3 "Zimno ci?"

Weszliśmy do kuchni ramię w ramię, a moje spojrzenie powędrowało na osobę podającą właśnie do stołu.

Mama Oliver'a była wysoką, postawną kobietą. Miała krótkie, blond włosy obcięte zgodnie z teraźniejszym trendem. Mimo że znajdowała się w domu była ubrana w prostą, czarną sukienkę przed kolano, do tego potężny naszyjnik z korali i wpadające w oczy różowe szpilki.

Kobieta odwróciła się w naszą stronę, a jej wzrok od razu padł na mnie. Podniosła brwi.

- Kim jesteś? - Spytała oschle, aż się cofnęłam, wpadając na Oliver'a. Chłopak położył swoją dłoń na moim biodrze i przyciągnął mnie bliżej siebie. Normalnie pewnie bym się wyrwała, ale teraz, gdy patrzy na mnie ta kobieta cieszę się, że jest obok.

- To jest Suezanne Moore. - Powiedział chłopak.

Rodzicielka blondyna wpatrywała się we mnie, jakby chciała wypalić dziurę w moim ciele. Mój wzrok ukazywał obojętność, jednak w głębi serca drżałam ze strachu.

- Nigdy nie widziałam tak brzydkiego koloru oczu. - Rzuciła z jadowitością.

Zadrżałam, co chłopak musiał poczuć, gdyż pogłaskał mnie uspokajająco po odkrytej skórze mojej kości biodrowej.

Tak, podwinął mi koszulkę by dotknąć mojej skóry.

Zboczeniec.

Co z tego, że nic mi nie zrobił i tak jest zboczeńcem.

- Matko. - Syknął chłopak. - Nie pozwalaj sobie.

Przylgnęłam plecami do jego torsu, kiedy kobieta popatrzyła mi w oczy. Kryła się w nich zwykła odraza. Odraza do mojej osoby.

Od czasów podstawówki mam o sobie bardzo niską samoocenę. Wiele dziewcząt patrzyło na mnie krzywo. Chłopaki mnie wyzywali od grubych, tłustych i świń. Owszem, nie byłam najchudsza w klasie, ale nie byłam też najgrubsza. Nie wiedziałam z czego się to wzięło.
Na początku pyskowałam, mówiłam im, żeby się odczepili.

Później to ignorowałam.

A ostatecznie zaczęłam im wierzyć.

Patrzyłam na siebie w lustrze i czułam dokładnie to samo, co jest w spojrzeniu pani Martinez.

Odrazę.

Prawda jest taka, że nienawidzę mojego ciała. Moich wyróżniających się oczu. Moich widocznych krągłości. Mojej bladej cery. Nienawidzę wszystkiego, nie licząc włosów. Jednak to nie zmienia tego, że nienawidzę siebie.

W moich oczach pojawiły się łzy na wspomnienie lat młodości. Zaczęłam szybko mrugać, aby nie pozwolić im wyjść na światło dzienne.

- Niech będzie. - Mruknęła pod nosem, tak że ledwo było cokolwiek usłyszeć. - Siadajcie do stołu. Obiad jest gotowy.

Spojrzałam niepewnie na Oliver'a, szukając pozwolenia. Przez chwilę wpatrywał się jeszcze w rodzicielkę, po czym przeniósł wzrok na mnie. Kiwnął głową.

Podeszłam do drewnianego stołu, który został zrobiony dla co najmniej dziesięciu osób i usiadłam na jednym z czterech krzeseł. Blondyn usiadł obok mnie.

Wpatrywałam się tępo w ścianę naprzeciw mnie. Nie sądziłam, że Oliver ma taką rodzicielkę. Zawsze myślałam, że jego rodzina jest idealna. Że ma mnóstwo pieniędzy, kochających rodziców. Że nie ma się o co martwić.

W porównaniu do mnie.

Co jakiś czas zdarza się, że nie możemy sobie pozwolić na dodatkowe rzeczy. I tu nie chodzi mi o ubrania, czy jakieś dodatki. Chodzi o jedzenie.

Moja mama nie ma żadnego wykształcenia. Pracuje jako kelnerka w pobliskiej kawiarence. Pieniądze są nikome.

Tata jest hydraulikiem. Gdy dowiedział się, że mama jest w ciąży był na pierwszym roku studiów prawniczych. O ile się nie mylę, to od zawsze było jego marzeniem. Zostać prawnikiem.

On też zapoczątkował we mnie miłość do tego zawodu. Chcę pójść w jego ślady. Zdaję sobie sprawy, że ten zawód to ciężki orzech do zgryzienia. Ale to jest mój cel na przyszłość.

Po prostu chcę, żeby rodzice byli ze mnie dumni.

Trzy lata po moich narodzinach pojawił się mój brat. Wtedy rodzice nie dawali sobie rady. Pomagałam im jak tylko mogłam. Wyręczałam mamę w sprzątaniu, gotowaniu, we wszystkim w czym tylko mogłam. Od piętnastego roku życia pracuje w tej samej kawiarence co moja mama, a Nick w sklepie muzycznym dwie ulice dalej.

- Życzę smacznego. - Rzuciła sucho pani Martinez, co wybudziło mnie z zamyślenia.

- Nawzajem. - Szepnęłam.

Spojrzałam na stół, na którym widniał kurczak w panierce, a na około niego podpiekane warzywa. Całość wyglądała bardzo smakowicie, ale czułam na sobie spojrzenie mamy Oliver'a. Czułam się strasznie nieswojo.

Wzięłam do ręki nóż, oraz widelec i nałożyłam sobie trochę z porcji na talerz. Odkroiłam część kurczaka i wzięłam do ust. Smakowało wyśmienicie. Mięso, aż się rozpływało w ustach.

- Do dziennika elektronicznego wpłynęła nowa ocena. - Zaczęła rozmowę blondynka, zwracając się do syna. - Dostałeś trójkę ze sprawdzianu z biologii.

Popatrzyłam kątem oka na chłopaka. Ze zdenerwowania, aż zacisnął dłonie na sztućcach.

Spuścił głowę.

- Tak mi się odwdzięczasz? Wychowałam cię, karmiłam, dawałam ci pieniądze, pozwalałam ci robić te wszystkie tatuaże i co z tego mam? Trójkę ze sprawdzianu! Zawiodłam się na tobie, Oliver. Strasznie się na tobie zawiodłam.

Popatrzyłam na kobietę siedzącą na przeciwko mnie.

- Jak pani może tak mówić o własnym synu? - Zapytałam spokojnie, patrząc jej w oczy. - Być może trójka to nie jest najlepsza pod słońcem ocena, ale dla niektórych ona jest jak piątka. Niektórzy po prostu nie rozumieją biologii, ale nie w tym rzecz. Pani mówi o własnym synu tak, jakby pani żałowała, że go urodziła, jakby...

- Jak śmiesz się tak odzywać do Juliet Martinez, wstrętna dziewucho?! Spójrz na siebie! Masz ciało wielkie jak wieloryb, a twoje oczy wyglądają jak u wampira! W dodatku jesteś pyskata, arogancka...

- Dość! - Krzyknął Oliver, uderzając pięściami o stół. Patrzył z szałem na swoją matkę. - Możesz mnie obrażać. Możesz mnie obrażać do woli. Ale nigdy, powtarzam, nigdy nie waż się obrażać ważnych dla mnie osób.

- Ona jest ważną dla ciebie osobą?! Ona?! - Krzyczała, a moje serce z każdym kolejnym słowem roztrzaskiwało się na coraz to mniejsze kawałki.

- ...Jeśli tak, to masz beznadziejny gust. Myślałam, że wybierzesz sobie kogoś na swoim poziomie, a nie o dwa niżej, a do tego...

- Wystarczy. - Syknął chłopak, po czym chwycił moją dłoń w żelaznym uścisku i pociągnął mnie w stronę wyjścia z jadalni.

W błyskawicznym tempie weszliśmy po schodach, a następnie do drugiego pokoju po prawej. Oliver zamknął drzwi z trzaskiem, który z pewnością było słychać w całym domu.

Chłopak podszedł do okna naprzeciwko drzwi i rozłożył szeroko ręce na parapecie. Spuścił głowę w dół i zaczął brać głębokie wdechy, próbując się uspokoić. Niepewnie do niego podeszłam i położyłam mu dłoń na łopatce. Blondyn widocznie się spiął i odwrócił w moją stronę. W jego oczach zobaczyłam powstrzymywaną złość, ale i... troskę. Oliver przyciągnął mnie do siebie i zamknął w swoich ramionach. Nawet nie protestowałam. Potrzebowałam tego. W tamtej chwili potrzebowałam tego bardziej niż powietrza.

A bez powietrza nie da się żyć.

Położyłam głowę na jego lewej piersi i rozpłakałam się jak dziecko. Chwyciłam w ręce koszulkę chłopaka, jakbym czepiała się jakiegoś rodzaju tratwy ratunkowej. Blondyn zaczął głaskać mnie uspokajająco po plecach.

- Oliver. - Szepnęłam. - J-ja...

- Cicho, kochanie. - Przerwał mi i pocałował mnie w skroń. - Nie musisz nic mówić. Doskonale cię rozumiem.

- Przepraszam. - Powiedziałam ledwo słyszalnie.

Chłopak podniósł mnie do góry, więc owinęłam uda wokół niego i schowałam głowę w zagłębieniu jego szyi. Blondyn zaczął iść w nieznanym mi kierunku, ale po chwili poczułam pod plecami miękką pościel. Odłożył mnie na łóżko, po czym sam usadowił się obok mnie. Nie myśląc nad konsekwencjami, bez zawahania wdrapałam się na niego i kolejny raz położyłam głowę na jego lewej piersi.

Słysząc spokojny oddech i równomierne bicie serca Oliver'a, zasnęłam.

***

Obudziło mnie dziwne łaskotanie po policzku. Zmarszczyłam nos i chciałam się obrócić na drugą stronę, ale coś mi to uniemożliwiało.Otworzyłam oczy, a widok, który zastałam, nie powiem, przeraził mnie.

Oliver spał z twarzą w zagłębieniu mojej szyi, do tego obejmował mnie w talii, jakbym miała uciec.

Szczerze, uciekłabym.

Ten cholerny blondyn myśli nawet podczas snu.

Dalej nie mogłam w to uwierzyć. Chłopak, do którego od czasów gimnazjum czułam nienawiść. Chłopak, który robił mi przeróżne psikusy. Chłopak,który uwielbiał ciągnąć za moje warkoczyki. Chłopak, który zabrał mi przyjaciół.

W pierwszej gimnazjum z Anette zaprzyjaźniłam się z dwoma chłopakami. Z Victor'em i Dominic'iem. Byliśmy nierozłączni do drugiego półrocza.Właśnie wtedy pojawił się Oliver.
Na początku wszystko było w porządku. Przesiadywaliśmy w piątkę.Śmialiśmy się, wygłupialiśmy, ale pewnego dnia zauważyłam, że coraz mniej czasu spędzam z chłopakami. Zawsze, gdy chciałyśmy gdzieś z nimi iść, oni mówili, że mają jakąś sprawę do załatwienia z Oliver'em.

Później po prostu przestałyśmy się pytać.

Od drugiej klasy kontakt się całkowicie urwał, a po pewnym czasie oni zaczęli się ze mnie śmiać tak samo jak inni. Chłopcy, którzy od zawsze mnie bronili, zamienili się w tych, przed którymi powinno mnie bronić.

Właśnie wtedy zaczęłam nienawidzić tego chłopaka.

Ale teraz coś się zmieniło. Jeszcze nie wiem dokładnie co, ale jestem pewna, że prędzej czy później to do mnie dotrze.

Przesunęłam palcami po blond włosach. To był impuls. Impuls, któremu nie dałam rady się oprzeć.

Albo nie chciałam.

Chłopak poruszył się niespokojnie, więc czym prędzej zabrałam rękę.

- Nie. - Mruknął z poranną chrypką, przez którą przeszedł mnie dreszcz, czego na szczęście nie poczuł. - Nie przestawaj.

Zamrugałam kilkakrotnie oczami, bijąc się w myślach. Ostatecznie, zaczęłam się bawić jego puszystymi włosami.

Co ty, do cholery, robisz dziewczyno?!

Oliver uniósł na mnie swój wzrok. Czarne jak węgiel oczy, spotkały się z bordowymi tęczówkami. Wpatrywaliśmy się w siebie i to nam wystarczało. Można powiedzieć, że rozumieliśmy się bez słów. Nie wiem ile czasu tak minęło, ale wtedy zdałam sobie z czegoś sprawę.

Mogłabym się wpatrywać w te oczy godzinami, i nigdy by mi się to nie znudziło.

- Dzień dobry, - Mruknął chłopak, wciąż zaspanym głosem, nie spuszczając wzroku z moich oczu.

Przełknęłam ciężko ślinę pod jego spojrzeniem i wydukałam:

- Dobry.

- Która jest w ogóle godzina? - Spytał chłopak z zaciekawieniem.

- Nie mam jak sprawdzić, ponieważ czyjeś ogromne cielsko na mnie leży.- Powiedziałam z przekąsem, patrząc na niego z oskarżeniem.

Diabelska natura się we mnie odezwała.

- Ja mogę tak zostać już na całe życie, więc wiedz, że na razie nigdzie się stąd nie ruszam.
Przez jego słowa, kolejny raz przeszedł mnie dreszcz, co tym razem musiał poczuć. Blondyn zmarszczył brwi i podniósł głowę na wysokość moich oczu. Wbiłam głowę w poduszkę.
Za blisko.

- Zimno ci? - Wychrypiał, na co pokręciłam głową. Chłopak przybliżył swoją twarz do mojej, a ja patrzyłam na niego ze strachem, ale i zdezorientowaniem.

Przesunął nosem po długość mojej szyi, a następnie pocałował miejsce za uchem. Na moim ciele pojawiła się gęsia skórka.

- Oliver. - Szepnęłam.

Poczułam jak blondyn uśmiecha się przy mojej szyi.

- Uwielbiam jak wypowiadasz moje imię. - Mruknął, po czym znów pocałował moją szyję, a następnie ją przygryzł i zaczął ssać.

Wygięłam moje ciało w łuk.

Co ja robię?!

Gdy chłopak skończył, pocałował mnie w naznaczone miejsce, a następnie spojrzał mi prosto w oczy.

- Teraz, już każdy będzie wiedział, że jesteś tylko i wyłącznie moja.


+!+

Idziemy do przodu! 784 miejsce w kategorii "Dla nastolatków"!

Szczerze, chce mi się śmiać gdy na to patrzę. xoxo


Ewoxxx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top