5 "Przynajmniej policjanci mieli fajne widoki!"

Uśmiechnęłam się na widok mamy wchodzącej do kawiarenki.

Oliver odwiózł mnie do domu, a sam pojechał na trening. Jeszcze przed samym pożegnaniem świetnie się bawiliśmy oglądając bajki, a następnie słuchając muzyki w samochodzie.

Teraz znajduje się w kawiarence. Jestem ubrana w zwykłą, białą koszulkę a na szyi mam zawieszone serduszko z logo kawiarenki. Szefowa stwierdziła, że nie będzie zamawiać nam specjalnie jakiś koszulek, czy fartuszków, tylko kupiła nam zwykłe serduszka i własnoręcznie wygrawerowała logo.

Kocham tu pracować.

- Cześć, kochanie. - Rodzicielka pocałowała mnie w skroń na przywitanie.

Mia Moore była ubrana w dżinsy i beżowy sweterek. Wyglądałaby normalnie, ale na usta nałożyła krwistoczerwoną szminkę, co dawało genialny efekt. Ogółem, moja mama jest najpiękniejszą kobietą jaką poznałam.

- Cześć, mamo. - Powiedziałam z lekkim uśmiechem. - Opowiadaj!

Rodzicielka założyła naszyjnik i rozejrzała się po kawiarence. Był mały ruch, więc usiadła na krześle przy blacie i widocznie się rozmarzyła.

- Twój tata zabrał mnie na plażę. Z samochodu wyjął wielki wiklinowy koszyk, w którym była chyba z tona jedzenia, oraz oczywiście czerwone wino. Spaliśmy pod gołym niebem na kocyku przy świecach. Było po prostu cudownie.

Widząc ją taką szczęśliwą, nie dało się nie uśmiechnąć. Jednak po chwili spoważniałam.

Tata zabrał mamę na plażę i przygotował sam wszystko do jedzenia, ponieważ nie stać nas na eleganckie restauracje. Spali pod gołym niebem na kocyku, bo hotele były za drogie.

I to wszystko przeze mnie.

- No, córeczko, zabieramy się do pracy, bo klienci czekają.

Wyrwałam się z zamyślenia i pokiwałam głową, zgadzając się. Zaczęłam obsługiwać nowo przybyłych.

Około godziny osiemnastej usłyszałam dzwoneczki, więc wstałam z krzesełka na zapleczu i poszłam sprawdzić kto przyszedł.

Przed sobą ujrzałam blond piękność, która patrzyła na mnie z wściekłością.

Cholera jasna.

- Cześć, Suezanne. Ładnie to tak wyłączać telefon? - Zapytała Anette ze stoickim spokojem.

Przeraziłam się. Ona używa tego tonu tylko wtedy, kiedy jest naprawdę mocno wkurzona.
Marny twój żywot, Moore.

- Obiecuję, że wszystko wyjaśnię, ale nie bądź na mnie zła. - Złożyłam ręce jak do modlitwy i spojrzałam na nią miną małego szczeniaczka.

Przez chwilę wpatrywała się we mnie z nieodgadnioną miną, po czym zabrała głos.

- Pani Moore, czy mogę już porwać pani córkę? - Spytała mojej mamy.

Rodzicielka rozejrzała się po pomieszczeniu.

- Nie ma dużo ludzi, więc nie widzę żadnych przeciwwskazań.

- Dziękuję, Mia.

Mama machnęła ręką.

Tak, moja rodzicielka pozwala Anette się do niej zwracać po imieniu.

Podążyłam w stronę zaplecza, gdzie zostawiłam wisiorek i zabrałam moją czarną, rozpinaną bluzę.

Podążyłam za dziewczyną, która szła dumnym krokiem przede mną.

- Bawcie się dobrze, dziewczynki! - Doszedł nas jeszcze krzyk mojej mamy.

To chyba nie będzie takie proste.

- Czekam. - Mruknęła blondynka, kiedy przez pewien czas szłyśmy w ciszy.

Westchnęłam przeciągle.

- Wczoraj, Oliver zabrał mnie do swojego domu, żeby zrobić ten projekt na geografię. - Zaczęłam moją, jakże ciekawą historię. - No i stało się tak, że zasnęliśmy, a obudziliśmy się kolejnego dnia już w czasie lekcji, więc nawet nie myśleliśmy aby na nie pójść. Cała historia.

Może bez kilku mało istotnych szczegółów.

Bardzo istotnych szczegółów.

- No i tak jakby się pogodziliśmy. - Dodałam.

- Co?! - Wydarła się, aż kilku przechodniów na nas spojrzało.

Dokładnie tak samo jak w szkole.

- Nie mówi się "co", tylko "proszę". - Mruknęłam pod nosem.

- Mówisz poważnie?

To jest takie dziwne, że pogodziłam się z Martinez'em?

Tak to jest cholernie dziwne.

- Tak. - Odpowiedziałam.

- To wspaniale! - Wyrzuciła ręce do góry i przytuliła mnie.

A ja po prostu stałam zaskoczona i patrzyłam na nią jak na wariatkę.

Którą jest, ale mniejsza z tym.

- Można powiedzieć, że będziemy zaczynać naszą znajomość od nowa. - Powiedziałam i patrzyłam z uśmiechem jak odgrywa swój taniec szczęścia.

Mówiłam już, że jest wariatką?

***

Otwierałam właśnie moją szafkę szkolną, kiedy poczułam jak czyjeś silne ramiona obejmują mnie w talii. Odwróciłam głowę i uśmiechnęłam się na widok bruneta.

- Cześć, James. - Przytuliłam się do mojego przyjaciela i pocałowałam go w policzek. - Opowiadaj jak było na wakacjach w środku drugiego semestru!

- Było cudownie. - Powiedział z uśmiechem. - No, ale brakowało mi was i...

- Sue!

Usłyszałam krzyk zza moich pleców, więc odwróciłam się idealnie w momencie, kiedy Oliver przyciągnął moje ciało do swojego.

Chłopak pocałował moje czoło.

- Co ty robisz, Martinez? - Spytałam cicho.

- Pokazuje, że jesteś zajęta. - Mruknął, patrząc groźnie na chłopaka, który stał za moimi plecami.

Wybuchnęłam głośnym śmiechem, i aż się zgięłam w pół. Blondyn i brunet patrzyli na mnie, jakbym postradała zmysły.

- Sue, uspokój się. - Powiedział James, przez co jeszcze bardziej zaczęłam się śmiać.

- Co jej się stało? - Dołączyła do grupki Anette, a chwilę później przyszli jeszcze Dominick i Victor.

- Co się dzieje?

Cała piątka patrzyła na mnie jakbym była chora.

Po kilku minutach uspokoiłam się w miarę możliwości i popatrzyłam najpierw na Oliver'a, potem na James'a.

- Po pierwsze, nie jestem zajęta. - Wyciągnęłam palec w stronę blondyna, który tylko uśmiechnął się tajemniczo, co zignorowałam. - A po drugie, on jest gejem.

Dominick i Oliver uchylili zdziwieni usta, a w oczach Victor'a zauważyłam nagły błysk.

Oho, coś się święci.

- Tak w ogóle, jestem Victor. - Chlopak z tęczowymi, farbowanymi włosami wyciągnął rękę w stronę bruneta, którą on uścisnął. - A ten tu obok, to Dominick.

- James. - Powiedział przyjaciel z uśmiechem. - Milo was poznać.

Następnie chłopak odwrócił się w stronę moją i Anette.

- Nie było mnie tylko przez tydzień, a tak wiele się zmieniło?

Oczywiście miał na myśli rozmawianie z trójcą.

Wzruszyłam ramionami, a blondynka pokiwała głową z uśmiechem.

- O ile się nie mylę, kończymy dzisiaj o tej samej godzinie, więc może pójdziemy coś zjeść, a później wrócimy razem na trening? - Zaproponował Dominic, na co wszyscy ochoczo się zgodzili.

Spojrzałam na Oliver'a pytająco, wskazując głową na chłopaków.

Blondyn kiwnął głową.

Czyli powiedział im o wszystkim.

Zadzwonił dzwonek.

- Do zobaczenia po lekcjach! - Powiedziała Anette ze łyszalnym entuzjazmem w głosie.
Ja i Oliver poszliśmy w stronę sali od języka polskiego, Anette poszła z Dominick'iem i Victor'em do sali przyrodniczej, a James poszedł na w-f.

- Jeśli nie chcesz, nie musimy dzisiaj gdzieś wychodzić. - Powiedział blondyn, gdy oddaliliśmy się od reszty.

Wszyscy dookoła nas patrzyli na nas ze zdziwieniem, tak jak na parkingu. Spuściłam wzrok i zawstydzona, zaczęłam się bawić szelkami od plecaka.

- Chcę, oczywiście, że chcę. - Odparłam.

Blondyn posłał w moją stronę przyjazny uśmiech.

- Cieszę się. - Powiedział.

- Ja też się cieszę.

- Jest cała ferajna?! - Wydarł się Dominick, na co wszyscy wybuchli śmiechem. - To świetnie, możemy ruszać.

Pomiędzy mną i Anette, a Dominick'iem i Victor'em wyrósł mur. Mur przez, który jak na razie żadne z nas nie chce się przebić.

Albo nie miało szansy się przebić.

Victor bardzo się zmienił, ale jak na razie mam na myśli wygląd. Jego tęczowe włosy są po prostu świetne. Jednak, wiem że nigdy w życiu nie zmieniłabym koloru. Za bardzo kocham moje czarnulki.

- Sushi, jakaś restauracja, czy po prostu pizza? - Tym razem odezwał się Victor.

Popatrzyłyśmy na siebie z Anette i w tym samym czasie krzyknęłyśmy:

- Pizza!

Wiadomo, że jak dziewczyny czegoś chcą, to reszta ma się na to zgodzić.

Nie ma bata.

No a Anette, raz na jakiś czas zapomina o swojej diecie.

- My dalej mamy projekt do zrobienia. - Przypomniał mi Oliver, który zaczął iść obok mnie.
Na samym początku szedł Victor z James'em, potem Dominick i Anette, no a na samym końcu my.

Jak się chwycimy za rączki będziemy wyglądać jak duże przedszkole.

- Nic nie mów. Mam ciebie dość na najbliższe kilka tygodni. - Mruknęłam.

Chłopak zatoczył się do tyłu, łapiąć za serce w dramatycznym geście.

- Ranisz me serce, dziewczyno! Gdyby dowiedziały się o tym laski z naszej szkoły już pewnie byś nie żyła! - Powiedział z nutką rozbawienia.

Gdy mówi laski, ma na myśli plastikowe baby, które bardziej interesują się swoimi paznokciami niż nauką.

Czyli po prostu *kaszle* dziwki *kaszle*.

A najgorszą z bandy jest Jessica Foster. Wstręciula, gdy tylko może wyżywa się właśnie na mnie. Mam jej już po dziurki w nosie.

Już za cztery miesiące nie będę musiała oglądać jej krzywego ryja, co jest bardzo pocieszające.

Ale to wciąż aż cztery miesiące.

- Kurcze, masz rację! Jessica wbiłaby swoje długie szpony w moją klatkę piersiową, gdyby tylko zobaczyła, że tak cię ranię! - Krzyczałam przestraszona.

Chwile tak na siebie patrzyliśmy, po czym wspólnie się zaśmialiśmy.

- Jesteś najlepsza, Moore.

Chłopak objął mnie za szyję i resztę drogi przeszliśmy tak, gadając o mało istotnych tematach.

- Opowiadałeś im o szaliku, który dostałeś na święta od babci? - Zapytał Victor Oliver'a, który jakoś dziwnie się zaczerwienił, a Dominick wybuchnął śmiechem.

W trójkę patrzyliśmy na nich nic nie rozumiejąc.

- Nie rób mi tego, stary. - Mruknął prosząco blondyn, jednak Victor już uśmiechnął się od ucha do ucha i zaczął kolejną śmieszną historię, tym razem z życia Oliver'a.

- Jakoś na szesnaste urodziny, Oliver dostał od babci szalik. Bo wiecie on ma urodziny siedemnastego grudnia, no więc jest zimno. No to okej, szalik to szalik, ale raz, wywinęliśmy z Dominick'iem mu świetny numer. Weszliśmy do łazienki, kiedy Oliver się kąpał i wzięliśmy jego ciuchy i wszystkie ręczniki jakie tylko były, a zostawiliśmy mu ten szalik. Kiedy wyszedł z pod prysznica usłyszeliśmy morderczy krzyk "chłopaki", a my ciągle mieliśmy te wszystkie jego rzeczy. I potem, Oliver wyszedł z łazienki w szaliku przepasanym w biodrach, a my zrobiliśmy mu zdjęcie i zaczęliśmy uciekać, aż dobiegliśmy do drzwi prowadzących na zewnątrz. Wyszliśmy, ale myśleliśmy, ze ten blondasek nie jest tak głupi, żeby iść za nami, no ale to zrobił, a my z powrotem zwialiśmy do domu i zamknęliśmy mu drzwi przed nosem. Darł się tak głośno, że aż sąsiadka zadzwoniła po policję.

Po opowieści wszyscy (z wyjątkiem Oliver'a, który był czerwony gorzej niż burak) ocieraliśmy łzy ze śmiechu.

- To nie było śmieszne. - Mruknął pod nosem, trochę wkurzony.

- Ej, Oliś! Przynajmniej policjanci mieli fajne widoki! - Powiedział roześmiany James, który siedział obok blondyna, przez co dostał w tył głowy.

James już miał się odezwać po raz drugi, ale kelnerka przyniosła nasze zamówienie. Wszyscy rzuciliśmy się na pizzę, jakbyśmy nie jedli przez co najmniej dwa dni.

No a później został ostatni kawałek.

Każdy patrzył po sobie jak na wroga.

Normalnie scena z filmu.

Nim ktoś zareagował, rzuciłam się po pizzę, dokładnie w tym samym momencie co Oliver. Nasze dłonie się spotkały, przez co przeszedł mnie prąd, od którego od razu cofnęłam się.

Spojrzałam na chłopaka. Patrzył na mnie, co musiało oznaczać, że również to poczuł.

Ej no, przecież jeszcze nie ma burzy.

Nie za bardzo wiedziałam o co chodzi, ale w ostatnim momencie zauważyłam, że James zabral ostatni kawałek jedzenia.

- James! - Wydarłam się, aż inni klienci z restauracji na mnie popatrzyli. - A ja ciebie uwarzałam za przyjaciela!

Chłopak przełknął kęs.

- Też cię kocham, Suzi.

Fuknęłam zła i usiadłam na krześle.

- Sue... - Popatrzyłam z powrotem na James'a, który zabrał głos. - Czy ty masz malinkę na szyi?!

Czym prędzej zakryłam włosami szyję i spaliłam raka.

- O mój Boże! - Krzyknęła Anette. - Kto, kto, kto?! Dlaczego mi nic nie powiedziałaś, suko?!

Jeszcze bardziej spuściłam głową, jednak dało się zauważyć, że Oliver uśmiecha się głupio.
Posłałam mu piorunujące spojrzenie, co James musiał zauważyć.

- Czy, wy...? No nie wierzę.

- To nie tak jak myślisz. - Powiedziałam, zanim ten debil zabrał głos. - My tylko...

- Jak mogłaś mi nic nie powiedzieć?! - Przerwała mi Anette.

Skrzywiłam się.

- Gdy wczoraj robiłem ci tą malinkę, tak bardzo się nie krzywiłaś. - Powiedział Oliver z drwiącym uśmieszkiem.

Gdybym mogła to już bym go zabiła.

- Nie chcę przerywać tej jakże interesującej rozmowy... - Zaczął Victor.

- Ale to robisz. - Przerwała mu Anette, na co ten nie zwrócił uwagi.

- Jednak musimy się już zbierać. Mamy trening za pół godziny. - Męska część grupy kiwnęła głowami, a następnie tęczowowłosy spojrzał na piękniejszą część. - Pójdziecie z nami?

Oliver popatrzył na mnie pytająco, a ja przygryzłam wargę i spuściłam wzrok.

Nie chcę, żeby wszyscy wiedzieli, że muszę zarabiać, bo moja rodzina nie ma za dużo pieniędzy.

- Ja dziś jestem zajęta. - Mruknęłam pod nosem.

- A do mnie przyjeżdża babcia, no i muszę być w domu. - Anette przewróciła oczami.

Blondynka ma dosyć fajnych rodziców, ale za to swojej babci po prostu nienawidzi. Typowa jędza.

Oczywiście, za przeproszeniem.

- Okej... No to chodźmy.

Przed restauracją Oliver podszedł do mnie i powiedział mi na ucho:

- Musimy porozmawiać. Przyjdę do ciebie około dwudziestej.

Popatrzyłam na niego z niezrozumieniem, ale nie zwrócił na mnie swojej świętej uwagi, tylko pożegnał się z Anette i poszedł za resztą.

Z blondynką wymieniłyśmy pocałunki w policzek, po czym każda poszła w swoją stronę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top