Rozdział 13
Obudziłem się tuląc do siebie śpiącą F. Leżeliśmy „na łyżeczkę", a w mojej dłoni trzymałem jedną z jej idealnych piersi. Nie spodziewałem się, że tak to się wszystko potoczy, ale byłem zadowolony. I to bardzo. Od dawna z nikim nie byłem, a dzięki F przeżyłem najlepsze orgazmy w życiu. Była po prostu zajebista. Pod każdym względem.
Za drugim razem kochaliśmy się powoli, wkładając w to mnóstwo czułości łącznie z długą grą wstępną. F nie schowała ogona ani uszu i pokazałem jej jak bardzo to doceniam oraz jak bardzo mi się podobało.
Gdy składałem delikatny pocałunek na gładkiej skórze jej karku, drgnęła. Obróciła się na plecy i spojrzała na mnie zaspana. Zsunąłem dłoń z jej piersi na brzuch.
– Dzień dobry – powiedziałem.
Jej oczy przybrały ten piękny, ciepły odcień brązu, który tak lubiłem. Odpowiedziała uśmiechem, obracając się przodem i pocałowała mnie delikatnie, ale czule. Oddałem pocałunek obejmując ją, jednocześnie przewracając się na plecy i ciągnąc ją ze sobą, a ona przylgnęła jeszcze bardziej do mojego ciała. Najlepszy poranek w moim życiu? Bardzo prawdopodobne. Oderwała się ode mnie, uśmiechając się. Boże, jak ja kocham ten uśmiech.
– Nawet bardzo dobry – zamruczała tym swoim zachrypniętym głosem.
Podniosła się na łokciu i położyła dłoń na moim policzku, a kciuka na dolnej wardze. Przez chwilę patrzyła mi w oczy, po czym jej dłoń znalazła się na mojej szyi, a potem zjechała niżej i zaczęła kreślić wzory na mojej klacie palcem, śledząc go wzrokiem. Gdy dotarła do pępka, chyba przestałem oddychać czekając na ciąg dalszy, ale zamiast zjechać jeszcze niżej, wróciła do mojej lewej piersi. Tam zatrzymała się na dłużej. Widziałem dlaczego. Patrzyła na moje znamię, jaśniejsze niż reszta skóry, właściwie prawie białe.
– Zauważyłam to już wczoraj, ale... – spojrzała na mnie. – Nie chciałam nam przerywać – uśmiechnęła się, gładząc opuszkami palców znamię. – Dlaczego wytatuowałeś sobie pióro? I to białe?
Patrzyłem na nią zdziwiony, ale po chwili się zaśmiałem. Czemu wszyscy myślą, że to tatuaż? I widzą w tej plamie jakieś dziwne kształty?
– Po pierwsze: to nie jest tatuaż, tylko znamię. A po drugie: przecież to jakaś plama, gdzie ty tam widzisz pióro?
– Spójrz – powiedziała, więc spojrzałem w dół. – To jest pióro, poszarpane, ale pióro – obrysowała kształt palcem. – Jest zawinięte w niepełny okrąg... jakby sierp księżyca.
– Może i coś w tym jest – odparłem po chwili. – Ale dla mnie to i tak będzie plama.
Sięgnąłem dłonią do jej twarzy, musnąłem kciukiem policzek, po czym wplotłem palce we włosy na karku zmuszając, by przybliżyła swoją twarz do mojej, żebym mógł ją pocałować. Zaśmiała się, gdy nasze usta się złączyły, ale pocałunek oddała. Objąłem ją, zsuwając jedną z dłoni z jej pleców na pośladek.
– Przestań, K – powiedziała z ustami na moich. – Musimy wstawać, już jasno i...
– Ale chyba mamy jeszcze czas na... – przerwała mi całując po raz ostatni, po czym oderwała się ode mnie.
– Jesteś niewyżyty – stwierdziła siadając do mnie tyłem.
Jej długie, kruczoczarne włosy opadły na plecy zakrywając je. Podniosłem się i usiadłem zaraz za nią. Odgarnąłem jej włosy na bok i złożyłem pocałunek na ramieniu.
– Już nie udawaj takiej niedostępnej – wymruczałem jej do ucha i przeniosłem usta na szyję.
Przechyliła głowę na bok, dając mi dostęp do swojego słabego punktu, a moje wargi przemieszczały się powoli w kierunku ramienia.
– Nie mamy na to czasu... – jęknęła, gdy składałem pocałunki na jej barku. – Musimy naprawić silnik...
– Naprawimy... później.
Moje usta znalazły się na jej łopatce. Wyprostowała się wciągając powietrze, gdy schodziłem coraz niżej. Oderwałem wargi od gładkiej skóry, kiedy trafiły na delikatne wybrzuszenie. Odsunąłem się trochę, żeby zobaczyć, co to było i zamarłem. Siedziałem zszokowany wpatrując się w cztery cienkie blizny zaczynające się poniżej łopatki. Nie widziałem ich końca i to niepokoiło mnie jeszcze bardziej.
– F... – dotknąłem delikatnie jednej z blizn. – Co ci się stało?
Obróciła się do mnie bokiem i zauważyłem, że blizny przechodzą przez cały bok sięgając prawie do pępka. Jak mogłem ich wcześniej nie zauważyć? Wczoraj byłem zbyt zajęty nią samą, by zwracać uwagę na takie rzeczy, a teraz było mi głupio. Zobaczyła na co patrzę i chciała się zakryć kocem, ale jej nie pozwoliłem. Powaliłem ją na materac i siadłem na udach, jednocześnie przytrzymując ręce, żeby nie mogła mi uciec. Leżała bokiem, ale górną część ciała miała wykręconą w moją stronę, więc obserwowała, jak przyglądałem się bliznom i nie mogła nic z tym zrobić.
– Co ci się stało? – Powtórzyłem. – Te blizny są... ogromne...
– Nic takiego.
– Nic takiego? Prawie cię rozerwało na pół!
– Organy wewnętrzne nie ucierpiały.
– Jakim cudem? – Puściłem jej ręce i jedna z moich dłoni znalazła się na brzuchu, tuż przy pępku.
– Rany nie były głębokie – wzruszyła ramionami nie patrząc na mnie.
– Ale te blizny... – zacząłem, ale zamknąłem się w momencie, w którym spojrzałem na swoją dłoń.
Znajdowała się dokładnie w miejscu, gdzie zaczynały się blizny, które niemal idealnie pokrywały się z moimi palcami. Były tylko troszkę szerzej rozstawione. Patrzyłem na to w osłupieniu. Ktoś ją... podrapał? Ale jak? Musiałby mieć pazury jak dzikie zwierzę, albo rękawicę z podobnymi ostrzami. Zszedłem z niej zastanawiając się, jak do tego doszło. To nie mógł być wypadek. Ktoś to zrobił specjalnie. Ktoś ją skrzywdził. Poczułem, jak gniew ogarnia moje ciało. F usiadła plecami do mnie. Znowu.
– Kto ci to zrobił? – Zapytałem, ale nie odpowiedziała. – Powiedz mi – zażądałem. – F!
– Po co ci ta wiedza? – Spojrzała na mnie przez ramię.
– Znajdę go i...
– I co? Zabijesz? Proszę cię – prychnęła. – Ty taki nie jesteś – obróciła głowę, żeby na mnie nie patrzeć. – Poza tym ta sprawa jest już załatwiona.
– Jaki nie jestem?
– Taki jak ja – powiedziała cicho.
– Czyli jaki? – Dopytywałem, ale ona milczała. – Czyli jaki, F?
– Nie zabijasz ot tak. Nie przychodzi ci to tak łatwo, jak mnie. To ja jestem potworem, a nie ty!
– Potworem? – Zdziwiłem się, ale nie odpowiedziała. Chciała wstać, uciec, jak zwykle, ale złapałem ją za rękę i przyciągnąłem do siebie zamykając w objęciach. Moja złość gdzieś wyparowała. – Nie wiem kto ci naopowiadał takich głupot, ale nie jesteś żadnym potworem.
– Nie znasz mnie, K – odparła prawie szeptem. – Nie wiesz...
– Dla mnie nie jesteś potworem.
Podniosła głowę, żeby spojrzeć mi w oczy.
– Jeszcze – powiedziała, a ja westchnąłem.
– Zawsze musisz mieć ostatnie słowo? – Zapytałem przewracając ją na plecy, przygniatając swoim ciałem.
– Jakbyś mnie nie znał – odparła uśmiechając się tak, że zrobiło mi się gorąco.
– Gubisz się w zeznaniach, F – powiedziałem i przyłożyłem usta do jej szyi, po czym zacząłem składać delikatne pocałunki na jej skórze.
– Może trochę...
– Trochę? – Zapytałem, tylko na moment odrywając wargi od jej szyi. – Na moje oko, to bardzo się gubisz.
– Nie... – jęknęła, obejmując mnie i nawet nie wiedziałem, kiedy znalazłem się pod nią. – Chciałam powiedzieć, że może jednak trochę mnie znasz, ale trochę to wciąż za mało.
– Pozwól mi...
– Nie. Już wystarczająco zmarnowaliśmy czasu. Co jeśli łączność wróciła i MAO wysłało już za nami kogoś? Wpadną tu i nas nakryją.
– Jakbyś tyle nie gadała, to zdążylibyśmy...
– Przestań myśleć kutasem, kurwa. Myślisz, że nie czuję go pod sobą? – Patrzyła na mnie rozjuszona. – Nie możemy tego robić! Jeśli się dowiedzą... – chciała ze mnie zejść, ale przytrzymałem ją w miejscu.
– Nie dowiedzą. Będziemy uważać. Ale masz rację z tą łącznością.
– To mnie, kurwa, puść!
– Proszę bardzo.
Puściłem ją, a ona szybko wstała, podniosła majtki leżące tuż przy materacu i założyła. Obserwowałem każdy jej ruch nadal leżąc.
– Mam nadzieję, że kiedyś to powtórzymy – powiedziałem wodząc za nią wzrokiem, gdy szukała stanika.
– Nie. To była jednorazowa akcja.
– Dlaczego? Źle ci było?
– Seks był zajebisty, ale nie będę stawiać kariery na szali, bo ty jesteś niewyżyty. To zbyt ryzykowne.
– Polemizowałbym, kto w tym duecie jest niewyżyty – odpowiedziałem patrząc jak zakłada biustonosz. – Daj spokój, F. Będziemy ostrożni.
– Ostrożni? – Prychnęła. – Jeśli będziesz tak patrzył na mnie w kwaterze głównej, jak w tym momencie, to na bank nikt się nie zorientuje. – Zadrwiła.
– Popracuję nad tym.
– Dobra, dobra. A teraz ruszaj ten seksowny tyłeczek, bo silnik sam się nie naprawi.
– Co powiedziałaś?
Aż podniosłem się na łokciu z wrażenia. Czy ona naprawdę to powiedziała? Czy tylko mi się wydawało? Stanęła przede mną już w butach i ubranym do pasa kombinezonem. Położyła ręce na biodrach i pochyliła się lekko, a że była w samym staniku, to miałem bardzo ładny widok. Ona to chyba robi specjalnie. Najpierw mnie prowokuje, a potem pretensje.
– Ruszaj, kurwa, to leniwe dupsko! – Warknęła i ruszyła do fotela, po drodze wkładając ręce w rękawy kombinezonu.
– Hej, F – podążyłem za nią wzrokiem, ale nie odwróciła się, nie mówiąc już o jakiejkolwiek odpowiedzi. – F – powtórzyłem, ale nadal nic. – F, do cholery!
– Czego?! – Odwróciła się wściekła.
– Jesteś piękna – zbiło ją to z tropu. – W każdej postaci – chyba ją zatkało, bo patrzyła na mnie z rozchylonymi wargami, ale z jej gardła nie wydobył się żaden dźwięk. – I z każdą blizną.
Nie odpowiedziała, ale jej złość wyparowała. Chyba nawet się zarumieniła. Odwróciła szybko głowę, chcąc ukryć swoją reakcję, ale widziałem, że się uśmiechnęła. Zadowolony z siebie wstałem i zacząłem się ubierać.
✶
Od nocy spędzonej z F nie czułem się sobą. Nie mogłem spać, nie mogłem jeść, nie mogłem się skupić na czymkolwiek. Nie pomagała ani gitara, ani konsola, ani motor, którego jeszcze nie sprzedałem, bo nie miałem do tego głowy. Moje myśli krążyły tylko i wyłącznie wokół F. A sądziłem, że było źle, gdy nawiedzała mnie w snach.
Siedziałem właśnie w knajpie, w której jadam śniadanie z Shaunem, jeśli uda nam się zgrać grafiki, i dłubałem widelcem w jajecznicy na bekonie. Pachniała tak smakowicie, ale nie byłem w stanie przełknąć ani kęsa.
– Jesteś chory? – Zapytał Shaun wyrywając mnie z zamyślenia.
– Co?
– Nic nie zjadłeś. To do ciebie nie podobne, więc ponawiam pytanie: jesteś chory?
– Nie. Nie wiem. Skończyłeś jeść? To idziemy. – Odparłem, odkładając widelec i odsunąłem od siebie talerz.
Blondyn patrzył na mnie podejrzliwie przez dłuższą chwilę, po czym westchnął, zapłaciliśmy i wyszliśmy, zostawiając moją nietkniętą jajecznicę.
– Nie wziąłeś rachunku – powiedział.
– A po co?
– Jedna z kelnerek napisała ci na nim swój numer.
– Co? Niby która?
– Ta, co robi do ciebie maślane oczka od dnia, w którym pierwszy raz tam poszliśmy.
– Nie zauważyłem.
– Ej, serio, stary. Co ci jest? Chodzisz jak naćpany, nie masz apetytu i wyglądasz jakbyś w nocy robił wszystko poza snem.
– Chyba muszę ci coś powiedzieć – westchnąłem.
– Jak masz zamiar mi powiedzieć, że jesteś gejem, to najpierw muszę się napić.
– Co? Jakim gejem? Dosypali ci coś do jedzenia?
– To brzmiało tak poważnie, jakbyś był gejem... albo poważnie chory – nie odpowiedziałem, więc wytrzeszczył oczy. – Jesteś chory? Czemu nie mówiłeś wcześniej? – Zaczynał mnie już irytować. Sam sobie odpowiadał, wcale nie potrzebował mnie do rozmowy. – Mam znajomości. Załatwię ci porządne badania i najlepszych lekarzy.
– Spałem z F! – Wydusiłem w końcu i zapanowała błoga cisza.
Szedłem dalej rozkoszując się milczeniem Shauna, ale po chwili zatrzymałem się, bo zorientowałem się, że on wcale nie idzie obok mnie. Został w tyle, zszokowany. Co chwilę jeździł na jakieś szkolenia, więc nie miałem, kiedy mu powiedzieć, że moja relacja z F się zmieniła już jakiś czas temu.
– Idziesz? – Zapytałem, a on jakby się ocknął i szybko pokonał dystans między nami.
– Idę, idę. Ale serio? Z F? Tą samą, która doprowadzała cię do szału? Tą samą, przez którą rozwalałeś worki treningowe? – Dopytywał.
– Tak, tą samą F. To znaczy nie. Ona taka nie jest, trzeba poznać ją bliżej, żeby zobaczyć jaka jest naprawdę. – Odparłem, po czym opowiedziałem mu trochę o prawdziwej F.
– Widzę, że ty poznałeś ją dogłębnie – zaśmiał się. – Gdybyś powiedział od razu, że chodzi o laskę, to oszczędziłbyś mi nerwów. Ale kamień spadł mi z serca, że nie jesteś chory.
– Już mnie zdiagnozowałeś?
– Zakochałeś się, kretynie. Nigdy przedtem nie byłeś zakochany, że nie wiesz co ci jest?
– Byłem. Ale nie aż tak.
– Moje kondolencje w takim razie.
– Gorzej ci, Shaun?
– Chyba tobie. Powinieneś siebie zobaczyć, jak o niej mówisz. Przepadłeś, stary. Z jebanym kretesem.
✶
Wróciłam do domu cała w skowronkach. Uśmiech nie schodził mi z twarzy i mimo, że powiedziałam K, że to była jednorazowa akcja, to nie byłam tego taka pewna. Logika nakazywała mi trzymać się od niego z daleka, odtrącać go i zgadzałam się z tym w pewnym stopniu. Złamaliśmy zasady. Nie powinniśmy byli tego robić, bo teraz będzie nam ciężko zachowywać się, jakby nic się nie stało. A stało się i to bardzo dużo. Przekroczyliśmy granicę, zza której nie ma powrotu. Jeśli będziemy to kontynuować, to udawanie, że między nami niczego nie ma, będzie trudnym zadaniem. Ale z drugiej strony, jak mamy nadal współpracować, skoro pożądanie przyciąga nas do siebie jak magnes? Wszystko się skomplikowało, ale nie żałuję ani sekundy z nim spędzonej.
– Nareszcie! – Głos Raito wyrwał mnie z zamyślenia. – Zaczynałem się martwić.
– Zepsuł nam się silnik – odparłam odrywając się od drzwi wejściowych, o które się opierałam.
– Zepsuł wam się silnik – powtórzył wilk idąc za mną do sypialni.
– No przecież mówię.
Zdjęłam maskę, odpięłam kabury z bronią oraz pochwę ze sztyletem. Wszystko położyłam na komodzie, bo nie było sensu chować do szuflady. Wolałam mieć broń pod ręką.
– A więc tak to się teraz nazywa.
– O co ci chodzi, Raito? – Odwróciłam się do niego, opierając się ręką o brzeg komody.
– Pachniesz nim – zmarszczył nos, a ja wybałuszyłam oczy. – Co? Myślałaś, że się z nim prześpisz i nie zauważę? Pachniesz nim, a on na pewno pachnie tobą. Macie szczęście, że ludzie nie mają tak czułego węchu, jak ja, bo wpadlibyście od razu. – Usiadł i patrzył na mnie niemalże oskarżycielsko. – Dobrze się czujesz? Zbladłaś.
– W MAO nie pracują tylko ludzie – odpowiedziałam, czując jak żołądek zaciska mi się z nerwów. Ktoś mógł już zauważyć. – Na bank są tam przedstawiciele ras z wyczulonym węchem.
– Wyluzuj. W kwaterze głównej jest mnóstwo wymieszanych ze sobą zapachów, więc ciężko byłoby wyłapać, że pachniecie sobą bardziej niż zwykle.
– Tak mówisz?
– Tak. Poza tym, jaka jest szansa, że wpadniecie akurat na gościa z wyczulonym węchem?
– Raczej mała. Kwatera główna jest ogromna.
– Właśnie. A nawet jeśli, to co w tym dziwnego, że pachniecie sobą, skoro razem pracujecie? Nie masz się czym martwić.
– Masz rację, wilczku. – Uśmiechnęłam się i podeszłam do niego, żeby go przytulić, ale rozpłynął się w powietrzu.
– Żadnych przytulasków, dopóki się nie wykąpiesz! – Krzyknął z salonu.
Zaśmiałam się cicho, zabrałam jakąś koszulkę i krótkie spodenki, po czym ruszyłam do salonu, bo musiałam przez niego przejść, żeby dostać się do łazienki.
– Lepiej się pośpiesz, bo nie zniosę dłużej jego zapachu – powiedział Raito, gdy tylko opuściłam sypialnię.
– Nie przesadzaj, chyba się nie udusisz?
– Jeśli to ma się powtarzać, to wolę stracić węch.
– A może jesteś zazdrosny?
– Ja? Niby dlaczego? – Prychnął.
– No nie wiem, bo spędzam z nim więcej czasu niż z tobą?
– Nie bądź śmieszna – obrócił łeb, żeby na mnie nie patrzeć, udając, że ogląda telewizję. Ale wiedziałam, że trafiłam. – Jestem twoim strażnikiem, łączy nas wyjątkowa więź i on tego nie przebije.
– Ty na serio jesteś zazdrosny – zaśmiałam się i zbliżyłam się do niego.
– Nie podchodź! Blee, zaraz się uduszę! – Otworzył pysk i wystawił język, jakby miał zaraz zwymiotować.
– Przestań pajacować, Raito.
Usłyszałam dzwonek do drzwi i spojrzeliśmy na siebie z wilkiem zdziwieni. Nie spodziewałam się nikogo.
– Na co czekasz? Idź otwórz. – Powiedział wilk z wyrzutem.
– Jeszcze z tobą nie skończyłam – wycelowałam w niego palcem, rzucając ciuchy na kanapę i ruszyłam do drzwi, ale zatrzymałam się w połowie i odwróciłam do wilka. – Aha. Jeszcze jedno: to czy spałam z K, czy nie, to nie jest twoja sprawa.
– Moja może nie, ale mojego nosa już tak.
Zgromiłam go wzrokiem i poszłam otworzyć. Zamarłam, gdy zobaczyłam kto stał za drzwiami. Serce zaczęło tłuc się w piersi i coś we mnie krzyczało, żebym uciekała, ale mimo to, stałam w miejscu. Jak sparaliżowana. Nie spodziewałam się, że przyjdzie mnie odwiedzić kupka nieszczęścia w postaci Diablo. Nadal miał opatrunek na oku, w które wbiłam mu sztylet. Jego zdrowe oko wyglądało normalnie. Zwykłe, białe białko i tęczówka w kolorze płynnego srebra.
– Cześć – powiedział cicho. – Nie musisz się bać, nic ci nie zrobię.
– Nie boję się – skłamałam.
– Słyszę, jak wali ci serce...
– Czego chcesz? – Warknęłam, ignorując to, co powiedział.
– Przepraszam, że cię nacho...
– Do rzeczy, kurwa. Chyba nie przyszedłeś tu bawić się w kardiologa?
Westchnął spuszczając wzrok na swoje buty. Wcale nie wyglądał groźnie. Nie powinnam czuć się zagrożona, ale tak się właśnie czułam. Nie lubiłam go. Nie ufałam mu. Ale gdy stał tak przede mną skruszony, prawie było mi go żal. Chyba naprawdę żałował tego, co się stało. W końcu na mnie spojrzał.
– Keeva prosi, żebyś ją odwiedziła – powiedział. – Nie odbierasz od niej telefonów, nie odpisujesz na wiadomości...
– Ciekawe dlaczego? – Syknęłam. – Ach, no tak. Ostatnim razem, gdy u niej byłam, prawie usmażyła mi mózg.
– Nie zrobi ci już krzywdy.
– Jak miło z jej strony – zadrwiłam. – A teraz spierdalaj. – Chciałam zamknąć drzwi, ale przytrzymał je ręką.
– Tina, proszę...
– Prosisz? Nie masz jebanego prawa mnie o nic prosić!
– Przecież przyjaźnicie się od lat. Keeva cię potrzebuje. Proszę nie tylko w swoim imieniu, ale też jej!
Mierzyliśmy się przez chwilę spojrzeniami w ciszy.
– Zastanowię się – powiedziałam w końcu, a on wyprostował się zabierając rękę.
– Dzięku... – zaczął, ale zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem.
– A teraz spierdalaj – warknęłam pod nosem i byłam prawie pewna, że to słyszał.
Wróciłam do salonu i Raito zmierzył mnie wzrokiem.
– Co znowu? – Zapytałam zirytowana.
– Świetnie sobie z nim poradziłaś, jak na zesraną ze strachu. Aż tu słyszałem, jak ci serce waliło.
– Czy ty dzisiaj wziąłeś sobie za cel wyprowadzenie mnie z równowagi? – Warknęłam podchodząc powoli do niego. – Miałam zajebisty humor, ale widocznie stanie się jakaś tragedia, jak będę przez chwilę szczęśliwa. Świat się, kurwa, zawali, bo Tina Flux będzie szczęśliwa dłużej niż pół jebanego dnia!
– Hej, hej, spokojnie. Ja tylko żartowałem.
Już miałam mu odpowiedzieć, kiedy znowu usłyszałam dzwonek.
– Mam ci przeliterować słowo „spierdalaj"? – Warknęłam otwierając drzwi, bo spodziewałam się Diablo.
– Poproszę – zaśmiał się Oscar. – Coś taka wpieniona, mała? Mogę wejść?
– Właź – syknęłam i ruszyłam do salonu, wiedziałam, że zamknie za sobą drzwi.
– Pachniesz... – zaczął złotooki dołączając do mnie, ale nie wiedział jaki błąd popełnił.
– Następny, kurwa! Jeszcze jedno słowo i pozbędziesz się zmysłu węchu!
– Okej, okej – podniósł ręce do góry, jakbym mierzyła do niego z broni.
– Rozgość się – powiedziałam starając się uspokoić. – A ja pójdę się wykąpać, bo zaraz dostanę białej gorączki przez Raito.
– Jak chcesz mogę ustawić go do pionu – zaproponował Oscar.
– Chcesz ustawiać do pionu mojego strażnika? – Wilk położył uszy po sobie i odsłonił kły. – Żebym ja nie musiała cię ustawiać do pionu, jak z tobą skończę. – Warknęłam mierząc wzrokiem przyjaciela.
– Mój nos mówi, że komuś już coś do pionu postawiłaś – nawet nie zdążył się zaśmiać, bo mój prawy sierpowy złamał mu nos. A przynajmniej taką miałam nadzieję. Coś chrupnęło, to na pewno.
– Kurwa – syknął łapiąc się za nos.
– Ostrzegałam.
Zabrałam ciuchy z kanapy i w końcu poszłam się wykąpać. Prysznic ukoił nerwy, pomógł rozluźnić mięśnie i oczyścić umysł z niepotrzebnych myśli. Wyszłam z łazienki jak nowo narodzona. W luźnej koszulce, krótkich spodenkach oraz mokrymi włosami. Nie chciało mi się ich suszyć. Były stanowczo za długie, a suszenie ich zajęłoby wieki. Gdy weszłam do salonu, Oscar siedział rozwalony na kanapie z głową odchyloną do tyłu i woreczkiem z lodem na nosie. A po Raito nie było śladu.
– Złamany? – Zapytałam.
– Nie wiem – odpowiedział. – Wybacz, mała, ale nie mogłem się powstrzymać. – Nawet teraz głupkowato się uśmiechał.
– Co zrobiłeś Raito? – Spytałam siadając obok niego.
– Nic. Mówiłem, że za mną nie przepada.
– Jeśli się dowiem...
– Nie, nie! Przysięgam, nic mu nie zrobiłem, tylko nie bij! – Udawał przerażenie.
– Błaznowanie coraz lepiej ci wychodzi. Prawie uwierzyłam, że się mnie boisz.
– Ciebie każdy się boi, mała – zaśmiał się, a potem jęknął. – Mój biedny nosek.
– A od kiedy twój biedny nosek jest tak wyczulony na zapachy jak nos Raito?
– Od zawsze. Mówiłem ci, że jestem wyjątkowy.
Westchnęłam. Wiedziałem, że więcej już z niego nie wyciągnę. Milczeliśmy przez dłuższą chwilę. Gdy tak na niego patrzyłam, zauważyłam, że wygląda gorzej niż zwykle. Jakiś dziwnie zmęczony, z podkrążonymi i przekrwionymi oczami oraz kilkudniowym zarostem.
– Hej, mała.
– No?
– Nie poszłabyś odwiedzić Keevy?
– Czy wyście się dzisiaj zmówili? Może dzisiaj jest dzień załatwiania wszystkiego za Keevę, a ja o tym nie wiem?
– O czym ty mówisz? – Oscar zdjął woreczek z lodem z nosa i spojrzał na mnie.
– Diablo tu był. Dosłownie kilka minut przed tobą.
– Co, kurwa? Zrobił ci coś?
– Nie. Prosił, żebym odwiedziła Keevę, bo biedna nie może się ze mną skontaktować i podobno już mi nic nie zrobi.
– To akurat prawda. Nauczyłem ją panować nad mocą.
– Niby jak? Musiałaby na kimś... – wybałuszyłam na niego oczy. – Oscar... dałeś z siebie zrobić królika doświadczalnego? Dlaczego?
– Chciałem jej pomóc.
– Dlaczego? Przecież to musiało być bardzo bolesne. Czemu miałbyś się tak dla niej poświęcać?
– Bo ją, kurwa, kocham! – Patrzył na mnie przez chwilę zrozpaczony, po czym oparł głowę o oparcie kanapy i przyłożył lód do nosa. – Kocham ją i zrobię dla niej, kurwa, wszystko... nawet jeśli nie jest moja...
– Myślałam, że ci przeszło...
– Mała... mnie nigdy nie przejdzie...
– Skąd wiesz? Przecież...
– To ty nie wiesz? – Obrócił głowę w moją stronę i spojrzał na mnie jednym okiem. – Ty naprawdę nie wiesz.
– Ale czego?
– Bo Bhalorianie zakochują się tylko raz w życiu.
Patrzyłam na niego zszokowana. To znaczyło, że Oscar już do końca życia będzie nieszczęśliwy, bo zakochał się w nieodpowiedniej osobie. Zakochał się w człowieku, a ludzie nie są stali w uczuciach, zawsze mogą zakochać się w kimś innym, albo po prostu odkochać. A przynajmniej większość z nich.
Teraz już rozumiałam, dlaczego Oscar nie utrzymywał kontaktu z Diablo. Chcąc, nie chcąc zabrał mu wszystko. Miłość, szczęście i radość z życia. I chociaż złotooki dobrze to ukrywał, w środku przechodził katusze widząc Keevę z Diablo. Doskonale tuszował rozpacz pod tymi cudownymi uśmiechami. W tej kwestii był taki jak ja. Nakładał maskę, żeby ukryć swoje prawdziwe uczucia. Nic dziwnego, że trzymamy się razem, skoro jesteśmy do siebie tacy podobni.
Jeśli zakochałam się w K, to mam przejebane.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top