Rozdział 15

Próbowałem właśnie wydostać motor z błota, w które wjechałem, myśląc, że bez problemu przejadę. Trochę się przeliczyłem. Po kolejnej nieudanej próbie, zacząłem się oswajać z myślą, że potrzebowałem pomocy. Zdjąłem kask i przeczesałem ręką włosy.

– Czekasz aż zrobią ci zdjęcie do rankingu Kretyna Roku? – Usłyszałem głos zza moich pleców i odwróciłem głowę.

Stała na brzegu błotnistej kałuży z rękoma skrzyżowanymi na piersi. Ubrana w czarne spodnie z niewielkimi rozcięciami na udach i kolanach, biały top, nie do końca zawiązane buty za kostkę i czarną, skórzaną kurtkę. Krótkie, kruczoczarne włosy, niewiele dłuższe od moich, delikatnie muskał wiatr. Długa grzywka tradycyjnie zasłaniała prawie całe prawe oko. Największa zadziora w całej szkole we własnej osobie.

– Jak mnie znalazłaś?

– Mam wbudowany wykrywacz debili.

Zacisnąłem szczękę, ściskając w rękach kask. Nigdy się nie lubiliśmy i nie zapowiadało się, żeby to w najbliższym czasie się zmieniło. Dogryzanie sobie na każdym kroku można uznać za nasze hobby.

– Czego chcesz? – Zapytałem w końcu.

– Oddawaj – syknęła.

– Niby co?

– Moje kluczyki.

– Nie wiem o czym mówisz.

– Dobrze, kurwa, wiesz. Oddawaj, bo pożałujesz.

– Nie mam twoich kluczyków – powiedziałem szczerze, bo ich już nie miałem. Schowałem w bezpiecznym miejscu, więc będzie musiała się trochę natrudzić, zanim je znajdzie. – Pewnie je gdzieś zgubiłaś i jak zwykle obwiniasz mnie.

Zaczęła coś mówić, ale nie słyszałem co, bo założyłem kask. Nie miałem zamiaru z nią dyskutować. Nie moja wina, że jest słaba w szukaniu. Pewnie nawet nie próbowała, tylko przyszła prosto do mnie. Poszła na łatwiznę. Spróbowałem po raz kolejny wydostać się z tego cholernego błota. Tylne koło zabuksowało i usłyszałem wrzask. Odwróciłem głowę i wiedziałem, że mam przerąbane. Patrzyła na mnie morderczym wzrokiem, cała w błocie. Teraz to naprawdę musiałem uciekać. Ona mnie przecież zabije.

Dobra, ostatnia próba. Teraz albo nigdy. Gwałtownie naparłem całym swoim ciałem na kierownicę, jednocześnie dodając gazu i wreszcie się udało. Jednak moja radość nie trwała długo. Musiałem gwałtownie zahamować, żeby Jej nie rozjechać. Stała mi na drodze, a ja zastanawiałem się, czy uciekać. Nie miała szans mnie dogonić, ale prędzej czy później i tak by mnie dopadła. Tutaj nie było świadków, więc oszczędziłbym sobie wstydu. Przecież nie mogłem uderzyć dziewczyny. Za to Ona nie miała żadnych oporów, by przywalić mnie.

– Posrałeś się już w gacie ze strachu?

Nie zamierzała odpuścić. Wyłączyłem silnik i zsiadłem z motoru, zdejmując kask.

– Chciałabyś – odparłem. – Słuchaj, przepraszam, że cię ochlapałem. Odkupię ci ciuchy. – Zaproponowałem, chcąc załagodzić sytuację.

– Żartujesz sobie? Nic od ciebie nie chcę.

Oczywiście, że nie. Była zbyt dumna, by pozwolić mi zadośćuczynić. Albo by chociaż przyjąć moje przeprosiny. Wolała się mścić niż załatwiać sprawy polubownie.

– A kluczyki? – Zapytałem, starając się nie uśmiechnąć, a ona wytrzeszczyła na mnie oczy.

– Czyli jednak je masz, pieprzony kłamco!

– Tego nie powiedziałem.

– Pożałujesz – warknęła i rzuciła się na mnie tak szybko, że zdążyłem tylko odrzucić kask, zanim wpadliśmy w bagno.

Starałem się unikać ciosów i tylko się bronić, ale to nie było wcale takie proste. Zwłaszcza w pieprzonej błotnej kałuży. Dobra, dość tego. Chciała się bić? Proszę bardzo. W sekundzie zrzuciłem ją z siebie, po czym złapałem za nadgarstki, chcąc unieruchomić. Nie do końca mi się udało, ale teraz przynajmniej zamierzałem atakować. Siłowaliśmy się, przewracając nawzajem, co jakiś czas próbując zadać cios. Błoto miałem wszędzie. Nawet w uszach.

Nieważne jak bardzo się staraliśmy, żadne z nas nie mogło wygrać. Zaczynaliśmy opadać z sił, ale oboje byliśmy zbyt uparci, by odpuścić. W końcu jednak musieliśmy odpocząć. Usiadłem ciężko oddychając, a Ona podniosła się na łokciu, przetarła twarz z brudu i też usiadła.

– Co to za mina? Masz błotną kąpiel i maseczkę zupełnie za darmo. – Powiedziałem. – Nie musisz wydawać fortuny na spa.

– Błoto rozprostowało ci zwoje w mózgu? Czy ja wyglądam na kogoś, kto korzysta z takich pierdół?

– A więc, nie umiemy przegrywać, co?

– Nie przegrałam! – Warknęła i uderzyła mnie w ramię.

Gdy jej oblepiona błotem dłoń dotknęła się z również oblepionym błotem ramieniem, powstał dziwny dźwięk, jakby klaśnięcie. Zaśmiałem się.

– I z czego się, kurwa, śmiejesz?

Zamoczyłem dłonie w bagnie, po czym lekko uderzyłem nimi w Jej policzki. Znowu ten dźwięk. Wybuchłem śmiechem, bo Jej mina była bezcenna. Zupełnie się tego nie spodziewała. Jednak nie pozostała mi dłużna, szybko powtórzyła to samo na mnie i nawet się zaśmiała. Zaskoczyło mnie to, ale chwilę później okładaliśmy się błotem i śmialiśmy jak dzieciaki.

Zmęczeni wyczołgaliśmy się na trawę jakiś czas potem. Leżeliśmy w ciszy patrząc w prawie bezchmurne niebo. Spojrzałem na Nią i uświadomiłem sobie, że była ładna. Nawet bardzo. Zwłaszcza, gdy się nie wściekała.

– Co się tak patrzysz? – Zapytała.

– Bo... masz ładne oczy – zacząłem, zmieszany. – Mają kolor jak... – sięgnąłem dłonią do Jej policzka i starłem brud. – Błoto.

Skończony idiota. Powiedziałem na głos to, co myślałem ścierając ten cholerny brud, zamiast tego, co chciałem.

– Serio? Chcesz mnie wyrwać na taki upośledzony komplement?

– Co? Nie, ja wcale nie... chciałem powiedzieć, że mają kolor jak czekolada... a błoto miałaś na policzku...

– Jak czekolada? – Powtórzyła zaskoczona.

– Lubię czekoladę.

Boże, co mi się stało? Czemu gadam jak upośledzony? Było mi głupio i pewnie moja twarz była cała czerwona.

– Ja też – odparła po chwili, odwracając wzrok i wydawało mi się, że się zarumieniła. – Dobra, Kalverde, powiedzmy, że ci się udało.

Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się. Zapatrzyłem się na Jej usta i musiałem szybko zmienić temat.

– Nieładnie tak mówić do kogoś po nazwisku. Mam imię, wiesz?

– Wiem.

– To zwróć się do mnie po imieniu.

Nie odpowiedziała. Czekałem jeszcze chwilę, ale milczała.

– Nie wiesz, jak mam na imię? – Zapytałem z niedowierzaniem.

– Oczywiście, że wiem – odpowiedziała, wywracając oczami.

– To dawaj – czekałem, ale ona znowu milczała. – Nie znasz mojego imienia.

– Znam – upierała się, a po chwili uśmiechnęła się złośliwie. – Joshie.

Zmarszczyłem brwi. Nienawidziłem, gdy ktoś je zdrabniał.

– Jestem Josh. – Powiedziałem.

– Przecież wiem – zrobiła pauzę. – Joshie.

Zacisnąłem szczękę. Już widziałem oczami wyobraźni, jak za mną łazi i wymawia to okropne słowo.

– Przestań.

– Joshie.

– Powiedziałem: przestań.

– Joshie. Joshie. Joshie. Joshie. Joshie. – Perfidnie patrzyła mi w oczy, wymawiając każdy wyraz.

Jak miałem zmusić ją, by przestała? Chciałem, żeby była cicho. Zanim zdążyłem pomyśleć, zamknąłem Jej usta pocałunkiem. Byłem tym tak samo zszokowany, jak Ona. Oderwała się ode mnie i przez chwilę dziwnie patrzyła. Przygotowałem się na nieuniknione. Tym razem wybije mi zęby. Byłem tego pewien. Przybliżyła się, więc zamknąłem oczy i czekałem na cios, ale zamiast niego poczułem Jej usta na swoich.

Gdy się obudziłem, było już jasno. Przeczesałem dłonią włosy, zastanawiając się, czemu śniło mi się wspomnienie. Na dodatek z Nią w roli głównej. Czyżby dlatego, że przed snem myślałem, co zrobić z motorem, który przywiozłem od ojca? Jeśli tak, to właśnie zdecydowałem. Sprzedam go. Muszę się go pozbyć. Za dużo wspomnień. Za dużo Niej.

Kilka godzin później, po dokładnym wypucowaniu maszyny, robiłem zdjęcia do ogłoszenia. Miałem nadzieję, że szybko znajdzie się jakiś kupiec. Im szybciej, tym lepiej.

Nie chciałem mieć kolejnego snu – wspomnienia. Nie teraz, gdy w głowie powinienem mieć F, a nie Ją. Chcąc nie chcąc, zacząłem je porównywać. Czarne włosy, prawie identyczny kolor oczu, charakter. Były do siebie podobne, ale jednocześnie tak różne. F miała wiecznie, cudownie zachrypnięty głos i przede wszystkim zasady, których nie miała Ona. Idąc do mieszkania uświadomiłem sobie, że nie było sensu ich porównywać. Uczucie, którym Ją darzyłem, teraz nazwałbym głupią, szczeniacką miłością. Miałem wtedy siedemnaście lat, więc co mogłem o tym wiedzieć? A to, co czułem do F było o wiele silniejsze i z każdym dniem wzmacniało się jeszcze bardziej.

Poszedłem pod prysznic, bo byłem umówiony z Shaunem na wyjście do klubu. Dopiero, gdy woda spowodowała piekący ból pleców, przypomniało mi się, że to był błąd. Syknąłem, ale zaraz się uśmiechnąłem, odtwarzając w głowie wczorajszą misję, która była zaskakująco szybka i prosta, więc mieliśmy z F czas na zajebisty seks. Tym razem podrapała mi plecy do krwi, więc musiałem spać na brzuchu.

Usłyszałem walenie do drzwi. Tylko jedna osoba tak się dobija do mojego mieszkania. Wydawało mi się, że miałem jeszcze dużo czasu. Chyba, że to Shaun przyszedł za wcześnie. Powycierałem się szybko ręcznikiem, omijając plecy, ubrałem do połowy i poszedłem otworzyć. Mój przyjaciel stał w drzwiach z trzema pudełkami pizzy w rękach i siatką wypełnioną alkoholem.

– Myślałem, że wychodzimy – powiedziałem zaskoczony.

– Zmiana planów. Świętujemy mój powrót do bycia singlem. – Odpowiedział i wszedł do środka.

– Zerwałeś z Samanthą? – Zapytałem, zamykając drzwi.

– Stary, ja się od niej uwolniłem. Zdradzała mnie z jakimś czubem z połową mózgu.

– Jak się dowiedziałeś?

– Chciała mnie wrobić w dzieciaka, ale była tak zajęta rozkładaniem nóg komu popadnie, że zapomniała, że ze mną nie spała. I całe, kurwa, szczęście. Jeszcze bym złapał jakiegoś syfa.

– Powiedziałbym, że mi przykro, ale śmieci się same wyniosły.

– Dlatego świętujemy – wyszczerzył się Shaun, podnosząc siatkę z alkoholem do góry. – Co tak patrzysz? Za mało?

– Alkoholu? Nie, ale zastanawiam się nad tymi trzema pizzami.

– Spoko, żarłoku. Domówimy – odparł rozkładając wszystko na stoliku przy kanapie. – I może byś się ubrał.

– Jestem u siebie. Mogę chodzić nawet nago. – Odpowiedziałem i podszedłem do zamrażarki, żeby wyjąć kostki lodu.

– Oho, już widzę, czemu chodzisz bez koszulki. Walczyłeś z dzikim kotem?

– Z dziką F – uśmiechnąłem się szeroko i wrzuciłem lód do szklanek, które Shaun dostał w zestawie do alkoholu.

– I napaloną – dodał, a ja rzuciłem mu znaczące spojrzenie. – No co? Plecy mówią same za siebie. Może kiedyś i mnie jakaś laska tak podrapie.

– Marzenia ściętej głowy.

– Taki z ciebie kumpel? Wal się. Zabieram pizzę i wychodzę.

Zaśmiałem się. Mógł zabrać alkohol, ale nie pizzę. Usiadłem obok niego na kanapie, uważając, by się nie opierać ze względu na plecy.

– Z czego się śmiejesz? Z twojej rychło zapowiadającej się głodówki?

– Naprawdę myślisz, że pozwolę ci wyjść? Nie jadłem nic od rana, a ty chcesz igrać z ogniem?

– Okej, nie przemyślałem tego. W takim razie rzucę ci jedną na odwrócenie uwagi i ucieknę z pozostałymi dwoma.

– Chyba zapomniałeś z kim masz do czynienia.

– Niedocenienie przeciwnika może się dla ciebie źle skończyć. Jeden chwyt i mdlejesz, stary.

– Najpierw musisz dobrze chwycić.

– Proszę bardzo.

Zanim zdążyłem pomyśleć, co miał na myśli, przyłożył mi dwa palce do miejsca na szyi, tuż pod szczęką, jakby chciał zmierzyć mi puls, ale przycisnął znacznie mocniej. W momencie zrobiło mi się ciemno przed oczami i odpłynąłem. Gdy się ocknąłem, Shaun się śmiał. Co się stało? Zemdlałem?

– Witamy w świecie żywych, świadomych i przytomnych. – Powiedział i upił łyk drinka.

– Coś ty mi, kurwa, zrobił?

– Ucisnąłem zatokę tętnicy szyjnej – odpowiedział zadowolony. – Nawet nie zdążyłeś zareagować, panie „nie igraj z ogniem".

– Musisz mnie tego nauczyć.

– To jest dopiero marzenie ściętej głowy. Miałbym się pozbawić jedynej przewagi, jaką nad tobą mam? – Wcisnął mi drinka do ręki. – A teraz wypij zdrowie kumpla, którego czeka celibat w najbliższej przyszłości.

– Moje kondolencje – powiedziałem, upiłem sporego łyka, odstawiłem szklankę i otworzyłem jedno pudełko z pizzą, bo byłem głodny jak wilk.

– Przynajmniej jeden z nas porucha. – Zaśmiał się Shaun i poklepał mnie po plecach, ja przekląłem czując piekący ból.

Przekroczyłam próg szpitala z sercem tłukącym się w piersi. Postanowiłam odwiedzić Keevę nie dlatego, że jej psychopatyczny ojciec wydał mi takie polecenie, ale dlatego, że zwyczajnie mi jej brakowało. Miałam już dość unikania kontaktu z nią. W końcu byłyśmy przyjaciółkami od dawna. Jedyne, czego się obawiałam, to spotkania z Diablo. Miałam nadzieję, że nie wpadnę na niego ani dzisiaj, ani nigdy więcej. Działo się ze mną coś dziwnego i gdy był blisko moje ciało reagowało na niego w sposób, w który nie powinno. Miałam wrażenie, że miało to związek z jadem sączącym się z ugryzienia.

Sala Keevy wypełniona była kwiatami, tak jak poprzednim razem, kiedy tu byłam, a ona siedziała na łóżku zaczytana w jakiejś książce. Wyglądała już dużo lepiej. Siniaki zniknęły razem z opuchlizną, jak i większością opatrunków. Prawą nogę i lewą rękę nadal miała w gipsie, ale z lewej zniknęło usztywnienie i mogła nią swobodnie ruszać. Długie, niebieskie włosy miała spięte w kucyka, by nie przeszkadzały. Podniosła wzrok znad czytnika i spojrzała prosto na mnie. Łzy napłynęły jej do oczu.

– Przyszłaś – szepnęła, starając się nie rozpłakać.

– Wiem, że trochę długo mi zeszło... – zaczęłam nadal stojąc w progu, ale ona gwałtownie pokręciła głową, zaprzeczając.

– Ja rozumiem, to wszystko moja wina. Boże, Tinka, tak bardzo cię przepraszam. Wiem, jak to zabrzmi, ale naprawdę nie chciałam zrobić ci krzywdy – łzy zaczęły płynąć po jej policzkach, ale nawet nie próbowała ich wycierać. – Nie panowałam nad sobą, nie panowałam nad mocą, tyle się wtedy wydarzyło, ja... jak sobie pomyślę, że mogłam cię... gdyby nie Oscar... – szlochała.

Stałam tak patrząc, jak płacze i nie mogłam się ruszyć z miejsca. Czułam, że jeszcze chwila i sama zacznę płakać, ale przecież nie po to tu przyszłam. Wiedziałam, że Keeva mówiła szczerze, ona nie umiała udawać takiego szlochu. Ja też musiałam być z nią szczera. Chciałam być z nią szczera. Nie mogłam jej stracić. Była moją jedyną przyjaciółką. Moją siostrą.

– No i czego ryczysz? – Wykrztusiłam z siebie, odpychając łzy pchające się do oczu.

– Mogłam cię... moją siostrę... to ja jestem potworem, a nie ty!

Wtedy coś we mnie pękło, ruszyłam do jej łóżka, usiadłam na brzegu i w końcu ją przytuliłam. Owinęła mi ręce wokół szyi, nadal płacząc.

– Przestań, Keeva – powiedziałam cicho. – Może miałaś rację...

– Nie miałam! Nie miałam... wybaczysz mi?

– Już to zrobiłam – odparłam i poczułam, jak jej uścisk się wzmacnia. – Udusisz mnie zaraz.

– Wybacz – powiedziała, puszczając mnie i odsunęła się, by na mnie spojrzeć. – Teraz lepiej panuję nad mocą, już cię nie skrzywdzę.

– Wiem, że zrobiłaś z Oscara królika doświadczalnego.

– Nie chciałam! Naprawdę nie chciałam, ale on się uparł... a ja potrzebowałam pomocy...

Westchnęłam. Oscar był dorosły, na dodatek starszy ode mnie. Powinien mieć więcej rozumu niż ja, ale miłość go zaślepiła. Dałby się pokroić, byle tylko jej pomóc. Byle tylko na niego spojrzała.

– Nie przyszłam się tu kłócić, Keeva. To sprawa między wami. Mów lepiej, jak się czujesz.

– Dobrze, nawet bardzo dobrze. Niedługo mnie stąd w końcu wypuszczą, przecież na zdjęcie gipsu mogę przyjść, nie muszę tu siedzieć. Stęskniłam się za domem, mam dość tego szpitala już, no i musimy w końcu zacząć przygotowania do ślubu!

Oczy jej błyszczały, kiedy wspomniała o ślubie, ale nie od łez. Ona naprawdę kochała Diablo i naprawdę była z nim szczęśliwa. Skoro nadal chciała być jego żoną, nie mogłam stawać jej na drodze do szczęścia. Jako przyjaciółka powinnam ją wspierać. Nawet jeśli nie lubiłam jej narzeczonego. Szybko odgoniłam myśli o nim, żeby ich nie wyłapała. Nie chciałam o tym rozmawiać.

– Jesteś pewna? Nadal chcesz za niego wyjść? Po tym co ci zrobił? – Zapytałam.

Teraz to ona westchnęła. Widziałam, że nie chciała się kłócić. Uśmiechnęła się i spojrzała mi w oczy.

– Tinka... on nie jest... – zaczęła swój wywód, ale jej przerwałam.

– Wiem, wiem. Musiałam zapytać.

– Dobra, to teraz twoja kolej. U ciebie na pewno więcej się działo niż u mnie.

– Co u mnie? – Zaczęłam się zastanawiać. – No więc... koniec z celibatem.

– Ty i K? – Na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, a kiedy kiwnęłam głową, żeby potwierdzić, aż zapiszczała. – Nareszcie! I co? Jaki jest?

– Idealny... – rozmarzyłam się na krótką chwilę, po czym wróciłam do rzeczywistości. – Ale powiedziałam mu, że to była jednorazowa akcja.

– Niee, nie zrobiłaś tego.

– Zrobiłam.

– Tina! Dlaczego? Jak w końcu spotkałaś porządnego faceta, to go odtrącasz?

– Dobrze wiesz, że złamaliśmy regulamin. Nie możemy tego robić, nie powinniśmy byli...

– Od kiedy to jesteś taka grzeczna? Walić regulamin! Dlaczego macie sobie odmawiać, skoro was tak do siebie ciągnie?

– A od kiedy ty jesteś taka niegrzeczna? Szkolna prymuska namawia mnie do łamania zasad? Nie wierzę!

– Nie zapominaj, że umawiałam się z nauczycielem.

– Racja – zaśmiałyśmy się. – Ale wracając... długo nie wytrzymałam i zaciągnęłam go do toalety na szybki numerek podczas ostatniej misji.

– I tak trzymaj! Tylko proszę cię, nie odtrącaj go już więcej. Widzę, jak ci się oczy błyszczą, gdy o nim mówisz. Możesz być szczęśliwa, zasługujesz na to.

– Jeśli chodzi o ostatnią misję, to... – szybko zmieniłam temat.

– Nie chcę znać pikantnych szczegółów z toalety – zaśmiała się.

– Wpadłam na twojego biologicznego ojca...

Uśmiech zniknął z jej twarzy niemal natychmiast. Miała dziwną minę. Nie wiedziałam, czy ją to cieszyło, czy nie. Nie wiedziałam, czy widziała w moim umyśle, co mi zrobił poprzednim razem.

– Schował mi w głowie jakąś wiadomość dla ciebie. Podobno tylko ty możesz ją odczytać.

– Skrzywdził cię?

Więc wiedziała.

– Tym razem nie.

– Pokaż.

Sięgnęła sprawną dłonią do mojej skroni. Oprócz jej dotyku na skórze, nie czułam nic. Była bardzo delikatna. Siedziała z zamkniętymi oczami, ale usta zacisnęła w wąską kreskę. Znalazła tą głupią wiadomość? Odczytała ją? Nie chciałam jej przerywać ani jej rozpraszać. Obawiałam się, że może się to dla mnie źle skończyć, więc grzecznie czekałam. Niedługo potem zabrała dłoń, a ja spojrzałam na nią, chcąc wyczytać cokolwiek z jej twarzy, ale dobrze ukryła emocje.

– Mogłabyś zostawić mnie samą? – Zapytała.

– Wszystko w porządku, Keeva? Znalazłaś tą wiadomość?

– Tak. Po prostu chcę być teraz sama. Proszę.

– Okej, to na razie.

Wstając, rzuciłam jej podejrzliwe spojrzenie, ale położyła się plecami do mnie. Nie odpowiedziała. Wyszłam z sali, zastanawiając się, co takiego zobaczyła. Może kiedyś mi powie. Nie miałam zamiaru naciskać na nią. Nie było sensu. Jeśli nie będzie chciała ze mną rozmawiać na ten temat, to jej nie zmuszę.

Szłam przez szpitalny korytarz tak zamyślona, że nie zwracałam uwagi na otoczenie. Drzwi windy właśnie się rozsuwały, więc nawet nie zwolniłam i weszłam do środka, wpadając na kogoś. Ugryzienie zapiekło, a serce zaczęło się tłuc niespokojnie w piersi. Drzwi się zamknęły i zostałam uwięziona z nim w jednym pomieszczeniu. Spojrzałam w górę. Tęczówki koloru płynnego srebrna patrzyły na mnie tak intensywnie, że prawie przestałam oddychać. Nigdy nie miałam klaustrofobii, ale chyba się jej nabawiłam w tym momencie.

– Cześć – odezwał się pierwszy, jakby zmieszany.

Nie odpowiedziałam. Zrobiło mi się gorąco i czułam, że nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Co się, kurwa, ze mną dzieje?! Windą nagle szarpnęło i Diablo wpadł na mnie, przygniatając do ściany. Teraz to na pewno przestałam oddychać. Jego umięśnione ciało niemal odebrało mi dostęp do powietrza, z kolei moje reagowało na niego w sposób, który nie powinno. Kolejny raz. Coraz bardziej mi się to nie podobało.

– Wybacz, ja... – zaczął, odsuwając się ode mnie. – To trochę... niezręczne.

– Co ty, kurwa, nie powiesz – syknęłam, starając się przywrócić oddech do normy.

– Chyba winda się zepsuła.

– Zajebiście. Czemu wtedy nie wysiadłeś? Szedłeś do Keevy, więc czemu, kurwa, nie wysiadłeś? Wolałabym utknąć tu z kimkolwiek innym, byle nie z tobą.

– Ja...

– Przestań się jąkać, do chuja! Jesteś pierdolonym generałem, nie umiesz się wypowiedzieć?

– Nie wiem, co ci mam powiedzieć! Wiem, że mnie nie lubisz, ale bez przesady. Nie traktuj mnie jak jakąś zarazę!

– Ty nic nie rozumiesz.

– Ile razy mam cię jeszcze przepraszać? – Zbliżył się i zaczęła ogarniać mnie panika. Bałam się, że stracę kontrolę nad własnym ciałem. – Nie cofnę czasu i...

– Przestań! Nie zbliżaj się, nie dotykaj mnie!

– Przecież nie zrobię ci krzywdy, czemu się tak boisz? – Uderzył otwartą dłonią w ścianę, tuż obok mojej głowy, ale nie wyglądał na złego, tylko lekko zirytowanego i był zdecydowanie za blisko.

– Powiedziałam, kurwa, żebyś się nie zbliżał!

Chciałam go odepchnąć, ale gdy tylko go dotknęłam, moje serce przeszył ból. Identyczny, jak poprzednim razem. Nogi się pode mną ugięły, ale złapał mnie, kiedy próbowałam złapać oddech. Oczywiście, kurwa, że mnie złapał. Bo przecież jest taki, kurwa, dobry i szarmancki. Ugryzienie zapłonęło żywym ogniem, gdy jego skóra zetknęła się z moją. Spojrzałam w jego oczy, zamierzając go opierdolić, ale zamarłam. Oko, w które wbiłam sztylet, pochłonęły cienie, a srebro tęczówki zastąpiła krwistoczerwona czerwień.

Przełknęłam ślinę, bo to demoniczne oko wpatrywało się we mnie, jakby chciało mnie pożreć. Za to drugie było całkowicie normalne. Miałam wrażenie jakby srebrne należało do kogoś innego niż to czerwone. Jakby patrzyły na mnie dwie różne osoby, dzielące jedno ciało.

– Diablo – wykrztusiłam w końcu. – Twoje oczy.

– Co z nimi? – Zapytał normalnym głosem.

Gdy nie odpowiedziałam, podniósł głowę i spojrzał w lustro. Natychmiast odsunął się ode mnie, chowając w przeciwległy kąt windy, jednocześnie zasłaniając dłonią demoniczne oko. Osunęłam się na podłogę, bo nogi nadal miałam jak z waty.

– Ja... nie czułem...

– Że się przemieniasz?

– To chyba nie przemiana...

– A co?

– Nie jestem pewien.

Niedobrze, bardzo niedobrze. Musiałam stąd uciekać. Nie miałam najmniejszej ochoty z nim tu siedzieć. Tym bardziej, że on sam nie wiedział, co się dzieje. Sięgnęłam dłonią do przycisków i zaczęłam wciskać je na oślep. Windą znowu szarpnęło, ale Diablo ani drgnął. Siedział w kącie, dziwnie na mnie patrząc jednym okiem. Nagle drzwi się rozsunęły, ukazując pusty korytarz.

– Uciekaj – szepnął.

Nie musiał mi dwa razy powtarzać. Wstałam i rzuciłam się biegiem do najbliższego okna, chcąc znaleźć się jak najdalej od windy. Wspięłam się na parapet i wyskoczyłam, mając nadzieję, że świeże powietrze mi pomoże. Co to, kurwa, było?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top