ☢♥


[ „Dziś w godzinach porannych, niedaleko farmy pana Lee doszło do dziwnej eksplozji. Na miejscu wciąż pozostaje jednostka straży pożarnej, która dogasza pozostałości ognia, oraz policja. Jeden z funkcjonariuszy zdradził nam, że możliwe iż ktoś zastosował łatwopalne substancje w celu wzniecenia pożaru. Wskazują na to chociażby skrawki materiału, ocalałe z ognia. Czy możliwe, że sprawca zginął na miejscu? Policjanci wraz ze strażakami jak na razie nie odnaleźli żadnego ciała, nikt też nie został ranny. O dalszym przebiegu śledztwa będziemy państwa informować już w wieczornych wiadomościach. Być może do tego czasu pojawi się więcej tropów. A teraz zapraszam państwa na krótki wywiad z panem Lee, który częściowo widział co się stało.

- Pan Lee Jihoon, zgadza się? - zapytała dziennikarka.

- Co?! Mów do lewego ucha, bo do prawego zapomniołem wsadzić aparat - poprosił pięćdziesięciokilkulatek.

- Czy może pan opowiedzieć w jakich okolicznościach był pan świadkiem tego wszystkiego?

- Aaa, to o te wielkie bum się rozchodzi. Otóż dziecko drogie ja to myślę, że to ten cały Choi stoi za tym - powiedział staruszek z niezachwianą pewnością.

- Przepraszam, kto?

- Choi Seungcheol. Ten stary dziad, co mieszko ło na przeciwko mnie. W tym roku miał słabe zbiory to przylazł do mojego sadu żeby zajumać mi trochę jabłek i innych moich dziecinek. Ale nie tym razem. Skurczybyka złapałem na gorącym uczynku!

- Ale pytanie dotyczyło...

- Cichaj, bo przez ciebie stracę zaraz wątek i będę musioł zacząć łod nowa.

- Rozumiem.

- No cichaj, no! Nierozumna jak moja stara - mężczyzna mlasnął niezadowolony z zachowania dziennikarki, po czym wrócił do przerwanej opowieści. - No i zastawiłem się na niego z widłami w krzakach. Jak tylko się pokazał to ja hyc z tych badyli i go cap. No wiecie, chciałem go tylko postraszyć tymi widłami. Ale, że akurat wtedy jak nie łupnęło, jak nie jebnęło, to tak pierdolnęło, że mało żem się nie osroł. Ja to miał wincyj szczęścia jak ta melepeta. Widły mi się omskły i katastrofa gotowa. Dlatego wylądował na pogotowiu z widłami w dupie. Ale za to tero będą wszyscy wiedzieć, że łon ze wsi. A takiego miastowego z siebie robi, jak to to słoma z gumiaków na kilometr sterczy. Oj kupa śmiechu była dziecino.

- A dalej?

- No nic. Po tym jak go zabrali do szpitala to policja jeszcze mnie przesłuchała i tyle.

- Rozumiem..." ]

Xu Minghao pokręcił głową z uśmiechem po wysłuchaniu wywiadu. Staruszek rozbawił go do łez i w sumie był mu za to wdzięczny, ponieważ poprawił mu po części humor, który już z samego rana zdążył zepsuć Boo.

Odkładając tablet wraz ze słuchawkami na wolne siedzenie obok, opuścił szybę w samochodzie, by zaczerpnąć choć odrobinę świeżego powietrza. Poranne słońce od razu poraziło jego brązowe tęczówki swym ostrym światłem, dlatego też sięgnął do wewnętrznej kieszeni czarnej marynarki żeby wyjąć firmowe okulary. Nie minęło nawet pięć minut od kiedy Hao zaczął cieszyć się ciepłymi promieniami słonecznymi, które przyjemnie ogrzewały jego twarz, a już usłyszał głos swojego menadżera.

- Minghao proszę cię nie zachowuj się jak dziecko i zamknij te okno - odezwał się Boo, siedzący z przodu, tuż obok kierowcy. - W ten sposób możesz stać się łatwym celem dla psychofanów i przy okazji narażasz swoją nieskazitelną skórę na poparzenie - tłumaczył dalej menadżer Chińczyka, wracając do przyglądania planu dnia.

- Spierdalaj - warknął Xu, tracąc na chwilę panowanie nad sobą.

Kim był Xu Minghao?

Najbardziej rozpoznawalny chiński aktor, który odniósł sukces również za granicą zdobywając przy okazji kilka statuetek. Oscary też. Kobiety mdleją na jego widok gdziekolwiek się pojawi, a mężczyźni nienawidzą za to, że kradnie serce każdej przedstawicielki płci pięknej bez względu na wiek."

Taa... Właśnie tak go przedstawił Boo podczas ostatniego wywiadu, kiedy reporterka zapytała go kim tak naprawdę jest Xu Minghao? Normalnie wstyd było gdziekolwiek z nim wyjść.

Wstyd i żenada level mistrzowski - tak o tym myślał sam Hao.

Wspomniany Boo Seungkwan to jego menadżer. Jak? Dlaczego? Niestety nawet sam Hao nie ma pojęcia jak to się stało, że podpisał umowę właśnie z nim. Nienawidził go, a mimo to nadal nie potrafił go zwolnić. Tak wyglądała prawda.

A nie. Momencik. No jak mógł o tym zapomnieć. Boo to jego kuzyn. Co prawda adoptowany, ale no cóż, jakby... Rodziny się nie wybiera, prawda? Chociaż w tym wypadku żałował, że ciocia nie adoptowała psa ze schroniska. Wtedy na pewno wszyscy byliby szczęśliwsi.

Czy praca z Seungkwanem była najgorsza? Otóż nie, okazało się bowiem, że istnieje na tym świecie coś o wiele bardziej strasznego. Sława...

★ Xu Minghao ★

Choć powoli, to jednak z każdym dniem coraz bardziej zaczynałem żałować dnia w którym narodziło się moje marzenie. Marzenie, by zostać aktorem.

Dlaczego?

Może wyjaśnię to w języku Seungkwana.

„Don't do love." * -> Oh no! Nonono! To jest feee!

„Don't do friends."* -> To być bleee!

„I'm only after success."* -> Oh yeah!

„Don't need a relationship."* -> Nie chcemy żeby twoje serduszko cierpiało!

Oh no no no! To jest fe! To blleee! A tamto passe...

Ile już razy słyszałem te słowa od Boo? Zdecydowanie o wiele więcej niż liczba kości w jego ciele.

Tęskniłem. Choć praca z nim przypominała karę to nadal bardzo tęskniłem za starym Seungkwanem, za tym kim byliśmy kiedyś. Brakowało mi tego słodkiego szaleństwa, swobody, możliwości dokonania własnego wyboru, podjęcia głupiej decyzji. Jednak sam byłem sobie winny. Gdybym tylko mógł cofnąć czas...

Ciężko wzdychając do własnych myśli zdjąłem okulary przeciwsłoneczne, ale okno pozostawiłem nadal otwarte chcąc odetchnąć świeżym powietrzem, ponieważ mój nos aż błagał o litość. Albowiem Kwan miał dziwny nawyk wylewania na siebie, każdego dnia, niemal pół flakonika perfum. Później siedząc razem w tym samym aucie bądź pomieszczeniu byłem skazany na te śmierdzące tortury. Czemu? Ponieważ jeśli chodzi o wybór Boo względem nut zapachowych to bardziej przypominał on zrobienie jakiejś dziecinnej wyliczanki i na kogo bęc na tego padnie. Jednym słowem KOSZMAR!

Tak bardzo skupiłem się na kuzynie, że dopiero po chwili zorientowałem się co właściwie robię. Choć mózg zajęty czym innym to jednak oczy chłonęły widoki na zewnątrz. I to całkiem całkiem, noo... Ładne.

Niczym krawiec przyglądający się klientowi, tak ja przyglądałem się jemu.

Biała koszula, zapięta aż pod samą szyję, jakby jej właściciel bał się, że jeśli zostawi choćby jeden niezapięty guzik to odsłoni zbyt dużo ciała. Do tego czarne dresowe spodnie, bose nogi oraz żółty plecak i jeszcze tego samego koloru discman w ręku, którego czarne słuchawki były wsadzone w uszy nastolatka. A na dokładkę okulary w czarnych, grubych oprawkach, no i jeszcze ta fryzura, która sprawiała, że wyglądał jakby dopiero co wstał z łóżka. Aż poczułem zazdrość względem nastolatka, idącego właśnie chodnikiem w dół ulicy, którą przejeżdżaliśmy.

Czego mu zazdrościłem?

A no dokładnie tego o czym wspominałem wcześniej, że nie musiał udawać pana idealnego przed całym światem, tego, że był wolny jak ptak, który akurat postanowił zrobić sobie publiczną toaletę z koszuli nieznajomego chłopaka. I wtedy ponownie spojrzałem na nieznajomego mierząc go wzrokiem od góry do dołu. Gdy moją uwagę przykuły stopy ciemnowłosego młodzieńca, pierwszą myślą jaka przyszła mi do głowy było, że chyba mam zwidy. Jednak nieważne ile razy zamykałem, otwierałem i przecierałem oczy to wciąż przede mną znajdował się bosy okularnik.

Ponieważ jechaliśmy naprawdę powoli, dlatego niewiele myśląc postanowiłem zrobić to co zrobiłem...

★★★

- Kai zatrzymaj się! - krzyknął nagle Hao, zaskakując tym zarówno Boo, jak i samego kierowcę.

Park Kai, choć zaskoczony nagłym poleceniem aktora, spełnił je bez żadnego słowa. A Xu korzystając z okazjj wystrzelił z auta niczym torpeda i podbiegł do nieznajomego.

Ciemnowłosy okularnik tymczasem przystanął i z dziwnym zafascynowaniem przyglądał się tajemniczej substancji, która pojawiła się znikąd na jego koszuli. Wiedział tylko, że przyleciała z chmur.

Czyżby Bóg urządził sobie w niebie dzień loda i każdemu dawał liza? - pomyślał Mingyu, po czym uradowany taką możliwością nie rozwodził się dłużej nad tym. Po prostu polizał papkę, która bardzo szybko okazała się być czymś bardzo ohydnym. Natychmiast sięgnął po koniec swojej białej koszuli i zaczął wycierać język, by pozbyć się nieprzyjemnego posmaku. Dodatkowo po każdym wytarciu języka pluł na chodnik, próbując w ten sposób przyśpieszyć proces "czyszczenia." Niestety nadal czuł "to" w ustach, a co gorsze nie potrafił sobie pomóc.

Najzwyczajniej w świecie miał ochotę się rozpłakać. Nie minęła nawet jeszcze doba odkąd przybył do miasta, a już bolały go nogi, był głodny, spragniony, zmęczony, jednym słowem miał serdecznie dość i z przyjemnością wróciłby do siebie. Doprawdy nie miał pojęcia o czym myślał, kiedy postanowił tutaj wpaść.

- Przepraszam - Mingyu odwrócił się w stronę głosu, który wydał mu się dziwnie znajomy, choć nie wiedział dlaczego.

Z białym materiałem koszuli przyciśniętym do wystawionego języka, spojrzał na stojącego tuż przed nim Xu Minghao. Oczy aż mu się zaświeciły niczym lampki na choince. Mingyu właśnie wtedy uznał, że Hao to najpiękniejszy człowiek na całym globie.

- Och~~ Wooooow~~~ Aleś ty śliczny - westchnął okularnik śliniąc tkaninę, będąc zupełnie nieświadomym, że swoje myśli wypowiedział na głos, lecz kiedy to do niego dotarło zaczerwienił się aż po koniuszki uszu.

Tymczasem w tle zszokowany tym niecodziennym zachowaniem Seungkwan wydzierał się wniebogłosy, kierując swe słowa do rudowłosego aktora - Minghao wracaj tutaj! Słyszysz?!

Hao obrócił się, chcąc ocenić dzielącą ich odległość i żeby sprawdzić czy Boo byłby gotowy udać się za nimi w pogoń gdyby ten mu uciekł. W sumie dziś byłoby to dziecinnie proste, ponieważ ochroniarze którzy zwykle mu towarzyszą dziś zostali w tyle z dwóch powodów. Pierwszym było uszkodzenie pewnych ważnych kabelków w ich aucie, a drugim spuszczenie paliwa z auta zastępczego. Czyżby pech? Może ktoś inny tak by właśnie pomyślał, jednak Chińczyk wraz ze swoim kierowcą znali prawdę. Albowiem aktor już od dawna planował zrobić sobie chociaż krótką przerwę od ochroniarzy, którzy przez cały czas chodzili za nim krok w krok, nawet do toalety. Jeszcze tylko brakowało żeby zaczęli mu towarzyszyć w trakcie kąpieli. Chociaż kto wie, Wonwoo na pewno by się ucieszył z takiego zadania, natomiast Xu już mniej.

Trzydziestolatek przyglądał się przez krótką chwilę jak Seungkwan gdzieś dzwoni, jeśli miałby zgadywać to pewnie do Jeona żeby dowiedzieć się za ile dojadą do nich. Następnie Koreańczyk zaczął krzyczeć na Kaia. Jednak Xu wiedział, że Park świetnie sobie poradzi z Boo i jego wybuchem wulkanu pełnego złości.

- DURNIU ŁAP GO! - krzyczał Boo, który zdążył już ze złości zaczerwienić się na twarzy.

Jednak Kai zrobił coś zupełnie przeciwnego. Wysiadł z samochodu w ślad za Kwanem i opierając się o maskę samochodu zaplótł ręce na klatce, po czym odpowiedział - Pan wybaczy jeśli coś pomyliłem, ale o ile pamięć mnie nie myli to w umowie jest wyraźnie napisane, że płacą mi za bycie kierowcą, a nie za bieganie. Poza tym dobrze ci zrobi taka przebieżka, spalisz troszeczkę kalorii Pączusiu - dodał puszczając oczko w stronę czerwonego ze złości Boo, któremu coraz bliżej było do dojrzałego pomidora aniżeli pączka.

- Hej, ty! Do reszty oszalałeś?! To ja jestem tutaj od wydawania poleceń! JA, NIE TY! Więc zbieraj dupsko jeśli NIE CHCESZ WYLECIEĆ!

- Not today honey - Park tymczasem kontynuował droczenie się z menadżerem i jak gdyby nic posłał nawet całusa w stronę wkurwionego do granic swych możliwości mężczyzny. - Och i jeszcze jedno. Umowę podpisywałem z Xu Minghao, a nie z tobą, więc... jakby to... ująć... Guzik możesz? Chyba to odpowiednie słowa - nie tracąc dłużej czasu na zbędne dyskusje z Kwanem, Kai po prostu wsiadł z powrotem do auta i najzwyczajniej w świecie zaczął grać w tetrisa przedtem jeszcze pisząc smsa do Xu.

Komórka Chińczyka zawibrowała, a gdy ją odblokował na twarzy pojawił mu się uśmiech tak szeroki jakby gwiazdka w tym roku miała odbyć się wcześniej.

„Masz max godzinę, dłużej z nim nie wytrzymam. Będę czekać w lodziarni obok. I liczę na jakąś premię szefuńcio ;D "

Tymczasem Gyu kontynuował gapienie się na nieznajomego dopóki Xu nie schował telefonu do kieszeni i ponownie nie obrócił się w jego stronę. Ze zmieszaniem spuścił głowę, wzrok kierując na bose stopy.

Minghao podążając za spojrzeniem Mingyu przypomniał sobie co chciał zrobić i wyciągając dłoń przed siebie z zamiarem zaoferowania jej młodszemu, wypowiedział tylko krótkie - Chodź.

- Co?

Nie kłopocząc się powtarzaniem chwycił Mingyu za rękę i nie oglądając się więcej do tyłu, po prostu zaczęli biec przed siebie zanim Boo zdążyłby się zdecydować na pogoń za ich dwójką. Co prawda w rzeczywistości to Xu biegł ciągnąc za sobą zaskoczonego Gyu, który przez zmęczenie potykał się co jakiś czas o własne nogi, ale nie czepiajmy się szczegółów.

====

•Fragmenty oznaczone "*" to cytaty z piosenki - > Marina and the Diamonds - Oh No! (utwór jest dodany u góry w mediach gdzie można przesłuchać jeśli ktoś ma ochotę 😉)

• Lee Jihoon specjalnie mówi tutaj tak dziwnie jak coś 😅

• Zamiar jest taki żeby było zwariowane, głupio i śmiesznie. Taka romantyczna komedia. Co prawda moje poczucie humoru nie dorównuje temu w książkach Żelka, ale będę się starać ;)

Także to ma być taka odskocznia dla mnie gdzie będę mogła pisać różne takie "głupotki," mając nadzieję, że komuś się spodoba. A jeśli ten projekt się uda to za jakiś czas w podobnym klimacie powstanie Wonhui :)

Do następnego ^^❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top