33 "Jesteś moim życiem"

Właśnie wracamy z urodzin Lilka. Już mieliśmy wchodzić do domu, kiedy telefon mamy zaczął dzwonić.

Rodzicielka zmarszczyła brwi, po czym wcisnęła zieloną słuchawkę.

- Anna?

Ja, tata i Nick wpatrywaliśmy się w nią z dezorientacją.

Twarz kobiety wykrzywiła się w szoku, a później strachu.

- Zaraz będziemy. - Powiedziała do rozmówcy, po czym rozłączyła się.

- Co się stało, mamo? - Zapytał Nick.

Rodzicielka spojrzała na nas.

- Juliet miała wypadek. - Szepnęła ledwo słyszalnie. - Musimy jechać do szpitala.

Oddech uwiązł mi w gardle.

Nick pociągnął mnie za rękę i wepchnął do samochodu. Nim się spostrzegłam, zaczęliśmy jechać.

Zadrżałam.

Dlaczego akurat teraz? Już wszystko miało wychodzić na prostą. Już miało być dobrze.

Dlaczego zawsze coś musi się spieprzyć?

Wysiadłam z auta, jeszcze zanim tata je zaparkował i popędziłam w stronę budynku. Nie zważając na recepcjonistkę, biegłam korytarzami, próbując znaleźć jakąś znaną mi osobę. Już po chwili dostrzegłam zapłakaną Annę, Patrick'a i Lily.

- Co z nią? - Wydyszałam.

Patrick westchnął i uśmiechnął się lekko.

- Jest dobrze. Juliet jest jedynie lekko poobijana. - Powiedział.

Obok mnie pojawiła się mama, tata i brat.

- Co się stało? - Zapytała rodzicielka.

Wypuściłam drżące powietrze i ukryłam twarz w dłoniach. Zaśmiałam się. Wszystko w porządku. Nic, nikomu się nie stało.

- Nie wiemy tego dokładnie. Wjechała w latarnię. - Odparła Anna.

- Gdzie jest Oliver? - Wyszeptałam.

- Oliś gdzieś poszedł. - Odezwała się Lily, na której policzkach zauważyłam zaschnięte łzy.

Posłałam jej smutny uśmiech.

- Pójdę go poszukać. - Mruknęłam i poszłam przed siebie.

Pierwsze co mi przyszło do głowy, to moje miejsce, które znalazłam, kiedy tata tu leżał. Od razu tam pobiegłam.

Widok, który tam zastałam, zostanie na zawsze w mojej głowie. Moje oczy napełniły się łzami, które po chwili spłynęły po policzkach, skapując na bluzkę.

Oliver przyciskał do ściany jakąś dziewczynę. Z ubrania mogłam stwierdzić, że to jest pielęgniarka. Całował ją zachłannie i jeździł dłońmi po jej ciele.

Przystawiłam dłoń do ust, aby nie wydać żadnego dźwięku.

Chciałabym krzyczeć.

Nie zdołałam powstrzymać szlochu. Blondyn oderwał się od dziewczyny i przekręcił głowę w moim kierunku.

Uciekłam.

Nie chciałam patrzyć w jego czarne jak węgiel oczy, przez które pewnie przemija mnóstwo emocji. Nie chce patrzyć na te idealne rysy twarzy, na te wystające kości policzkowe. Nie chcę patrzyć na te usta, które są ubrudzone różową szminką.

Pobiegłam do łazienki, w której zamknęłam się na klucz. Podeszłam do umywalki, opierając na niej dłonie. Spojrzałam w górę i zobaczyłam czarnowłosą dziewczynę. Dziewczynę, która ma dość życia. Dziewczynę, która chciałaby odpocząć od wszelkich problemów.

Przeniosłam wzrok na moje ciało i chwyciłam w dłonie swój brzuch. Zaszlochałam i klęknęłam przed toaletą. Spowodowałam wymioty.

- Suezanne! - Usłyszałam wrzask Oliver'a.

Spuściłam wodę, a łzy zaczęły płynąć jeszcze bardziej. Podeszłam do lustra, znów patrząc na swoje odbicie.

- Otwórz drzwi!

Zacisnęłam usta i zamachnęłam się pięścią, rozbijając lustro. Krzyknęłam, czując jak odłamki szkła wbijają mi się w rękę.

Upadłam na kolana i przycisnęłam zranioną dłoń do piersi.

Usłyszałam jak drzwi wypadają z zawiasów, ale nawet nie chciałam spojrzeć w tamtą stronę. Moje oczy były zamknięte, pełne łez, a koszulka przemoczona od krwi. Poczułam, że ktoś podnosi mnie i wynosi z łazienki.

- Zostaw mnie. - Szepnęłam i zaczęłam się wiercić. Otworzyłam oczy. - Zostaw mnie!

Wyszarpnęłam się z uścisku blondyna, upadając na podłogę. Podniosłam się i zaczęłam biec. Biec przed siebie.

Słyszałam, że mnie wołał. Słyszałam jego kroki. Słyszałam jego ciężki oddech. Jednak nie obchodziło mnie to. Nie chcę go znać. Już nigdy.

Nigdy więcej.

W oddali ujrzałam znajome mi postacie, więc przyśpieszyłam i wpadłam jak burza do salo, w której siedziała Juliet.

- Nie powinna panienka tu wchodzić. - Usłyszałam głos jakiejś kobiety, ale nic sobie z tego nie zrobiłam.

Podeszłam do mamy Oliver'a i wpadłam jej w ramiona, głośno szlochając.

- Co się stało, kochanie? - Zapytała miękko.

Zaskomlałam.

- O-Oliver... on...

Nie byłam w stanie ułożyć żadnego, sensownego zdania. Język mi się plątał, a do ust wpływały łzy.

- Nie płacz, Suezanne. Nie wiem co zrobił, ale widzę, że coś strasznego. Błagam, nie płacz. On nie jest ciebie wart.

Zaczęłam się trząść. Odsunęłam się od Juliet i gwałtownie wstałam, cofając się pod ścianę.

- Co się dzieje?! - Krzyknęła kobieta, a do mnie podbiegła pielęgniarka.

Przed oczami miałam mroczki, a dłonie zrobiły się lodowate. Zaczęłam ciężej oddychać.

- Sue. - Usłyszałam szept przy uchu, a po chwili poczułam jak czyjeś ciepłe ramiona oplatają mnie. Od razu rozpoznałam ten zapach. - Sue, kochanie, błagam. Nie poddawaj się. Przezwycięż to.

Jak przez mgłę, doszedł mnie szloch chłopaka.

- Suezanne, przepraszam. Ja nie chciałem cię zranić. Malutka, wygraj z tym. Proszę. Proszę, Suezanne.

Zamknęłam oczy i zaczęłam brać głębokie wdechy. Chciałam to przezwyciężyć. Chciałam wygrać. Ale nie potrafiłam. Jestem za słaba.

***

- Często miewasz te ataki?

Kolejne pytanie, na które muszę odpowiedzieć. Rodzice umówili mnie na spotkanie z psychologiem. Ma mi pomóc. Ale czy pomoże, to już nie wiadomo.

- Nie. - Odparłam.

Kobieta, siedząca za biurkiem, westchnęła.

- Suezanne, nie pomogę ci, jeśli się przede mną nie otworzysz. - Powiedziała.

Westchnęłam i ukryłam twarz w dłoniach.

- Jestem zmęczona. - Powiedziałam ostatkiem sił. Moje oczy się zaszkliły. - Chciałabym odpocząć od tego wszystkiego.

Pani Filled chwyciła mnie za rękę i uścisnęła uspokajająco.

- Rzadko. Zazwyczaj, kiedy się przestraszę, albo kiedy jestem zszokowana.

Kobieta pokiwała głową i spojrzała w jakieś kartki.

- A co z twoją bulimią? - Zapytała spokojnie.

Spięłam się.

- Nie jestem bulimiczką. - Warknęłam.

- Sue, nie bulwersuj się. Zadałam tylko pytanie.

Pokręciłam głową i wzruszyłam ramionami.

- Nie możesz powodować wymiotów, rozumiesz? Na razie wszystko z tobą w porządku, ale jeśli będziesz to kontynuować, zapadniesz w chorobę. Dziewczyno, spójrz w lustro.

Pani Filled podniosła się, co uczyniłam i ja. Poprowadziła mnie w stronę dużego lustra i stanęła tuż za mną.

-Powiedz mi co widzisz. - Rzuciła.

Przyjrzałam się sobie.

- Widzę dziewczynę, która jest zmęczona. Widzę dziewczynę, która ma grube uda. Widzę dziewczynę, która nie ma płaskiego brzucha.

Kobieta podwinęła moją koszulkę.

- Suezanne, żaden chłopak nie chce ideału. Ty masz kształty, które nigdy nie pozwolą ci mieć płaskiego brzucha. Nie masz szczupłych ud, ale możesz je sobie wyćwiczyć. Mogą ci się do czegoś przydać. Tak samo brzuch. Być może nie będzie idealnie płaski, ale będzie twardy. Jeśli to ma ci w czymś pomóc, to zacznij chodzić na siłownie. Jeśli chcesz schudnąć, to zacznij jeść owoce i warzywa, a spasuj z frytek i hamburgerów. Ale nie wymiotuj.

Spojrzałam kobiecie prosto w oczy i ujrzałam powagę, ale również troskę. Zdałam sobie sprawę, że ona ma rację.

Dopiero teraz przejrzałam na oczy.

- Mój Boże. - Wyszeptałam przerażona. - Ja bym się doprowadziła do choroby.

Pani Filled uśmiechnęła się, zadowolona i puściła moją bluzkę. Położyła dłoń na moim ramieniu.

- Ale tego nie zrobiłaś. Zacznij się normalnie odżywiać, Suezanne. Pokochaj siebie i swoje ciało. - Powiedziała.

Skinęłam, ciągle będąc w szoku.

- Dam ci tabletki. Jeśli kiedykolwiek dostaniesz ataku, zażyj jedną z nich. Powinny ci pomóc.

Znowu skinęłam, a po chwili uśmiechnęłam się lekko. Przytuliłam kobietę.

- Dziękuje pani bardzo. - Szepnęłam.

Pani psycholog zaśmiała się.

- To jest moja praca. - Mruknęła. - Bądź szczęśliwa, Sue. I nie wracaj do mnie za żadne skarby!

Pogroziła mi palcem.

Parsknęłam śmiechem i pokiwałam posłusznie głową, po czym wyszłam z gabinetu. Uśmiech od razu zszedł z mojej twarzy, kiedy napotkałam wzrok czarnych tęczówek. Przełknęłam ślinę.

- Co ty tu robisz? - Wysyczałam przez zaciśnięte zęby.

Zauważyłam w oczach chłopaka cierpienie.

- Sue, ja... nie chciałem, żebyś to zobaczyła. To była słabość. Ta pielęgniarka zaczęła się do mnie przystawiać i poddałem się, ale ani na chwilę nie mogłem cię wyrzucić ze swojej głowy.

Sapnęłam.

- Chciałeś o mnie zapomnieć? - Wyszeptałam.

Blondyn pokręcił głową, przejeżdżając dłonią po włosach.

- Chciałem zapomnieć o wszystkim. O mamie, która miała wypadek. O tym co do ciebie czuje. O Lucy. O tacie, o Annie. O Audrey. O tych wszystkich problemach, które się stworzyły.

- Co chciałeś zrobić? - Zapytałam spokojnie.

Chłopak zbliżył się do mnie i położył dłoń na moim policzku. Tak bardzo chciałam go odepchnąć, ale nie potrafiłam.

- Chciałem się wypłakać. Chciałem uderzyć w ścianę. Chciałem chwili spokoju. - Mówił.

Moje oczy się zaszkliły.

- Dlaczego tu jesteś?

- A gdzie miałbym być? Jesteś moim życiem. Nie potrafiłbym cię zostawić z tym wszystkim. Nawet jeśli nie pozwoliłabyś się do siebie zbliżyć i tak bym tu był. Bo jesteś dla mnie cholernie ważna.

Łza spłynęła po moim policzku, ale od razu ją wytarłam.

- Zawieziesz mnie do szpitala? Chciałabym porozmawiać z Juliet.

Blondyn pokiwał głową, po czym chwycił mnie za rękę i wyszliśmy z budynku.

Zapukałam, po czym weszłam do sali, w której leży Juliet. Posłałam pielęgniarce lekki uśmiech, który odwzajemniła.

- O, Sue! Jak dobrze cię widzieć! - Powiedziała szczęśliwa blondynka.

Na krzesełku obok niej, siedział mężczyzna, być może w wieku kobiety. Z daleka było widać, że jest bardzo, ale to bardzo przystojny.

- Witaj, jestem Bastian Croisseux. - Powiedział z charakterystycznym akcentem.

- Suezanne Moore. - Przedstawiłam się.

Mężczyzna spojrzał na Juliet, po czym ucałował jej dłoń, mówiąc:

- Wrócę za chwilę, ukochana.

Blondynka zarumieniła się i pokiwała głową.

Bastian opuścił salę, a ja zajęłam jego miejsce.

- Pamiętasz jak opowiadałam ci o mojej pierwszej i jedynej miłości? - Zaczęła temat. - To właśnie on. Bastian. Wrócił tu, rozumiesz, Sue? Wrócił tu, żeby mnie odnaleźć.

Oczy kobiety wyrażały szczęście, wzruszenie i miłość. Wielką i prawdziwą miłość.

Uśmiechnęłam się szeroko.

- Ten wypadek był przez niego. Zobaczyłam Go w sąsiednim samochodzie i zagapiłam się. Nie potrafiłam spuścić wzroku i stało się. Na szczęście to był tylko słup, a nie człowiek.

Skinęłam głową.

- To co ludzie mówią jest prawdą. Prawdziwa miłość nigdy nie rdzewieje. Spotkaliśmy się po tylu latach... Ja go wciąż kocham.

- Widzę to, Juliet. Widzę to w twoich oczach.

Kobieta wzruszyła się.

- Czy... wszystko w porządku z tobą i Oliver'em? - Zapytała.

Przygryzłam wargę i spuściłam wzrok.

- Nie wiem. - Szepnęłam. - Nie wiem kim dla niego jestem. Chciałabym mieć grunt pod nogami, a na razie latam sobie w przestworzach.

- Każdy kto leci, w końcu spadnie. - Mruknęła.

- Tak, ale... kiedy? Ja już mam dość. Mam dość życia w niepewności.

- Co się wtedy stało?

Uniosłam wzrok.

- Przyłapałam Oliver'a, gdy całował się z jakąś pielęgniarką. - Wyszeptałam drżącym głosem.

Kobieta wciągnęła powietrze.

- Ten kto kocha, zawsze wybaczy, prawda? - Zaśmiałam się lekko, choć to wcale nie było śmieszne. - Kocham go całym sercem i całą duszą.

- On ciebie też, skarbie. - Powiedziała Juliet.

Pokręciłam głową.

- Gdyby tak było, powiedziałby mi to. Już dawno temu.

- Może czeka na odpowiedni moment? - Zagadnęła.

- Nie ma odpowiedniego momentu. Jest teraz albo nigdy.

Blondynka westchnęła i chwyciła mnie za dłoń.

- Kocha cię. Być może ci tego nie powiedział, ale ja, jako jego matka, widzę to w jego oczach. Widzę gesty, widzę spojrzenia w twoją stronę. Pełne troski i prawdziwego uczucia. To, że ci tego nie powiedział, nie znaczy, że cię nie kocha.

Uśmiechnęłam się smutno i pocałowałam kobietę w policzek.

- Dobrze, że nic ci nie jest.

- Jeszcze wiele lat przede mną. Nie pozbędziecie się mnie tak łatwo!

Parsknęłyśmy śmiechem.

+!+

W sobotę koncert! xoxo

Ewoxxx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top