Rozdział 6

Cała w skowronkach wróciłam do domu. Z uśmiechem na ustach wmaszerowałam do łazienki, zrzuciłam z siebie kombinezon, potem maskę i wskoczyłam pod prysznic. Cały czas miałam w głowie moment, w którym K trzymał mnie w swoich ramionach. Wdychałam jego zapach próbując go wyryć w pamięci. Pachniał tak cudownie. „Zawsze możesz na mnie liczyć, wiesz?" – Usłyszałam jego głos. Nie pamiętam już kiedy ostatni raz ktoś mi powiedział coś takiego. A w szczególności facet. Może poza Oscarem, ale on się nie liczy, bo jest dla mnie jak brat.

Nie chciałam w taki sposób pokazać K, kim jestem, ale nie miałam wyjścia. Ten gnój zepchnął mnie w przepaść, bo byłam nieostrożna. Odwlekałam powiedzenie mu prawdy, bo obawiałam się jego reakcji. Podobał mi się, ciągnęło mnie do niego coraz bardziej i nie chciałam tego zepsuć. Nikt przy zdrowych zmysłach nie chciałby pracować z Bhalorianką. Każdy normalny ucieka, byle jak najdalej od zagrożenia.

Od zawsze podobałam się facetom, ale tylko fizycznie. Zdawałam sobie sprawę, że mój charakter jest co najmniej trudny. Każdy jeden chciał tylko zaliczyć ostrą, bhaloriańską laskę, żeby mieć się potem czym pochwalić. Żaden nie próbował sprawdzić, czy jestem kimś więcej niż tylko zimną suką. Ale K jest inny. Ubzdurał sobie, że chce mnie poznać i wytrwale dąży do tego celu. Jak widać z powodzeniem, bo zdradziłam mu już kawałek swojej przeszłości. Pokazałam kim naprawdę jestem, chociaż przez przypadek. A on mnie zaakceptował. Taką jaką jestem. Tak po prostu. Albo jest pierdolnięty albo...

Uśmiechnęłam się wychodząc spod prysznica. Już nie mogłam doczekać się kolejnej misji. Chciałam go znowu zobaczyć. Chciałam znów tonąć w jego niesamowitych oczach. Chciałam znów znaleźć się w jego ramionach. Chciałam znów poczuć się dla kogoś ważna.

Usłyszałam dzwonek do drzwi, więc owinęłam się ręcznikiem i poszłam otworzyć.

– Cześć, Keeva. – Powiedziałam z uśmiechem, kiedy moim oczom ukazała się przyjaciółka.

– No cześć, Tina. Jednak żyjesz. – Odpowiedziała wchodząc do środka z miną jakby była na mnie zła.

– A co to niby ma znaczyć? – Spojrzałam na nią zaskoczona zamykając drzwi. – Jasne, że żyję.

– No wiesz, są takie urządzenia, które się nazywają telefony. Bierzesz takie jedno urządzenie, twoje pewnie już się zakurzyło... – Jej słowa wlatywały jednym uchem, a wylatywały drugim.

Nie mogłam się skupić na tym, co do mnie mówiła. Ciągle miałam w głowie uśmiech K i te jego niesamowite oczy.

– Tina, do cholery! – Głos Keevy przywrócił mnie do rzeczywistości.

– Co? – Zamrugałam i spojrzałam na nią. Nie wyglądała na zadowoloną.

– Nie słuchasz mnie w ogóle. – Oburzyła się.

– Wybacz. Mówiłaś coś? – Zapytałam z uśmiechem, a ona wybałuszyła oczy, a potem zmrużyła je zaciskając szczękę ze złości.

– Właśnie wygłosiłam opierdziel wszechczasów, a ty nie słyszałaś ani słowa? Nie wierzę, po prostu nie wierzę! – Gestykulowała wymachując rękami wbijając we mnie przepełniony złością wzrok. – Olała mnie własna przyjaciółka stojąc tuż przede... Zaraz, zaraz, coś ty taka cała w skowronkach?

– Bez powodu.

– Bez powodu? A może powodem jest pan NIKT? – Jej złość nagle wyparowała i teraz patrzyła na mnie znacząco z głupim uśmieszkiem na twarzy.

– Pan NIKT? Nie, nie kojarzę. – Prawie się roześmiałam, ale powstrzymałam się w ostatniej chwili.

– Jesteś pewna? Nie kojarzysz czarnych włosów i tych pięknych, niebieskich oczu?

I tego uśmiechu, od którego miękną mi kolana, serce chce się wyrwać z piersi, a w brzuchu szaleją motyle. Westchnęłam rozmarzona zapominając, że Keeva czyta w myślach.

– Zakochałaś się?! – Aż pisnęła z podekscytowania.

– Nie. Jeszcze nie. – Odpowiedziałam. – Ale jestem na dobrej drodze.

– Co się stało na tamtej imprezie? Miałaś go powalić na kolana, ale widzę, że to on powalił ciebie.

– W sumie nic takiego.

– Nic mi nie mówisz! – Oburzyła się, a ja wywróciłam oczami. – Ostrzegam cię. Albo mi powiesz albo sama sobie poradzę.

– Dobra, wszystko ci opowiem. Pozwolisz, że najpierw się ubiorę?

– Niech stracę. – Odparła rozsiadając się na kanapie, a ja ruszyłam do sypialni. – Tylko szybko! – Usłyszałam jeszcze.

Stanęłam przed szafą zastanawiając się, co założyć. Keeva miała rację. Ostatnio nie miałam czasu, żeby wysłać jej choćby wiadomość. Zaniedbałam ją. Ale prawda jest taka, że ona nie mieszkała sama. Nie wracała do pustego mieszkania, w którym nikt na nią nie czekał. Za to mieszkała na obrzeżach miasta w pięknym domu, który zbudował dla niej jej narzeczony. No właśnie. Narzeczony. Nadal nie mogłam w to uwierzyć. Moja przyjaciółka zaręczyła się już jakiś czas temu, a ja nawet nie jestem w związku. Od dawna nie byłam w żadnym, nawet głupim bez zobowiązań. Nie mówiąc już o poważnym i stałym. Jak to się stało? Przecież obie mamy po dwadzieścia cztery lata, a jesteśmy na zupełnie różnych etapach życia.

Wcisnęłam się w obcisłe, granatowe rurki z wysokim stanem, a do tego założyłam jasny, krótki, zwiewny top na cienkich ramiączkach. Włosy postanowiłam zostawić na później, bo jeszcze chwila i mój niebieskowłosy gość zacznie wrzeszczeć. Wróciłam do salonu i usiadłam obok zniecierpliwionej przyjaciółki.

– No nareszcie. Myślałam już, że pokryję się warstwą kurzu, jak twój telefon. – Powiedziała patrząc na mnie wyczekująco.

– Może masz ochotę na coś do picia? – Zaproponowałam puszczając jej uwagę mimo uszu, a ona rzuciła mi tylko znaczące spojrzenie. – Dobra, już opowiadam. Chciałam być miła. Tylko potem nie mów, że nie proponowałam.

– Gadaj, bo zaraz sama sobie poradzę.

– Trzymaj się z dala od mojej głowy.

Po jej minie widziałam, że jej cierpliwość się kończy. Westchnęłam. Wiedziałam, że to moja wina. Jak nie byłam w pracy, to na siłowni wyładowywałam resztę energii albo w klubie szalałam na parkiecie. Dla niej zabrakło czasu w moim grafiku. Uśmiechnęłam się przepraszająco i zaczęłam opowiadać jej, co się działo u mnie od momentu, kiedy widziałyśmy się po raz ostatni.

– Mówiłam ci! – Prawie zapiszczała uradowana. – Ten właściwy zaakceptuje cię taką, jaką jesteś!

– Ten właściwy? – Powtórzyłam nie podzielając jej entuzjazmu. – I myślisz, że to K?

– A ty nie?

– Nie wiem. Jeszcze za mało o mnie wie. Jeszcze nie poznał prawdziwej mnie.

– Jeszcze. – Zaznaczyła z uśmiechem. – Zburz w końcu te mury wokół siebie i pozwól mu się zbliżyć.

– Keeva, ja... – zaczęłam sama nie wiedząc, co chciałam powiedzieć.

– Tak, tak, wiem. Nie potrzebujesz faceta i inne brednie, które zawsze mi wciskasz.

– To, że nie uciekł, kiedy dowiedział się, że jestem Bhalorianką, jeszcze nic nie znaczy. – Prychnęłam.

– Wmawiaj sobie, jak tak bardzo chcesz – powiedziała kończąc temat wiedząc, że wygrała. – Wybierasz się gdzieś, że się tak odstrzeliłaś?

– Do klubu, potańczyć. Chcesz iść ze mną?

– Może innym razem, Tinka. Wracam do domu, bo Diablo niedługo wróci z pracy. – Uśmiechnęła się w taki sposób, w jaki tylko zakochani uśmiechają się na myśl o swojej drugiej połówce.

No tak. Diablo Delgallo. Najmłodszy generał w historii Bhalory. Podobno też najprzystojniejszy. Nie wiem czy naj, ale musiałam przyznać, że był przystojny. Może nawet bardziej niż Oscar. Oczy koloru płynnego srebra przeszywały na wylot, ale nie w taki sposób jak oczy K. To srebro było lodowate i wrogie. Kruczoczarne włosy, a właściwie ich górną część, bo boki miał wygolone, przeważnie zarzucał na jedną stronę, ale czasami wiązał je w fikuśnego mini kucyka. Do tego równie czarna i wypielęgnowana broda. Wysoki i umięśniony, jak na żołnierza przystało, geniusz. A przynajmniej tak mówią. Ja nie sprawdzałam jego ilorazu inteligencji i nie miałam zamiaru tego robić. Nie lubiłam go. Przy nim czułam się nieswojo i mała jak myszka. Mimo, że zawsze był dla mnie miły i traktował mnie z szacunkiem, bo doskonale wiedział kim jestem.

Kiedy Keeva wyszła, szybko się pomalowałam, rozczesałam włosy zostawiając je rozpuszczone i wyszłam z domu. Wsiadłam do przeszklonej windy i podziwiałam niesamowity widok na miasto. Chyba nigdy mi się nie znudzi. Moje mieszkanie znajdowało się na ostatnim piętrze apartamentowca w samym centrum i nie potrafiłabym mieszkać w parterowym domu na obrzeżach jak Keeva. Dla mnie im wyżej, tym lepiej.

W klubie niemal od razu wpadłam na Oscara, co wcale mnie nie zdziwiło. Przeważnie wpadaliśmy na siebie jeśli nie na parkiecie, to przy barze. Uwielbiałam się z nim bawić. Idealnie zgrywaliśmy się w tańcu. Ten wieczór jak zwykle spędziliśmy razem szalejąc wśród tłumu i pijąc. Mój przyjaciel skutecznie odganiał wszystkich debili próbujących mnie zmacać podczas tańca. I nie miałam mu tego za złe, przynajmniej nie musiałam się denerwować, a moje wybuchy złości niemal zawsze prowadziły do rękoczynów i to na trzeźwo. A po takiej ilości alkoholu, którą zdążyłam wypić nie byłabym w stanie nad sobą zapanować.

Nie chodziło tylko o złość. Od dłuższego czasu żyłam w celibacie, więc ja plus za dużo procentów równało się bardzo zły pomysł. Zwłaszcza w otoczeniu tylu facetów gotowych zabrać napaloną i niewyżytą mnie do swojego łóżka. Starałam się trzymać moje żądze pod kontrolą i przeważnie, kiedy wiedziałam, że przegięłam szybko ulatniałam się do domu. Może i byłam zimną suką, ale nie zdzirowatą szmatą pieprzącą się każdej nocy z innym.

Gdy byłam z Oscarem czasami przestawałam się kontrolować, bo wiedziałam, że mnie pilnował. I tak było też tej nocy. Zdałam się całkowicie na niego, pozwalając mu stawiać kolejne drinki i straciłam rachubę. Mimo, że głównie szaleliśmy na parkiecie, to wypiliśmy za dużo. A przynajmniej ja wypiłam za dużo. Wróciliśmy nad ranem i ostatnie, co pamiętam, to jak zaczęliśmy się namiętnie całować pod drzwiami mojego mieszkania.

Obudziło mnie dobijanie się do drzwi. Leżałam w poprzek łóżka, kołdra w połowie leżała na podłodze, a ja nie pamiętałam, co się działo. Myślałam, że ból rozsadzi mi czaszkę. Podniosłam się do pozycji siedzącej i zamarłam. Na drugiej połowie łóżka spał na brzuchu Oscar z twarzą w poduszce. Serce zaczęło mi walić jak szalone, gdy zobaczyłam, że nie ma na sobie kompletnie nic, a jego tyłek przykrywała druga poduszka. Kurwa. Co się wczoraj stało? My chyba nie... Zaczęłam się modlić, żeby miał na sobie bokserki, ale niedane mi było tego sprawdzić, bo musiałam iść otworzyć te pieprzone drzwi. Zaraz, czy ja mam na sobie jego koszulkę? Wprawdzie mam kilka podobnych, w których śpię, ale ta była większa niż moje. Dobrze, że chociaż miałam na sobie majtki. Niepokoił mnie tylko brak stanika. Nie miałam czasu, żeby teraz czegoś szukać i się przebierać, więc wstałam i poszłam otworzyć. Na progu stał czarnowłosy kretyn o szmaragdowych oczach mamy. Zajebiście. Jeszcze jego mi tu brakowało.

– Co się z tobą dzieje?! Od dwóch godzin się do ciebie dobijam, a od czterech dzwonię! – Wrzasnął Ryan i wepchał się do środka.

– Też się cieszę, że cię widzę, braciszku – odpowiedziałam starając się zachować spokój i zamknęłam za nim drzwi. – I proszę cię, nie krzycz. – Natychmiast się odwrócił i zmierzył mnie wściekłym wzrokiem.

– Masz kaca? Widzę, że impreza udana. Z kim tym razem balowałaś?

– A co cię to, kurwa, obchodzi?

– Może grzeczniej, co? Wiesz w ogóle, która jest godzina? Martwiłem się o ciebie! Nie odbierasz telefonu, nie otwierasz drzwi! Tak, kurwa, nie można!

– Jestem dorosła, jakbyś nie zauważył. Umiem o siebie zadbać. Masz aż tak nudne życie, że kontrolujesz moje?

– Tak? A co to jest? – Zapytał wskazując już ledwo widoczne zielonoszare plamy.

Wzruszyłam ramionami, bo nawet nie wiedziałam, że je mam. Pewnie pamiątki po misjach. W tym momencie cieszyłam się, że miałam na sobie koszulkę Oscara, bo zakrywała bliznę na udzie. Jakby Ryan ją zobaczył, to by dopiero było.

– To tylko siniaki. – Powiedziałam po chwili.

– Tylko siniaki – prychnął. – Jasne. Następnym razem powiesz, że to tylko krwotok, a potem to tylko złamanie?

– Nie przesadzaj. W szkole też miałam pełno siniaków, ale ich nie widziałeś. Albo nie chciałeś widzieć.

– Czy ty siebie słyszysz, Tina? Twoja praca jest niebezpieczna i możesz stracić życie.

– Praca marzeń.

– Siostra... Nie mogę stracić też ciebie. Mamy tylko siebie, to chyba normalne, że się martwię?

– Oczywiście, ale twoje martwienie się przekracza granice rozsądku.

– Przecież nie musisz pracować – Ja pierdole. Zaczyna się. – Jesteś bhaloriańską księżniczką. Poza tym ojciec zostawił nam sporą sumkę. – Tak, której swoją część wydałam na to mieszkanie.

Znowu, kurwa, to samo. Znowu zachowywał się jakbym ciągle była małą dziewczynką. I znowu poruszył temat naszej pieprzonej, królewskiej krwi. Nie prosiłam się o to. Moje życie było wystarczająco skomplikowane i bez bycia częścią królewskiego rodu. Nie wychowaliśmy się na Bhalorze. Dopiero po śmierci taty dowiedzieliśmy, kim tak naprawdę jesteśmy, bo dziadek, którego nie znaliśmy zmarł z żalu po stracie jedynego syna i na tronie zasiadła nieodpowiednia osoba.

– Chyba już ci mówiłam, że nie chcę być pieprzoną księżniczką. Nie wciągaj mnie w to. Chcesz być królem, to sobie bądź. I przestań mi pierdolić o nie pracowaniu, jakbyś mnie, kurwa, nie znał. – Zacisnęłam dłonie w pięści czując coraz większą złość.

– Nie rozumiesz, że się o ciebie martwię? Może przeprowadzisz się do mnie? Nie będziesz wracać do pustego domu, bo co tu będziesz robić sama?

– Popierdoliło cię już do reszty?! Nie chcę być jebaną księżniczką i żyć w pałacu! Będę mieszkać tutaj, bo to moje mieszkanie! Rozumiesz, kurwa? MOJE! A ty nie będziesz mi mówił, jak mam żyć!

– Nie wrzeszcz, kurwa! Jestem twoim bratem i moim jebanym obowiązkiem jest troszczenie się o ciebie! Chcę cię mieć na oku, bo wiem jaka jesteś! Trzeba cię, kurwa, pilnować!

– Nie jestem małym dzieckiem! I powiedziałam ci już, że nie będziesz mnie kontrolował! – Z trudem powstrzymywałam się, żeby mu nie przywalić. – Ja przynajmniej korzystam z życia!

– A co takiego, kurwa, robisz, że bardziej korzystasz z życia niż ja?! Pieprzysz się z kim popadnie?!

– Że co, kurwa?! Na jakiej podstawie... – zaczęłam, ale mi przerwał.

– Wystarczy na ciebie spojrzeć! – Pierdolone zrządzenie losu, że miałam na sobie nie swoją koszulkę. Ryan wiedział, że te, w których śpię nie są aż tak duże. – Impreza za imprezą! Pijesz do upadłego! Nic nie pamiętasz i nie wiadomo kogo sprowadzasz do domu! Ojciec się w grobie przewraca! Jakby widział, co jego ukochana córeczka wyprawia, to by zawału dostał!

– Jak, kurwa, śmiesz! Myślisz, że najpierw się napierdolę, a potem daję co noc innemu?!

I jak na zawołanie do salonu wszedł Oscar. W samych, kurwa, bokserkach. Ja pierdolę! Powinnam się była domyślić, że nie będzie grzecznie leżał i słuchał naszej kłótni. Ryan tak mocno zaciskał pięści, aż mu kłykcie zbielały. Mnie pewnie tak samo. Może panował nad sobą lepiej niż ja, ale wkurwiamy się tak samo.

– Co ty tu, kurwa, robisz, Shade? – Wycedził brat przez zaciśnięte zęby.

– Dlaczego tak po niej jedziesz, Flux? – Zapytał Oscar spokojnym głosem, ale w jego oczach zobaczyłam groźny błysk.

– Dla ciebie Wasza, kurwa, Wysokość!

– Dla ciebie pułkowniku Shade, Wasza, kurwa, Wysokość.

Mierzyli się spojrzeniami w przerażającej ciszy. Od kiedy oni się nie lubią? Nigdy nie słyszałam, żeby się tak do siebie odzywali. I o co chodzi z tymi tytułami? Patrzyłam raz na jednego, raz na drugiego. Mój brat przypominał odbezpieczony granat, jeszcze chwila i wybuchnie. A Oscar opierał się o framugę drzwi do sypialni z rękami skrzyżowanymi na piersi i sprawiałby wrażenie wyluzowanego, gdyby nie jego spięte mięśnie.

– Co tu, kurwa, robisz? – Powtórzył Ryan.

– To, czego ty nie potrafisz.

– Możesz jaśniej? – Warknął brat, a ja wstrzymałam oddech. To nie prowadziło do niczego dobrego.

– Dbam, troszczę się, opiekuję, słucham, pocieszam, poprawiam humor. A przede wszystkim spędzam z nią czas. – Powiedział powoli z naciskiem na każde słowo, a zielonooki zbladł.

– Coś ty, kurwa, powiedział?

– Problemy ze słuchem, Wasza, kurwa, Wysokość? Chętnie powtórzę. Jesteś jej bratem, ale to ja zawsze przy niej jestem. To ja załatwiałem lekarza, kiedy wróciła z rozwaloną nogą. To ja robiłem jej zakupy, gotowałem i pilnowałem, żeby nie przeciążała chorej nogi.

Ryan powoli przeniósł wzrok z Oscara na mnie. Nie musiał nic mówić. Widziałam w jego oczach to pieprzone pytanie o tą pieprzoną nogę. Musiał o niej wspomnieć, no musiał. Jakby robili jakieś jebane zawody, kto jest lepszym bratem. Podciągnęłam koszulkę odsłaniając bliznę na udzie nie patrząc na niego. Zanim Ryan zdążył otworzyć usta, żeby cokolwiek powiedzieć, odezwał się Oscar.

– Chcesz wiedzieć kiedy? Z miesiąc temu. Jebany miesiąc, słyszysz? Gdzie wtedy byłeś? Chuj wie i chuj mnie to obchodzi, ale nie masz prawa przychodzić tu i jebać jej jak psa, bo raz na jakiś czas przypomni ci się, że masz siostrę.

Brat wyglądał jakby dostał w twarz. Prawda w oczy kole, ale Oscar był niesprawiedliwy. Wiedziałam, że Ryan ma mnóstwo rzeczy na głowie i czasami nie ma nawet czasu na sen, bo nie raz i nie dwa widziałam go z worami pod oczami. Rozumiałam, że jest najważniejszą osobą na Bhalorze i ciężko mu było znaleźć chwilę, żeby się ze mną zobaczyć. Ale było mi też przykro, że to właśnie mój przyjaciel zachowuje się bardziej jak brat niż mój rodzony, ale starałam się o tym nie myśleć. Tłumaczyłam to królewskimi obowiązkami broniąc go przed samą sobą. Ale przecież ilekroć pojawiał się temat wspólnego mieszkania, zawsze go odtrącałam. To jasne, że nie chciałam z nim mieszkać w pałacu, bo chciałam być niezależna, ale nie dostrzegałam w tym jego prób spędzenia ze mną więcej czasu. Przecież nie musiałam się tam przenosić na stałe, mogłam nocować u niego raz czy dwa w tygodniu. Szkoda, że żadne z nas nie wpadło na taki kompromis. Woleliśmy się kłócić i skakać sobie do gardeł.

Łzy napłynęły mi oczu. Co myśmy ze sobą zrobili? Zostaliśmy sami na tym świecie i zamiast trzymać się razem, to prowadzimy wojnę. Mama zmarła, kiedy byłam mała i prawie jej nie pamiętam. Tata wychowywał nas sam, ale nie na Bhalorze. Po śmierci mamy zabrał nas na Ziemię, ale nie tylko tam mieszkaliśmy. Przeprowadzaliśmy się bardzo często. Ryan zawsze się dobrze uczył, ale ja miałam problemy i musiałam często zmieniać szkoły, nie tylko z powodu przeprowadzek. Łatwo traciłam nad sobą panowanie, wdawałam się w bójki i wyzywałam nauczycieli. Mimo, że chodziłam na mnóstwo dodatkowych zajęć ruchowych takich jak taniec czy sztuki walki i tak miałam za dużo energii.

Kiedy skrzydła i ogon zaczęły się niekontrolowanie pojawiać, gdy wpadałam w szał i wszyscy dowiadywali się, że jestem Aniołem Śmierci, zaczynało się piekło. Wyzwiska, rzucanie przeróżnymi przedmiotami, szydzenie. Nikt nie chciał mieć ze mną do czynienia. Któregoś razu napadli mnie całą grupą i wróciłam do domu poobijana z raną zaczynającą się na czole, przechodzącą przez łuk brwiowy, a kończącą się na kości policzkowej. Oko cudem zostało nietknięte. Od tamtego momentu tata uczył mnie w domu, a niedługo potem zaczął też zabierać ze sobą na misje. Pracował w MAO. Nauczył mnie walczyć, strzelać z pistoletu i ranić sztyletami. Nauczył mnie wszystkiego, co wiem. A samo MAO tylko czekało, aż stanę się pełnoletnia, żeby mnie zwerbować.

Gdy miałam piętnaście lat, tata został zamordowany i zostaliśmy z Ryanem sami. Jakby śmierć taty nie była wystarczająco przytłaczająca, to na dodatek dowiedzieliśmy się, że należymy do rodziny królewskiej i mój brat musi objąć tron. Ja się wycofałam, nie chciałam być częścią tego wszystkiego. Ryan musiał zrezygnować z żałoby, bo miał za dużo na głowie. To Oscar pomógł mi się pozbierać. Wyciągnął mnie z bezdennej rozpaczy po stracie ukochanego taty. Od tamtej pory żyłam żądzą zemsty szukając mordercy, żeby zemścić się za nas oboje. Za mnie i za brata, który musiał ogarniać to całe królowanie.

Pierwsze zabójstwo przyszło mi dziwnie łatwo, jakbym miała to we krwi. Napędzana nienawiścią, wściekłością i żądzą zemsty niszczyłam wszystko i wszystkich na swojej drodze. Dbałam tylko o siebie i byłam w stanie poświęcić bardzo dużo. Nawet niewinnych. W tym Keevę, tego kretyna, który złamał mi serce i całą szkołę na Ziemi, do której wysłał mnie brat. Zdradziłam ich bez mrugnięcia okiem i dołączyłam do kosmicznych piratów. Oni mieli informacje o mordercy, o jego współpracownikach. Informacje, na których mi zależało i byłam zdolna zrobić wszystko, żeby tylko je dostać. Zniszczyliśmy szkołę zabierając jak najwięcej łupów. Miałam gdzieś czy ktoś został ranny. Liczyła się tylko zemsta. Piratów wyrżnęłam w pień, gdy tylko dostałam to, czego chciałam. Nikt nie mógł wiedzieć, kogo szukałam.

Szkoła została odbudowana, ale na Bhalorze jako dowód czystych intencji po podpisaniu traktatu pokojowego z Ziemią. Wróciłam tam na pewien czas, żeby się uczyć, ale nie zostałam mile powitana. Byłam zdrajczynią, a dyrektor przyjął mnie z powrotem tylko ze względu na mojego brata. I pewnie też ze względu na niego MAO tyle czekało. Chcieli mi dać szansę na ukończenie nauki, chociaż nie wymagali tego ode mnie. Ryan myślał, że szkoła mnie zmieni, że stanę się bardziej odpowiedzialna i przestanę tylko niszczyć. Trochę nie wyszło i stał się nadopiekuńczy. O ile czas mu na to pozwoli. A ostatnio miał go dla mnie bardzo mało.

– Grzejesz jej też łóżko? – Warknął brat wyrywając mnie z zamyślenia. Coś mi umknęło?

– Nawet jej nie dotknąłem – wycedził Oscar przez zaciśnięte zęby. – A nawet jeśli, to nie jest twoja sprawa.

Mówił prawdę, czy tylko tak powiedział, żeby Ryan się odwalił? Miałam nadzieję, że tylko mnie urwał się film, a on nie był aż tak pijany. Nienawidzę takich luk w pamięci.

– Nie moja sprawa? – Warknął zielonooki. – Pieprzysz moją siostrę i to nie jest moja sprawa?! Z której, kurwa, strony?!

– Jest dorosła i to z kim...

–Do kurwy nędzy! Ja tu stoję! – Wrzasnęłam wściekła przerywając Oscarowi. – Ja się nie wpierdalam w twoje życie, nie obchodzi mnie kogo pieprzysz w tym swoim pałacyku, więc odpierdol się ode mnie! – Zwróciłam się do brata.

– Przeleciałaś już cały oddział, czy tylko pana pułkownika? – Zapytał z kpiącym uśmieszkiem.

– Co? – Z wrażenia aż opadła mi szczęka. Patrzyłam na niego niedowierzając. – O co ci, kurwa, chodzi?

– O to, że się kurwisz na lewo i prawo jak jakaś dziwka!

– Dość – warknęłam. – Wypierdalaj z mojego mieszkania – podeszłam do niego, złapałam go za fraki i wywaliłam za drzwi, a na pożegnanie podarowałam mu prawego sierpowego łamiąc nos. – I nie wracaj! Nigdy! – Wrzasnęłam ze łzami w oczach i trzasnęłam drzwiami.

Zamknęłam je na klucz i ruszyłam do salonu czując jak coraz więcej łez spływa mi po policzkach. Żeby rodzony brat wyzywał mnie od kurew... Czym sobie zasłużyłam na takie traktowanie? Upierdoliło mu się coś w tej jego chorej bani i nie da sobie wytłumaczyć nic. Myślałam, że może słowa Oscara dadzą mu do myślenia, ale najwyraźniej nic do niego nie dotarło.

– Płaczesz? Mała... – Odezwał się złotooki.

– Spierdalaj ty też, kurwa – warknęłam przez łzy idąc w kierunku sypialni, ale złapał mnie za rękę. Wyrwałam ją natychmiast. – Po co się w ogóle wtrącałeś?

– Miałem pozwolić, żeby cię gnoił?

– Zgnoił mnie bardziej po twojej interwencji, więc wielkie, kurwa, dzięki. – Chciałam iść do łóżka, ale znowu mnie złapał i przyciągnął do siebie.

– Mała... – Pogłaskał mnie po włosach tuląc. – Nie płacz.

– Puszczaj – próbowałam się wyrwać z jego uścisku nie zdając sobie sprawy, że nadal płaczę. – Puść mnie, kurwa.

– Cicho. Przytulaj się.

Po dłuższej chwili siłowania się z nim, w końcu ustąpiłam i westchnęłam wtulając się w niego jeszcze bardziej.

– No już, mała – powiedział łagodnie głaskając mnie po plecach. – Szkoda łez na takiego dupka.

Podniosłam głowę do góry, żeby na niego spojrzeć.

– Przecież twardzielka Tina Flux nie płacze, co nie? – Obdarował mnie tym swoim powalającym uśmiechem.

– No przecież. – Odpowiedziałam wycierając dłońmi resztki łez.

– Możesz ją zatrzymać. Pasuje ci – dopiero po chwili zorientowałam się, że mówi o koszulce. – Poza tym już ją zasmarkałaś. – Zachichotał.

– A może mi powiesz, dlaczego mam na sobie TWOJĄ koszulkę, co? – Zapytałam odsuwając się od niego.

– Nie pamiętasz? – Spytał wyraźnie zmieszany drapiąc się w tył głowy. – Nic?

– Tylko mi nie mów, że ty też.

– Nie byłem tak pijany, jak ty.

– Nie? To dlaczego mnie całowałeś?

– Ja ciebie? – Prawie się zaśmiał. – To nie ja zacząłem.

– Chcesz powiedzieć, że ja?

– Też nie. Tak jakoś wyszło – uśmiechnął się. – Nie przejmuj się.

– Dobra, co dalej? Jak skończyłam w tym? – Zapytałam wskazując na koszulkę.

– Chciałem iść do domu, żeby nie kusić losu, ale prosiłaś, żebym został. Nie zgodziłem się.

– Właśnie widzę.

– Potrafisz być bardzo przekonująca. – Puścił do mnie oczko.

– Groziłam ci?

– Jeśli język nazywasz groźbą, to tak. To była bardzo przyjemna groźba – odpowiedział zadowolony, a ja jęknęłam. – Muszę przyznać, że jeśli chodzi o umiejętność całowania, to jesteś u mnie wysoko w rankingu.

– Dobrze, kurwa, wiedzieć. Do rzeczy, Oscar.

– Zostałem, bo obawiałem się, że zrobisz coś głupiego.

– Na przykład?

– Na przykład polecisz na miasto i znajdziesz sobie kogoś, kto dotrzyma ci towarzystwa nie zważając, że jesteś najebana w trzy dupy.

Jakbym jeszcze za mało czuła się jak szmata... Bogowie, co za wstyd. Jak mogłam się doprowadzić do takiego stanu? Nigdy więcej nie tknę alkoholu. Przysięgam.

– Wolałem cię mieć na oku, więc spałem z tobą, a nie na kanapie.

Zbladłam, bo to zabrzmiało dość dwuznacznie. Zrobiło mi się słabo na samą myśl, że mogłam pójść z nim do łóżka.

– Do niczego nie doszło! – Powiedział szybko widząc moją minę. – Przysięgam!

– Masz szczęście – odpowiedziałam czując, jak kamień spada mi z serca. – Musiałabym cię wykastrować, zdajesz sobie z tego sprawę?

– Doskonale, ale następnym razem ostrzegaj zanim zaczniesz się przede mną rozbierać.

– Nie – jęknęłam. – Nie zrobiłam tego.

– Zrobiłaś. Bez cienia wstydu. Dobrze, że stałem za tobą i zanim odwróciłaś się rzucając stanikiem, zdążyłem ci założyć swoją koszulkę.

– I nic nie widziałeś? – Zapytałam czując, że zaraz spalę się ze wstydu.

– Nic a nic. Słowo żołnierza. Spacyfikowałem cię i ululałem do snu. To wszystko.

Westchnęłam. Nie miałam powodu, żeby mu nie wierzyć. Ufałam mu. Przez tą całą kłótnie z Ryanem zapomniałam o moim bólu głowy, który wrócił teraz ze zdwojoną siłą. Aż mnie przyćmiło.

– Ale i tak nie ominie cię kara. – Powiedziałam ruszając do sypialni.

– Kara? A z jakiej racji?

– Upiłeś mnie! – Zatrzymałam się i spojrzałam na niego z wyrzutem.

– Słucham? O, nie. Nie zwalisz tego na mnie. Nie jestem twoją niańką, a ty jesteś dorosła. Wiedziałaś, co robisz – odpowiedział krzyżując ręce na piersi. – Poza tym wypiliśmy tyle samo. No nie patrz tak na mnie! Nie moja wina, że ważę dwa razy tyle co ty – prychnęłam tylko na jego słowa. – I wiesz co? Mogłem cię wkręcić, że zaciągnęłaś mnie do łóżka. Miałabyś nauczkę.

– Ty bezczelny... – zaczęłam, ale on posłał mi całusa i wrzasnęłam ze złości.

Miałam już dość tej pogawędki. Ból rozsadzał mi czaszkę i jedyne o czym marzyłam, to sypialnia pogrążona w ciemności, ja i moje łóżko. No może jeszcze woda. Poszłam do kuchni, zabrałam dwie litrowe butelki i ruszyłam do sypialni.

– Ululać cię do snu? – Zapytał Oscar z głupim uśmieszkiem na twarzy, kiedy go mijałam.

– Spierdalaj. – Warknęłam i trzasnęłam drzwiami zamykając się w moim królestwie ciemności, bo wystarczyło tylko nacisnąć jeden przycisk, by rolety zasłoniły okna.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top