12 "Boję się"

- Cześć, Sue. - Usłyszałam męski głos, więc podniosłam głowę, napotykając oczy Oliver'a.

Automatycznie się uśmiechnęłam.

Za kilka minut ma się rozpocząć lekcja geografii, na której siedzę wraz z blondynem.

- Cześć, Oliver. - Powiedziałam, kiedy chłopak usiadł w ławce.

A dokładnie sekundę później do klasy wszedł nauczyciel i położył swoją teczkę na biurku, rozglądając się po klasie.

- No, więc na dzisiaj były projekty. Kto nie ma, niech od razu podniesie rękę.

Znieruchomiałam, patrząc na mężczyznę, a następnie przeniosłam swój przerażony wzrok na blondyna.

- Zapomniałam. - Szepnęłam i już chciałam podnosić rękę, jednak w ostatniej chwili chłopak złapał ją i splótł ze swoją.

- Po co chcesz podnieść rękę? Przecież mamy projekt. - Mruknął blondyn i wyjął na ławkę mały pendrive.

Moje brwi powędrowały do góry.

- Oliver. - Szepnęłam i spojrzałam na niego z niedowierzaniem. - Czy ty...

- Tak, Sue. Wszystko jest przygotowane na ostatni guzik. Nie musisz się martwić. - Powiedział.

Przesunęłam wolną ręką po włosach, wciąż nie dowierzając.

- Przepraszam cię. Kompletnie zapomniałam. - Mruknęłam.

- Nie bój nic. Po prostu mam u ciebie dług wdzięczności, Moore. - Blondyn puścił mi oczko.

Przymknęłam oczy.

- Chyba nie mam co się z tobą kłócić.

- Oj nie masz, nie masz.

- No to może na początek, panna Moore i pan Martinez? - Usłyszałam głos nauczyciela, więc spojrzałam w jego kierunku.

Patrzył na nas pytającym wzrokiem, jednak wiadome było, że nie mamy nic do gadania.

Takie typowe.

Skinęłam głową i podniosłam się z krzesła, a po mnie zrobił to blondyn.

Z projektu dostaliśmy po piątce. Trzeba przyznać, że Oliver bardzo dobrze wszystko przygotował. Czuję się winna, że kompletnie o tym zapomniałam.

No i niestety ma rację.

Jestem jego dłużnikiem.


- Siemaneczko, laseczki! - Powiedział James, wpatrując się we mnie i Anette z bananem na twarzy.

Właśnie jest przerwa na lunch. Całą trójką zawsze siedzimy w najbardziej oddalonym stoliku, więc nikt nam nie przeszkadza.

- Cześć, Jamie. - Odezwała się blondynka, pałaszując swoją sałatkę z kurczakiem.

Posłałam chłopakowi uśmiech na przywitanie i znowu zaczęłam jeść swoją kanapkę z szynką, kiedy ten zasiadł obok mnie, a naprzeciwko Anette.

- Masz, Sue.

Spojrzałam na bruneta, który wyciągał w moją stronę babeczkę czekoladową i pojemnik, wypełniony w całości truskawkami, borówkami i malinami.

Otworzyłam usta, patrząc na to wszystko.

- Ja nie mogę, James. To jest twoje.

Chłopak pokręcił głową i położył wszystko tuż przed moim nosem.

- Wziąłem to dla ciebie. - Spojrzałam na przyjaciela niepewnie, na co ten jedynie pokręcił głową. - Dobrze wiesz, że nie przyjmuję zwrotów.

Na moje usta wpłynął uśmiech pełen szczęścia, po czym pochyliłam się w stronę bruneta i cmoknęłam go w policzek.

- Dziękuję, James. Nick na pewno się ucieszy. - Powiedziałam.

Chłopak objął mnie ramieniem.

- Nie ma sprawy. Pamiętaj, że zawsze ci pomogę, Sue. Kiedy będziesz potrzebować czegokolwiek, to powiedz.

Kiwnęłam głową, dobrze wiedząc, że nigdy tego nie zrobię. Nigdy nie pożyczę pieniędzy od przyjaciół.

Nigdy.

Jednak wydaje mi się, że do jednej blond główki, to wciąż nie dociera.

Usłyszałam, że drzwi do stołówki otwierają się, a to tylko dlatego, że nagle zrobiło się tak dziwnie cicho. Odwróciłam się, chcąc dowiedzieć się o co może chodzić.

Na salę, wszedł Oliver, a za nim Victor i Dominick, wraz ze swoimi plecakami. Widać było, że czegoś szukają. Mój wzrok spotkał się ze spojrzeniem chodzącego jednorożca, a ten trącił chłopaków, wskazując na nasz stolik skinieniem głowy.

A następnie, wszyscy ruszyli w naszą stronę, wraz ze spojrzeniami osób ze stołówki.

No cudownie, po prostu.

Odwróciłam się do nich plecami, gdy spojrzenia zaczęły padać na moją osobę. Nie cierpię być w centrum uwagi.

- Cześć. - Usłyszałam głos Victor'a, który usiadł po drugiej stronie James'a, a reszta usiadła obok Anette.

- Hejka. - Rzucił Dominick, a po nim powtórzył Oliver.

- Cześć. - Powiedziałam cicho, ze spuszczonym wzrokiem.

Czułam te wszystkie spojrzenia. One były jak igły wbijające się w moje ciało. Jak kolce róży, który zagłębiały się w mojej osobie.

Kolejna i kolejna.

Zacisnęłam dłonie na kanapce.

Proszę, przestańcie.

- Działo się coś ciekawego w waszym życiu, kiedy nie było nas razem? - Doszedł mnie głos Victor'a.

- Oprócz tego, że moja mama stłukła wazon w przypływie złości, że dostałam kolejną dwóję, to nie. - Powiedziała Anette.

Zaczęłam wiercić się na ławeczce.

Ja tak długo nie wytrzymam.

- Dlaczego z nami usiedliście? - Spytał James.

Znieruchomiałam, słysząc to pytanie.

- Zakumplowaliśmy się, więc pomyśleliśmy, że usiądziemy wspólnie. - Powiedział Oliver. - Jeśli chcecie, to możemy wrócić na nasze miejsca...

- Nie. - Zaoponowała Anette. - Zostańcie.

Zaczęłam ciężej oddychać.

Co się ze mną dzieje? Jeszcze nigdy w życiu się tak nie czułam.

- Przepraszam, po prostu... - Brunet, siedzący obok mnie zrobił krótka przerwę, podczas której wziął głęboki wdech. - Zazwyczaj siedzicie wraz z Jessicą i resztą jej świty, więc lekko się zdziwiłem, kiedy usiedliście razem z nami.

- Spoko, James. - Usłyszałam głos Victor'a.

- Sue. - Doszedł mnie cichy głos, więc spojrzałam w kierunku Oliver'a, który ze zmartwieniem na twarzy, przyglądał mi się.

Przełknęłam ślinę, patrząc w jego tęczówki.

Ręce zaczęły mi drżeć.

- Nie. - Szepnęłam, po czym zerwałam się z ławeczki i lawirując pomiędzy stolikami, wyszłam ze stołówki.

Moje ciało ogarnęły dreszcze.

- Sue! - Doszedł mnie krzyk blondyna, więc zaczęłam biec jeszcze szybciej.

Z moich oczu poleciały łzy.

Gdy skręcałam w mały korytarz, poczułam rękę na moim ramieniu, więc przystanęłam, oddychając głęboko.

- Sue. - Powtórzył Oliver, zwracając moją twarz w swoją stronę. - Co się dzieję, malutka?

Chłopak ocierał moje łzy, które nie chciały przestać płynąć, a kiedy dostrzegł, że cała drżę, przyciągnął mnie do siebie, zamykając w żelaznym uścisku.

Zacisnęłam pięści na materiale jego koszulki i zamknęłam oczy, próbując się uspokoić. Wdychałam jego perfumy, które sprawiały, że czułam się odrobinę lepiej. Gdy przestałam drżeć, a słychać było jedynie moje cichutkie łkanie, blondyn znów się odezwał:

- Co się stało?

Pokręciłam głową, wpychając nos w jego koszulkę.

- Suezanne, odpowiedz mi.

Chłopak odsunął mnie lekko od siebie i położył rękę na moim policzku, nie pozwalając mi spuścić wzroku z jego oczu.

- Nie wiem, Oliver. Nie wiem co się stało. - Załkałam. - Ja chyba... miałam napad paniki.

- Dlaczego? - Szepnął chłopak, patrząc na mnie z tak ogromnym smutkiem, że aż kolana się pode mną ugięły.

Blondyn, widząc to, złapał mnie zanim spadłam na podłogę i usadził mnie na swoich kolanach, sam siadając.

- Oliver. - Powiedziałam cicho, wtulając się w szyję chłopaka. - Co się ze mną dzieje?

Chłopak jedynie wtulił mnie mocniej w swoje ciało.

- Boję się.

Poczułam jak zadrżał.

- Nic ci nie jest, Sue. To tylko atak paniki. Najważniejsze, że już po wszystkim. Że nic ci nie jest.

Mimo że powiedział to z nieprzekonaniem, wyczuwalnym w głosie, to i tak mu uwierzyłam.

Cieszyłam się, że nie powiedział nic w stylu "wszystko będzie dobrze". Wiadomo, że nie będzie. Pierwszy raz doświadczyłam czegoś takiego. Pierwszy raz tak się bałam. Wiem, że jeśli obok mnie nie będzie nikogo, to to może nie skończyć się tak jak teraz.

Tak bardzo się boję.

***

Za chwilę mamy zaczynać naszą karę w bibliotece. Układanie książek. Ja nie wiem, jak ja to przetrwam.

Właśnie idziemy wzdłuż korytarza, kierując się do odpowiedniej sali, gdzie wszystko ma się zacząć.

Już mam dość.

Gdy ze mną już było wszystko w porządku, wróciliśmy na lekcje. Oliver chciał, żebym tego nie robiła, żebym wrócił do domu i odpoczęła, jednak ja, jak to ja, postawiłam na swoim. Już i tak zrobił za mnie cały projekt, więc nie mogę teraz pozwolić, aby sam układał te wszystkie książki.

- Jesteś pewna? - Kolejny raz usłyszałam to samo pytanie.

Przewróciłam oczami.

- Tak, jestem pewna. Ile razy mam ci to jeszcze powiedzieć, abyś w końcu zrozumiał, Martinez? - Powiedziałam, patrząc na chłopaka spod byka.

- Tyle, ile będzie trzeba. - Mruknął blondyn.

Przewróciłam oczami.

- Nie przewracaj oczami, Moore, bo ci tak zostanie.

Zrobiłam to po raz kolejny.

Popatrzyliśmy na siebie i parsknęliśmy śmiechem, wchodząc do biblioteki.

- Zgaduję, że wy tu przez karę?

Na przywitanie, od pani bibliotekarki usłyszeliśmy to właśnie pytanie.

Grzeczność, ponad wszystko.

- Tak. - Potwierdził Oliver.

Kobieta wyszła zza biurka.

- W takim razie, proszę za mną. - Mruknęła i zaczęła iść w głąb pomieszczenia.

Podążyliśmy za nią.

Dookoła nas walały się książki. Wszędzie, po prostu wszędzie. Niby w każdej bibliotece powinien być porządek, ale jak widać nasza szkoła jest jakaś wyjątkowa.

I to nie w dobrym znaczeniu.

- A, więc tak... - Zaczęła bibliotekarka, zatrzymując się koło wielkich pudeł. - Macie to wszystko rozpakować w przeciągu tego tygodnia. Rozłóżcie sobie te pudła na dni, jakkolwiek chcecie. Po prostu w piątek po południu chcę widzieć wszystkie książki na półkach. Zrozumiano?

Pokiwaliśmy głowami, wpatrując się w kobietę w okularach.

- To świetnie. - Mruknęła. - Miłej pracy.

A następnie poszła w diabli.

A my, zostaliśmy tu, otoczeni przez książki, wpatrując się w nie z nadzieją, że same znajdą się na półkach, a my będziemy mogli pójść do domów.

Jak to się mówi: Nadzieja matką głupich.

- Odwiozę cię. - Powiedział Oliver, kiedy wyszliśmy ze szkoły.

Jest mniej więcej przed piętnastą. Tak, zajęło nam to prawie dwie godziny, a i tak rozpakowaliśmy jedynie dwa pudła.

Zostało jeszcze pięć, tylko że tamte są dwa razy większe.

Ugh.

- Nie ma potrzeby. - Mruknęłam, posyłając chłopakowi lekki uśmiech. - Nie mam daleko, a poza tym wiem, że twój dom jest w przeciwną stronę od mojego.

Chłopak pokręcił głową i chwycił mnie za rękę, ciągnąc do swojego auta.

- To nie problem, Sue. - Rzucił, otwierając mi drzwi.

Wsiadłam i zapięłam pasy.

Dzisiaj nie mam humoru, aby się z nim kłócić.

- Po drodze, wstąpimy jeszcze do mnie. - Powiedział pod nosem, odpalając silnik.

- Mogę się przejść, Oliver.

- Nie. - Zaoponował chłopak. - Chcę mieć pewność, że spokojnie dotarłaś do domu.

- Nic mi się nie stanie.

- Suezanne. - Powiedział głosem nieznoszącym sprzeciwu.

Chłopak ruszył samochodem, więc nie miałam już nic do gadania. Zacisnęłam szczęki i pokiwałam głową.

- Niech ci będzie. - Mruknęłam.

Podróż minęła nam w milczeniu. Kiedy dojechaliśmy pod dom, a raczej willę, Oliver'a, ten wysiał z auta, po czym otworzył mi drzwi.

- Nie popisuj się tak. Dobrze wiem, że nie jesteś takim dżentelmenem. - Powiedziałam, dźgając go palcem w klatkę piersiową.

Szkoda, że zamiast jego klatki piersiowej, ucierpiał mój palec.

- Jak możesz we mnie nie wierzyć? - Spytał blondyn uśmiechając się głupio, znów otwierając przede mną drzwi. - Panie przodem.

- Po prostu powiedz, że chcesz pogapić się na mój tyłek. - Mruknęłam, patrząc na niego spod byka, jednak posłusznie poszłam przodem.

- Ja? Skądże!

Oboje się zaśmialiśmy, a następnie poszliśmy w stronę kuchni. Tym razem szłam za chłopakiem, więc kiedy zatrzymał się w pół kroku, wpadłam na niego.

No świetnie, teraz ucierpiał mój nos.

- Mów kiedy się zatrzymujesz, bo jak tak dalej pójdzie, to mój nos zostanie zmiażdżony. -

Powiedziałam, wyłaniając się zza pleców blondyna.

I właśnie wtedy napotkałam wzrok jakiegoś chłopaka.

Stał w kuchni, patrząc się na mnie z drwiącym uśmieszkiem. Miał blond włosy, o odcień ciemniejsze od Oliver'a i zielone, magiczne oczy.

Jednak one nie pociągały mnie w taki sposób, jak te przeklęte czarne tęczówki.

- Witaj, Oliver. - Chłopak przede mną odezwał się.

Spojrzałam na blondyna stojącego obok mnie. Był straszliwie spięty. Patrzył się na tego chłopaka z hamowaną złością. Wyglądał, jakby miał za chwilę wybuchnąć.

Wróciłam wzrokiem na drugiego blondyna, który patrzył na mnie od stóp do głów.

Łatwiej mówiąc, obczajał mnie wzrokiem, co cholernie mi się nie spodobało.

Oliver'owi chyba też, ponieważ położył swoją rękę na mojej talii i przyciągnął mnie do siebie.

Nie opierałam się.

  Już nie lubię tego chłopaka.

- Nie przedstawisz mnie swojej koleżance?

Jego ręka jeszcze mocniej zacisnęła się na moim ciele.

Nie spuszczałam wzroku z blondyna stojącego tuż przede mną. Obserwowałam go, gdy zbliżał się do mnie powolnym krokiem. Chciałam uciec. Jedyne czego chciałam w tym momencie, to uciec. Jednak nie mogłam tego zrobić. Muszę pozostać przy Martinez'ie.

Muszę go wspierać.

- Jestem Erick. - Przedstawił się chłopak, ujmując moją rękę w dłoń i całując jej wierzch.

Jeśli to było możliwe, to Oliver spiął się jeszcze bardziej na ten gest, a ja poczułam obrzydzenie, gdy ten chłopak patrzył w moje oczy.

- Suezanne. - Odparłam z obojętnością, nie dając niczego po sobie poznać. - Mogę wiedzieć kim jesteś?

W tamtym momencie miałam gdzieś, czy jestem grzeczna, czy nie. Chciałam dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi.

- Jestem kuzynem Oliver'a.


+!+

Czekam na wasze komentarze! xoxo


Ewoxxx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top