26 "Po prostu chciałem poczuć twoje usta"

- Musisz zacząć stosować odpowiednią dietę. - Mruknęła mama, gdy siedzieliśmy wszyscy razem na kanapie.

Tata posłał jej pobłażliwy uśmiech, po czym chwycił ją za rękę.

- Nie martw się, kochanie. - Powiedział.

- Dlaczego nie powiedziałeś nam, że wracasz? - Spytał Nick, mrużąc oczy.

Mężczyzna westchnął.

- Chciałem wam zrobić niespodziankę, a poza tym nie było sensu, żebyście po mnie przychodzili. Jak widzicie, dałem sobie świetnie radę samemu.

Wstałam z kanapy i przytuliłam się do ojca.

- Cieszę się, że jesteś. - Szepnęłam mu do ucha, po czym wyprostowałam się.

- Myślisz, że wszystko się ułoży? Że wrócisz do zdrowia? - Pytał brat.

Tata pokręcił głową i przejechał dłonią po czarnych włosach.

- Ja nie wyzdrowieję, synu. Prędzej, czy później umrę, a ty nie będziesz mógł nic na to porodzić. Choroby to są takie tępe suki.

- Alexander! - Krzyknęła mama i pacnęła mężczyznę w tył głowy.

- Mia! - Ojciec próbował naśladować ton mamy, ale mu to za bardzo nie wyszło, przez co wszyscy wybuchnęli śmiechem.

- Tęskniliśmy za tobą. - Mruknął Nick, mając na twarzy szeroki uśmiech.

Tata poczochrał chłopaka po brązowych włosach.

- Ja za wami też.

Usiadłam z powrotem na miejscu koło brata. Szturchnął mnie łokciem w brzuch, przez co jęknęłam:

- Czemu mnie bijesz, deklu?!

Chłopak przewrócił oczami i wystawił mi język.

- Bo mogę.

Już chciałam mu coś odpyskować, ale usłyszałam dźwięk.

Zadzwonił dzwonek do drzwi.

- Kogo licho niesie? - Zapytałam samej siebie, podnosząc się kolejny raz z prze-wygodnej kanapy.

Tak, było czuć sprężyny.

Weszłam do holu, po czym otworzyłam drzwi i ujrzałam Juliet, Patrick'a, oraz Oliver'a. Kobieta trzymała w dłoniach podłużne pudełeczko.

- Dobry wieczór? - Bardziej spytałam, niż powiedziałam.

Przepuściłam całą trójkę, tak że mogli wejść do środka.

- My w odwiedziny. Dowiedzieliśmy się, że Alexander wrócił. - Powiedział Patrick.

Uśmiechnęłam się lekko.

- Tak, tata wrócił. Chodźcie do salonu. - Mruknęłam.

Rodzice Oliver'a poszli przed siebie, a on sam nie ruszył się o krok.

Zmarszczyłam brwi, przyglądając się chłopakowi, który nie spojrzał na mnie odkąd wszedł do domu.

- Coś się stało? - Spytałam niepewnie, podchodząc do niego.

Blondyn nie odpowiedział.

Podniosłam dwoma palcami jego podbródek i pocałowałam go w sam środek ust. Oliver chciał przedłużyć pocałunek, ale nie pozwoliłam mu na to, od razu się odsuwając.

- Coś się stało? - Spytałam ponownie, patrząc chłopakowi w oczy.

Blondyn pokręcił głową, a na jego ustach wykwitł łobuzerski uśmiech.

- Po prostu chciałem poczuć twoje usta.

Moje serce zabiło mocniej, jednak nie dałam nic po sobie poznać.

Przewróciłam oczami, po czym ruszyłam w głąb domu.

- Nie uciekaj mi, Moore. - Usłyszałam jego głos, więc spojrzałam za siebie.

Blondyn splótł nasze palce.

- W takim razie, chodź szybciej, Martinez. - Odpowiedziałam.

Weszliśmy ramię w ramię do salonu i zastaliśmy widok rozmawiających naszych rodziców. Gdy tylko pojawiliśmy się w zasięgu ich wzroku, Nick znalazł się obok i pociągnął nas do mojego pokoju.

- Nie zostawiajcie mnie. - Jęknął, kiedy drzwi się za nim zatrzasnęły.

Zaśmiałam się.

- Nie chcesz zostać z naszymi rodzicami sam na sam? - Zapytałam, ciągle się śmiejąc.

- Nie. - Warknął, po czym usiadł na moim łóżku.

Popatrzyliśmy na siebie z Oliver'em.

- Co lubisz robić, młody? - Spytał blondyn.

Nick zastanawiał się przez chwilę.

- Lubię słuchać muzyki. - Odpowiedział. - Chciałbym nauczyć się grać na gitarze, ale... cóż...

- Nie stać nas na to. - Dokończyłam cicho.

Oliver zamknął oczy i zacisnął pięści, a gdy z powrotem ujrzałam te piękne, czarne tęczówki, widziałam w nich determinację.

- Wykupię ci lekcje. - Rzucił.

Otworzyłam ze zdziwienia usta, a szatyn rzucił się na chłopaka, przytulając go.

- Oliver... - Zaczęłam groźnie, ale blondyn mi przerwał słodkim pocałunkiem.

- Już postanowiłem, Sue. Nie zmienię zdania. - Mruknął.

Westchnęłam i potarłam dłonią czoło.

- Czy ty, przypadkiem, nie masz dziewczyny? - Zapytał zdziwiony brat, przez co przygryzłam wargę, odwracając wzrok.

Zapanowała cisza, której nikt nie ważył się przełamać. Czułam spojrzenie szatyna na mojej osobie. Czułam to spojrzenie.

- Ja... zaraz wracam. - Szepnęłam, po czym opuściłam pokój.

Udałam się do wspólnej łazienki i zamknęłam w niej na klucz. Oparłam czoło o powierzchnie drzwi.

Co ty, do diabła, robisz, Suezanne?!

Pokręciłam głową i zwróciłam swój wzrok na metr krawiecki, który leżał na półce. Wzięłam go do lekko drżących rąk i usiadłam na toalecie.

Wpatrywałam się w kawałek materiału, jakby był czymś nadzwyczajnym. Czymś nadnaturalnym.

Nie wiem co mnie nawiedziło.

Rozwinęłam go i oplotłam wokół uda, mierząc ich szerokość. Zamknęłam oczy. Pięćdziesiąt dwa centymetry. Schowałam twarz w dłoniach, a metr spadł na kafelki.

- Suezanne? - Głos Oliver'a przebił się przez powierzchnię ściany, która nas oddzielała. - Wszystko w porządku?

Wyprostowałam się, po czym odłożyłam metr na miejsce i przekręciłam kluczyk w drzwiach, otwierając je na oścież. Nie podniosłam wzroku.

- Powiedz mi, że...

- Nie zrobiłam tego. - Przerwałam chłopakowi, po czym go wyminęłam, kierując się w stronę mojego pokoju.

- Sue.

Blondyn złapał mnie za rękę, zatrzymując w pół kroku. Uniosłam wzrok.

- Nie zrobiłam tego, Oliver. - Powtórzyłam, patrząc mu prosto w oczy.

Chłopak pokręcił głową i puścił moją dłoń.

Weszłam do pokoju i rzuciłam się plackiem na łóżko.

Usłyszałam szczęk zamka, jednak nie podniosłam głowy.

- Suezanne, odezwij się. Powiedz mi, co tam robiłaś. - Powiedział chłopak.

Odpowiedziałam mu ciszą.

- Nie ignoruj mnie, malutka. - Szepnął.

Zadrżałam i odwróciłam się na plecy.

- Dlaczego mówisz na mnie "malutka"? - Spytałam, patrząc tępo w sufit.

Blondyn pojawił się nade mną, więc byłam zmuszona patrzeć mu w oczy. Wwiercałam wzrok w te czarne tęczówki, domagając się odpowiedzi.

- Ponieważ kojarzysz mi się z taką małą dziewczynką, która się pogubiła i potrzebuje pomocy. - Odpowiedział.

Uniosłam dłoń i pogłaskałam go po policzku.

- Myślisz, że w przyszłości będziesz z Lucy?

Nie wiem, co mnie poniosło. Nie wiem, czemu to zrobiłam. Nie wiem, czemu o to zapytałam. Akurat o to.

Coś w oczach Oliver'a zmieniło się. Wygasła z nich czułość i łagodność, a zastąpiło to zimno.

Zadrżałam.

- Nie. - Odpowiedział pewnie. - Wiem, że z nią nie będę.

- Skąd to możesz wiedzieć?

- Czuję to. - Mruknął.

Pokiwałam niepewnie głową i odwróciłam wzrok.

- Może spotkasz właśnie "tą" dziewczynę na studiach? A może w pracy? Kto to wie, prawda?

Chłopak przytaknął i złączył nasze usta w długim pocałunku.

***

- Popatrz, Sue! Ta jest idealna! - Wykrzyknął James, pokazując mi już setną sukienkę tego dnia.

I według niego każda była idealna.

Już jutro po lekcjach odbędzie się bal maturalny. Minął ponad tydzień od wyjazdu Anette. Wiedziałam, że będę za nią tęsknić. Ale nie sądziłam, że tak cholernie.

Brakuje mi naszych rozmów na lekcjach i na przerwach. Brakuje mi wypadów do kawiarni, oglądania filmów, wygłupiania się. Jednak mam chłopaków.

Nie odstępują mnie ani na krok. Nie pozwalają mi się od siebie oddalać na przerwach.

Oczywiście, nie licząc Oliver'a.

Udajemy, że jesteśmy skłóceni. Niektórzy pewnie myślą, że jest to proste. Wyśmiałabym ich. Unikanie osoby, którą się kocha jest straszliwie trudne.

Ale mamy dla siebie czas po lekcjach. Zazwyczaj to ja chodzę do Oliver'a, ale zdarzyło się kilka razy, że to on mnie odwiedził. I, mimo że nie spędzamy dużo czasu wspólnie... Cieszę się, że w ogóle go razem spędzamy.

Anette radzi sobie świetnie. Dzwoni do nas raz w tygodniu, kiedy dają im telefony. Powiedziała, że to wszystko nie jest takie banalne, jakie myślała, że będzie. Jednak słyszałam w jej głosie to szczęście. Ona chce to robić. Wiem, że odniesie wielki sukces.

Przewróciłam oczami.

- Mówisz tak o każdej sukience, James. Daj spokój, bo i tak żadnej nie kupię. - Mruknęłam.

Przyjrzałam się kiecce, jaką mi wybrał. No nie powiem, ma gust. Beżowa, długa sukienka. Na dekolcie, miała czarne wstawki, co wyglądało wprost bajecznie.

Tak, cena pewnie też bajeczna.

Chłopak fuknął.

- A nie możesz przymierzyć?

- Nie.

- Suezanne.

- Nie.

- Postawię ci kawę.

- Nie.

- A do tego babeczkę jagodową.

- Nie.

- No, Sue, no.

Pokręciłam głową.

- Zapomnij, Jamie. - Powiedziałam słodkim głosem - Idę do łazienki.

Wyszłam ze sklepu, nie oglądając się za siebie.

Ruszyłam w stronę damskich toalet. Gdy tylko drzwi się za mną zamknęły, usłyszałam dobrze mi znany głos.

- Witaj, Suezanne. - Powiedziała Lucy.

Wykrzywiłam usta w grymasie niezadowolenia, jednak nic nie odpowiedziałam.

Ciemna blondynka była ubrana w brzoskwiniową spódnicę i kremową bluzkę z białymi napisami. W talii widniał cienki, skórzany pasek.

- Widzę, że zastosowałaś się do moich poleceń. - Mruknęła.

Chciałam ją wyminąć, ale dziewczyna złapała mnie za ramię.

- Czego chcesz, Allen? - Warknęłam.

Zaśmiała się.

- Pójdziesz na bal z Erick'iem. Przyjedzie po ciebie jutro o szesnastej trzydzieści.

Tym razem to ja się zaśmiałam.

- W twoich snach, koleżaneczko.

Poczułam, jak jej paznokcie wbijają mi się w skórę.

Syknęłam.

- Pójdziesz, bo inaczej Anette przydarzy się krzywda. - Warknęła.

Spojrzałam na nią drwiąco.

- Anette tu nie ma. - Powiedziałam ze złośliwym uśmieszkiem.

- Naprawdę myślisz, że nie znam nikogo, kto dostał się do tego programu?

Uśmiech zszedł mi z twarzy.

Przełknęłam ślinę.

- Jutro, szesnasta trzydzieści. Bądź gotowa.

Gdy skończyła wypowiadać te słowa, opuściła toaletę.

Walnęłam dłonią o umywalkę.

- Nie możesz dawać się tak szantażować. - Usłyszałam.

Podniosłam głowę i napotkałam wzrok dziewczyny o czarnej skórze. Być może, była w moim wieku.

- Nic o mnie nie wiesz. Nie wiesz, dlaczego to robi. Nie wiesz, kim ona jest. Nie znasz mnie, więc się nie wtrącaj. - Powiedziałam grobowym tonem.

Czarnowłosa pokręciła głową.

Westchnęłam i przejechałam dłonią po swoich włosach.

- Przepraszam. - Mruknęłam. - Jestem nabuzowana. Ty chcesz mi pomóc, a ja na ciebie warczę. Przepraszam, jeszcze raz.

Murzynka machnęła ręką.

- Jestem Anastasia Medner. - Przedstawiła się.

- Suezanne Moore.

- Chodzisz do liceum w tym miasteczku? - Zapytała.

Skinęłam głową.

- Ostatnia klasa. - Mruknęłam.

- Jutro jest mój pierwszy dzień. Przeprowadziłam się kilka dni temu. Nie znam tu nikogo.

Uśmiechnęłam się lekko.

- Już kogoś znasz.

Dziewczyna pokiwała wesoło głową.

- Opowiesz mi swoją historię?

Uniosłam jedną brew.

- A nie jesteś wredną suką? - Odbiłam pałeczkę.

Obie się zaśmiałyśmy.

- Chodźmy. - Powiedziałam.

Wzięłam murzynkę pod rękę i obie wyszłyśmy z toalety, gdzie napotkałam wzrok James'a.

- Ile można na ciebie czekać?! - Krzyknął, wyrzucając ręce w górę.

Przewróciłam oczami.

- Jamie, to jest Anastasia. Od jutra zaczyna naukę w naszym liceum. - Powiedziałam.

- Hejka naklejka! Jestem James.

- Anastasia. - Mruknęła, nieśmiało dziewczyna. - Wy... jesteście razem?

Prychnęłam śmiechem, tak samo jak szatyn.

- On jest gejem. - Powiedziałam, kiedy w miarę się opanowałam. - A ja jestem zakochana w pewnym chłopaku.

Brunetka skinęła głową.

- Opowiem ci moją historię. Może pójdziemy do kawiarenki? - Spytałam.

- Tak! - Wykrzyknął James. - Chcę amciu!

Walnęłam się dłonią prosto w twarz.

- Lecz się, James.

+!+

Nowa postać! xoxo

Ewoxxx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top