22 "Nigdy mnie nie stracisz, Oliver"

Ubrana w beżowy sweterek i czarne spodnie, weszłam do kuchni, w której zastałam mamę, przyrządzającą śniadanie. Gdy usłyszała kroki, odwróciła się w moją stronę. Uśmiechnęłam się promiennie.

- Cześć, mamo. - Powiedziałam, podchodząc do rodzicielki i całując ją w policzek.

- Cześć, kochanie. - Odpowiedziała. - Masz, to są kanapki do szkoły.

Spojrzałam na pakunek, w którym były z trzy kromki chleba.

Pokręciłam głową.

- Nie zjem tyle. - Mruknęłam.

- Zjesz, zjesz. Przy okazji, podziękuj Oliver'owi za zakupy do domu. Ciągle zapomniałam ci o tym powiedzieć, ale lepiej późno niż wcale.

Skinęłam i przygryzłam wargę.

- Mamo, bo jest sprawa. - Zaczęłam, a rodzicielka zachęciła mnie ręką, abym kontynuowała. - Mama Oliver'a, Juliet, zaprosiła nas dzisiaj do siebie. Powiedziała, że robi porządki w szafie i mogłaby nam dać trochę ciuchów. Poza nami, ma też przyjść Lily i Anna. Anna to narzeczona taty Oliver'a, a Lily to jej córka.

Zaczęłam się nerwowo bawić rękoma.

Mama zaśmiała się.

- Czemu się tak denerwujesz, Sue? Z chęcią do nich pójdę. Przecież i tak w końcu poznam twoją przyszłą teściową. - Dodała w żarcie.

Otworzyłam usta ze zdziwienia.

- Mamo! - Jęknęłam.

Kobieta parsknęła śmiechem.

- Przyjdę po ciebie do kawiarenki, a później razem pójdziemy, co ty na to? - Zapytała.

- Świetny pomysł. - Mruknęłam. - W życiu bym na taki nie wpadła.

Rodzicielka machnęła ręką i pocałowała mnie w czoło.

- Idź już, bo się spóźnisz do szkoły.

Pokiwałam głową, po czym włożyłam drugie śniadanie do torby, założyłam buty i wyszłam z domu.

Podróż minęła mi bardzo szybko. Nim się spostrzegłam, widać już było gmach budynku, który nienawidzą wszyscy uczniowie. A matura zbliża się wielkimi krokami!

Weszłam do szkoły, po drodze otrzymując ciekawskie spojrzenia. No tak. Przecież nie było mnie kilka dni w szkole, a w dodatku pokazuje się z samym Oliver'em Martinez'em.

W oddali ujrzałam kolorowe włosy, więc skierowałam się w tamtą stronę. Już miałam się odezwać, ale zostałam pociągnięta w boczny korytarz. Odwróciłam głowę, chcąc dowiedzieć się kto jest sprawcą i ujrzałam ciemną blondynkę.

Zmarszczyłam brwi.

- Coś się stało, Lucy? - Spytałam, wyrywając rękę z jej uścisku.

- Owszem, stało się. Urodziłaś się, Moore. - Warknęła w moją stronę.

Aż się cofnęłam.

- O co ci chodzi?

Dziewczyna zaśmiała się szyderczo.
- Zgadnij, kotku. - Usłyszałam głos za sobą, więc odwróciłam się.

Moje ciało koszmarnie się spięło. Przede mną stał we własnej osobie kuzyn Oliver'a. Patrzył na mnie spod długich rzęs, zielonymi oczami, które wyrażały szaleństwo. Zadrżałam i cofnęłam się tak, abym mogła widzieć każdego z nich.

- Czego chcecie? - Szepnęłam, biegając wzrokiem, od jednego, do drugiego.

- Chcę dokończyć to, co zacząłem. - Przebiegł mnie dreszcz, a moje oczy musiały wyglądać jak pięciozłotówki. - Ale to nie dzisiaj.

- Masz się odwalić od Oliver'a. - Dołączył kolejny głos, a zza ramienia Erick'a wyszła Jessica.

Kurna, Trójca Święta.

Bez obrazy, Panie Boże.

- Bo jak nie... może cię spotkać coś złego. - Mruknęła Lucy, patrząc na mnie złowrogim spojrzeniem.

Czy ja naprawdę myślałam, że ta dziewczyna jest przemiłą i prześwietną osobą? Jeśli tak, to byłam w wielkim błędzie.

- Ciebie, albo kogoś bardzo ci bliskiego. Z tego co wiem, Anette chce się zgłosić do programu dla początkujących modelek. Byłoby niefajnie, gdyby coś jej się stało, tuż przed występem.

Wytrzeszczyłam oczy. Warga mi zadrżała. Tylko nie Anette. Ona tak wiele osiągnęła w życiu. Nie mogę jej go na powrót zniszczyć.

Osunęłam się po ścianie i ukryłam twarz w dłoniach.

- Zrobię wszystko. - Wyszeptałam. - Tylko nic jej nie róbcie.

Usłyszałam śmiech Lucy.

- Jesteś taka słaba, Moore. - Powiedziała. - Taka słaba.

- Masz się odwalić od Oliver'a. Nie gadaj z nim, nie przychodź do jego domu, rozumiesz? Masz urwać ten kontakt raz i na zawsze.

- Zrozumiałaś? - Zapytał Erick twardym głosem.

- Tak. - Szepnęłam.

- To świetnie. - Skwitowała Jessica. - Chodźmy.

Gdy usłyszałam te słowa, podniosłam głowę, dokładnie w momencie, w którym znikali za zakrętem. Podniosłam się z chwiejnymi nogami.

- Suezanne? - Usłyszałam głos Dominick'a. - Czy stąd przed chwilą nie wychodzili Jessica, Lucy i Erick?

Popatrzyłam chłopakowi w oczy, a jedyne co mógł w nich ujrzeć to ból. Brunet podszedł do mnie i zamknął mnie w szczelnym uścisku.

- Co oni ci zrobili? - Zapytał.

- Powiedzieli, że mam całkowicie urwać kontakt z Oliver'em. - Szeptałam. - Jeśli nie to... cś stanie się Anette. Boję się o nią, Dominick. Boję się, że coś jej się stanie.

Chłopak spinał się coraz bardziej, z każdym wypowiedzianym przeze mnie słowem. Pogłaskał mnie po plecach.

- Co masz zamiar zrobić?

Zamknęłam oczy.

- To, co mi powiedzieli.

- On tego nie przeżyje, Sue. - Mruknął.

- Przeżyje. Pomożecie mu. Lucy mu pomoże.

Szatyn odsunął się ode mnie.

- Musimy mu o wszystkim powiedzieć...

- Nie. - Zaoponowałam. - Nie ma mowy. Gdyby to jeszcze chodziło o mnie, to nie byłoby sprawy, ale tu chodzi o Anette, rozumiesz? O tą śliczną blondynkę, która wyleczyła się z bulimii. Nie będę ryzykować.

- Suezanne. - Chłopak chwycił mnie za ramiona. - Nie pozwolę, żebyś była szantażowana. Nie pozwolę, żeby Oliver nie znał prawdy.

- Dominick. - Mruknęłam, patrząc mu prosto w oczy. - Musisz się zaopiekować Anette.

Szatyn widocznie się spiął.

- Sue...

- Obiecaj mi. - Przerwałam mu. - Obiecaj, że się ni zaopiekujesz.

Chłopak uśmiechnął się sam do siebie.

- Nie muszę ci tego obiecywać. Za bardzo mi na niej zależy, żeby pozwolić, aby coś jej się stało. - Mruknął, spuszczając wzrok i uwalniając mnie.

Podrapał się po karku.

- Co? - Usłyszałam cichy szept, więc odwróciliśmy głowę w tamtą stronę. Ujrzałam blondynkę, która miała wytrzeszczone oczy i zarumienione policzki. Podeszła do nas, nie spuszczając oczu z Dominick'a. - Mówisz poważnie?

Zauważyłam na twarzy chłopaka strach.

- Tak, Anette. Mówię poważnie. - Powiedział twardo.

Zaczęłam się powoli wycofywać, mając na ustach chytry uśmiech. Wreszcie moja przyjaciółka będzie szczęśliwa.

Oni są siebie warci. Wiedziałam, że skończą razem.

Nagle, poczułam, że wpadłam na coś twardego. Odsunęłam się jak poparzona i przekręciłam głowę, napotykając roześmiane, czarne tęczówki.

- Co się tak skradasz? - Zapytał Oliver z uśmiechem na ustach.

Przełknęłam ślinę.

- J-ja... muszę iść. - Wyszeptałam, po czym ruszyłam w stronę swojej szafki.

Uścisk na nadgarstku.

- Sue, co się stało?

Zatrzymałam się i spuściłam głowę, przygryzając wargę. Muszę to zrobić. Dla Anette.

- To nie ma sensu, Oliver. - Mruknęłam, nie patrząc chłopakowi w oczy. - Wszyscy w szkole patrzą na mnie i pewnie myślą, że jestem twoją kolejną zdobyczą. Masz teraz Lucy, więc ja już nie jestem ci potrzebna.

- O czym ty mówisz, Suezanne?

- Nie zależy mi na tobie. Nigdy mi nie zależało. - Powiedziałam.

- Kłamiesz. - Warknął. - Nie patrzysz mi w oczy.

Zadrżałam i podniosłam wzrok.

- Powiedz to, Sue. Powiedz mi, że nic dla ciebie nie znaczę. Że cała nasza znajomość, to był jeden, wielki błąd. Powiedz mi to, patrząc mi prosto w oczy.

Przyglądałam się tym czarnym tęczówkom, chcąc zapamiętać je jak najdłużej.

Otworzyłam usta i zaschło mi w gardle. Nie mogłam znaleźć odpowiednich słów. Nie znałam ich.

Blondyn pokręcił głową i przyciągnął mnie do siebie. Dopiero teraz poczułam, że się trzęsę.

- O co chodzi? Dlaczego to powiedziałaś?

Zacisnęłam oczy i chwyciłam w dłonie materiał koszulki chłopaka.

- Oliver... ja nie mogę. Muszę to zrobić, rozumiesz? Dla Anette. - Powiedziałam, po czym powtórzyłam po raz drugi, tym razem szeptem. - Dla Anette.

- Co musisz zrobić? Suezanne, mów do mnie.

Pokręciłam głową i odsunęłam się od niego. Za jego ramieniem ujrzałam twarz Jessici. Uniosła jedną brew i spojrzała w pewnym kierunku. Również przeniosłam tam swój wzrok.
Anette.

- Przepraszam. - Wyszeptałam, po czym uciekłam.

- Biorę udział w programie dla modelek! Jutro są eliminacje. Pójdziecie ze mną, prawda? - Powitał nas anielski głos Anette.

- Ciebie też miło widzieć. - Mruknął pod nosem James, zajadając się swoją kanapką.

Blondynka machnęła ręką.

- Przyjdziecie? - Powtórzyła pytanie, siadając obok Dominick'a, który uśmiechnął się do niej czule.

- Oczywiście, że tak, kochanie. - Powiedział, całując ją w policzek.

Uśmiechnęłam się, widząc ich razem.

- No pewnie. - Potwierdziłam, patrząc z niepokojem na Oliver'a, który od jakiegoś czasu nie spuszczał ze mnie wzroku.

- Zaraz wypalisz jej dziurę w głowie, Ols. - Powiedział Victor, żartem.

Tak, przerwa na lunch. Siedzimy wszyscy razem, przy jednym stole. Normalnie, jak przy wigilii.

Poruszyłam się niespokojnie.

- Muszę coś załatwić. - Mruknęłam i pośpiesznie wstałam.

Ruszyłam w kierunku wyjścia ze stołówki, jednak jak zwykle, ktoś musiał mi przeszkodzić.

- Czas mija, Suezanne. - Usłyszałam szept przy moim uchu.

Erick.

Wzdrygnęłam się z obrzydzenia, po czym wyrwałam rękę.

- Zostaw ją w spokoju, Keller. Nie sądzisz, że już zrobiłeś za dużo? - Wtrącił się Oliver, który nie wiem kiedy, pojawił się obok mnie.

- Nie, Martinez. Uważam, że zrobiłem za mało. - Zaakcentował ostatnie dwa słowa.

Skrzywiłam się, po czym znów podjęłam walkę o wyjście ze stołówki. No i wyszłam. Tylko że tuż po przekroczeniu progu, zostałam złapana za ramię i zaprowadzona w stronę jakiegoś bocznego korytarza.

Ta szkoła ma zdecydowanie za dużo zakamarków.

- O czym on mówił, Sue? - Zapytał Oliver.

Założyłam ramiona na piersi.

- Nie twoja sprawa, Martinez. - Warknęłam, mrużąc wściekle oczy.

- Owszem, moja. - Odpyskował chłopak, przytwierdzając mnie do ściany. - Najpierw wszystko układa się w dobrym kierunku, a później z dnia na dzień, mówisz mi, że to wszystko było błędem. A do tego, mój kuzyn, który chciał cię zgwałcić, nęka cię. I ty mi mówisz, że to nie moja sprawa?!

Przylgnęłam plecami do ściany.

- Nie wszystko kręci się koło ciebie, Oliver.

- Masz rację, Moore. Ale akurat to, kręci się koło mnie. Chcę wiedzieć czego on od ciebie chciał.

- Niczego się ode mnie nie dowiesz. - Mruknęłam.

- Już to przerabialiśmy, Suezanne. I tak wyśpiewasz mi wszystko. - Powiedział, patrząc na mnie z ognikami w oczach.

Zadrżałam pod jego spojrzeniem, co chłopak zauważył. Przejechał dłonią po moim policzku, obserwując moją reakcję. Na moje ciało wstąpiła gęsia skórka, a serce zaczęło bić tysiąc razy mocniej.

- To jest niesamowite jak działasz na mój dotyk. - Wyszeptał, zbliżając swoją twarz do mojej.

Mój oddech stał się cięższy i byłam pewna, że moje tęczówki przybrały odcień węgla.

Przełknęłam ślinę, kiedy jego usta była kilka milimetrów od moich.

- Nie zrobisz tego. - Wyszeptałam. - Nie pozwolę ci tego zrobić.

Blondyn uśmiechnął się chytrze.

- Jesteś tego pewna?

Niepewnie, skinęłam głową.

Położyłam dłonie na jego torsie, mając zamiar go odepchnąć.

- Zrób to, Suezanne. - Powiedział. - Odepchnij mnie.

Przełknęłam ślinę

Chciałam naprzeć dłońmi na jego ciało, ale coś mnie zatrzymało. Nie mogłam tego zrobić. Za bardzo pragnęłam tego chłopaka.

- N-nie mogę. - Szepnęłam, jąkając się. - Oliver, tu nie chodzi o mnie. Tu chodzi o Anette. Proszę, zostaw mnie.

Blondyn odsunął się ode mnie i spojrzał na mnie badawczym wzrokiem.

- Obiecałem ci, że nigdy więcej cię nie zostawię. Nie złamię obietnicy, Sue. - Mruknął.

Zamknęłam oczy.

- A więc jej nie łam. Nie zostawiaj mnie, jednak nie możesz ze mną rozmawiać, ani przebywać.

- Co? - Zapytał zdezorientowany.

Uchyliłam lekko powieki.

- Suezanne była szantażowana. - Usłyszałam głos Dominick'a.

Oliver odsunął się ode mnie i spojrzał na przyjaciela.

Szatyn nie pozwolił mu dojść do głosu.

- Przez Erick'a i Jessicę.

Zaczerpnęłam świeżego powietrza, czekając na wybuch.

- Zabiję, gnoja. Po prostu go zabiję!

- Czekaj, Oliver. - Powiedziałam.

Otworzyłam szeroko oczy i spojrzałam na chłopaka, przestraszonymi oczami.

- Nie możesz nic zrobić. Jeśli oni się dowiedzą, że ty wiesz... to nie ja ucierpię, tylko Anette.

- Anette? - Spytał chłopak, przenosząc wzrok ze mnie na Dominick'a.

- Ja ją będę chronił, Oli, ale nie zawsze będziemy razem. - Mruknął szatyn.

Blondyn zamknął oczy. Zapanowała chwilowa cisza.

- O co cię szantażowali? - Zwrócił się do mnie.

- Jeśli nie zerwę z tobą kontaktu, coś stanie się Anette. - Powiedziałam.

Chłopak wziął głęboki wdech i spojrzał na mnie.

- Nie mogę cię stracić, Sue. - Wyszeptał.

Podeszłam do niego i pogłaskałam go po policzku. Oliver chwycił moją dłoń i ucałował jej wnętrze.

- Będziemy się potajemnie spotykać. Tylko nasza paczka będzie o tym wiedzieć. To nie wyjdzie na światło dzienne. Suezanne, ja nie mogę cię znowu stracić.

I to był pierwszy raz, kiedy ujrzałam Oliver'a Martinez'a płaczącego. Z oczu chłopaka popłynęły pojedyncze łzy, które otarłam drżącymi palcami.

- Nigdy mnie nie stracisz, Oliver. Obiecuję.

+!+

UWAGA

Ewoxxx powraca!!!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top