13 "Nie pomyślałaś nigdy o tym, że bez ciebie byłoby im łatwiej?"

- Co ty tu robisz? - Warknął Oliver, kiedy wyrwał się z przemyślenia.

Czułam te iskry przechodzące pomiędzy tą dwójką.

- Mieszkam. - Odpowiedział chłopak z chytrym uśmieszkiem. - Będę się uczył w twojej szkole.

- Co, kurwa?!

Wzdrygnęłam się, słysząc ton, jakiego używał Oliver.

Jeszcze nie słyszałam go takiego wkurzonego.

- Nie wyrażaj się. Jesteś w towarzystwie damy, Oliver. Tak nie przystoi.

Jego opanowany ton działa mi na nerwy i nie mam pojęcia dlaczego. Chłopak jest dżentelmenem, jest miły, przystojny...

A i tak go nie lubię.

Naprawdę jestem popieprzona.

Czarnooki zacisnął dłoń na moim biodrze.

- Kto ci na to pozwala? - Syknął Martinez.

- Twoi rodzice.

Chłopak pokręcił głową.

- Kłamiesz. Nigdy w życiu by się na to nie zgodzili. Znają sytuację.

- Jaką sytuację, Oliver?

Blondyn wziął głęboki wdech, próbując się uspokoić. Widziałam ile go kosztowało zachowanie opanowania. On po prostu najzwyczajniej w świecie chce mu przyłożyć, jednak się hamuje.

W porównaniu do mnie.

Bez zawahania uniosłam dłoń i wymierzyłam chłopakowi policzek. Nie patrząc kolejny raz na Erick'a, chwyciłam Martinez'a za rękę i poszłam w stronę schodów.

- Jeszcze cię dopadnę, dziwko. - Usłyszałam syk blondyna, przez co zadrżałam.

- Jak śmiesz...

Oliver wyrwał się z mojego uścisku, dlatego odwróciłam się w jego stronę. Podążał twardym krokiem w stronę swojego kuzyna, który wzrok miał utkwiony w mojej osobie. Przejechał językiem po swoich wargach.

Zachciało mi się rzygać.

Czarnooki przywalił Erick'owi z pięści w ten sam policzek, przez co blondyn poleciał do tyłu na lodówkę.

Chłopak chwycił go za koszulkę i spojrzał mu w oczy, mówią prosto i wyraźnie:

- Obraź ją jeszcze raz, a nie dożyjesz kolejnego dnia.

- Jeszcze się przekonamy czyja ona będzie. - Odpyskował.

Nie chciałam dłużej tego słuchać. Wbiegłam po schodach i udałam się do pokoju blondyna. Zamknęłam za sobą drzwi i podeszłam do okna, z którego widok był na ogród.

Czyja będę? Na pewno nie Erick'a. Na pewno nie Oliver'a. Nie jestem rzeczą, żeby do kogoś należeć.

Oparłam dłonie na parapecie i zawiesiłam głowę, głęboko oddychając. To jest za dużo jak na jeden dzień. Najpierw zawał, bo nie zrobiłam projektu' potem mój atak paniki, a teraz jeszcze Erick. Kuzyn Oliver'a.

To z nim Audrey zdradziła czarnookiego. Nie wiem jak on mógł coś takiego zrobić. Przecież są rodziną. Według mnie, rodzina jest najważniejsza w całym życiu.

A Audrey? Jak można zdradzić swojego chłopaka? A tym bardziej chłopaka, jakim jest Oliver?

Usłyszałam otwierane drzwi, jednak nie odwróciłam się. Po chwili poczułam jak czyjeś mocne ramiona obejmują mnie w pasie.

- Sue, wszystko w porządku? - Spytał Oliver.

Nie odpowiedziałam.

Powędrowałam wzrokiem na jego ręce splecione na moim brzuchu. Jego knykcie były całe poobijane.

Wyplątałam się z objęć blondyna i poszłam w stronę łazienki, ciągnąc go za sobą. Zaczęłam przeszukiwać półki, kiedy blondyn usiadł na skraju wanny, bacznie obserwując moje ruchy.

Czułam jego przeszywając wzrok z tyłu mojej głowy.

Otworzyłam kolejną szafkę i w moje oczy rzuciła się biała apteczka z czerwonym krzyżem.

Wyjęłam ją i otworzyłam, wyjmując po kolei: wodę utlenioną, gaziki, plastry i bandaże.

Nie patrząc Oliver'owi w oczy, chwyciłam w dłoń jego rękę.

- Sue, powiedz coś. - Szepnął chłopak.

Zacisnęłam wargi i wylałam trochę wody utlenionej na jego rany. Chłopak nie zareagował.

Oczyściłam dokładnie ranę, a następnie wzięłam się za oplatanie jego ręki bandażem. Doszłam do wniosku, że plastry nie wystarczą.

Gdy skończyłam, blondyn nie pozwolił puścić mi swojej ręki. Pociągnął mnie w swoją stronę, tak że znalazłam się w jego ramionach.

- Sue, odezwij się.

Zamknęłam oczy i westchnęłam.

- Co mam ci powiedzieć, Oliver? - Spytałam szeptem. - Nie wiem co robić, wiesz? Twój kuzyn będzie mieszkał w twoim domu. Powiedział, że jestem dziwką, a później, że przekonamy się do kogo będę należeć. To jest dla mnie za dużo. Potrzebuje spokoju. Chwili wytchnienia. Jednego wolnego dnia.

Chłopak chwycił mój podbródek i podniósł moją głowę, abym patrzyła mu w oczy.

- Dlaczego dostałaś ataku paniki?

Zmarszczyłam brwi na zmianę tematu, po czym wzięłam głęboki wdech i znów zaczęłam mówić:

- Ty i chłopaki jesteście bardzo popularni w szkole. Kiedy zaczęliście iść w stronę naszego stolika na przerwie na lunch, wszystkie spojrzenia padły na mnie, James'a i Anette. Czułam, jakby szpilki wbijały się w moje ciało, z każdą kolejną parą oczu. Zaczęłam ciężej oddychać i tak się zaczęło. Ja słyszałam, jak te osoby zadają sobie pytania w myślach typu: "Suezanne? Ta zwykła dziewczyna?" i tak dalej. Chciałam temu zapobiec. Hamowałam się, jednak kiedy spytałeś mnie, czy wszystko w porządku, coś we mnie pękło. Nie dałam rady i uciekłam.

Zapanowała cisza. Już Oliver otwierał usta, aby coś powiedzieć, jednak usłyszeliśmy skrzypienie drzwi. Odwróciliśmy głowy w kierunku dźwięku i wyszliśmy niepewnie z łazienki.

- O, tu jesteś, Oli. - Odezwał się mężczyzna stojący na środku sypialni.

Miał on brązowe włosy i taki sam kolor tęczówek jak u Oliver'a. Od razu wiedziałam, że to jego tata. Budowa ciała mówiła sama za siebie.

Jest on cholernie przystojnym panem po czterdziestce.

Zgaduję.

- Jestem Suezanne Moore. - Odezwałam się, wyciągając rękę w stronę mężczyzny.

W odpowiedzi dostałam ciepły uśmiech.

- Patrick Martinez, tata Oliver'a.

Uścisnął mi rękę, po czym spojrzał na swojego syna.

- Możemy porozmawiać? Bo, sądząc po policzku Erick'a, już się z nim widziałeś. - Powiedział mężczyzna z nutką rozbawienia w głosie.

Kąciki ust blondyna uniosły się lekko.

- Owszem, widzieliśmy się już. I, tato... możesz mówić przy Sue. Ona o wszystkim wie. - Mruknął chłopak, spuszczając na chwilę wzrok.

Brunet pokiwał głową i wskazał dłonią na łóżko.

- Usiądźmy. - Rzucił, a po chwili w trójkę byliśmy na tym ogromnym łożu. - Od czego tu zacząć...

- Co on tu robi? - Spytał blondyn, patrząc natarczywie na swojego ojca.

Mężczyzna wypuścił ciężko oddech.

- Twoi wujkowie pojechali w podróż dookoła świata. Poprosili nas, żebyśmy się nim zaopiekowali.

Przewróciłam oczami, słysząc powód.

Oni sobie urządzili wycieczkę dookoła świata, a ja muszę pracować, żeby nam starczyło na jedzenie.

- Jak mogliście się na to zgodzić? Przecież wiecie co on mi zrobił. Wiecie, że go nienawidzę z całego serca.

Położyłam dłoń na dłoni Oliver'a. Blondyn spojrzał na mnie i uśmiechnął się smutno, splatając nasze palce.

Brunet zauważył to, jednak nie dał po sobie poznać, że go to w jakiś sposób ruszyło. Gdy spojrzał na mnie, ujrzałam w jego oczach tajemniczy błysk.

- Oni nie dali nam wyboru. Dzisiaj przyjechali do nas, powiedzieli, że go zostawiają i pojechali. Dobrze wiesz, że gdybyśmy mieli coś do gadania, to byśmy się nie zgodzili. Nie po sprawie z Audrey.

- Mogliście odmówić. - Burknął chłopak.

Mężczyzna pokręcił głową.

- Mimo wszystko, to jest nasza rodzina, Oliver. Musimy sobie pomagać...

Kolejny raz ktoś zapukał drzwi, przerywając ojcu Oliver'a wypowiedź. Blondyn mruknął ciche "proszę", a o pokoju weszła we własnej osobie Lucy Allen, a za nią matka chłopaka.

Moje oczy powiększyły swoje wymiary i czym prędzej puściłam dłoń blondyna.

- Sue? - Spytała blondynka z niedowierzaniem w głosie.

- Lucy. - Powiedziałam cicho, patrząc dziewczynie prosto w oczy.

- Lucy do ciebie przyszła, więc zaprowadziłam ją do twojego pokoju. - Kobieta zwróciła się do Oliver'a. - Nie wiedziałam, że ona również tu jest.

- Co ty mówisz, Juliet? Suezanne jest bardzo miłą osobą. Dlaczego zwracasz się do niej takim tonem?

Mężczyzna zaczął mnie bronić, przez co spojrzałam na niego zdziwiona. On nic o mnie nie wie, a i tak stanął za mną murem.

Pani Martinez spojrzała na męża groźnym wzrokiem.

- Nie wiesz kim jest rodzina Moore, Patrick? To ja cię uświadomię. Mia pracuje jako kelnerka w kawiarni praktycznie codziennie, a Alexander jest hydraulikiem. Ledwo dają radę zarabiać na jedzenie dla swoich dzieci. Ta dziewczyna jest nikim. Taka jest prawda.

Wstałam gwałtownie z łóżka i podeszłam do kobiety. Patrzyłam tylko i wyłącznie na nią. Nic więcej mnie nie obchodziło w tamtej chwili.

- Być może moja mama jest kelnerką i być może haruje jak wół, żeby naz wyżywić, a tak samo tata. Być może jestem nikim, ale nie pozwolę, żeby obrażała pani moją rodzinę. - Syknęłam jej prosto w twarz.

Na twarzy blondynki pojawił się grymas gniewu.

- Takiej rodzinie jak twoja należy się tylko odraza. Twoi rodzice nawet nie mają wykształcenia. Nie pomyślałaś nigdy o tym, że bez ciebie byłoby im łatwiej?

- Dość, matko. - Poczułam na swoim ramieniu rękę Oliver'a, jednak wyrwałam się.

- Ma pani rację. Byłoby im łatwiej. Myślałam o tym wiele razy, jednak gdybym zniknęła, prawdopodobnie załamaliby się. Oni mnie kochają i kochają siebie nawzajem. To nam wystarcza. Wystarcza nam miłość. Ja i mój brat chodzimy do pracy po szkole, aby im pomóc i jak na razie dajemy sobie radę. Prawda jest taka, że nie byłam zaplanowanym dzieckiem. To wszystko jest przeze mnie, dlatego chcę im się odwdzięczyć w jakiś sposób. To przeze mnie nie mają wykształcenia. To przeze mnie nie mają dobrej pracy. Więc ma pani rację. Jestem nikim. Ale proszę zachować swoje zdanie na temat mojej rodziny dla siebie.

Gdy skończyłam, obrzuciłam wszystkich krótkim spojrzeniem. Lucy patrzyła na mnie z ciągłym niedowierzaniem, a Oliver i jego tata mieli lekko uchylone usta. Ostatni raz patrząc na skamieniałą blondynkę, wyszłam z pokoju, następnie zbiegając po schodach i wychodząc z domu.

Będąc już na zewnątrz, z moich oczu popłynęły łzy. Zaczęłam biec w stronę mojego domu, cicho łkając.

"Jesteś nikim"

"Nie sądzisz, że to wszystko przez ciebie?"

"Bez ciebie byłoby im łatwiej"

Zaczęłam kręcić głową, próbując nie myśleć o tym wszystkim.
- Suezanne! - Usłyszałam krzyk, więc odwróciłam się za siebie, przestając biec.

W moim kierunku, lekkim truchtem podążał pan Martinez. Otarłam policzki z łez i spuściłam głowę.

- Przepraszam za moją partnerkę. - Powiedział, kiedy stanął naprzeciwko mnie. - Nie powinna była tak mówić.

Pokręciłam głową.

- Nie ma sprawy, panie Martinez.

- No właśnie jest sprawa. Juliet ma tę wadę, że ocenia ludzi po ich nazwisku. To jest okropne. Jesteś wspaniałą dziewczyną, Suezanne. Nie daj sobie wmówić, że jesteś nikim.

Uniosłam głowę i spojrzałam w te czarne tęczówki, identyczne jak u Oliver'a.

- Pan tak nie uważa? Że to wszystko przeze mnie? Pana żona ma rację. Gdyby nie ja...

- Nie mów tak, dziecko. - Mężczyzna położył swoją rękę na moim ramieniu. - Jesteś naprawdę wspaniałą osobą i wiem to, mimo że poznałem cię pół godziny temu. Juliet nie ma racji. Poza tym, ona nie jest moją żoną.

Zmarszczyłam brwi.

- Och... przepraszam. - Mruknęłam cicho.

Brunet zaśmiał się.

- Nic nie szkodzi.

- Dlaczego pan za mną pobiegł? - Spytałam.

- Widziałem jak bardzo Oliver chciał to zrobić, jednak Juliet nie zgodziłaby się na to. Ma nad nim pewną władzę, ale nie nade mną. Musiał zostać z tą blondynką. Tak poza tym, to kim ona jest?

Mężczyzna przechylił lekko głowę, czekając na moją odpowiedź.

- Lucy jest dziewczyną, która chodzi z nami do szkoły. Jest bardzo miła, uprzejma i z tego co wiem, Oliver wybiera się z nią na bal maturalny.

Brunet uniósł brwi, myśląc nad czymś bardzo intensywnie.

- A to ciekawie. - Mruknął pod nosem. - Chodź, Sue. Odwiozę cię do domu.

- Nick, jesteś?! - Krzyknęłam, wchodząc do domu.
Powitała mnie cisza.
Spojrzałam na zegar wiszący w przedpokoju. Piętnasta trzydzieści.
Czyli mam jeszcze pół godziny.
Zdjęłam buty i z plecakiem udałam się w stronę mojego pokoju. Gdy tylko przekroczyłam jego próg, padłam na łóżko i nawet nie wiek kiedy zasnęłam.

Obudziły mnie dźwięki z kuchni. przetarłam oczy rękami i przeczesałam dłonią włosy, podnosząc się z łóżka, a następnie wychodząc z sypialni. Podążyłam w stronę kuchni.

- Śpiąca królewna wstała? - Zapytał żartobliwie Nick, patrząc na mnie kątem oka, wyciągając z lodówki wodę.

- Jak długo jesteś w domu? - Odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

- Jakieś dziesięć minut. - Brunet wzruszył ramionami. - To co z tym naszym wieczorem?

Na moje usta wpłynął lekki uśmiech.
- Wybierz jakiś film. Mam dla ciebie niespodziankę. - Powiedziałam tajemniczo, po czym wróciłam do pokoju, wyciągając z plecaka muffinkę i pudełeczko z owocami.

Brat położył na stoliku mały laptop, który kupiłam za własne pieniądze. Już nie raz chciałam go sprzedać, jednak rodzice nie chcieli mi na to pozwolić. Mówili, że na niego zasłużyłam.

- Proszę.

Położyłam na stoliku babeczkę i pudełeczko.

Brunet spojrzał na mnie oczami jak pięciozłotówki, w których kryło się ogromne szczęście.

Przytulił mnie mocno.

- Skąd...?

- To od James'a. - Powiedziałam, wiedząc o co chce zapytać.

- Dzisiaj będziemy mieli prawdziwą ucztę. Jeszcze musimy coś zostawić dla rodziców. Chodź, Sue. Pokroimy babeczkę na cztery części.

Widząc tą radość na twarzy brata, wiedziałam, że jestem największą szczęściarą, mając taką rodzinę.

+!+

Życzcie mi powodzenia, mam dzisiaj kartkówkę z biologii -,-

Ewoxxx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top