8 "Co się kryje w tych trzech kropkach, Moore?"
- Mamo! - Krzyknęłam na wstępie, kiedy przekroczyłam próg domu.
Usłyszałam szmery w kuchni, więc po zdjęciu butów udałam się w tamtą stronę. Zobaczyłam moją rodzicielkę, która zmywała naczynia, cicho nucąc piosenkę, która akurat leciała w radiu.
Nie usłyszała mnie, więc po cichu do niej podeszłam.
- Bu! - Krzyknęłam jej do ucha, na co kobieta nagle podskoczyła i odwróciła się, gwałtownie łapiąc za serce.
Wybuchłam głośnym, szczerym śmiechem, za co zostałam pacnięta z tyłu głowy.
- Ładnie to tak straszyć starą matkę?! - Powiedziała z oburzeniem, jednak na jej ustach czaił się cień uśmiechu.
Przytuliłam się do najukochańszej mamy na świecie.
- Wiesz, że cię kocham. - Mruknęłam w jej koszulkę, za co dostałam czuły pocałunek w czubek głowy.
- Wiem, kochanie. Pamiętaj, że kocham cię bardziej. - Szepnęła kobieta. - No, a teraz mów co chcesz.
Zrobiłam minę niewiniątka i wypuściłam brunetkę z ramion, patrząc w piękne, niebieskie oczy.
- Skąd pomysł, że od razu czegoś chcę?
Mama popatrzyła na mnie sceptycznie.
- Dobra, dobra. Jutro znajomi jadą nad jezioro na weekend. Mogę jechać z nimi? - Spytałam, patrząc na rodzicielkę z nadzieją.
Kobieta zmrużyła oczy.
Pytania czas zacząć.
- Gdzie będziecie spać?
- W domku.
- Jak daleko to jest?
- Około półtorej godziny drogi.
- Kto tam będzie?
- Anette, James, Oliver i jeszcze dwie osoby.
- Jak masz zamiar dojechać?
- Przyjadą po mnie jutro o siódmej.
- Kogo to jest domek?
- Oliver'a.
- Kiedy wrócisz?
- W niedzielę wieczorem.
Mama westchnęła i spojrzała na mnie z troską.
- Dobrze, jedź. Ufam temu chłopakowi, więc wierzę, że nic ci się nie stanie. - Mruknęła.
- Dlaczego mu ufasz? - Spytałam zaciekawiona, bacznie obserwując twarz brunetki.
Rodzicielka chwilę się zastanowiła, po czym zaczęła mówić:
- Widać po nim, że jest porządnym chłopakiem.
Tak, to jest bardzo ciekawe co mówisz, ponieważ w szkole jest znany jako "babiarz".
- Wie, kim chce zostać w przyszłości, a to jest bardzo ważne.
Tutaj ma rację.
- Ma świetne maniery.
Co prawda, otworzył mi drzwi kiedy wsiadałam do jego samochodu i przepuszcza mnie pierwszą w drzwiach, ale myślę, że to tylko dlatego, że chce się pogapić na mój tyłek.
- No i widzę, że mu na tobie zależy.
Znów spojrzałam na rodzicielkę, tyle że z zainteresowaniem, przerażeniem, i dociekliwością na twarzy.
A ja myślałam, że to jest nie możliwe czuć kilka emocji na raz.
- Co masz na myśli? - Spytałam niepewnie.
- Widziałam, jak wczoraj na ciebie patrzył. I mogę ci szczerze powiedzieć, że gdy byłam w twoim wieku, twój tata patrzył na mnie tak samo. - Odparła z rozczulającym uśmiechem.
Cofnęłam się o krok, pod wpływem słów, które wypowiedziała.
- Nie mówisz poważnie. - Szepnęłam i z impulsu powędrowałam ręką do miejsca, w którym Oliver wczoraj mi zrobił malinkę.
- Nie zadręczaj się tym, kochanie. - Powiedziała mama. - Wszystko przychodzi z czasem.
Posłałam w jej stronę uśmiech wdzięczności.
- Chcesz coś zjeść?
Pokręciłam głową.
- W porządku. Za chwilę będę musiała wychodzić do pracy, więc nie będę ci mogła nic przygotować.
- Nie ma sprawy, mamuś. Poradzę sobie. Ugotuje jakiś makaron, gdy Nick wróci ze szkoły. - Powiedziałam.
- Tak się cieszę, że mam takie wspaniałe dzieci. - Mruknęła pod nosem moja mama i jeszcze raz mnie uściskała. - Masz dzisiaj pracę?
- Nie. Dzisiaj akurat mam wolne.
- To dobrze się składa, bo będziesz mogła się w spokoju spakować.
Pokiwałam głową, zgadzając się z kobietą, po czym znów pocałowałam ją w policzek.
- Ja lecę do siebie. Miłej pracy!
Gdy tylko przekroczyłam próg mojego pokoju, od raz zamknęłam drzwi i puściłam najnowszą płytę Black Veil Brides.
Z uśmiechem zdjęłam torbę podróżną z szafy i położyłam ją na środku pokoju. Nucąc pod nosem piosenkę "Heart Of Fire", przeglądałam szafę, szukając ubrań, które mam spakować.
Stwierdziłam, że wezmę zwykłe czarne rurki, dwie bluzki, parę dżinsów, bieliznę, a do tego moją ukochaną bluzę z Mickey Mouse, którą dorwałam na przecenie. Jest o dwa rozmiary za duża, ale i tak kocham ją najbardziej na świecie.
Spakowałam kosmetyczkę, w której znalazł się korektor do twarzy; tusz do rzęs, który dostałam od Anette na urodziny razem z paroma innymi kosmetykami; szczoteczka; pasta do zębów i szczotka do włosów.
Rozglądnęłam się jeszcze dookoła, patrząc czy czegoś nie zapomniałam. Znając mnie przypomnę sobie o tym dopiero jak znajdziemy się na miejscu.
Do torby włożyłam jeszcze ładowarkę, latarkę i moje okulary korekcyjne.
Owszem, mam wadę wzroku, ale nie aż taką dużą, abym musiała nosić okulary na co dzień.
Spakowałam jeszcze strój kąpielowy, jednak nie sądzę bym go używała. Wstydzę się swojego ciała, więc raczej się kąpać nie będę.
Nagle, poczułam wibrację w kieszeni, dlatego wyciągnęłam komórkę.
Anette :*: Masz czas? Przeszłabym się po centrum handlowym, a nie chcę iść sama :/
Uśmiechnęłam się.
Moja zakupoholiczka.
Ja: Widzimy się za dziesięć minut pod centrum :*
Po niecałych trzech sekundach dostałam wiadomość. Ta dziewczyna potrafiłaby spędzić cały dzień przed telefonem.
Anette :*: Kocham cię <3
Pokręciłam głową i się zaśmiałam.
Wzięłam trochę pieniędzy, gdybym znalazła coś fajnego, jednak raczej ich nie wydam. Może się okazać, że kiedyś będziemy potrzebowali kupić coś do jedzenia, dlatego zawsze mam kilka banknotów w swojej szkatułce.
Spakowałam wszystko do mojej torby, która ma już kilka lat co po niej widać, gdyż się już prawie rozpadła.
Wyłączyłam muzykę i wyszłam z pokoju.
- Wychodzę z Anette! - Krzyknęłam z progu domu, jednak nie dostałam odpowiedzi, z czego wywnioskowałam, że mama już wyszła do pracy.
Podróż minęła mi bardzo szybko, bo galeria znajduje się pięć minut drogi na piechotę. Ogólnie, to wszędzie mam blisko.
Już z oddali mogłam zauważyć szczupłą blondynkę, która nerwowo tupała swoimi obcasami, rozglądając się dookoła, aż nie napotkała mojego wzroku.
Uśmiechnęłam się do niej, a gdy byłam już wystarczająco blisko, pocałowałam w policzek.
- Cześć, mała. - Powiedziała z rozbawieniem w głosie, patrząc na mnie z góry.
Przybrałam obrażoną minkę.
- Po licho założyłaś obcasy! Znając ciebie, zejdzie nam tu z bite trzy godziny, jak nie dłużej, a ty jeszcze obcasy ubrałaś.
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Dla mnie chodzenie w obcasach, to sama przyjemność. Nie bój nic, dam sobie radę. -
Odwróciła się w stronę wejścia do centrum handlowego. - Galerio, nadchodzimy!
Zaśmiałam się i ruszyłam za przyjaciółką.
- Zdajesz sobie sprawę, że musimy zacząć szukać sukienek na bal maturalny?
Spojrzałam na nią z ukosa, marszcząc brwi.
- Mamy jeszcze kilka miesięcy. Bez nerwów. - Powiedziałam, kierując się za Anette do pierwszego sklepu.
- Jak to "bez nerwów"?! Na tę noc musimy wyglądać jak milion dolarów! Po prostu idealnie! Wiesz jak trudno jest znaleźć idealną sukienkę?!
Pokręciłam głową, przypatrując jej się z uśmiechem, jak lawirowała pomiędzy półkami, wieszakami i znowu półkami.
- Znajdziemy coś. Bez pośpiechu. - Mruknęłam.
Zaczęłam przeglądać dział, w którym były różnego rodzaju swetry. Kiedy nie znalazłam nic wartego mojej uwagi, odwróciłam się w stronę Anette, która patrzyła raz na mnie, a raz na rzecz, którą trzymała w dłoniach. Jej twarz wyglądała, jakby była jakaś psychiczna. Aż się przeraziłam.
- Właśnie znalazłam dla ciebie idealną sukienkę na bal! - Wykrzyczała na cały sklep.
Nie no, znowu?!
Podeszłam do niej, i aż zaniemówiłam.
Suknia składała się z dwóch części. Pierwsza, która była cała czarna i kończyła się w talii, a dalej rozpoczynał się zwiewny, bordowy materiał, który z tyłu był do samej ziemi, a z przodu sięgał mniej więcej do połowy uda.
Górna część była bez ramiączek i miała dekolt w serduszko. Wokół obwódki znajdowały się małe kryształki, które wprost wyglądały cudownie. Dalej, w miejscu łączenia się dwóch materiałów, został dołączony czarny materiał, który należy zawiązać z tyłu w kokardę.
To jest moja idealna sukienka na bal maturalny.
- Ile kosztuje? - Wyszeptałam, jak zahipnotyzowana.
Anette wyjęła metkę, a ja aż się zachłysnęłam powietrzem na widok ceny. Co, ona ma brylanty zamiast plastiku?!
- Sue, chociaż przymierz.
Zaczęłam natarczywie kręcić głową na boki.
- Nie, Anette. Ta sukienka jest cudowna, ale nie ma szans, żebym ją kupiła. To jest za dużo pieniędzy, a wiesz, że moja rodzina nie zarabia dużo.
Dziewczyna spojrzała na mnie ze smutkiem i odłożyła sukienkę.
- Chodź, pójdziemy do jakiegoś tańszego sklepu i tam czegoś poszukamy. - Powiedziała, na co przyznałam jej rację, potakując głową.
Wyszłyśmy ze sklepu i zaczęłyśmy iść w ciszy przed siebie.
- Przepraszam, jeśli cię zawiodłam. - Powiedziałam pod nosem, patrząc na blondynkę.
- O czym ty mówisz, Sue? Przecież to nie twoja wina, że nie masz tylu pieniędzy. - Dziewczyna objęła mnie jedną ręką i posłała w moją stronę uśmiech, który po chwili odwzajemniłam. - Gdybym miała dość kasy, to sama bym ci ją kupiła, ale...
- Nie ma mowy. - Przerwałam jej w pół zdania.
- ... ale i tak wiem, że byś mi na to nie pozwoliła. - Dokończyła.
Ta dziewczyna zna mnie, aż za dobrze.
- Okej, przestańmy smutać i dajmy się porwać w wir zakupów!
Zaśmiałam się na słowa dziewczyny i dałam pociągnąć do kolejnego sklepu.
- Mam dość. - Jęknęłam i usiadłam ciężko na krześle w kawiarni.
Minęły cztery godziny, więc nogi mi już odpadają, mimo że mam trampki, a tę dziewczynę w ogóle nogi nie bolą, choć ma obcasy.
Jak to możliwe?!
Anette kupiła sobie cztery koszulki, trzy spódnicy, dwie pary dżinsów, kurtkę dżinsową, a do tego jeszcze cztery pary obcasów.
Rozumiecie?
Cztery pary!
Po co, aż cztery pary obcasów?!
Tak, a pewnie w domu ma jeszcze trzy razy tyle, znając tą dziewczynę.
Może się nawet okazać, że dziesięć razy tyle.
- Co ci zamówić? - Spytała blondynka.
Zastanowiłam się chwilę, przeglądając kartę.
- Kawę kokosową i muffinkę czekoladową.
Dziewczyna kiwnęła głową i poszła zamówić to co chciałyśmy. Zaczęłam przeglądać telefon, aż nie napotkałam sms-ów od Nick'a.
Nick: Gdzie jesteeeś?
Nick: Ty chyba uwielbiasz mi nie odpisywać.
Spojrzałam na godzinę dostarczenia wiadomości. Wysłał to pół godziny temu.
Skrzywiłam się.
Ja: Wybacz, Nicki, ale Anette wyciągnęła mnie do galerii. Mam nadzieję, że zamówiłeś sobie coś do jedzenia.
Po minucie dostałam odpowiedź.
Nick: Nie jestem na razie głodny, więc poczekam na ciebie i razem coś zjemy. Kiedy wrócisz?
Spojrzałam na dziewczynę, która czekała na nasze zamówienie i wróciłam wzrokiem na telefon.
Ja: Powinnam być do godziny. Może krócej.
Nick: Okej, będę czekał, siora :*
- Proszę. - Usłyszałam głos Anette, dlatego zablokowałam telefon i schowałam go do torby.
- Dzięki. - Mruknęłam. - Ile ci oddać?
Dziewczyna jedynie pokręciła głową.
- Nic nie musisz oddawać. Przecież wiesz, że ta kawiarenka jest bardzo tania.
Przygryzłam wargę.
- Na pewno? - Spytałam, bacznie obserwując jej twarz.
Anette posłała mi uśmiech.
- Na pewno, Sue.
Po około czterdziestu minutach wyszłyśmy z galerii uśmiechnięte od ucha do ucha i pożegnałyśmy się całusem w policzek.
Gdy wróciłam do domu, powitał mnie młodszy braciszek, dla którego zrobiłam makaron z serem na słodko, a sama poszłam pod prysznic. Chcę pójść wcześniej spać, żeby być jutro w miarę wyspaną.
Po wieczornej rutynie, nastawiłam budzik na szóstą i wpakowałam się pod kołdrę, jednak za nic w świecie nie chciało mi się spać.
I po cholerę, piłam tą kawę?
Wzdrygnęłam się, gdy usłyszałam dźwięk nowej wiadomości. Włączyłam lampkę, która znajdowała się na szafce i wzięłam komórkę do rąk.
Nieznany: Cześć, kochanie :*
Zmarszczyłam brwi.
Ja: Znamy się?
Po kilku sekundach dostałam kolejną wiadomość.
Nieznany: Znamy się, ale możemy się poznać jeszcze lepiej. Zdradzę ci, że jestem najprzystojniejszym chłopakiem w naszym liceum hihi
Przewróciłam oczami.
Martinez.
Ja: Mogłabym kwestionować twoją wypowiedź, Oliver :*
Martinez: Łamiesz moje serce, Suzi :/
Ja: Powiedz mi, dlaczego nie jest mi przykro?
Martinez: Ponieważ znasz mnie wystarczająco dobrze, by wiedzieć kiedy żartuję hihi Gotowa na jutrzejszy wyjazd, Suzi?
Ja: Nie nazywaj mnie "Suzi", Martinez. Tak, gotowa :D
Martinez: Czemu nie? "Suzi" fajnie brzmi.
Ja: Ugh, dobra jak tam chesz...
Martinez: Co się kryje w tym trzech kropkach, Moore?
Ja: Moja irytacja do twojej osoby, Martinez. Poza tym, strasznie zbajerowałeś moją mamę!
Martinez: Tak?? W takim razie, jestem z siebie dumny! Cieszę się, że mnie polubiła :D
Ja naprawdę chciałam odpisać, jednak zmęczenie dało o sobie znać. Słyszałam jeszcze kolejne przychodzące wiadomości, ale ostatecznie zapadłam w głęboki sen.
Martinez: Co jest? Czemu nie odpisujesz?
Martinez: Suezanne, mam nadzieję, że tylko zasnęłaś, a nie obraziłaś się na mnie.
Martinez: Dobranoc, księżniczko :*
+!+
Jak dobrze, że wreszcie weekend. Szkoła dopiero się zaczęła, a ja już mam dość...
Jest coś ze mną nie tak?
Ewoxxx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top