25 "Walcz do samego końca"
Jest po szóstej rano. Całą naszą grupą, stoimy przed domem Anette, czekając na nią. O szóstej trzydzieści ma być gotowa.
W końcu, dziewczyna wychodzi z domu z ogromną walizką. Dopiero po chwili zauważyłam, że za nią ciągnie się jeszcze jedna, taka sama.
Cała moja szafa spakowałaby się do połowy z tej jednej walizki.
- Fajnie, że jesteście. - Powiedziała, podchodząc do nas i przytulając każdego z osobna.
- Musieliśmy cię pożegnać. Nie wiadomo kiedy się znowu zobaczymy. - Mruknął James.
- Och, nie róbcie takich min! - Krzyknęła dziewczyna wyrzucając ręce w górę. - Przecież nie wyjeżdżam na stałe!
Skinęłam głową, uśmiechając się lekko, po czym pocałowałam dziewczynę w policzek.
- Masz to wygrać, suko. - Mruknęłam jej do ucha.
Blondynka zaśmiała się i zasalutowała.
- Tak jest!
- Masz do nas dzwonić. - Kolejny odezwał się Victor, który zagroził palcem. - Bo jak nie, to naślę na ciebie Dominick'a.
- Będę, obiecuję. - Odparła.
- Masz być dzielna. - Powiedział Dominick.
- Masz nie dać się jakimś suką, które tam będą. - Dopowiedział Oliver, puszczając do niej oczko.
- I masz nie wymieniać naszego kochanego szatynka na nowszy model. - Mruknął James, wieszając się na ramieniu chłopaka Anette.
Dziewczyna spojrzała na Dominick'a z widoczną miłością i pokręciła głową.
- Nigdy.
W oddali, ujrzeliśmy nadjeżdżający, wielki autokar.
- Na mnie już czas. - Powiedziała dziewczyna.
Pojazd zatrzymał się obok nas, a z niego wysiadł starszy mężczyzna, który wsadził walizki Anette do bagażnika.
- Kocham was. - Mruknęła, patrząc na nas ostatni raz.
Znowu się przytuliliśmy. Dominick'a pocałowała namiętnie w usta i zauważyłam, że kiedy przytulała Oliver'a, że szepce mu coś do ucha.
Wypytam go o to później.
Po jednorożcu i James'ie, przyszedł czas na mnie.
- Dbaj o siebie, Sue. - Powiedziała, zamykając mnie w niedźwiedzim uścisku. W moim oku zakręciła się łza. - I odbij tej suce Oliver'a.
Zaśmiałam się i otarłam łezkę, odsuwając się od blondynki.
- Suezanne, kochasz go? - Zapytała.
Zabrakło mi słów.
- Kochasz go? - Powtórzyła.
- Panienko Blackwell, musimy już jechać. - Odezwał się ten sam mężczyzna, co wsadzał walizki do bagażnika.
- Odpowiedz. - Mruknęła, patrząc mi w oczy.
Przełknęłam ślinę.
- J-ja... n-nie wiem.
Machnęła ręką.
- Takie dziewczyny jak ty, zakochują się tylko jeden raz. Być może ty jeszcze nie znasz odpowiedzi, ale ja ją znam. - Powiedziała. - Walcz o niego, Suezanne. Walcz do samego końca.
Skinęłam głową i uśmiechnęłam się lekko.
Anette pomachała nam i weszła z gracją do autokaru. Szyby były przyciemniane, więc nic nie mogliśmy zobaczyć. Stanęliśmy obok siebie, kiedy pojazd został odpalony. Dopiero wpatrując się w odjeżdżający pojazd, w blasku wschodzącego słońca, wybuchłam głośnym płaczem.
Zapukałam do sali geograficznej, po czym niepewnie do niej weszłam. Ujrzałam pana Smith'a, który siedział przy biurku i prawdopodobnie oceniał jakieś testy. Gdy otworzyłam drzwi, uniósł głowę i podniósł jedną brew.
Chrząknęłam.
- Ja byłam nieobecna w tamtym tygodniu i chcę się dowiedzieć, czy mam coś robić w ramach kary. - Mruknęłam.
Nauczyciel patrzył się na mnie, zapewne nie wiedząc o co chodzi.
O, chyba go właśnie olśniło.
- Nie, nie musisz nic robić. - Odparł. - Oliver zajął się wszystkim.
- Och. W porządku. - Powiedziałam, po czym dodałam jeszcze: - Dziękuję i do widzenia.
- Do widzenia. - Usłyszałam, zanim zatrzasnęły się za mną drzwi.
Westchnęłam głośno i poszłam wzdłuż korytarza, kierując się do sali, w której będę mieć następną lekcję. W oddali zobaczyłam James'a, który rozmawiał o czymś zacięcie z Dominick'iem, więc podeszłam do nich.
- Stało się coś? - Spytałam na powitanie.
James spojrzał na mnie przerażonymi tęczówkami.
- Bal maturalny jest w przyszły piątek, rozumiesz?! W przyszły piątek! - Krzyczał chłopak.
Zmarszczyłam brwi, nie przejmując się tym za bardzo.
- Dlaczego?
- Ponieważ nasi debilni nauczyciele zapomnieli, że studniówka jest sto dni przed maturą. Okazało się, że równe sto dni przypada w piątek, a więc przełożyli na właśnie ten dzień. - Powiedział Dominick.
Pokiwałam głową, rozumiejąc, jednak po chwili zmarszczyłam brwi.
- Czemu się tak przejmujesz, Jamie? - Zapytałam.
- Dziewczyno! - Krzyknął. - Przecież my nie mamy dla ciebie sukienki! Jak ty możesz być taka spokojna?! Mamy nieco ponad tydzień na znalezienie idealnej sukienki dla ciebie, rozumiesz?! Przecież, my sobie nie damy rady!
Patrzyłam na tego chłopaka, kiedy wygłaszał to wszystko, a kiedy w końcu skończył... parsknęłam śmiechem.
- Z czego się śmiejesz, suko? - Fuknął. - To poważna sprawa!
Szatyn wyrzucił ręce w górę, przez co jeszcze bardziej zaczęłam się śmiać. Gdy w miarę się uspokoiłam, zabrałam głos:
- Ty się bardziej przejmujesz tą sukienką, niż ja. - Powiedziałam, ocierając łzy z kącików łez. - To tylko sukienka, Jamie.
- Jak ty tak możesz mówić?!
- Daj spokój. Dostałam od Juliet śliczną sukienkę, która się z pewnością nada. Nie musimy chodzić po sklepach.
Mina szatyna zrzedła.
- I tak idziemy. - Mruknął. - Chcę się nacieszyć nadchodzącą studniówką.
Westchnęłam.
- Niech ci będzie.
Zadzwonił dzwonek.W trójkę weszliśmy do klasy od plastyki, aby rozpocząć kolejną, nudną lekcję.
- Dostaliście zaproszenie na ślub Anny i Patrick'a? - Zapytał Victor, kiedy w czwórkę siedzieliśmy na przerwie koło siebie.
Wzruszyłam ramionami.
- Jeśli tak, to pewnie mama je odebrała. - Powiedziałam.
- Ja dostałem. - Odezwał się Dominick.
- A ja nie. - Mruknął z rozżaleniem James.
Victor pogłaskał go po ramieniu, po czym pocałował w policzek.
- Zabiorę cię ze sobą. - Powiedział.
Nagle, zobaczyłam przechodzących Oliver'a i Lucy. Trzymali się za ręce i słodko do siebie uśmiechali. Nie zauważyli nas. A nawet jeśli by to zrobili, wiem, że Oliver by nie podszedł. W końcu nie możemy się razem pokazywać w szkole.
- Pójdziemy dzisiaj na łyżwy? - Znowu zadał pytanie Victor.
Zmarszczyłam brwi, odwracając głowę w jego kierunku.
- A sztuczne lodowisko ciągle jest czynne? - Odpowiedziałam, pytaniem na pytanie.
- Podobno dzisiaj je zamykają. To nasza ostatnia szansa. - Rzucił chłopak.
- Jestem za! - Odezwał się James.
- Ja też. - Dodał Dominick.
Powiedziałam pod nosem ciche "mogę iść" i znów zaczęłam się przyglądać Oliver'owi. Był ubrany w dżinsy z dziurami, a do tego czarną koszulkę z białymi napisami i czarne trampki.
Lucy była ubrana w śliczną, różową sukienkę, a do tego beżowe balerinki.
Jestem pewna, że jej strój kosztował tyle, ile cała moja szafa.
Złapałam spojrzenie blondyna. Chłopak patrzył na mnie, a jego twarz nie wyrażała zupełnie nic, jednak ujrzałam, że jeden kącik jego ust podnosi się. Posłałam mu smutny uśmiech, po czym spuściłam głowę, nie chcąc patrzyć na nich razem.
- To bardzo boli? - Zapytał Dominick, szeptem.
Wiedziałam o co mu chodzi.
- Nawet nie wiesz jak strasznie. Ja nawet nie mogę do niego podejść i powiedzieć zwykłe "cześć". Boję się, że kiedyś ujrzą nas razem. Boję się, że coś się stanie Anette.
- Nic się jej nie stanie, Sue. - Zaoponował chłopak. - A szczególnie teraz, kiedy jest w tym programie, z daleka od nas i od tej trójki.
Skinęłam.
- Jednak to nie zmienia faktu, że wolę nie ryzykować. To jest moja najlepsza przyjaciółka.
- A Oliver jest twoją miłością. - Dodał.
Zamknęłam oczy, niemo zgadzając się z nim.
- Powiedział mi, że jej nie kocha. - Szepnęłam. - Tuż przed tym, jak mnie pocałował.
Chłopak wciągnął gwałtownie powietrze.
- Walcz o niego, Suezanne. Pokaż mu, że jesteś lepsza od tej blond zdziry.
- Jak? - Spojrzałam na szatyna smutnymi oczami. - Jak mam walczyć, Dominick? Jak mam walczyć, skoro bezpieczeństwo mojej najlepszej przyjaciółki wisi na włosku? Jak mam walczyć, skoro nie mogę się z nim normalnie pokazywać? Jak mam walczyć... skoro on nic do mnie nie czuje?
Chłopak pokręcił głową.
- On cię kocha, Sue. - Mruknął. - Ale on sam jeszcze o tym nie wie.
***
- Dawaj, Oliver! - Krzyknęłam, śmiejąc się głośno.
Właśnie jesteśmy na łyżwach. Oprócz nas, nikogo nie ma na lodowisku. Kocham łyżwiarstwo. Od dziecka. Jest dla mnie rzeczą zupełnie naturalną.
W porównaniu do Oliver'a.
Blondyn wszedł na lód i od razu się wyrąbał. Ale mówię poważnie. Wszedł i bęc.
Reszta już śmigała dookoła nas. Dominick wygłupiał się, wraz z chłopakami, a ja stałam przed blondynem i patrzyłam jak próbuje się podnieść.
- Może być mi łaskawie pomogła, Moore. - Warknął.
Wzniosłam oczy ku niebu.
- A co z tego będę miała? - Spytałam kokieteryjnie, łapiąc go za dłonie i pomagając się podnieść.
Gdy Oliver już stał o własnych nogach, uśmiechnął się łobuzersko.
- A co byś chciała?
Udawałam, że się zastanawiam.
Blondyn zbliżył się do mnie, naruszając moją przestrzeń osobistą. Gdy nasze usta dzieliły milimetry, szepnęłam:
- Wielką tabliczkę czekolady z karmelem.
Po czym się gwałtownie odsunęłam.
- Moore! - Krzyknął na cały głos, kiedy zaczęłam jechać przed siebie.
Zaśmiałam się.
- Wracaj tu, wstrętna jędzo!
Posłałam mu całusa w powietrzu, po czym powoli i zmysłowo do niego podjechałam. Uśmiechnęłam się przesłodko, kiedy zauważyłam jego zbulwersowaną minę.
- No chodź. - Mruknęłam, wystawiając ręce w jego stronę.
Złapał za nie, więc odwróciłam się przodem do niego i zaczęłam jechać tyłem. Chłopak wytrzeszczył oczy, kiedy jego łyżwy powoli poruszały się.
- I jak? - Zapytałam.
Blondyn przez chwilę patrzył na podłoże, a potem przeniósł swój wzrok na mnie. Wzrok, w którym było mnóstwo radości.
- To jest genialne. - Powiedział.
Pokiwałam głową.
- Gotowy na jazdę samodzielną?
Podniosłam jedną brew do góry, po czym nie czekając na jego odpowiedź, puściłam jego dłonie.
- Nie! - Krzyknął, jednak było już za późno.
Wywalił się.
Parsknęłam śmiechem, tak samo jak chłopcy, którzy do nas podjechali. Płakaliśmy ze śmiechu, kiedy Oliver leżał jak długi na lodowisku.
- I co się chichracie? - Warknął, podnosząc się. - To nie jest wcale śmieszne.
Pokręciłam głową i zgięłam się, bo zaczął mnie boleć brzuch z tego śmiania się. Z resztą chłopaki mieli podobnie. James nawet musiał usiąść.
- Oj nie... - Mruknął blondyn.
Zbliżył się do mnie, po czym mnie złapał... i oboje się wywróciliśmy. Nie wiem jak to się stało, ale Oliver przyjął na siebie cios upadku, tak że na nim leżałam.
- Właśnie to chciałeś zrobić? - Szepnęłam.
- Nie. - Mruknął, po czym złączył nasze usta w krótkim pocałunku. - To chciałem zrobić.
Tym razem, to ja zainicjowałam złączenie naszych ust. Wplotłam palce we włosy chłopaka i uśmiechnęłam się przez pocałunek.
- Pierwszy raz, to ty to zrobiłaś. - Powiedział, kiedy oderwaliśmy się od siebie.
Zarumieniłam się lekko, dysząc cicho.
- Jeśli nie chciałeś...
- Nie. - Przerwał mi, patrząc z uśmiechem w moje oczy. - Czekałem na to.
- Ej, nie chcę oglądać porno na żywo. - Usłyszeliśmy głos James'a.
Wstałam z blondyna i otrzepałam spodnie, po czym spojrzałam złowrogo na szatyna.
- Spadaj, Levine. - Powiedział chłopak.
- Już mnie nie ma. - Powiedział, po czym pojechał w dal.
- Jedziemy? - Spytał Oliver, wyciągając dłoń w moją stronę.
Chwyciłam jego dłoń i splotłam nasze palce ze sobą.
Uśmiechnęłam się do niego.
- Jedziemy.
- Patrz co dostaliśmy, córuś. - Powiedziała moja mama, kiedy weszłam do kuchni. - Zaproszenie na ślub.
Uśmiechnęłam się.
- To wspaniale. - Rzuciłam, po czym pocałowałam rodzicielkę w policzek.
- Co się dzieje? - Zapytał Nick, wchodząc do pomieszczenia.
Poczochrałam włosy brata.
- Idziemy na ślub Anny i Patrick'a. - Mruknęła mama.
- A kto to?
- Patrick to pracodawca twoje taty i ojciec Oliver'a, a Anna to jego partnerka, która ma przecudowną córeczkę, która kocha Suezanne. - Odparła.
Kiwnęłam głową.
- Liluś to najcudowniejsze dziecko jakie znam. - Mruknęłam pod nosem.
Nagle, zadzwonił dzwonek do drzwi. Popatrzyłam na tą dwójkę, pytając niemo czy wiedzą kto przyszedł. Wzruszyli ramionami.
Udałam się do holu i otworzyłam drzwi frontowe.
- Tata?!
+!+
Hihi
Ewoxxx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top