9 "Więc nie przyprowadzaj do domu chłopaka, który nie jest mną"
- Okej, wszyscy są w samochodzie, wszyscy wszystko mają. W takim razie co puszczamy? - Oliver zwrócił się do mnie i do James'a.
Jest kilkanaście minut po siódmej. Nasze torby są już w bagażniku, który jest cały zapchany od ręczników plażowych, parasoli innych dupereli.
Teraz siedzę na miejscu pasażera, a James na siedzeniu pomiędzy fotelami.
Czyli na tym najmniej wygodnym.
- Asking Alexandria!
- One Direction!
Popatrzyliśmy na siebie z brunetem i wybuchliśmy śmiechem. Nie ma to jak słuchać zupełnie innego gatunku muzyki z przyjaciółmi.
Oliver się skrzywił i włączył płytę "The Black", na co szczęśliwa wyrzuciłam ręce w górę, dokładnie w tym samym czasie, co James wydał jęk niezadowolenia. Obróciłam się w jego stronę i wystawiłam mu język.
- Którą piosenkę najbardziej lubisz? - Zwrócił się do mnie blondyn, nie odrywając wzroku od drogi.
Chwilę się zastanowiłam i odpowiedziałam z przekonaniem:
- Oczywiście, tak jak wszyscy lubię "The Black" i "Here I Am", ale moją ulubioną jest "Gone".
Chłopak przytaknął.
- Mam tak samo. - Powiedział i posłał w moją stronę lekki uśmiech, który odwzajemniłam. - Niektórzy uważają, że jest to list samobójczy.
- I mają rację. - Mruknęłam. - Prawda jest taka, że wszystkie te osoby: Oliver Sykes, Ben Bruce, Andy Biersack, Kellin Quinn, Danny Worsnop, Dennis Stoff... oni mieli wielkie problemy w życiu, a to bulimia, a to A.D.D, rozbita rodzina, depresja, uzależnienie. I to można by było tak wymieniać. Właśnie oni są prawdziwymi bohaterami, a ich muzyka opisuje dokładnie to co czuli. Po prostu niesamowite... a do tego...
- Dość! - Wydarł się James, przez co, aż podskoczyłam na siedzeniu, a Oliver nagle zahamował. Na szczęście jechaliśmy jakimiś polami, więc za nami nie było żadnych samochodów. Tylko przed nami jechała reszta grupy.
- Ty nas kiedyś zabijesz, człowieku. - Popatrzyłam na niego z mordem w oczach, co uczynił i blondyn.
Brunet wzruszył ramionami.
- Po prostu mam dość gadania o muzyce. Macie już pary na bal maturalny?
Westchnęłam na zmianę tematu.
- James, mamy jeszcze ponad trzy miesiące czasu. Co wy wszyscy macie z tym, żeby robić wszystko na zapas? - Fuknęłam. - Anette to samo. Gdy wczoraj weszłyśmy do galerii, to ta mówi, że idziemy szukać sukienek na bal.
- I co znalazłyście jakieś? - Spytał blondyn, przez co na niego spojrzałam.
- Naprawdę, tylko to zainteresowało cię z mojej wypowiedzi? - Mruknęłam.
Oliver wzruszył ramionami, na co przewróciłam oczami.
Normalnie, jakbym pisała książkę na temat swojego nudnego życia, to by się zrymowało.
- Anette nie znalazła nic dla siebie, ale znalazła coś dla mnie. - Powiedziałam pod nosem i wyjrzałam przez okno, zaciskając dłonie w pięści.
Nienawidzę tego, że nie stać mnie na większość rzeczy.
- Skoro znalazła sukienkę dla ciebie, to dlaczego masz taką ponurą minę? - Zapytał James, który spoglądał na mnie w lusterku.
- Ponieważ nie było mnie na nią stać. - Szepnęłam i naprawdę chciałam, żeby żaden z nich mnie nie usłyszał.
Poczułam na jak czyjeś palce splatają się razem z moimi. Spojrzałam na nie, a następnie na bruneta, który patrzył na mnie ze współczuciem, jednak na jego twarzy malował się lekki uśmiech.
- Zobaczysz, Sue. Znajdziemy dla ciebie piękną suknię, której wszystkie dziewczyny będą ci zazdrościć, a nawet jeśli nie, to uszyją ci ją własnymi rękami.
Moje oczy zaszkliły się.
- Tak się cieszę, że mam kogoś takiego jak ty. - Szepnęłam i pocałowałam James'a w policzek.
- To ja się cieszę, że mam taką przyjaciółkę jak ty.
"Please don't be lonely when I'm gone
I've been so sad for far too long
And as I gently slip away, this song will always stay"
***
Pierwsze co powiedziałam, gdy tylko zobaczyłam domek, w którym będziemy mieszkać było cicho "wow".
Przed nami znajdował się dom, nie domek, wykonany z ciemnego drewna. Po dwóch stronach drzwi były posadzone róże. Piękne, czerwone i białe róże. Do drzwi prowadziła ścieżka z małych, białych kamyczków. Wzdłuż niej postawione były głazy z marmuru.
Gdy spojrzało się w lewo, dało się zauważyć jezioro i małą plażę usłaną złotym piaskiem.
No po prostu padam z nóg, tak tu pięknie.
Nawet nie wiem kiedy, Oliver wysiadł z samochodu i otworzył mi drzwi. Posłałam mu szczery uśmiech i opuściłam pojazd z małą pomocą jego ręki.
- Dziękuję. - Szepnęłam, lekko zawstydzona.
Nie wiem co z nim jest nie tak. Nie jestem specjalnie nieśmiałą dziewczyną. Po prostu jestem zamknięta w sobie. Ale nikt, nigdy nie zawstydzał mnie tak bardzo jak ten chłopak. I moje ciało nigdy nie działało tak, jak działa na tego blondyna z czarnymi jak noc oczami.
A może jestem chora?
Tak, chyba umysłowo...
Chłopaki wyjęli nasze torby, a ja w tym czasie przywitałam się z resztą ferajny. Wszyscy na około byli uśmiechnięci, szczęśliwi. To jest chyba piękniejszy widok, od tego domu z jeziorem. Patrzyć na kogoś, kto jest szczęśliwy. Jeszcze lepiej. Patrzeć na przyjaciół, którzy są szczęśliwi.
Jednak nie jestem pewna, czy już mogę nazwać Oliver'a, Dominick'a i Victor'a przyjaciółmi.
Rozmawiamy ze sobą dopiero od kilku dni.
Zna ktoś to uczucie, że dopiero co się poznaje daną osobę, ale czuje się, jakby znało się ją całe życie?
No to właśnie ja tak się czuję.
W sumie, mogłabym powiedzieć, że znam tych chłopaków od większej części mojego życia, ale to wciąż nie jest to samo. Przecież chłopaki odcięli się od nas na cztery lata. Na ponad cztery lata. A to jest normalnie kosmos.
- Sue, wziąć ci torbę? - Zapytał mnie Oliver, więc odwróciłam się w jego stronę.
Podeszłam do niego.
- Nie trzeba. Poradzę sobie.
- To żaden problem. - Stawiał na swoim, jednak ja uparcie pokręciłam głową.
- Dam sobie radę. - Posłałam mu uśmiech. - Masz do niesienia swoją torbę, a znając życie Anette wzięła więcej niż dwie, więc pewnie będziesz musiał pomóc chłopakom.
Skinęłam głową na Dominick'a, który patrzył na blondynkę ze złością.
Na około nich były cztery torby.
- Na pewno?
- Tak, Oliver. I przepraszam, że wczoraj nie odpisałam, ale zasnęłam. - Powiedziałam, patrząc na niego ze skruchą.
Chłopak zaśmiał się i musnął dłonią mój policzek.
- Nie ma sprawy, Sue. Przecież nic takiego się nie wydarzyło. A tak na serio, to naprawdę zbajerowałem twoją mamę?
Popatrzyłam na niego z rozbawieniem.
- Normalnie pokochała cię.
- A to źle? - Zapytał z uśmieszkiem.
- Oczywiście, że tak! - Wyrzuciłam ręce do góry i uderzyłam go ręką w tors. - Gdy kiedyś przyprowadzę chłopaka do domu, a on nie będzie miał takich manier jak ty, to moja mama go po prostu wyrzuci!
- Więc, nie przyprowadzaj do domu chłopaka, który nie jest mną. - Blondyn zbliżył się do mnie na niebezpieczną odległość, nie spuszczając wzroku z moich oczu.
Zadrżałam, przez intensywność jego wzroku, jednak nie dałam po sobie tego poznać.
- A wiesz co może być najgorsze? Że jeśli pokocha cię za bardzo, to mój tata, albo nie wyrazi mi kiedyś zgody na ślub, albo się będzie musiał wyprowadzić z domu.
Chłopak zmarszczył brwi.
- Dlaczego?
- Ponieważ moja mama zakocha się w tobie na zabój i będzie chciała wymienić tatę na młodszy model. - Zrobiłam smutną minkę i otarłam niewidzialną łzę, przez co Oliver nie mógł się powstrzymać i wybuchnął głośnym śmiechem.
- Jesteś niemożliwa, Moore.
Blondyn poczochrał mnie po włosach i z bananem na twarzy skierował się w stronę James'a i reszty. Przerzuciłam swoją torbę przez głowę i poszłam w jego stronę.
- O co się kłócicie? - Spytałam, kiedy znalazłam się w okręgu grupy.
Victor popatrzył rozbawiony na Dominick'a i Anette, którzy zabijali się wzrokiem.
- Dominick wkurzył się, że Anette zabrał tyle rzeczy. - Chłopak wzruszył ramionami.
- Bo po cholerę na dwa dni, aż cztery torby, w których pewnie nie ma nic co mogłoby się tu przydać.
- Wypraszam sobie! - Zareagowała blondynka, a ja przypatrywałam się im z uśmiechem. - Jedna torba jest cała wypchana jedzeniem, w drugiej są ubrania, w trzeciej kosmetyki, a w czwartej różne urządzenia, jak na przykład lokówka.
- No właśnie! - Chlopak wyrzucił ręce do góry. - Po co ci lokówka?!
- Nie sądziłam, że jesteś taki głupi, żeby nie wiedzieć po co jest lokówka.
Brunet opuścił ramiona, zrezygnowany i pokręcił głową.
- Nie wytrzymam z tą kobietą. - Mruknął, przez co wszyscy się zaśmiali, a Anette głośno fuknęła.
- Dasz radę, Dominick. - Poklepałam chłopaka po plecach. - Jeszcze tylko jakieś cztery miesiące, no chyba że pójdziecie na takie same studia, to już będzie gorzej.
Brunet spiorunował mnie wzrokiem.
- Nawet nic mi nie mów. - Powiedział i udał się w stronę domku, jednak po chwili odwrócił się w naszą stronę, gdy nie mógł otworzyć drzwi, przez co wszyscy strasznie rechotali. - Oliver, ruszysz dupę i otworzysz te drzwi, czy nie?!
Blondyn popatrzył na niego, próbując ukryć rozbawienie, co słabo mu wychodziło.
- Nadchodzę, moja Julio! - Wykrzyknął i tanecznym krokiem ruszył w stronę chłopaka, co my zrobiliśmy chwilę po nim.
Gdy tylko przekroczyłam próg domu, zaparło mi dech w piersiach.
Całość była utrzymana w rodzinnym stylu. Brązowe, beżowe i białe ściany, do tego meble robione z ciemnego, a niektóre z jasnego drewna. Jednak, oczywiście nie mogło tu zabraknąć telewizora, konsoli do gier i wielu innych nowoczesnych przedmiotów. Na przeciwko drzwi frontowych były drzwi na taras, a z tarasu był widok na jezioro.
Przedpokój prowadził do salonu, a gdy skręciło się w lewo znajdywało się w kuchni. W salonie, były schody, które prowadziły na piętro, a więc pewnie do kilku sypialni i łazienek.
Czym prędzej skierowałam się w tamtym kierunku.
- Anette, zajmę nam pokój! - Krzyknęłam do blondynki, będąc w połowie schodów.
- Tylko ten najlepszy!
Zaśmiałam się cicho.
Będąc już na piętrze, poszłam w głąb korytarza i otworzyłam ostatnie drzwi na prawo.
Bingo.
Przede mną znajdywał się pokój, którego ściany były białe, jedynie jedna była w jasnoniebieskim kolorze. Białe dwuosobowe łóżko, szary dywan, dwie szafki nocne i ogromna szafa. A do tego przeszklone drzwi na balkon.
Gdy weszłam w głąb pokoju, zauważyłam za szafą dodatkowe drzwi, dlatego zostawiając torbę na dywanie, skierowałam się w tamtym kierunku.
Zachłysnęłam się powietrzem.
Łazienka, cała biała z kilko wstawkami szarości. Była wanna, prysznic, ogromna umywalka, w której moje ciało by się pewnie zmieściło, toaleta i chyba z milion półeczek.
Kurna, czego chcieć więcej?
Wróciłam do głównego pomieszczenia i rzuciłam się na łóżko, szczerząc się do siebie.
- No, Sue, muszę przyznać, że wybrałaś idealnie. - Mruknęła blondynka, kiedy weszła do pokoju. - Popatrz jaka ogromna szafa!
Zaśmiałam się z jej miny.
- Idealna dal ciebie, Anette. - Powiedziałam, obserwując ją, kiedy chodziło w tę i z powrotem, oglądając wszystko dookoła.
- Puk, puk, wchodzimy.
Drzwi zostały otwarte, a w przejściu zauważyłam James'a i Victor'a.
- Niezły pokój, laski. My mamy gorszy. - Powiedział chłopak z tęczą na głowie.
- Właśnie! Zostawiłyście mnie i muszę być z tym jednorożcem w jednym pokoju! - James popatrzył na nas oskarżająco i dostał kuksańca w bok od Victor'a.
- Lubisz tego jednorożca!
- A, no lubię. Nie ma co zaprzeczać.
Wszyscy się zaśmialiśmy, a chłopaki zostawili torby Anette i wyszli z pokoju.
- Anette, a tak na poważnie, to po co wzięłaś lokówkę? - Spytałam i usiadłam w sadzie skrzyżnym, wpatrując się w dziewczynę.
- Nigdy nie wiesz co ci się przyda. - Mruknęła, oglądając swoje paznokcie. - Ostatnio nie wzięłam prostownicy na trzy dni u cioci i nawet nie wiesz jak wtedy cierpiałam, więc stwierdziłam, że wezmę wszystko i nie będę żałować, że czegoś nie mam.
Blondynka wzruszyła ramionami, a ja uśmiechnęłam się i pokręciłam głową.
Cała Anette.
- Jesteś popieprzona. - Powiedziałam.
- Jakbyś tego nie wiedziała.
Obie parsknęłyśmy śmiechem.
To będzie genialny weekend.
+!+
*Proszę nie bądź samotna kiedy zniknę
Za długo byłem tak smutny
I gdy delikatnie się wyślizgnę, ta piosenka pozostanie na zawsze
~ Asking Alexandria "Gone"
Fajnego wieczorku! xoxo
Ewoxxx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top