35 "Lepiej byłoby, gdybyś się nigdy nie pojawił w moim życiu"

Uciekłam.

Kolejny raz po prostu uciekłam. Łzy spływały po moich policzkach, kiedy przepychałam się pomiędzy ludźmi, chcąc wydostać się na zewnątrz. Słyszałam, że Oliver mnie woła, ale miałam to totalnie gdzieś. Nie chcę go znać. Jak on mógł mi to zrobić?!

Wybiegłam na pole i pognałam w stronę pobliskiego parku. Nie przebyłam kilkunastu metrów, a już słyszałam kolejne krzyki blondyna.

Łzy przysłaniały mi widoczność. Ledwo co widziałam.

Chciałabym znaleźć się kilkaset metrów od niego.

Chciałabym go nigdy nie poznać.

Chciałabym go nie kochać.

Wbiegłam na teren parku, kiedy poczułam na swoim ramieniu ciepłą dłoń. Upadłam na kolana i schowałam twarz w dłoniach.

Nie chcę na niego patrzeć.

- Odejdź! - Krzyknęłam, kiedy chciał zabrać ręce z mojej twarzy. - Zostaw mnie! Nie chcę cię znać, rozumiesz?! Nie chcę cię znać!

Zaszlochałam głośno, kręcąc głową na boki.

- Obiecałem ci, że nigdy więcej cię nie zostawię. A ty mi obiecałaś, że mnie wysłuchasz. - Powiedział opanowanym głosem.

Złość zawrzała we mnie.

- Jak ty mi śmiesz mówić o moich własnych obietnicach?! Założyłeś się o mnie, Oliver! Nigdy cię nie wysłucham! Nigdy ci nie wybaczę! - Krzyczałam.

Wstałam na równe nogi, jednak upadłam kolejny raz, przez te cholerne szpilki. Zdjęłam je ze stóp i chciałam ponowić bieg, jednak chłopak chwycił mnie za obie ręce. Spojrzałam na niego załzawionymi tęczówkami.

- Obiecałaś mi. - Powtórzył.

Zadrżałam.

- A ty obiecałeś, że nigdy mnie nie skrzywdzisz. - Warknęłam. - Gdyby nie ta kelnerka, to pewnie nigdy bym się nie dowiedziała prawdy, mam rację?

Blondyn spuścił wzrok.

Zamknęłam oczy, gdy na nowo wypełniły się słoną cieczą.

- Chciałem ci powiedzieć. - Szepnął. - Ale nie wiedziałem jak. Bałem się, że mnie zostawisz!

Bałem się, że nie wysłuchasz mnie do końca!

Zaśmiałam się.

- Zaufałam ci, do cholery. Zaufałam ci, a ty mnie zdradziłeś. Myślałam, że naprawdę chcesz ze mną odnowić relację, a tobie chodziło tylko pieniądze. Mało ci ich?! Moja rodzina ledwo zarabia, żeby utrzymać dom, a ty masz pieprzoną willę! Masz wszystko o czym marzysz!

- Nikt nie ma wszystkiego. - Przerwał mi twardym głosem. - Nie miałem matki, dopóki nie pojawiłaś się ty. Zaczęła o mnie dbać. Przestała na mnie warczeć i zaczęła się mną interesować.

Dzięki tobie odzyskałem mamę!

- Tu nie chodzi o Juliet, Oliver! Nie rozumiesz tego? Dlaczego to zrobiłeś?! - Zaszlochałam i powtórzyłam szeptem, spuszczając głowę. - Dlaczego?

Chłopak zadrżał.

- J-ja... - Jąkał się.

- No mów, do cholery! - Krzyknęłam.

- Potrzebowałem rozrywki. - Wydusił to z siebie. - Nie robiłem tego dla pieniędzy. Chciałem się zabawić.

Mój oddech stał się cięższy.

- Chciałeś się zabawić. - Powtórzyłam za nim. - Chciałeś się mną zabawić. Wolałabym, żebyś to robił dla pieniędzy, niż dla głupiej rozrywki! Nienawidzę cię, Martinez!

Blondyn puścił moje ręce, prawdopodobnie będąc w szoku, a ja korzystając z jego słabości pobiegłam przed siebie.

Mijałam starszych ludzi, którzy wracali do domu. Mijałam zakochane pary, które wybrały się na nocny spacer. Mijałam sportowców, którzy mijali mnie truchtem, aż w końcu się zatrzymałam.

Oparłam głowę o drzewo, które znajdowało się tuż przede mną. Oddychałam ciężko, dławiąc się łzami i szlochając. Osunęłam się, siadając na ziemi.

Ona miała rację.

Czasami lepsze jest życie w nieświadomości.

Łzy spływały po moich policzkach w niezwykle szybkim tempie. Zacisnęłam mocno oczy i uderzyłam pięściami o korę. Ból spowodował, że zapłakałam.

Tak bardzo go kocham. Właśnie to w miłości jest najgorsze. Ten ból. Ten ból, że nie mogę go nienawidzić, ponieważ tak mocno go kocham. Miłość jest dla silnych. Ja się do nich nie zaliczam. Jestem za słaba, żeby to przeżywać.

Poczułam zimny wiatr, przez co zatrzęsłam się.

- Suezanne. - Usłyszałam szept, jednak nie odwróciłam się. - Przepraszam.

Zawrzało we mnie.

- Myślisz, że "przepraszam" załatwi wszystko? - Warknęłam. - Tak nie jest. Życie byłoby wtedy za proste.

- Myślisz, że mi z tym było łatwo? - Zapytał. - Nie. nie było. Poczucie winy zjadało mnie od środka każdego dnia. Tyle razy chciałem ci o tym powiedzieć...

- Jesteś zwykłym tchórzem. - Wysyczałam, wtrącając się. - Wolałabym się tego dowiedzieć od ciebie, a nie od jakiejś dziewczyny z klubu!Okłamywałeś mnie przez cały ten czas!

- Nienawidzę siebie za to.

- Odejdź. - Powiedziałam, jednak kiedy nie usłyszałam żadnego ruchu, powtórzyłam krzykiem. - Odejdź! Chcę zostać sama!

- Nigdy nie zostaniesz sama. Zawsze z tobą będę, rozumiesz? Obiecałem ci to.

- Pieprzyć twoje obietnice. - Warknęłam. - Zostaw mnie w spokoju. Nie chcę cię znać. Lepiej byłoby, gdybyś się nigdy nie pojawił w moim życiu.

Właśnie w tym momencie, poczułam, że skłamałam. Moje życie byłoby puste bez jego osoby.

Kto wywoływałby uśmiech na mojej twarzy?

Kto kupiłby mi pluszaka w sklepie dla dzieci?

Kto byłby ze mną, podczas pobytu taty w szpitalu?

Kto by mnie całował?

Kto by się ze mnie śmiał?

Kto by mi robił zakupy?

Kto by wykupił lekcje gitary mojemu bratu?

Kto mówiłby mi, że jestem piękna?

Kto opiekowałby się mną?

Kto pilnowałby mnie na każdym kroku?

Kto nie pozwoliłby mi wpaść w bulimię?

- Kłamiesz. - Usłyszałam jego szept.

Pokręciłam głową, po czym odwróciłam się w kierunku chłopaka, patrząc mu prosto w oczy.

Wstałam.

- Dlaczego tu jesteś? Dlaczego za mną biegniesz? Dlaczego nie zostawisz mnie w spokoju? Nie sądzisz, że już wystarczająco bardzo zrujnowałeś moje całe życie? - Pytałam opanowanym głosem.

Łzy przestały płynąć. Smutek ze mnie wyparował. Teraz czułam wściekłość. Wszechogarniającą mnie wściekłość.

- Przez ciebie płakałam już tyle razy! Przez ciebie byłam zraniona! Przez ciebie chciałam się zabić!

- Dzięki mnie czułaś, że żyjesz! Dzięki mnie byłaś szczęśliwa! Dzięki mnie poznałaś Lily! Dzięki mnie poczułaś namiętność! Poczułaś pożądanie!

Splunęłam.

- Pożądanie twojego kuzyna, która dwa razy próbował mnie zgwałcić?! - Wysyczałam przez zaciśnięte zęby.

- Dobrze wiesz o czym mówię! - Warknął, zbliżając się do mnie.

Jego czarne oczy wyrażały złość.

- Dzięki mnie poczułaś się piękna! Doceniona! Dzięki mnie twój brat może się rozwijać w muzyce! Dzięki mnie twoja rodzina nie chodziła głodna! Dzięki mnie na twojej twarzy wykwitał uśmiech!

- To spójrz na mnie teraz i powiedz mi, co teraz spowodowałeś.

Blondyn fuknął głośno.

- Beze mnie twoje życie byłoby nudne!

- Byłoby spokojniejsze! - Zaoponowałam.

- Spokojne życie, to nie życie. - Warknął. - Pomyśl. Gdyby nie ja...

- ... nie płakałabym teraz. - Dokończyłam za nim.

- ... nie odnowiłabyś kontaktów z chłopakami. Victor nie zakochałby się w James'ie, a Anette w Dominick'u. Nie poznałabyś Anastasii. Jest nawet możliwość, że Anette nie poszłaby do programu dla modeli i nie poznałaby Diego!

Słuchałam go, a złość powoli ustępowała. Jeszcze nigdy nie czułam się tak zraniona. Tak samotna. Tak bezbronna.

- Nienawidzę cię. - Szepnęłam z załzawionymi oczami.

Oliver uśmiechnął się, po czym wziął mnie w ramiona.

Nie stawiałam oporu, a wręcz przeciwnie. Przylgnęłam do niego całym ciałem, wypłakując się w jego koszulkę.

- Wiem, malutka. - Wyszeptał do mojego ucha.

Zadrżałam.

- Dlaczego za mną pobiegłeś? - Zapytałam.

- Nigdy cię nie zostawię samej, bez opieki. - Mruknął.

Westchnęłam i zacisnęłam palce na jego koszulce. Słysząc jego szybkie bicie serca, uspokoiłam się.

Otworzyłam oczy i ujrzałam księżyc. Pełnię księżyca. On pewnie świeci nad milionami innych głów. Pewnie ogląda różne sceny. Pocałunki, kłótnie, płacz... Pewnie myśli, że jesteśmy głupi, skoro dajemy się zranić. Jest tyle osób, które teraz wylewają łzy. Które potrzebują drugiej osoby. A tez księżyc to widzi i nie może nikomu z nas pomóc. Nie ma takiej siły.

Ale my ją mamy.

Gdyby tak każda osoba wiedziała, kiedy się odezwać. Są ludzie, którzy potrafią wywołać uśmiech na naszej twarzy w każdym momencie. To zapobiegłoby tylu wylanym łzom.

Niektórzy mają ten dar, ale z niego nie korzystają. Może nie mogą, a może nie chcą. Może ktoś im zabronił, a może nie mają na to czasu. Ludzie mają tyle własnych problemów, że nie przejmują się uczuciami innych. To jest straszne.

Gdyby nie Oliver, nigdy nie poczułabym się magiczna. Bo taka się właśnie czuję. Czuję się tak... nienaturalnie. Po prostu inaczej niż zwykle. Nie da się tego opisać zwykłymi słowami, jednak jestem pewna, że kilka osób będzie wiedziało o co mi chodzi.

Tylko i wyłącznie ci najsilniejsi, którzy dali radę udźwignąć to niesamowite uczucie zwane miłością.

Uśmiechnęłam się do siebie.

Nie należę do tych osób. Jestem słaba jak nikt inny. Nie poradziłabym sobie sama, ale po co działać samemu? Przecież ma się tyle osób, które potrafiłby pomóc, ale ta, która to zrobi jest tylko jedna.

A w moim przypadku, jest nią chłopak, który właśnie mnie trzyma w ramionach. Trzyma mnie - Suezanne Moore. Dziewczynę, którą świat obdarzył wieloma przykrościami. Dziewczynę, która oddałaby życie za swoich przyjaciół. Dziewczynę, która nie zasługuje na miłość.

I to jest właśnie niesprawiedliwe.

Każdy powinien zaznać tego uczucia. Powinien, ale to nie znaczy, że tego chce. Mimo że nie czułam potrzeby mieć drugiej połówki, w głębi serca chciałam się poczuć kochana. Każdy ma tą potrzebę. Niektórzy zdadzą sobie z tego sprawę wcześniej, a niektórzy nieco później.

Jednak czasami jest za późno.

Chciałabym, żeby wszyscy mogli zaznać miłości. Poczuć to, co ja czuję właśnie w tym momencie.

Odsunęłam się lekko od chłopaka i spojrzałam mu prosto w oczy. Przejechałam wewnętrzną stroną dłoni po jego policzku. Oliver zaczął zbliżać swoją twarz do mojej, aż w końcu połączył nasze usta w słodkim pocałunku.

Całował mnie powoli, nieśpiesznie. Chciał przekazać mi wszystkie emocje, które on czuje. I zrobił to. Zrobił to perfekcyjnie.

- Kocham cię, Suezanne. - Wyszeptał w moje usta, patrząc mi prosto w oczy.

Jedna, jedyna łza powędrowała po moim policzku.

Chłopak zaśmiał się i wytarł ją kciukiem.

- Dlaczego płaczesz? - Zapytał.

Uśmiechnęłam się, szczęśliwa jak nigdy dotąd.

- Tak długo czekałam na te słowa. Bałam się, że... już zawsze będę żyć z nieodwzajemnioną miłością do ciebie. Nawet nie wiesz jak się czułam, gdy całowałeś się z Lucy. - Szeptałam.

- Nigdy jej nie pocałowałem. - Mruknął.

Zmarszczyłam brwi i już miałam zarzucić mu kłamstwo, ale nie pozwolił mi dojść do słowa.

- To zawsze ona inicjowała pocałunek. Ja jej nigdy nie pocałowałem, Sue.

Uśmiechnęłam się i cmoknęłam blondyna w sam środek ust.

- Kocham cię, Oliver.

+!+

Dziękuję wam dziewczyny za to, że mi przypomniałyście! xoxo

Ewoxxx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top