6 "Nie kłam, bo słabo ci to wychodzi"
- Wróciłam! - Krzyknęłam na cały głos i już po chwili ujrzałam mojego brata w drzwiach.
Oczywiście z miną mordercy.
Nie zdążyłam ściągnąć butów, nim ten pociągnął mnie za rękę do naszego, małego salonu.
Składał się ze starej, zniszczonej kanapy, małego stolika i kilku komód, w których były mało potrzebne rzeczy.
Nawet nas nie stać na marny telewizor.
- Gdzieś ty, do cholery, była?! - Powiedział wściekły nastolatek.
- Słownictwo, Nick. - Powiedziałam z przymrużonymi oczami. - Powiedziałeś, że mogę sobie spać poza domem, więc czego ty teraz chcesz, co?
Brunet popatrzył na mnie zły jak osa.
Ups.
- Przecież to nie było na poważnie! Wiesz jak ja się o ciebie martwiłem?! - Wydarł się tak, że jest możliwość, że moje bębenki nie są już w całości.
- Przepraszam, Nicki. - Poczochrałam brata po włosach i spojrzałam na niego z miną aniołka. - Mieliśmy robić projekt do szkoły, ale z kolegą nam się zasnęło, no i obudziliśmy się następnego dnia. Przecież znasz mnie. Miałam do ciebie zadzwonić, ale jakoś tak mi się zapomniało.
- Aha i wczoraj przez to unikałaś mnie cały wieczór.
- Nicki... - Przeciągnęłam samogłoskę, na co ten spojrzał na mnie spod byka i machnął dłonią.
Ma to po matce.
- Dobra, daj spokój. Przygotowałem dla nas obiad, ale zważając na godzinę, o której wróciłaś, pewnie już coś jadłaś, mam rację?
Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się lekko.
- Ale mogę ci potowarzyszyć.
- Lepiej zajmij się nauką. - Odparł.
- Mówisz jak nasza matka. - Powiedziałam oskarżycielsko, na co oboje wybuchliśmy śmiechem. - Pamiętaj, Nick. Kocham cię.
- Ja ciebie też, siostrzyczko. - Powiedział, a ja pocałowałam go w czoło. - Masz dzisiaj pracę?
- Tak. - Potwierdziłam i westchnęłam. - Nie mam na nic siły, a jeszcze to...
- Przemęczasz się, Sue.
Machnęłam ręką.
Okej, ja też mam to po matce.
- Daj spokój. Dam sobie radę.
- Tak, jak zawsze. - Powiedział z uśmiechem, po czym wrócił do kuchni, a ja wróciłam do swojego pokoju.
Na przeciwko wejścia stało małe łóżko, a obok niego szafka nocna. Po mojej lewej była szafa na ubrania, oraz komoda na przeróżne rzeczy, a po lewej dość duże okno, a pod nim biurko. Obok wisiało lustro.
Na ścianach było dość dużo plakatów z zespołami, oraz zdjęć z Anette i kilkoma innymi osobami.
Na przykład z Victor'em i Dominick'iem.
Wyrwałam się z zamyślenia i rzuciłam plecak obok biurka. Nie chce mi się odrabiać lekcji, więc odrobię jutro przed szkołą, albo odpiszę od Anette.
Obojętne mi to. Przecież tak dobrze, i tak dobrze.
Spojrzałam na zegarek. Za dziesięć osiemnasta. Muszę się powoli zbierać. Wzięłam ze sobą torbę, do której spakowałam telefon, słuchawki, portfel i kilka innych drobnostek.
- Nick, wychodzę! - Krzyknęłam po raz kolejny.
- Tylko wróć na noc! - Odpowiedział i wyczułam rozbawienie w jego głosie.
- Wrócę. - Powiedziałam. - Obiecuję.
Gdy Suzanne Moore coś obiecuje, to zawsze słowa dotrzyma. Zostałam tak nauczona, aby nie rzucać słów na wiatr.
Zaczęłam zmierzać w stronę kawiarenki, która była dwie ulice dalej. Nawet nie widziałam sensu podłączać słuchawki, przecież to pięć minut drogi.
Nim się obejrzałam, przekraczałam już próg miejsca mojej pracy. Weszłam za ladę, wcześniej witając się z mamą i Clarissą, która jest naszą szefową, ale również obsługuje klientów.
Ubrałam naszyjnik i pocałowałam rodzicielkę w policzek.
- Idź już do domu, mamo. Widzę, że jesteś zmęczona. - Powiedziałam z troską.
Mama spojrzała na mnie niepewnie, a później na szefową, która kiwnęła głową.
- Idź, Mia. Byłaś tu od rana. Należy ci się.
Kobieta uśmiechnęła się i pocałowała mnie w czoło, po czym zdjęła swój naszyjnik.
- Przyjść po ciebie? Co prawda wieczorami robi się coraz jaśniej, ale i tak chcę mieć pewność.
Posłałam rodzicielce niewielki uśmiech.
Tak bardzo kocham tą kobietę.
- Nie, mamo. Poradzę sobie. - Odparłam.
- Do zobaczenia w domu. Będziemy musiały porozmawiać o twoim wagarowaniu. - Pokazała na mnie oskarżycielsko palcem i zaśmiała się.
- To był tylko ten jeden dzień! - Oburzyłam się.
- Dobrze, dobrze. - Mruknęła. - Kocham cię. Pa, Claro!
- Pa, pa! - Zawołała szefowa do mojej oddalającej się mamy, która już po chwili znikła za drzwiami wyjściowymi.
Stanęłam przy kasie i zaczęłam się rozglądać po pomieszczeniu.
I wtedy zauważyłam je.
- Sue, obsłuż proszę tamten stolik. - Powiedziała mi na ucho Clara, wskazując na czwórkę znienawidzonych przeze mnie dziewczyn.
Przełknęłam ślinę i pokiwałam głową. To jest moja praca. Nie mogę pozwolić, żeby z powodu tych idiotek stracić ją.
Z podniesioną głową ruszyłam w stronę stolika.
- Witamy w Sunny Cafe, co podać?
Przybrałam na twarz najbardziej sztuczny uśmiech, jaki kiedykolwiek udało mi się wykonać.
No, brawa dla mnie!
Jessica Foster, czyli najgorsza dziewczyna i mój jeden z największych wrogów, uśmiechnął się szyderczo.
- Suezanne Moore. Musisz pracować, żeby twoja rodzina wiązała koniec z końcem? - Zapytała tym piskliwym głosikiem, od którego chciało mi się rzygać.
- Pracuję, ponieważ uwielbiam tą kawiarenkę. Poza tym nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy. - Syknęłam, patrząc na nią groźnie.
- Nie takim tonem, bo zawołam twoją szefową i cię wyleje. - Przybrałam postawę obronną.
- Śmiesz mi grozić? - Zapytałam spokojnie, co chyba wyprowadziło ją z równowagi.
- Śmiesz się odzywać do mnie takim tonem? - Odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Nie rozumiem o co ci chodzi, Jessico. Mówię normalnym tonem. - Powiedziałam patrząc jej zwycięsko w oczy.
Och, kochanie, ze mną nie wygrasz.
- Co podać dla pań? - Spytałam, przybierając typowy ton głosu jakiego używają kelnerzy.
- Zmieniasz temat, Moore. Czyli coś musi być na rzeczy. - Powiedziała ze złośliwym uśmiechem.
Już miałam coś odpyskować, ale poczułam ciepłą dłoń na mojej talii. Nawet nie próbowałam się odwracać, bo takie perfumy jak Oliver, nie ma nikt inny.
Koszmarnie się przez to spięłam.
- Cześć, Oliver! - Powiedziała słodkim głosikiem i zatrzepotała swoimi sztucznymi rzęsami.
- Odwal się od niej, Jessica. Ta dziewczyna nic ci nie zrobiła. - Odparł mocnym głosem, od którego przeszły mnie ciarki.
A ja po prostu stałam jak sparaliżowana.
Zamarzłam.
Halo, ma ktoś tu może suszarkę, aby mnie odmrozić?!
- Jakoś nigdy jej nie broniłeś. A może wymieniłeś mnie na tą dziwkę?
Jeśli to było możliwe, to spięłam się jeszcze bardziej i popatrzyłam na nią morderczym wzrokiem.
- I kogo tu nazywasz "dziwką", nędzny plastiku? - Spytałam patrząc na nią drwiąco.
Dziękuję, za suszarkę.
- Jak śmiesz... - Zaczęła podróbka lalki Barbie, jednak jej przerwałam.
- Powtarzasz się, Foster. - Puściłam jej oczko.
- Zapamiętaj, Jessica. - Przemówił blondyn, wciąż stojąc za mną. - Jeśli dowiem się, że w jakikolwiek sposób uprzykrzasz jej życie, sam się z tobą policzę. No i twój tatuś dowie, się prawdy na temat swojej ukochanej córeczki.
Blondyna zaczerwieniła się ze złości, patrząc najpierw na chłopaka, a później na mnie.
- To nie koniec. - Szepnęła mi na ucho i wyszła z kawiarenki, a za nią podążyła cała jej świta.
Odetchnęłam z ulgą, kiedy wyszły i rozluźniłam się. Poczułam jak silne ramiona oplatają mnie w talii i jak unormowany oddech obija się o moją szyję.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś, że pracujesz? - Zapytał cicho blondyn, a ja wyrwałam się z jego uścisku i poszłam w stronę kasy, gdzie zgromadziła się mała kolejka.
Przyjęłam zamówienia i je podałam, wbijając pieniądze na kasę, oraz totalnie ignorując chłopaka bacznie wpatrującego się w każdy mój, nawet najmniejszy, ruch.
- Suezanne, dlaczego na mnie nie patrzysz? Dlaczego mi nie odpowiadasz? - Zapytał, po czym chwycił mnie za rękę, kiedy chciałam podejść do kolejnych osób. - Suezanne.
- Oliver, jestem w pracy. - Mruknęłam i spojrzałam na zegarek widniejący na mojej lewej ręce. - Kończę pracę za pół godziny. Jeśli chcesz, to na mnie poczekaj, a jak nie to pogadamy kiedy indziej.
- Poczekam. - Powiedział chłopak patrząc mi prosto w oczy, przez co poczułam dziwny skurcz w brzuchu.
Pokiwałam głową, a on rozluźnił swój uścisk, pozwalając mi iść.
Te trzydzieści minut były dla mnie wielką udręką. Martinez nie spuścił ode mnie wzroku nawet na chwilę. Ciągle czułam na sobie jego przytłaczające spojrzenie, dlatego byłam niewyobrażalnie spięta, więc kiedy Clara powiedziała mi, ze mogę już iść odetchnęłam z ulgą.
Zostawiłam wisiorek na zapleczu i zabrałam swoją torbę. Podeszłam do stolika, gdzie siedział Oliver, jednak go nie zastałam. Zmarszczyłam nos i zaczęłam się rozglądać dookoła siebie.
- Szukasz kogoś? - Wyszeptał mi ktoś do ucha, przez co zadrżałam.
Cholerna, zdradzieckie ciało.
- Tak, szukam takiego wysokiego blondyna z czarnymi oczami. Widziałeś go może? - Spytałam cicho.
- A jest on może bardzo przystojny?
Udawałam, że się zastanawiam, po czym pokręciłam przecząco głową.
- Nie bardzo. - Powiedziałam, za co dostałam kuksańca w bok. - Oj, no wiesz, co?
- Nie wiem. Chodźmy już. - Mruknął i pociągnął mnie za rękę w stronę wyjścia z kawiarni. Pomachałam jeszcze Clarze i już nas nie było.
Zaczęliśmy iść wzdłuż chodnika w ciszy. Oliver wciąż trzymał moją dłoń, ale nie przeszkadzało mi to, a wręcz przeciwnie. Mógłby tak robić każdego dnia.
Jeny, co się ze mną stało?
- Dlaczego chodzisz do pracy? - Zapytał, odwracając głowę w moją stronę.
- To nie twoja sprawa. - Powiedziałam twardo.
Chłopak zatrzymał się i złapał moją twarz w dłonie, nie pozwalając mi spuścić wzroku z jego oczu.
- Suezanne, chcę ci pomóc. Nie będę cię osądzał.
Patrzyłam na niego i po prostu nie wiedziałam co powiedzieć. Język ugrzązł mi w gardle. Jego tęczówki były takie piękne w zachodzącym słońcu. Wiem, że teraz byłabym w stanie powiedzieć mu wszystko.
Kiedy to się stało?
- Moi rodzice nie zarabiają dużo pieniędzy, dlatego muszę chodzić do pracy. Tak samo Nick. Gdybyśmy nie pracowali, nie poradzilibyśmy sobie. Rzadko możemy pozwalać sobie na jakieś słodycze, nowe ubrania. Moja rodzina nie jest bogata, Oliver, ale jakoś dajemy sobie radę.
Chłopak patrzył na mnie z troską, po czym oparł swoje czoło o moje.
- Gdybym mógł ci jakoś pomóc...
Pokręciłam głową.
- Nie chcę twoich pieniędzy. - Powiedziałam szeptem.
Chłopak oddychał ciężko.
- Jeśli będziesz mnie kiedykolwiek potrzebować, wiedz, że przyjdę. Zawsze przyjdę, obiecuję.
Pocałowałam chłopaka w policzek i uśmiechnęłam się słabo.
- Dziękuję.
Blondyn pokiwał głową, po czym znów chwycił mnie za rękę i zaczęliśmy iść w dalszą drogę.
- Myślałem, że jesteś z kimś umówiona. Z jakimś chłopakiem. Dlatego chciałem z tobą porozmawiać. Nawet nie pomyślałem o tym, że możesz być zajęta.
Zaśmiałam się cicho.
- Nie mam czasu na chłopaków. Każdą wolną chwilę chcę spędzać, albo z Anette i James'em, albo z rodziną. Oni są dla mnie najważniejsi.
Zapanowała kilkusekundowa cisza, która postanowiłam przerwać.
Tak, tym razem ja.
- Wierzysz w miłość? - Spytałam spontanicznie. Nie wiem co mnie napadło. Chyba chcę znać jego zdanie, na ten temat.
- Skąd to pytanie?
Wzruszyłam ramionami, patrząc na niego kątem oka.
- Wierzę, że można być w kimś zakochanym, ale nie wierzę w miłość. Zakochać można się w każdej napotkanej osobie. Kochać można tylko jedną. Więc, nie. Nie wierzę w miłość. Nie wierzę, że ktoś mógłby mnie pokochać takiego jakim jestem.
- To zabawne, ale uważam dokładnie tak samo. - Mruknęłam.
- Nie masz prawa tak uważać. - Powiedział z przekonaniem, patrząc w dal.
- Dlaczego tak myślisz? - Zapytałam.
- Ponieważ jesteś niewinną dziewczyną o czystym sercu, a każdy mężczyzna pragnie mieć swoją niewinną dziewczynkę.
- Każdy mężczyzna pragnie mieć piękną, niewinną dziewczynkę. A to jest różnica. - Powiedziałam pod nosem.
- Masz rację. - Przytaknął. - Właśnie dlatego nie możesz tak myśleć.
Zmarszczyłam nos, nie rozumiejąc.
Nabawię się przez niego zmarszczek na starość.
- Co masz na myśli?
- Jesteś ideałem dziewczyny, Moore.
Zaśmiałam się bez grama rozbawienia.
- Nie kłam, bo słabo ci to wychodzi.
- Jak możesz nie wierzyć w to, że jesteś piękna?
Pokręciłam głową, patrząc na niebo.
- Jak możesz nie wierzyć w to, że możesz zostać przez kogoś pokochany?
Więcej się do siebie nie odezwaliśmy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top