Rozdział 9
Nieszczęśliwa miłość boli. Wyleczyłam się z jednej wpadając w drugą. Pierwsza nieodwzajemniona, bo gdyby mnie naprawdę kochał, to by nie zdradził. A ja głupia się w Nim zakochałam i leczyłam się z Niego bardzo długo. Druga zakazana, ale od kiedy ja się przejmuję zakazami? One są po to, by je łamać. Tylko, że nie jestem już pyskatą nastolatką. Jestem dorosłą, pyskatą kobietą i wiem, że niektórych zakazów nie można łamać, choćby nie wiem co.
Ciągle wracałam myślami do tego dnia na plaży. Ciągle miałam przed oczami jego prawie nagie ciało i to jak przeczesuje dłonią mokre włosy. Musiał być tak cholernie przystojny i pociągający? Wciąż czułam na skórze jego palący dotyk, gorące usta i przyspieszony oddech. Wciąż widziałam te jego niesamowite oczy przepełnione pożądaniem, a w moim brzuchu szalały motyle. Miał rację. Coś między nami wybuchło i to nie było tylko i wyłącznie pożądanie.
– Tina! Co ty robisz?! – Wrzask Keevy przywrócił mnie do rzeczywistości.
Nalewając dla niej kawę, nalałam ją również dla stołu i podłogi. Och, jak hojnie z mojej strony. Szybko odstawiłam czajnik i zaczęłam wycierać blat. Gdzieś z rogu kuchni wyłonił się niewielki robot sprzątający i jeździł między moimi nogami zbierając płyn z moich pięknych, jasnoszarych płytek.
– Co się z tobą dzieje?
Czułam na sobie jej wzrok, ale nie mogłam się skupić na tym, co do mnie mówiła.
– Jak to co? Wpadła po uszy. – W kuchni zjawił się Raito.
– Raito, wypchaj się. Nie masz nic lepszego do roboty? – Burknęłam wrzucając mokrą szmatkę do zlewu.
Wilk wskoczył na krzesło obok Keevy, która miała śmieszną minę. Coś na granicy szoku i fascynacji. Spojrzała na mnie pytająco.
– Keeva poznaj Raito, Raito to jest Keeva. – Powiedziałam, a wilk podał uprzejmie łapę.
– Jestem strażnikiem Tiny. – Wyjaśnił, kiedy niebieskowłosa uścisnęła jego łapę.
– To wszystko wyjaśnia – odpowiedziała, po czym spojrzała na mnie z uśmiechem. – Tinka, a co to za przystojniak, o którym tak intensywnie myślisz?
Co za małpa. Znowu czytała mi w myślach i dobrze wiedziała, że to K. Czy ja nie mogę zatrzymać nawet jednej informacji dla siebie? Nie chciałam, żeby oglądała go prawie nagiego. Ten widok był przeznaczony tylko dla moich oczu.
– A dlaczego grzebiesz mi w głowie bez pytania? – Zapytałam.
– Bo może. – Wtrącił Raito i wyszczerzył swoje białe kły.
– Właśnie. – Przytaknęła Keeva z uśmiechem.
– A ty po czyjej jesteś stronie futrzaku?
– To chyba jasne. Na pewno nie po twojej. – Odparł.
– Fajny jesteś, Raito. – Zaśmiała się Keeva.
– Ty też. – Puścił do niej oczko.
O ten mały zdrajca. Chociaż wcale nie był taki mały. Raito był dużo większy niż przeciętny wilk. Ja mu dam spać ze mną na łóżku. Na podłogę! Tam jest miejsce zdrajców. Podczas, gdy wilk dyskutował z Keevą, ja otworzyłam jedną z szafek kuchennych w poszukiwaniu jakichś ciasteczek. A jeśli mowa o ciasteczkach, to jedno takie dość spore siedziało mi w głowie. Znów wróciłam myślami do tamtego dnia i tych gorących pocałunków. Rozkoszowałam się dotykiem K we wspomnieniach, kiedy głos Keevy znowu brutalnie przywrócił mnie do rzeczywistości:
– Myślałam, że między partnerami jakakolwiek bliższa, romantyczna więź jest zabroniona.
Przez chwilę stałam zaskoczona trzymając w ręce paczkę ciastek. Znowu czytała mi w myślach! Czemu nie może uszanować mojej prywatności? Dlaczego ciągle grzebie mi głowie mimo, że obiecała tego nie robić?
– Bo jest. – Warknęłam.
– Wraca Tina buntowniczka? – Zapytała nie przeczuwając burzy.
– Nie. Przestań mi czytać w myślach bez pozwolenia. To jest moja głowa, moje wspomnienia, moje życie i moja sprawa! Jak będę chciała, to się z tobą tym podzielę, jasne?!
Keeva spojrzała na mnie zaskoczona i zaraz spuściła głowę.
– Przepraszam – szepnęła.
Patrzyłam przez dłuższą chwilę na nią ze złością. Może przesadziłam trochę. Nie powinnam tak na nią naskakiwać. Opanowałam gniew, ale trochę mi to zajęło.
– Ja też przepraszam – westchnęłam. – Po prostu nie chcę o tym gadać.
– Uuu, było ostro. Już myślałam, że się pobijecie. – Odezwał się wilk.
– Raito! – Krzyknęłyśmy obie z Keevą.
– Dobra, dobra! Już idę – zeskoczył z krzesła i zrobił kilka kroków w kierunku salonu. – Baby – rzucił na odchodnym i zniknął za rogiem.
Popatrzyłyśmy na siebie z Keevą i wybuchłyśmy śmiechem. Pogadałyśmy na neutralne tematy, Keeva wypiła kawę i poszła do domu. Nie minęło dziesięć minut jak wyszła, a do drzwi już ktoś się dobijał. Co to dzisiaj? Dzień Odwiedzin Tiny?
W progu stał Ryan. No niezłe zaskoczenie, nie powiem. Od czasu naszej ostatniej kłótni nie widzieliśmy się ani nie rozmawialiśmy nawet przez telefon. Wpuściłam go do środka.
– Co cię do mnie sprowadza? – Zapytałam. – Masz jakąś sprawę niecierpiącą zwłoki?
– Dawno się nie widzieliśmy. Nie zachowujmy się jak dzieci. – Odpowiedział.
– Stęskniłeś się za swoją siostrą dziwką? Nie wierzę.
– Tina, przestań. Nie chcę się znowu kłócić. I przepraszam za tamto. Poniosło mnie.
– Poniosło to za mało powiedziane.
– Wiesz, że nie miałem tego na myśli. Nie panowałem nad sobą i gniewem, co u nas jest z resztą rodzinne.
– Niech ci będzie, ale zapamiętam to sobie. – Odparłam celując w niego palcem.
Uśmiechnęliśmy się do siebie i zapowiadało się, że tym razem normalnie porozmawiamy. I pewnie by tak było, gdyby do salonu nie wszedł Raito.
– Co to za zwierzak? – Zapytał Ryan patrząc na mnie.
– No wiesz, Ryan, ranisz mnie. – Odezwał się wilk, bo nie mógł trzymać gęby na kłódkę.
Brat wytrzeszczył na niego oczy, a potem zacisnął dłonie w pięści przenosząc wzrok na mnie.
– Co on tutaj robi? – Zaczął, wydawałoby się, spokojnie. – Coś ci się musiało stać, skoro on tu jest!
– O co drzesz ryja? Jak widzisz, nic mi nie jest. – Odpowiedziałam starając się zachować spokój, ale moje dłonie automatycznie zacisnęły się w pięści.
– O co... jesteś niepoważna! Nie byłoby go tu, gdyby twoje życie nie było zagrożone! Dlaczego ty musisz tak ryzykować?!
– Przestań się wydzierać! Jestem cała, nie widzisz?! Nie jestem z jebanego szkła i się nie roztrzaskam, jak upadnę! Nie możesz mnie zamknąć w klatce, żeby nic mi się nie stało! Nie możesz mi niczego zabronić! Nie jestem twoją własnością! Jeśli masz zamiar tak ze mną rozmawiać, to wypierdalaj!
Ryan już miał na mnie ryknąć, ale się powstrzymał. Stał tak i patrzył mi prosto w oczy myśląc nad czymś intensywnie. Przymknął na chwilę powieki i odetchnął głęboko rozluźniając dłonie. Niespodziewanie do mnie podszedł i przytulił. Zaskoczona cała zesztywniałam na początku, ale później objęłam go w pasie wtulając się w niego. Ostatni raz przytulał mnie po śmierci taty, a nie ma go z nami już od... bardzo dawna. Zamknęłam oczy ciesząc się jego bliskością, jednocześnie starając się odgonić łzy, które spowodowało wspomnienie taty i świadomość, że oddaliłam się od brata bardziej niż przypuszczałam.
– Masz rację. Przepraszam – powiedział cicho. – Po prostu się o ciebie martwię, siostrzyczko. Mamy tylko siebie...
Zawsze to powtarza, jakbym kiedykolwiek mogła o tym zapomnieć. Ale zaskoczył mnie przyznaniem racji. No i przeprosinami. Może jednak uda nam się naprawić naszą relację.
– Ryan... naprawdę nic mi się nie stało – odsunęłam się od niego trochę, by na niego spojrzeć. – Też się zdziwiłam, gdy zobaczyłam Raito.
– Wezwała mnie podświadomie – wtrącił wilk. – Z powodu koszmaru, jak przypuszczam.
Uduszę go. Przysięgam, że go uduszę. Pieprzona gaduła! Wszystko wypapla, a wie zdecydowanie za dużo.
– Koszmaru? Śnił ci się... – zaczął brat nie chcąc poruszać tematu śmierci taty, a ja pokręciłam szybko głową zaprzeczając.
– Jej chłopak! – Wrzasnął Raito zadowolony z siebie jak małe dziecko, a brew Ryana od razu powędrowała do góry.
– To nie jest mój chłopak! – Zaprzeczyłam, ale poczułam, że się rumienię na samą myśl, że K mógłby nim być w jakiejś alternatywnej rzeczywistości.
– Ale go całowałaś! – Zaśmiał się skacząc w kółko.
– Już nie żyjesz! – Wyrwałam się z objęć brata i rzuciłam się do wilka, ale ten zaczął uciekać. – Wracaj tu!
– Co to za facet i czemu ja nic o nim nie wiem? – Usłyszałam brata.
– Bo nie rozmawialiśmy? Bo nie chcesz słyszeć o mojej pracy? – Zatrzymałam się i spojrzałam na niego jak na idiotę.
– Więc pracujecie razem? – Zapytał.
– To jej partner, jeśli wiesz co mam na myśli. – Odpowiedział Raito zanim zdążyłam otworzyć usta.
Tym razem naprawdę go zabiję. Rzuciłam się na niego, ale gdy już miałam zacisnąć dłonie na jego karku, rozpłynął się w powietrzu i pojawił się kawałek dalej. I tak jeszcze kilka razy. Pozwalał mi się zbliżyć, tylko po to, by zniknąć w ostatnim momencie. Zdradziecka franca. Teleportacja to oszustwo! Jeszcze tego pożałuje.
– Wracaj tu, tchórzu i zmierz się z moim gniewem! – Warknęłam, a w odpowiedzi usłyszałam tylko śmiech.
– Powiedziałem tylko prawdę!
– Jaką, kurwa, prawdę?! Nie spałam z nim!
– Ale ja wcale tego nie powiedziałem. Głodnemu chleb na myśli, co?
– Raito!
– Jesteście niemożliwi. – Zaśmiał się Ryan, o którym prawie zapomniałam.
Usłyszałam specyficzny dźwięk. To było wezwanie. Uratowana przez MAO, kto by pomyślał? Ruszyłam do sypialni, by odebrać połączenie.
– A tak na marginesie, to strażnicy nie muszą się pojawiać tylko w sytuacjach zagrożenia życia swoich podopiecznych. Widocznie potrzebowała mojej obecności, bo ten koszmar...
– Ani, kurwa, słowa więcej, bo przerobię cię na czapkę i rękawiczki! – Krzyknęłam z sypialni.
– Aż taki mały nie jestem! Starczy ci jeszcze na buty i ponczo!
Czy jemu się kiedykolwiek zamyka ta jadaczka? Gdy w końcu odebrałam, mina mi zrzedła, bo okazało się, że nie wzywają mnie na misję. Za to moim obowiązkiem było pojawienie się na imprezie służbowej. Trochę niespodziewane, ale ucieszyłam się. Chwilę później żołądek ścisnął się ze stresu, bo przecież będzie tam też K, a nie rozmawialiśmy od tego pamiętnego wydarzenia na plaży.
– I co z tym koszmarem? – Dopytywał Ryan.
– Ani mi się waż – warknęłam do wilka wchodząc do salonu. – Wybacz, braciszku, MAO wzywa. – Spojrzałam na niego przepraszająco.
– Łał, tak miło mnie nie wypraszałaś od... nigdy. – Odparł zaskoczony.
– Wypad, bo nie mam czasu. – Syknęłam krzyżując ręce na piersi.
– Tak lepiej, bardziej przypominasz siebie. – Zaśmiał się podchodząc do mnie i przytulił na pożegnanie. – Ale ta rozmowa cię nie ominie, wiesz o tym.
Westchnęłam. Rozmowa starszego brata z młodszą siostrą o chłopakach. Prze-kurwa-cudownie. Jakbyśmy jeszcze niedawno wcale nie byli pokłóceni wyzywając się od dziwek i dupków.
– Zaraz cię brutalnie wyrzucę za drzwi.
– Uważaj na siebie. – Powiedział rozbawiony i wyszedł.
✶
Szłam przez korytarze kwatery głównej MAO w długiej, kobaltowej sukience z rozcięciem na boku, czarnych szpilkach na platformie z czerwonymi spodami i kopertówką w dłoni. Włosy miałam związane w kłosa, nad którym męczyłam się niemiłosiernie, bo ciągle coś mi nie wychodziło, palce się plątały, a z ust sypały się przekleństwa. Jak zawsze. Zdecydowanie szybciej poszło z makijażem, co było miłym zaskoczeniem.
Weszłam na salę, gdzie odbywała się impreza i rozejrzałam się. Prawie wszyscy już byli. Nie spóźniłam się. To dopiero szok. Nagle moje spojrzenie spoczęło na agentce w tak obcisłej, skórzanej sukience, że lada chwila i cycki jej wybuchną. Przewróciłam oczami. Jak ona w tym oddycha? Długie włosy w kolorze jasnego różu przechodzącego w blond spadały kaskadami na jej plecy aż za tyłek. Swoją drogą były dłuższe niż sama sukienka. Prychnęłam i wtedy nasze spojrzenia się spotkały. Zmierzyła mnie lodowato niebieskimi oczami niemal z obrzydzeniem. Zacisnęłam mocniej palce na czarnej kopertówce. O co jej chodzi? Odwróciła dumnie głowę i wróciła do rozmowy z agentem, który cały czas coś do niej mówił. Oboje byli bez masek.
Ruszyłam do stolika dla agentów specjalnych i zajęłam swoje miejsce starając się zachować spokój. Jakaś zdzirowata barbie nie popsuje mi humoru. Niedługo później obok mnie usiadł K.
– Cześć, F.
– Cześć, K.
Spojrzałam na niego niby od niechcenia. Miał na sobie granatową koszulę z jakimś srebrnym wzorkiem z rękawami podwiniętymi do łokci, czarny krawat i równie czarne spodnie. Materiał koszuli idealnie opinał jego mięśnie, a ja poczułam, że robi mi się gorąco, bo w głowie już zdzierałam z niego ubranie. Powędrowałam wzrokiem w górę i zatonęłam w jego niesamowitych oczach. Czemu te jasnoniebieskie tęczówki z ciemnymi obwódkami tak na mnie działają? Nie mogłam oderwać od nich wzroku i z jednej strony wcale nie chciałam, ale z drugiej nie mogliśmy się tak na siebie gapić bez końca na imprezie służbowej, gdzie każdy może nas zobaczyć. Z wielkim trudem oderwałam wzrok od jego oczu zerkając przy okazji na usta, ale szybko się opamiętałam odwracając głowę w przeciwnym kierunku. Nie powinnam była pozwolić mu się do mnie zbliżyć, bo jedyne o czym ostatnio myślałam, to jego dotyk i jak bardzo chciałabym go znowu poczuć.
– Było aż tak źle, że nie możesz na mnie patrzeć? – Zapytał.
Serce zaczęło mi się tłuc w piersi na samo wspomnienie tamtych pocałunków. Źle? Bogowie, było cudownie. Żaden facet, z którym się spotykałam nie całował tak dobrze. Nie mogłam na niego patrzeć, bo bałam się, że zaraz usiądę mu na kolanach i wpiję się w te jego boskie usta. Ale tego nie musiał wiedzieć.
– Chyba nie skoro się zarumieniłaś. – Prawie zamruczał i wzdłuż mojego kręgosłupa przeszedł dreszcz.
Zarumieniłam? Jeszcze tego brakowało. Uwielbiałam w nim wszystko, a szczególnie głos. Mogłabym go słuchać w nieskończoność. Musiałam jakoś z tego wybrnąć, bo było coraz gorzej. Przybrałam maskę „zimnej suki" i wstałam, chociaż kosztowało mnie to bardzo wiele wysiłku.
– Masz jakieś zwidy. – Syknęłam do niego i wyszłam na parkiet.
Dorwałam jakiegoś pierwszego lepszego agenta, a ten ochoczo porwał mnie do tańca. Był przystojny, ale co z tego? Nijak się miał do K. Chciałam tylko odwrócić od niego swoją uwagę, ale to wcale nie było takie proste, bo cały czas czułam na sobie jego palący wzrok. Przetańczyłam z przystojnym agentem jeszcze cztery piosenki i wróciłam do stolika zgarniając po drodze szklankę wypełnioną wodą z lodem. Było mi gorąco, a zapowiadało się jeszcze gorzej, jak tylko usiadłam obok K, który nie spuszczał ze mnie wzroku. Dlaczego to ja miałam uciekać przed nim zawstydzona? Nie byłam przecież taka płochliwa. To ja wprawiałam facetów w taki stan, a nie oni mnie. Przyłożyłam zimne szkło do szyi odchylając lekko głowę i przymknęłam oczy. Zagrajmy w grę, partnerze.
Gdy po chwili spojrzałam na K, właśnie przełykał ślinę śledząc wzrokiem kroplę spływającą mi po dekolcie, aż w końcu zniknęła między piersiami. Uśmiechnęłam się zadowolona i upiłam kilka łyków przyjemnie lodowatej wody, po czym oblizałam wargi patrząc na niego znacząco. Albo mi się wydawało, albo zauważyłam cień rumieńca na jego policzkach. Otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, ale szybko je zamknął odwracając wzrok. Udał, że się przeciąga i położył rękę na oparciu mojego krzesła muskając palcami nagą skórę na ramieniu. Zadrżałam prostując się, żeby mnie nie dotykał. Nie patrzył na mnie tylko na agentów bawiących się na parkiecie, ale cały czas zaczepiał delikatnie dotykając mojego barku i łopatki doprowadzając mnie na skraj szaleństwa. Jego dotyk, nawet ten najdelikatniejszy, palił skórę i posyłał dreszcze wzdłuż kręgosłupa. Nie wiedziałam, jak mam siedzieć, żeby jego palce nie dosięgły mojego ciała. Nie mogłam się wiercić, bo zaraz ktoś zauważy, że coś jest nie tak.
– Nie poprosisz mnie do tańca? – Zapytałam w końcu starając się oddychać normalnie.
– Nie. Raczej nie. – Odparł rzucając mi chłodne spojrzenie, czym mnie zaskoczył.
– Dlaczego? – Spytałam zakładając nogę na nogę tak, by rozcięcie odsłaniało całkowicie moje udo.
– Bo potargała ci się sukienka. – Odparł.
– Nie jest potargana – prychnęłam. – To się nazywa rozcięcie.
– Ach tak? – Jego wzrok spoczął na moim nagim udzie, ale nie zareagował, tak jak bym sobie tego życzyła. Ku mojemu zaskoczeniu w ogóle go to nie ruszyło. – I tak z tobą nie zatańczę.
– Bo co? Obrażony jesteś? – Oburzyłam się.
– Nie. Po prostu nie chcę z tobą tańczyć – obojętność w jego głosie i oczach mnie wręcz przeraziła. Patrzyłam na niego z rozchylonymi ustami nie wiedząc, co powiedzieć. – Zdziwiona?
Dlaczego? Dlaczego nie chce ze mną zatańczyć? Przecież przed chwilą nie mógł oderwać ode mnie wzroku, a teraz patrzył obojętnie. Robił to specjalnie? To był element gry? A może to wszystko było na poważnie? Czułam się dotknięta, ale jednocześnie wzbierała we mnie złość. Zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować, do naszego stolika podeszła ta zdzirowata barbie. Totalnie olała moją obecność wpatrując się w K maślanymi oczami.
– Hej, K. Pamiętasz mnie?
– Tanya – powiedział z uśmiechem wstając, a ja wytrzeszczyłam oczy. – Zatańczysz?
– Myślałam, że nigdy nie zapytasz. – Odparła rozpromieniona i na odchodnym rzuciła mi pełne pogardy spojrzenie.
Prawie opadła mi szczęka, gdy patrzyłam jak wychodzą na parkiet. Co tu się właśnie odjebało? Poprosił JĄ do tańca. Uśmiechnął się do NIEJ. Już pominę fakt, że znał imię tej ścierki. A mnie olał. Na całej, jebanej linii. Co to miało, kurwa, być? Wstałam zaciskając dłonie w pięści. Niemal od razu znalazłam sobie partnera do tańca. Nie zamierzałam siedzieć sama przy stoliku. Starałam się dobrze bawić, ale moją uwagę ciągle zwracała różowa ścierka wieszająca się na szyi K. Co chwilę się o niego ocierała, a ja aż zgrzytałam zębami ze złości. Dlaczego jej na to pozwalał? To chyba nie jest zemsta za to, że go zostawiłam na plaży? Przecież nie zrobiłby czegoś takiego. Chyba.
Odepchnęłam agenta bez maski przede mną, który i tak wyglądał jakby miał zaraz uciec i ruszyłam do stolika z napojami. Czemu, kurwa, nie ma tu nic z alkoholem? Musiałam się napić, żeby wytrwać do końca tego cyrku. Oparłam dłonie na stole zaciskając powieki i liczyłam w myślach do dziesięciu, żeby się uspokoić.
– Wszystko w porządku, F? – Usłyszałam.
– Spierdalaj. – Warknęłam nawet nie otwierając oczu.
– Źle się czujesz?
Koleś chyba nie zdawał sobie sprawy, w co wdepnął. W jednej chwili złapałam go za fraki mierząc morderczym wzrokiem. Nawet nie byłam pewna, czy to ten facet, z którym tańczyłam. Z resztą miałam to w dupie. Nie powinien do mnie przychodzić.
– Posłuchaj, jakkolwiek tam masz na imię, debilu. Chyba nie wiesz z kim zadarłeś.
– A-ale dopiero co tańczyliśmy i było wszystko w porządku... – wtrącił.
– Do mnie się nie podchodzi jak jestem wkurwiona. A tym bardziej się do mnie nie rozmawia – wycedziłam przez zaciśnięte zęby. – Następnym razem, kiedy będziesz chciał zagadać, to przemyśl to sobie w tym swoim ułomnym łbie ze cztery razy, bo w minutę zrobię z ciebie jebane warzywo – przełknął ślinę przerażony. – Dotarło? – Pokiwał głową energicznie, więc go puściłam.
Uciekał tak szybko, że gdybym nie była taka wściekła, to pewnie bym się zaśmiała. Do moich rąk trafił napój smakujący jak wino i chociaż wątpiłam, że ma jakieś procenty, miałam nadzieję, że oszukam organizm samym smakiem. Odwróciłam się z kolejną szklanką wypełnioną ciemnoczerwonym płynem w dłoni i zamarłam. Dokładnie naprzeciwko mnie stał K z tą zdzirą. Już nie tańczyli. Stali blisko siebie, ona bawiła się jego krawatem trzepocząc rzęsami, a on... nic. Po prostu pozwolił, by ta szmata do niego przylgnęła niebezpiecznie zbliżając usta do jego twarzy.
Nagle szklanka pękła mi w dłoni, a jej zawartość wylądowała na mojej sukience, czym zwróciłam na siebie uwagę przynajmniej połowy obecnych. Chyba ścisnęłam ją za mocno. O wiele za mocno. Byłam zazdrosna? Przecież to śmieszne. Ale prawda jest taka, że aż kipiałam z zazdrości. Wylewała się ze mnie zmieszana z wściekłością tworząc mieszankę wybuchową. Różowa ściera spojrzała na mnie jak na sierotę mamrocząc coś pod nosem, ale wcale nie musiałam tego słyszeć, żeby wiedzieć, co to było. K w końcu patrzył na mnie, a nie na nią. Wyglądał jakby zaraz miał do mnie podejść, ale zmroziłam go wzorkiem kręcąc ledwo zauważalnie głową. Co on sobie wyobrażał? Nie potrzebuję jego litości. Niech lepiej się nie rusza, bo jeszcze mu się oberwie. Ale on dalej na mnie tak patrzył... jakby się wahał, jakby nie wiedział, co ma zrobić.
– Hej, F! – Krzyknęła różowa barbie. – Wszystko z tobą w porządku? W sensie tutaj – wskazała palcem na głowę, a ja zacisnęłam dłonie w pięści i poczułam ból, ale zignorowałam go. Zrobiło się dziwnie cicho, jakby wszyscy czekali na dalszy rozwój wydarzeń. – Normalni ludzie nie rozwalają szklanek!
– Co to niby miało znaczyć? – Syknęłam ruszając w jej stronę, a agenci schodzili mi z drogi.
– Dobrze wiesz, że twoje miejsce jest w więzieniu. Albo psychiatryku. A najlepiej więzieniu połączonym z psychiatrykiem.
– Tanya! – Warknął K odsuwając się od niej, ale nic sobie z tego nie zrobiła.
– Powiedz, komu musiałaś wskoczyć do łóżka, żeby cię wypuścili? – Kontynuowała taka pewna siebie.
– Mierzysz wszystkich swoją miarą? Bo chyba tylko w taki sposób cię tu przyjęli – zadrwiłam sama się sobie dziwiąc, że tak nad sobą panowałam. – Takie ścierwo jak ty nie przeszłoby podstawowych testów.
– Jesteś psychiczna! Powinnaś się leczyć!
Moja pięść zderzyła się z jej twarzą. I szlag trafił moje opanowanie. Poczułam chrupnięcie. Pewnie z jej nosa już nic nie zostało. Straciła równowagę chwytając się za resztki krwawiącego nosa i ktoś z tyłu ją przytrzymał. K nie kiwnął nawet palcem, żeby jej pomóc, ale on w tym momencie mnie mało obchodził. To była sprawa między mną a tą zdzirą.
– A ty powinnaś się nauczyć, że makijażu nie nakłada się szpachlą. Czego jeszcze użyłaś? Kropelki? Bo to aż dziwne, że ci tapeta nie odpadła po moim ciosie.
Różowa szmata w końcu stanęła na nogi i rzuciła się na mnie. Bez najmniejszego wysiłku zrobiłam unik zdejmując szpilki, po czym chwyciłam dół sukienki i roztargałam robiąc rozcięcie z drugiej strony. Ścierka próbowała mnie zaskoczyć, ale złapałam ją za fraki i rzuciłam na stół z napojami rozwalając go. Nie mogła się podnieść, więc ktoś jej pomógł.
– Dziwka! – Krzyknęła.
– Mówisz o sobie? – Zapytałam z drwiącym uśmieszkiem.
Znów się na mnie rzuciła, ale nie stanowiła dla mnie żadnego wyzwania. Bez problemu zrobiłam unik, a potem zadałam cios. Jeden, drugi, trzeci i czwarty. Czułam jak pękały jej żebra. Co ona sobie myślała? Że jak K poświęcił jej chwilę uwagi, to wygrała życie? Że ma ze mną jakiekolwiek szanse? Nikt nas nie rozdzielił. Nawet nie ośmielił się do nas podejść. Może nie tylko mnie wkurwiła, skoro nikt nie kwapił się do pomocy. Złapałam ją za fraki i rzuciłam o ziemię, po czym usiadłam na niej, złapałam za szyję i ścisnęłam pochylając się.
– Jeśli jeszcze raz się do mnie odezwiesz, jeszcze raz na mnie spojrzysz tym zdzirowatym wzrokiem, jeszcze raz zbliżysz się do K – szepnęłam jej ucha złowrogim tonem. – To najpierw przestrzelę ci kolana, żebyś nie mogła mi uciec. Potem powoli będę ci łamać każdą kość. Najpierw w jednej ręce, a potem w drugiej. A na koniec wykręcę ci kręgosłup jak ścierkę. Nie martw się, to też zrobię powoli, żebyś mogła nacieszyć się bólem, zanim przestaniesz cokolwiek czuć. Zrozumiałaś?
– Grozisz mi? – Wycharczała, a ja się zaśmiałam cicho.
– Ja cię tylko ostrzegam – zacisnęłam mocniej palce na jej szyi, żeby trochę ją poddusić. – Nie masz pojęcia do czego jestem zdolna, ale jeśli tak bardzo chcesz sprawdzić...
Nagle na sali zjawiło się szefostwo. Natychmiast ktoś mnie od niej odciągnął. Trzymali mnie w trzech, chociaż nie wyrywałam się. Zadowolona z siebie patrzyłam jak zabierają ją do skrzydła szpitalnego. Będzie miała dużo czasu na przemyślenia, zanim ją wypuszczą. Ja udałam się z szefostwem do ich gabinetu i dostałam taki opierdol, że starczy mi na bardzo długo. Na dodatek zostałam zawieszona. Na jebany miesiąc. Wściekła wyszłam stamtąd na boso trzymając szpilki w dłoni i wpadłam na K. Co on tutaj robił? Martwił się o mnie? Prychnęłam. Wcale nie miałam ochoty go widzieć. Częściowo to była jego wina. Chciałam go minąć, ale złapał mnie za przedramię.
– Puść mnie – warknęłam.
– Co ci powiedzieli? Co z twoją ręką? – Zapytał i przyglądał się mojej zakrwawionej dłoni z kawałkami szkła, które pewnie wepchałam jeszcze głębiej pokazując różowej szmacie, gdzie jej miejsce.
– Teraz nagle cię obchodzę? Pierdol się! – Wyrwałam rękę z jego uścisku i ruszyłam do statku szybkim krokiem.
K coś za mną krzyczał, chyba nawet za mną szedł, ale miałam to w dupie. Ta impreza mogła wyglądać zupełnie inaczej. Mogła zakończyć się zupełnie inaczej. Przyspieszyłam. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu, z dala od tego wszystkiego. Z dala od K.
Gdy przekroczyłam próg mieszkania, rzuciłam szpilki w kąt, zdarłam z siebie tą przeklętą kieckę i wyrzuciłam ją do kosza. Droga do domu nieco ostudziła moją wściekłość i zaczynało do mnie docierać, co tak naprawdę się stało. Mogłam wylecieć na zbity pysk przez jakąś szmatę. Miałam pierdolone szczęście, że tylko mnie zawiesili. Raito obserwował mnie bez słowa, kiedy w samej bieliźnie wyciągałam apteczkę i rozłożyłam się przy kuchennym stole, po czym zabrałam się za wyciąganie szkła z dłoni. Nie szło mi to jednak zbyt dobrze, bo byłam praworęczna, więc trzymałam tą pieprzoną szklankę w prawej dłoni. Operowanie lewą było trudniejsze niż myślałam. Rzuciłam pęsetą o blat i zadzwoniłam po Daniela. Sama nie dałabym rady. Narzuciłam na siebie jakąś wielką koszulkę do spania, żeby nie paradować przed panem doktorem prawie naga.
Czekał mnie cały miesiąc w domu, a świrowałam już potygodniu, gdy rana od noża na moim udzie się goiła. Cały miesiąc bez K. To byłochyba jeszcze gorsze od siedzenia w domu. Wolałabym, żeby mnie doprowadzał doszału, ale był obok. A miesiąc to bardzo dużo czasu. Chyba umrę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top