Rozdział 3
Siedziałam w salonie z ranną nogą wyciągniętą na całej długości kanapy. Oglądałam po raz kolejny powtórkę jakiegoś głupiego serialu. Byłam już tydzień na zwolnieniu i zaczynałam świrować. Nie mogłam pracować ani iść na siłownię. Miałam oszczędzać nogę, ale nie mogłam narzekać, bo gdyby nie K, to siedziałabym w domu o wiele, wiele dłużej. Przyłapywałam się na myśleniu o nim coraz częściej. Nie podobało mi się to, a tym bardziej nie podobała mi się reakcja mojego serca na każdą wzmiankę o nim. Co się ze mną działo? Od dawna nie reagowałam tak na żadnego faceta. W dodatku zrobiłam z siebie idiotkę przyznając, że podobają mi się jego oczy. A to wszystko przez pieprzone zmęczenie. Karciłam się za to w duchu, ilekroć sobie o tym przypomniałam. Byłoby prościej, gdyby tylko on miał mnie w dupie. Jednak nie mogłam zignorować faktu, że jego serce zachowywało się tak samo jak moje. I chyba mi się to podobało. Mogłabym to jakoś wykorzystać.
Usłyszałam dźwięk przekręcanego zamka w drzwiach, a potem znajomy głos. No tak, zapomniałam, że dałam klucze do mieszkania mojemu przyjacielowi. Mój durny brat był na jakimś super ważnym wyjeździe, więc opiekował się mną Oscar. Chociaż nawet gdyby był na miejscu, to i tak nic by się nie zmieniło.
– Cześć, mała – Oscar jak zwykle obdarował mnie jednym ze swoich cudownych uśmiechów wchodząc do salonu. – Przyprowadziłem ci lekarza. – Rzucił i poszedł do kuchni rozładować siaty z zakupami.
Za moim przyjacielem wszedł Daniel, który od tygodnia doprowadza moją nogę do stanu używalności. Przystojny pan doktor o szaro-zielonych oczach i włosach koloru gorzkiej czekolady.
– Cześć, Tina. Jak się dzisiaj czujesz? – Podszedł do mnie z uśmiechem trzymając torbę w ręce.
– Cześć, to zależy po jaką cholerę przyszedłeś. – Odparłam uważnie go obserwując.
– Zmienimy ci opa... – zaczął, ale mu przerwałam.
– Opatrunek mogę zmienić sobie sama. Czego chcesz?
– Zobaczyć jak się rana goi. – Westchnął.
– Mogłabyś być milsza – Oscar wszedł do salonu z butelką wody. – Pan doktor sporo się namęczył, żeby naprawić to, co spieprzyli ludzie w twojej nodze.
Racja. Po powrocie do MAO, chciałam wracać od razu do domu, żeby tutejsi lekarze się mną zajęli, ale K nie chciał o tym słyszeć. Spacyfikował mnie i osobiście dostarczył do skrzydła szpitalnego w kwaterze głównej. Wiedziałam, że nie powinni zajmować się mną ludzie, bo nie mają zielonego pojęcia jak się od nich różnię. Nie jestem taka jak oni. Z łatwością bym stamtąd zwiała, gdyby K sobie poszedł, a nie pilnował mnie jak jakiegoś zbiega.
– Musisz się tak o mnie wypowiadać? Nie znamy się od dziś, panie pułkowniku.
– Wystarczy Oscar.
– Wystarczy Daniel.
– Wystarczy tego pierdolenia. Rób, co masz robić, Dan.
– Nie w humorze jak zwykle, co? – Zapytał zakładając jednorazowe rękawiczki.
– Jak mam mieć humor, skoro jestem zamknięta we własnym domu?
– Już tak nie rozpaczaj, mała. Ja ci nie wystarczam? – Odezwał się Oscar wciskając się między mnie a podłokietnik kanapy.
– Gdzie się ryjesz? Nie ma tu dla ciebie miejsca. – Warknęłam.
– Już, już, mała – powiedział obejmując mnie ramieniem. – Wyluzuj.
Westchnęłam opierając się o jego klatę. I tak już się wepchał, więc zepchnięcie go w moim aktualnym stanie było niewykonalne. Tym bardziej, że Daniel właśnie zdjął opatrunek z mojej nogi i dokładnie oglądał ranę. Naciskał różne miejsca na moim udzie sprawdzając reakcję... w sumie nie wiem czego. Miałam wrażenie, że chciał mnie tylko obmacać przy okazji. Dobrze, że miałam krótkie spodenki, bo jeszcze musiałabym się rozebrać do bielizny. Nie żebym się wstydziła, ale nie miałam ochoty pokazywać tyłka pierwszemu lepszemu doktorkowi.
– Rana się prawie zabliźniła. – Powiedział w końcu przemywając czymś prawie bliznę.
– Mogę już wrócić do pracy?
– Nie.
– Na siłownię?
– Nie.
– Na imprezę? – Zapytałam z resztkami nadziei.
– Nie. – Odpowiedział Daniel.
– To kiedy? Mam już dość... – zaczęłam z wyrzutem, ale mi przerwał, a Oscar się zaśmiał.
– Jakby ludzie nie wtrącili się w nie swoje sprawy, to twoja noga byłaby już w pełni sprawna. Nie wyżywaj się na mnie, bo nie pozwalam ci jeszcze pracować.
– Nie rozumiesz... – znowu zaczęłam, ale on znowu mi przerwał.
– Rozumiem, że cię nosi. Rana już prawie zabliźniona, więc możesz zacząć ćwiczyć, ale nie przeginaj.
– Odpuść, mała. Pozwól ranie się porządnie zagoić, bo jedna misja i wylądujesz znowu na zwolnieniu.
– Wiem o tym. – Syknęłam.
– Zakładam ostatni opatrunek i następnym razem już zdejmę go na dobre. – Powiedział Daniel grzebiąc w swojej torbie.
– Kiedy to jest „następnym razem"?
– Za kilka dni. To specjalny opatrunek przyspieszający gojenie, ale też sprawi, że blizna nie będzie taka brzydka.
– W dupie mam czy będzie brzydka. Chcę tylko wrócić do życia.
– Mówisz jakbyś leżała w gipsie od szyi w dół. – Zaśmiał się Oscar.
– Co najmniej. – Wtórował mu Daniel kończąc zakładać opatrunek.
– Śmiejcie się póki możecie.
Oscar wybuchnął śmiechem i poczochrał mi włosy. Dan tylko podśmiechiwał się cicho pakując swoje rzeczy do torby.
– Nie wiem, co was tak śmieszy. – Powiedziałam oburzona.
– Jesteście parą? – Wypalił nagle Daniel, Oscar zakrztusił się wodą, bo akurat wziął łyka, a ja wybałuszyłam oczy.
– Stary, chcesz mnie zabić? To moja przyjaciółka.
– Właśnie. Oscar jest dla mnie jak brat. Lepszy niż rodzony. Nie wiem dlaczego...
– Bo wyglądacie jakbyście byli razem. – Odpowiedział szybko Daniel.
– Tylko się przyjaźnimy, jak to rodzeństwo. – Zaśmiał się Oscar dźgając mnie palcem między żebra.
– Więc mogę na coś liczyć? – Zapytał patrząc na mnie.
– Kopa w jaja. – Odparłam bez zastanowienia celując łokciem w krocze Oscara, ale w ostatniej chwili złapał moją rękę.
– Mała, bądź delikatniejsza. – Zganił mnie złotooki.
– Nic do ciebie nie mam, Dan. Po prostu nie umawiam się z lekarzami.
– Czyli nie dasz się zaprosić na kawę?
– Nie.
– Ani na spacer?
– Nie.
Westchnął i spojrzał na Oscara zapewne szukając wsparcia.
– Stary, nie patrz tak na mnie. Nie pomogę – powiedział złotooki rozkładając bezradnie ręce. – Odprowadzę cię – wstał z kanapy i razem z Danielem ruszyli w stronę drzwi. – Powiedz, jak to jest dostać kosza od księżniczki?
– Kurwa, Oscar! Nie jestem żadną księżniczką! – Wrzasnęłam wściekła, bo to słowo działało na mnie jak płachta na byka. – Do następnego, Dan! Lepiej przyjdź wcześniej niż później! – Machnęłam do niego ręką i wróciłam do oglądania telewizji.
– Nie martw się, przyjdę wtedy, co trzeba. Na razie. – Odpowiedział.
Chyba Oscar wyszedł razem z nim, bo nie słyszałam już ich głosów. Pewnie mnie bezczelnie obgadywali pod drzwiami mojego własnego mieszkania. Skaranie boskie z tymi facetami. Znudzona gapiłam się na ekran telewizora. Myślałam, że będę mogła wrócić już do pracy. Kilka dni to niby nie tak dużo, ale już niewiele mi brakuje, żebym zaczęła demolować wszystko, co popadnie. Nienawidziłam być ranna, niezdolna do walki i radzenia sobie w domowych obowiązkach, bo czułam się wtedy słaba i bezbronna. A ja nie byłam słaba. A tym bardziej bezbronna. Nie mogłabym żyć bez treningów, pracy i wypadów do klubów, żeby wyszaleć się w inny sposób niż na siłowni.
Zeszłam z kanapy na podłogę i zaczęłam się rozciągać. Pochłonięta ćwiczeniami nawet nie zauważyłam, kiedy wrócił złotooki.
– Nie było mnie pięć minut, a ty co wyprawiasz?
– Masz problemy ze wzrokiem?
– Myślałem, że chociaż poczekasz na mnie.
– A po co?
– Żebym ci pomógł.
– Z rozciąganiem? Pojebało?
– Miałem na myśli inne ćwiczenia.
Westchnęłam i przerwałam rozciąganie. Wstałam i spojrzałam mu w te jego piękne, złote oczy.
– To zabrzmiało trochę dwuznacznie, nie sądzisz? A potem wielki szok, że biorą nas za parę.
– Ty mały zbereźniku – powiedział z tak powalającym uśmiechem, że nie sposób było go nie odwzajemnić. – Głodnemu chleb na myśli, co?
– Spierdalaj, zboczeńcu. – Odparłam nadal się uśmiechając, a on wybuchnął śmiechem.
– Nie o TAKIE ćwiczenia mi chodziło, mała.
– Ach tak?
Zamiast odpowiedzieć, wziął pilota do ręki i przełączył na kanał z muzyką latynoską.
– Salsa? – Patrzyłam na niego zaskoczona, bo nie byłam pewna czy mogę już tańczyć.
– Mogę prosić? – Wyciągnął do mnie dłoń zaraz po tym, jak rzucił pilota na kanapę. – Możesz ze mną tańczyć, pozwalam ci. Dan też. – Puścił do mnie oczko.
– Pozwalasz? Rany, przestań, bo się rumienię. – Zaczęłam teatralnie wachlować się dłonią.
Oscar tylko się zaśmiał łapiąc mnie za drugą dłoń i porwał do tańca. Roześmiałam się, bo nie byłam w stanie mu się oprzeć. Zawsze umiał poprawić mi humor. Zawsze mogłam na niego liczyć. Zawsze był obok, gdy go potrzebowałam. Uwielbiałam z nim tańczyć. Uwielbiałam z nim przebywać, bo był moim złotookim szczęściem z fioletowym irokezem na głowie.
✶
– Kurwa!
Już drugą godzinę próbowałam zrobić idealne kreski eyelinerem na powiekach. Jedno oko było już gotowe, ale drugie ciągle wychodziło krzywo. Zmywałam je już tyle razy, że było całe zaczerwienione. Jak tak dalej pójdzie, to całkowicie stracę cierpliwość i jeszcze zmyję tą jedną idealną kreskę. Mogłabym iść bez makijażu, ale na imprezę służbową chciałam jednak wyglądać inaczej niż zwykle. No i byłam ciekawa, co powie K, jak mnie zobaczy w takim wydaniu. Ciekawe jak on będzie wyglądał. O, nie! Znowu o nim myślę! Jak to się dzieje, że zawsze wkradnie się do mojej głowy? Nie widzieliśmy się dwa tygodnie i chyba zaczynałam... tęsknić? Za tym kretynem? Za tymi niesamowitymi oczami? Prychnęłam. Oszukiwałam samą siebie, ale na razie wychodziło mi to w miarę dobrze.
– Ja pierdolę! – Wrzasnęłam wściekła, bo znowu wyszło mi krzywo.
Obie kreski musiały być symetryczne, bo inaczej nie wyjdę z domu. Ile jeszcze będę się z tym pierdolić? Czułam jak wściekłość zawładnęła moim ciałem. Dłonie zaczęły mi się trząść. Zaraz wyjdę z siebie. Wrzasnęłam jeszcze raz chcąc pozbyć się tego gniewu. Dobra, Tina. Uspokój się. To tylko głupi pędzelek. Nie ma się o co wściekać. Wzięłam głęboki wdech i powoli wypuściłam powietrze przez usta. Powtórzyłam to jeszcze kilka razy i spojrzałam w lustro. Moje długie, kruczoczarne włosy były już prawie suche. Przydługą grzywkę spięłam tymczasowo do góry, żeby nie przeszkadzała w robieniu makijażu. Czerwona, obcisła sukienka bez ramiączek leżała na łóżku czekając, aż ją w końcu założę. Czarne szpilki na platformie z czerwonymi podeszwami czekały przy ścianie na swoją kolej. Paznokcie już wczoraj pomalowałam na czarno. Jedno oko wyszło idealnie. Zostało drugie. To jest do zrobienia. Tylko na spokojnie. Dobra, ostatnia próba. Przybliżyłam pędzelek do powieki i prawie przestałam oddychać. Jedno pociągnięcie, kilka drobnych poprawek i... udało się. Zamrugałam zaskoczona. Naprawdę się udało. Idealnie symetrycznie do drugiego oka.
– I po co się darłam jak opętana? – Zapytałam z uśmiechem samą siebie.
Wytuszowałam starannie rzęsy, a potem pomalowałam czerwoną pomadką usta. Zadowolona zrobiłam kilka kroków w tył, żeby ocenić jak makijaż wygląda z daleka. Podobało mi się, pechowe oko już wyglądało normalnie, więc mogłam zająć się włosami. Podłączyłam prostownicę i dosuszyłam włosy suszarką czekając, aż się zagrzeje. Rzadko je prostowałam, bo były naturalnie proste, ale na taką okazję musiały wyglądać perfekcyjnie.
Wyprostowałam grzywkę i zajęłam się resztą włosów. Po kilku pierwszych pasmach, już wiedziałam, że będzie problem. Ciśnienie mi się podniosło niemal od razu. Po cholerę zapuszczałam te kudły? Zamiast zachwycać swoją prostością, wychodziły jakieś upośledzone fale. Były zdecydowanie za długie i nie radziłam sobie z nimi. Rzuciłam prostownicą o podłogę, a z moich ust posypała się wiązanka przekleństw. Kątem oka zobaczyłam kilka iskier i szybko wyłączyłam urządzenie z prądu. Westchnęłam. Rozwaliłam kolejną prostownicę. Mam zdecydowanie za dużo siły. I za dużo nieposkromionego gniewu. Zerknęłam na telefon. Nie zostało mi dużo czasu. Jak tak dalej pójdzie, to się spóźnię. A tego bym nie chciała, bo wtedy K mógłby mnie nie zauważyć. Czemu mi tak zależało na tym, żeby mnie zobaczył? Szybko pozbyłam się go z głowy i biorąc komórkę do ręki, wybrałam numer Keevy. Jeden sygnał, drugi, a potem trzeci. Odbierz, do cholery.
– Cześć, Tinka. – Usłyszałam, kiedy w końcu odebrała. – Co tam?
– Ratuj, Keeva. Zabieraj prostownicę i widzę cię u mnie za pięć minut.
– Znowu rozwaliłaś swoją? – Westchnęła. – Za dużo masz pieniędzy? Zacznij szanować rzeczy...
– Szanuję, tylko... ja... kurwa, Keeva, nie mam czasu na pierdoły. Potrzebuję ciebie i twojej prostownicy.
– A zwykłe „proszę" to przez gardło ci nie przejdzie?
– Mam cię błagać na kolanach? – Wycedziłam przez zęby starając się panować nad sobą, bo wiedziałam, że tylko ze mną pogrywa.
– Chciałabym to zobaczyć – zaśmiała się. – To co? Jak bardzo mnie potrzebujesz?
Zamknęłam oczy i zaczęłam odliczać do dziesięciu z przerwami na przekleństwa. Zajebiście. Już nawet przejęłam to głupie liczenie od tego kretyna. Miałam ochotę rzucić telefonem, ale powstrzymałam się. Wzięłam głęboki oddech i bardzo powoli wypuściłam powietrze.
– Proszę.
– Słucham? Chyba coś przerwało.
Zabije ją. Uduszę, jak tylko przekroczy próg mojego mieszkania. Powieszę za te jej niebieskie kudły.
– Słyszałaś. – Syknęłam.
– Nie, Tinka, serio coś przerwało.
– Kurwa, Keeva! Nie wkurwiaj mnie jeszcze bardziej! – Podniosłam głos, może nie potrzebnie. Znowu wzięłam głęboki wdech. – Przepraszam, uniosłam się. Naprawdę cię potrzebuję, więc... proszę, uratuj moje włosy.
– Też cię kocham, ty moja wścieklizno! – Zaśmiała się. – Zaraz będę.
Rozłączyła się, więc rzuciłam telefon na łóżko i spojrzałam na sukienkę. Może czas ją założyć, bo nie będę paradować przed Keevą w samej bieliźnie. Zwłaszcza w takiej, jaką aktualnie miałam na sobie, bo była przeznaczona tylko na oczu faceta. Jeśli jakikolwiek kiedykolwiek zasłuży, żeby mnie w niej zobaczyć. Założyłam moje czerwone cudo i zapięłam zamek bez problemu. Przejrzałam się w lustrze prawie zadowolona z mojego wyglądu. Byłoby idealnie, gdyby nie te włosy. Zapuściłam je, żeby się zmienić. Żeby zapomnieć o przeszłości. Żeby wyglądać bardziej dziewczęco. Tylko po jaką cholerę? Coraz bardziej zaczynałam się zastanawiać nad wizytą u fryzjera.
Usłyszałam pukanie do drzwi i pobiegłam na boso otworzyć. Keeva z szerokim uśmiechem na ustach i torbą na ramieniu od razu wepchała się do środka.
– Łał, Tinka – powiedziała patrząc na mnie. – Dla kogo się tak odstawiłaś?
– Dla nikogo. – Syknęłam i ruszyłam do sypialni. – Przecież zawsze się maluję, jak idę do klubu.
– Ale nie tak. Te kreski są przecudowne! Długo się męczyłaś? No i te usta! – Zachwycała się idąc za mną.
Westchnęłam. Nie zamierzałam ciągnąć tego tematu. W sypialni usiadłam na pufie przed wielkim lustrem, a Keeva od razu wyjęła swoją prostownicę z torby i podłączyła ją do prądu. Podzieliła moje włosy na warstwy i spięła do góry większość zostawiając tylko jedną.
– To jak ma na imię ten NIKT? – Zapytała z szerokim uśmiechem patrząc na moje odbicie w lustrze.
– Nie wiem o czym mówisz. – Odparłam odwracając wzrok.
– Wiesz, że mnie nie okłamiesz – zaśmiała się. – Widzę, że usilnie starasz się o nim nie myśleć, żebym go nie zobaczyła w twojej głowie.
Keeva miała wyjątkową umiejętność czytania w myślach i zawsze wiedziała, kiedy kłamię. Nie było sposobu, żeby ją oszukać. Potrafiła wejść do głowy i wygrzebać potrzebne informacje, nieważne jak bardzo ten ktoś starałaby się je ukryć.
– Zajmij się lepiej moimi włosami. – Warknęłam.
– Oj, no nie bądź taka. Pokaż mi go. – Podniosła urządzenie sprawdzając czy jest już rozgrzane i zaczęła prostować moje kudły.
– Nie.
– Tina, pokaż mi go po dobroci, bo inaczej będę musiała wziąć sprawy w swoje ręce.
– Ani mi się waż – warknęłam. – Obiecałaś, że nie będziesz wchodzić mi do głowy bez mojego pozwolenia.
– A kto powiedział, że chcę ci od razu wchodzić siłą do głowy? Są inne sposoby. Wystarczy tylko, żebyś o nim pomyślała. To jak będzie?
– Nic z tego.
– Jesteśmy przyjaciółkami, Tinka. No powiedz mi coś o nim. Jaki jest? Wysoki? Przystojny? Dobrze zbudowany? Jaki ma kolor włosów? A oczy?
Broniłam się jak tylko mogłam usilnie myśląc o jakichś bzdurach, ale kiedy wspomniała o oczach, przegrałam. W mojej głowie natychmiast pojawiły się niesamowite jasnoniebieskie tęczówki z ciemnymi obwódkami. Potem pojawiły się idealnie ułożone, kruczoczarne włosy. Później lekki zarost. Westchnęłam. Keeva zastygła z prostownicą w ręce.
– Boże, on wygląda zupełnie jak...
– Nie! Nie waż się wymawiać przy mnie tego imienia, rozumiesz? – Warknęłam, bo doskonale wiedziałam, że tak to się skończy.
– Ale Tina, te oczy...
– Wiem, kurwa! Jest podobny, ale to wszystko. K jest wyższy i bardziej umięśniony. Głos też ma inny.
– Głos mógł mu się zmienić – stwierdziła. – Tobie się zmienił.
– Jakbym nie darła się jak opętana, to nie miałabym teraz wiecznej chrypki.
– Która ci pasuje, tak na marginesie. – Uśmiechnęła się patrząc na moje odbicie w lustrze i wróciła do prostowania moich włosów. – Jesteś pewna, że...
– Nie rób ze mnie debila, Keeva. To są dwie różne osoby.
– Może to sobowtór?
– A może oryginał?
Roześmiałyśmy się. W końcu się trochę rozluźniłam, bo wszystkie mięśnie miałam spięte do granic możliwości. Nie chciałam wracać do przeszłości. Chciałam o niej zapomnieć. A to, że K jest podobny do kogoś, kogo znałam, niczego nie ułatwia. Chociaż po tylu miesiącach współpracy przestałam go już kojarzyć z tą przeklętą przeszłością.
– Nie dziwie się, że ci się podoba. Ale z niego ciacho! – Keeva z uśmiechem zabrała się do prostowania kolejnej warstwy włosów. – Ale widzę, że podoba ci się nie tylko fizycznie.
– Przestań. Nie chcę o nim rozmawiać.
– Dlaczego?
– Po prostu nie. – Zamknęłam oczy, bo wspomnienia zaczęły uciekać ze swojej szuflady z napisem „nie otwierać" i musiałam je z powrotem tam zamknąć.
– Przepraszam, Tina. Nie wiedziałam, że jeszcze cię to dręczy. – Powiedziała cicho Keeva.
Nie odpowiedziałam. Gapiłam się na swoje odbicie w lustrze, ale nie widziałam siebie. Nigdy nie miałam długich włosów, więc czemu teraz takie mam? Czemu nadal ich nie ścięłam, skoro tak ich nie lubię? Bałam się, że nie spodobam się żadnemu facetowi w krótkich?
– Temu właściwemu spodobasz się w każdej wersji. – Keeva uśmiechnęła się odkładając prostownicę. – No, skończyłam. Powalisz wszystkich na kolana.
– Dzięki. – Przerzuciłam część włosów do przodu i westchnęłam. – To nie jestem ja.
– Szczerze? Długie włosy do ciebie nie pasują. Krótkie dodawały ci takiego pazura, którego teraz ci brakuje. Zetnij je, skoro tak ci przeszkadzają.
– Trochę mi żal.
– Wiem, tyle lat je zapuszczałaś. Ale wiesz co? Możesz oddać je na szczytny cel. Jest mnóstwo fundacji, które zrobią z nich perukę dla osób, które nie mają swoich włosów.
– Pomyślę o tym. Która godzina? Chyba muszę iść lecieć.
– Zaczekaj. – Keeva wygrzebała coś ze swojej torby, a potem przerzuciła moje włosy na jedną stronę i założyła mi coś przypominającego cienką, czarną wstążkę zapinając tak ciasno, by przylegała do mojej szyi. – Teraz jesteś gotowa.
Uśmiechnęłam się do swojego odbicia w lustrze. Tak, teraz jestem gotowa. Wstałam, przytuliłam Keevę i szybko wrzuciłam telefon razem z kilkoma innymi rzeczami do czarnej kopertówki. Moja przyjaciółka w tym czasie chowała swoją prostownicę. Założyłam szpilki i maskę, a potem wyszłyśmy obie z mojego mieszkania.
– Oczaruj go. – Powiedziała z uśmiechem Keeva i puściła do mnie oczko, a ja wywróciłam oczami ruszając w stronę statku, który właśnie wyłonił się z podziemnego parkingu. – Powal go na kolana, Tinka!
Niedługo potem szłam korytarzami kwatery głównej w kierunku sali, na której zawsze odbywają się tego typu imprezy. Nie miałam pojęcia czy będą na niej, oprócz agentów, też inni pracownicy MAO. Weszłam na salę z dziwnym uciskiem w żołądku. Co się ze mną dzieje? Denerwuję się? Wodząc wzrokiem po pomieszczeniu szukałam tylko jednej osoby. W końcu go zobaczyłam i moje serce przyspieszyło. Rozmawiał z jakimś agentem bez maski. Miał na sobie dopasowaną, granatową koszulę z podwiniętymi rękawami do łokci, do tego cienki, czarny krawat i równie czarne spodnie. Zaparło mi dech, bo ta koszula tak opinała się na jego mięśniach. Nagle odwrócił głowę i spojrzał prosto na mnie. Moje serce oszalało, a nogi prawie ugięły się w kolanach. Zaczynałam żałować, że założyłam szpilki. Opanuj się, F. To tylko K. Tylko K. To ty miałaś go powalić na kolana, a nie on ciebie. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam pewnym krokiem w jego stronę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top