23 "Nie pozwolę, abyś stała się bulimiczką, Suezanne"
Dominick pobiegł po resztę naszej paczki. Zostałam sama z blondynem, który właśnie ocierał łzy z policzków.
- Oliver. - Szepnęłam, więc chłopak spojrzał na mnie.
Posłał mi smutny uśmiech.
Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, podeszłam do niego i objęłam dłońmi jego twarz.
- Oliver. - Powtórzyłam, przez co chłopak zamknął oczy i wykrzywił twarz w grymasie bólu.
- Nie stracę cię, Sue. - Powiedział. - Jeśli stracę ciebie, to by było jakbym stracił siebie.
Zadrżałam i spuściłam dłonie, które chłopak splótł ze sobą. Właśnie wtedy, przyszła reszta.
- Co się dzieję? - Zapytał James, podchodząc do nas.
Uśmiechnęłam się smutno, ale uspokajająco.
- Nie mogę się pokazywać z Oliver'em. - Mruknęłam, po czym westchnęłam.
- Dobra, w skrócie. Sue była szantażowana przez Erick'a i Jessicę. Musi urwać kontakt z Oliver'em, a jak nie, to może jej się coś stać, albo komuś jej bliskiemu. Czaicie?
Ich mina wyrażała szok. Wyglądali dokładnie tak samo, gdy Oliver powiedział im, że ma dziewczynę.
- Urwę tej suce łeb. - Jako pierwsza odezwała się Anette.
- Potem porzucimy jej ciało w środku lasu. - Dopowiedział James.
- ... i zostawimy na pożarcie wilkom. - Dokończył Victor.
Ja, Dominick i Oliver strzeliliśmy sobie w twarz, kiedy pozostała trójka przybijała sobie piątki.
- Jesteście takimi debilami. - Jęknął blondyn.
James spojrzał na niego morderczym wzrokiem, jednak po chwili, na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek.
- Czy ty płakałeś? - Zwrócił się do chłopaka. Oliver zmieszał się. - Ha! Wiedziałem, że ci na niej zależy! Sueliver górą!
- James, zamknij się. - Mruknęłam.
- No właśnie. - Przytaknął mi blondyn, machając energicznie głową.
Uważaj, bo ci odpadnie.
- A więc... co robimy? - Zapytał Dominick.
- Jak to co? Oni z dnia na dzień przestają ze sobą gadać, gdy tak naprawdę spotykają się po szkole, jednak nikt poza nami o tym nie wie. Tak dla pewności, możecie odegrać jakąś kłótnie... - Powiedział James, jednak mu przerwano.
- Nie. - Powiedziałam w tym samym czasie co Oliver. Popatrzyliśmy na siebie i uśmiechnęliśmy się.
- Ja się tam zacznę śmiać. - Mruknęłam.
- No to bez kłótni. A tak właściwie, to kto to jest Erick? - Zapytała Anette.
Spuściłam wzrok.
- To mój kuzyn. - Odezwał się Oliver. - Nie przepadamy za sobą, ale nie sądziłem, że jest w stanie posunąć się do czegoś takiego.
- Nikt się tego nie spodziewał. - Powiedział Victor, patrząc na mnie smutno. - Nikt.
- Cześć, wchodźcie. - Powitała nas Juliet.
Pocałowałam blondynkę w policzek.
- Mia Moore.
Rodzicielka wystawiła rękę w stronę mamy Oliver'a, jednak ona przytuliła ją. Mama spojrzała na mnie zdziwiona. Wzruszyłam ramionami i wystawiłam kciuk w górę.
- Sue!
Tak jak wszyscy się tego mogli spodziewać... owszem to była Lily. dziewczynka wpadła do holu i rzuciła mi się w ramiona. Zaśmiałam się i okręciłam ją wokół siebie, robiąc samolocik.
- Cześć, ślicznotko. - Powiedziałam rozbawiona, pstrykając blondyneczkę w nos, przez co ta, uroczo go zmarszczyła.
- Suezanne, milo cię znowu widzieć. - Usłyszałam męski głos, więc spojrzałam w danym kierunku.
Pan Martinez uśmiechał się do mnie promiennie.
- Dzień dobry. - Przywitałam się.
- Pan Martinez? - Moja mama chwyciła się za głowę. - Mogłam skojarzyć fakty! Mój mąż u pana pracuje. Alex Moore.
Mężczyzna pokiwał głową, posyłając mamie smutny uśmiech.
- Bardzo mi przykro z powodu wypadku pani męża. Oczywiście, będę pomagał jak tylko będę mógł. - Powiedział.
- Chwila. - Rzuciłam. - Tata pracuje dla taty Oliver'a?
Rodzicielka pokiwała głową.
- Ale ten świat jest mały. - Skwitowałam.
Wszyscy się zaśmiali.
- Cześć, jestem Mia. - Kobieta uklęknęła, schylając się do poziomu blondyneczki. - Jestem mamą Sue.
Dziewczynka uśmiechnęła się szeroko.
- Mama Sue! - Krzyknęła i rzuciła się kobiecie w ramiona.
Rodzicielka zaśmiała się.
- Pani jest tak samo piękna jak Suezanne. - Mruknęła Lily, przyglądając się mojej mamie.
- Z ciebie też kiedyś wyrośnie piękna dziewczynka. - Powiedziała.
- Dobra, koniec pogaduszek. - Rzuciła Juliet. - Kierunek, garderoba! A ty, Patrick idź oglądnąć z Oliver'em jakiś mecz.
- Tylko bez dźgania! - Krzyknął mężczyzna i pognał schodami na górę, chcąc jak najszybciej uciec.
- A gdzie jest Anna? - Zapytałam.
- Ma przyjść później. Kończy pracę o siedemnastej. - Powiedziała blondynka.
Pokiwałam głową.
Weszłyśmy po schodach i udałyśmy się w stronę drzwi do garderoby. Gdy tylko Juliet je otworzyła, mama i Lily otworzyły usta ze zdziwienia. Jeśli wyglądałam tak samo, to faktycznie
Juliet miała się z czego śmiać.
W przypływie chwili, wyciągnęłam telefon z kieszeni i zrobiłam Lily zdjęcie. Nawet tego nie zauważyła.
- Witam w moim królestwie. - Powiedziała mama Oliver'a, okręcając się wokół własnej osi.
Mama otrząsnęła się.
- Nigdy nie widziałam tak ogromnej szafy. - Mruknęła.
Blondynka machnęła ręką i zaśmiała się.
- Bierzmy się do roboty! - Krzyknęłam entuzjastycznie.
Pracę zaczęłyśmy od sukienek. Juliet pozbyła się ponad połowy, a miała ich naprawdę dużo.
Kiedy zaczynałyśmy z butami, do pomieszczenia weszła Anna, przywitałyśmy się, po czym znów zawładnął nami wir pracy.
Moja mama wybrała sobie kilka par spodni, kilkanaście spódniczek i bluzek, oraz pięć sukienek.
U mnie było podobnie. Wybrałam dwie pary dżinsów, które o dziwo były na mnie dobre. W sumie Juliet jest bardzo smukłą osobą, w porównaniu do mnie.
Skrzywiłam się.
Tak czy siak, znalazłam ładną śliwkową sukienkę. Była obszyta koronką, miała dekolt w kształcie serca i była rozkloszowana. Cud miód. Gdy na nią spojrzałam, to już wiedziałam w czym pójdę na bal maturalny.
Do tego dwie pary szpilek, które była na mnie trochę za duże, ale dam sobie radę. Jedne beżowe, a drugie, klasyczne czarne. Trzy spódniczki: pudrowo różową, miętową i bordową.
Juliet stwierdziła, że normalnie by jej nie oddała, ale ona idealnie podkreśla moje oczy.
Poza tym, znalazłam prześliczny pierścionek. Wpatrywałam się w gablotę, kiedy podeszła do mnie mama Oliver'a.
- Dostałam go od mojej pierwszej miłości. - Powiedziała, patrząc z czułością na przedmiot. - Jest dla mnie bardzo ważny.
Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się lekko.
- Co się z nim stało? - Zapytałam.
- Wyjechał w pierwszej klasie liceum. Znaliśmy się od dzieciństwa. Bardzo go kochałam. Był przyjacielem Patrick'a.
- Dalej za nim tęsknisz. - Bardziej stwierdziłam, niż zapytałam.
Kobieta skinęła.
- Obiecaliśmy sobie, że kiedyś znowu się spotkamy. Mieliśmy na siebie czekać, jednak wszystko potoczyło się inaczej. Zaszłam w ciążę, przeprowadziłam się z Patrick'iem do innego miasta... jednak ciągle na niego czekam.
- To jest takie piękne. - Wyszeptałam i położyłam dłoń na ramieniu Juliet. - Wierzę, że jeszcze go spotkasz.
Pokiwała głową i uśmiechnęła się.
- Idź do Oliver'a, kochanie. Obiecałam mu, że puszczę cię do niego. - Mruknęła.
- Dobrze. - Powiedziałam, po czym opuściłam pokój.
Udałam się do sypialni Oliver'a, i oczywiście, nie pukając, weszłam do środka. Widok, który zastałam, rozbawił mnie. Pan Martinez leżał na całym łóżku, a blondyn, nie mając miejsca, musiał usiąść na podłodze, aby dobrze widzieć telewizor. I właśnie w tym momencie, siedzieli dokładnie tak samo.
Parsknęłam śmiechem, co zwróciło ich uwagę.
- Co się tak chichrasz? - Zapytał Oliver, marszcząc brwi.
- No bo... wyglądacie tak samo... i w dodatku w tym samym czasie zmarszczyliśmy brwi... - Mówiłam, pomiędzy napadami śmiechu.
Mężczyzna spojrzał na syna, na co ten wzruszył ramionami.
- Ona już taka jest. - Mruknął.
- To ja się zmywam. - Powiedział.
W miarę możliwości, uspokoiłam się i podeszłam do łóżka. Tata Oliver'a wstał, a następnie opuścił pokój mówiąc:
- Tylko ja nie chcę jeszcze wnuków!
Blondyn rzucił w niego poduszką, która niestety, trafiła w drzwi.
- Już wiadomo, po kim masz taki charakterek. - Powiedziałam rozbawiona i usiadłam na miejscu, które przed chwilą zajmował pan Martinez. Chłopak usiadł obok mnie, po czym splótł nasze dłonie.
- Nieważne co by się działo... nie zostawisz mnie, prawda? - Spytał.
Spojrzałam blondynowi w oczy, jednak ten miał spuszczoną głowę.
- Mówisz o czymś konkretnym?
- Odpowiedz, Sue. - Powiedział błagającym tonem.
Patrzyłam na niego w milczeniu, próbując znaleźć na jego twarzy odpowiedź na moje pytanie, co oczywiście zakończyło się klęską.
Któż by się tego spodziewał?
- Nie zostawię cię... - Mruknęłam i usiadłam chłopakowi okrakiem, na kolanach.
Uniosłam jego twarz, aby patrzył mi w oczy i złożyłam na czubku jego nosa pojedynczy pocałunek.
- ... chyba, że będziesz tego chciał.
Blondyn pokręcił głową i zapytał sam siebie:
- Dlaczego musisz być tak kurewsko idealna?
Zadrżałam i zamknęłam oczy, oddychając ciężko.
- Nikt nie jest idealny. - Wyszeptałam.
- Ty jesteś, Sue. Jesteś moim ideałem. - Powiedział, przez co otworzyłam oczy. Nie patrzył na mnie, tylko na moje usta, co się po chwili zmieniło. - Masz kształty, jakie chciałaby mieć miliony dziewczyn na Ziemi; masz małe, ale pyskate usta, które chciałbym zamykać pocałunkiem; masz niesamowite, bordowe oczy, które urzekły mnie, kiedy zobaczyłem je po raz pierwszy; jesteś szczerą osobą, która nienawidzi kłamać; dbasz o swoich przyjaciół; jesteś wierna swojej rodzinie i mogłabyś dla niej poświęcić wszystko. Więc, owszem. Jesteś idealna, Suezanne Moore.
Moje oczy zaszkliły się. Patrzyłam na tego chłopaka i wiedziałam, że mówi prawdę. Jego czarne tęczówki mówiły mi wszystko.
- Dlaczego mi to mówisz? - Szepnęłam. - Dlaczego mi to mówisz, skoro masz dziewczynę?
- Bo chcę, żebyś to wiedziała. Myślisz, że uwierzyłem ci, kiedy powiedziałaś, że wymiotowałaś z powodu dużej ilości sytuacji w ciągu tamtego dnia? Nie, Suezanne. Nie uwierzyłem ci. Wiem, że robisz to, aby stać się chudsza, ale... proszę, nie rób tego, Sue. Nie chcę, żebyś wpadła w bulimię.
Pokręciłam głową i oparłam swoje czoło o czoło chłopaka.
- Anette się udało, więc mi też się uda. - Powiedziałam pod nosem.
- Nie, malutka. Anette musiała się z tego wyleczyć, żeby jej się udało. To tak nie działa. Nie pozwolę, abyś stała się bulimiczką, Suezanne.
Pogłaskałam blondyna po policzku.
- Nic mi nie będzie, Oliver. - Mruknęłam.
Chłopak nagle wstał, więc byłam zmuszona opleść go nogami w pasie, aby nie spaść. Przylgnęłam do jego torsu, patrząc mu w oczy.
- Co ty robisz? - Spytałam, lekko rozkojarzona.
Oliver chwycił moje uda, abym nie spadła i podszedł ze mną w stronę lustra. Postawił mnie na ziemi i obrócił w stronę własnego odbicia, stojąc za mną.
- Spójrz na siebie, Sue.
Zrobiłam tak jak powiedział. Mój wzrok powędrował od bordowych tęczówek, przez całą twarz, brzuch, uda i do stóp. Pokręciłam głową i odwróciłam wzrok, aby nie musieć na siebie patrzeć.
Aby nie cierpieć.
- Nie wiem co ty we mnie widzisz. - Powiedziałam szeptem.
- Ja już dłużej nie dam rady. - Mruknął, po czym obrócił mnie w swoją stronę i przygwoździł do lustra, które na moje szczęście się nie rozbiło. - Jesteś cholerną perfekcją, a uważasz, że jesteś najbrzydsza w szkole?! Suezanne, ocknij się!
Jego wybuch sprawił, że aż zadrżałam.
- Z czego mam się ocknąć, Oliver?! Z prawdy?! Z tego się nie da ocknąć, nie rozumiesz?! - Również wybuchłam.
Blondyn oddychał ciężko, patrząc na mnie. Zbliżył soją twarz do mojej na niebezpieczną odległość.
- Nie zrobisz tego. - Powiedziałam twardo, nie spuszczając z niego wzroku.
- Nie możesz tego wiedzieć. - Warknął.
- Znam cię, Oliver. Wiem, że nie zdradzisz osoby, którą kochasz.
- A skąd pomysł, że ją kocham?
Po tym pytaniu, złączył nasze usta w namiętnym pocałunku.
+!+
Przepraszam za tak długą nieobecność oraz życzę nocy wypełnionej najpiękniejszymi snami! xoxo
Ewoxxx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top