21 "Dwie najważniejsze osoby w moim życiu, są w moich ramionach"
- I co? - Powitał mnie głos Dominick'a, kiedy pojawiłam się w salonie.
Wzruszyłam ramionami.
- Będziecie musieli go przeprosić i wyjaśnić całe zachowanie. No i, oczywiście, zaakceptować jego związek. - Powiedziałam, siadając na kanapie.
- A co z tobą? - Zapytała Anette, sadowiąc się obok mnie.
- Co ma być ze mną? - Spytałam, obojętnie patrząc w jej stronę.
- Nie oszukasz nas, kochanie. Widać było, że coś do niego czujesz. - Mruknął James.
- Nawet jeśli, to jakie to ma znaczenie? - Zapytałam. - Oliver jest szczęśliwy z Lucy. Co prawda, mówiłam wam, że ta dziewczyna jest przemiłą osobą, ale dzisiaj zabijała mnie wzrokiem.
Victor parsknął śmiechem.
- Dziwisz jej się? Przecież...
- ... odbijesz jej chłopaka. - Przerwał mu Dominick, dokańczając zdanie.
Tym razem, to ja się zaśmiałam, ale z ich głupoty.
- Śmieszne. - Rzuciłam.
- Przekonasz się. Jeszcze będziecie razem. - Mruknął James.
- Daj spokój, Jamie. To wy, powiedzieliście mi, że on potrafi się zakochać tylko jeden raz. Już to zrobił, więc nie wiem o co wam chodzi. - Powiedziałam, patrząc na chłopaków.
- Masz rację. On się zakochał. - Odezwała się Anette, więc przeniosłam na nią swój wzrok. - Ale skąd wiesz, że akurat w Lucy?
Machnęłam ręką.
- Ta rozmowa prowadzi donikąd. Macie z nim pogadać i się pogodzić, jasne?
Wszyscy pokiwali głowami.
- To, że się pogodzimy, nie znaczy, że zaakceptujemy Lucy. - Powiedział Dominick.
Westchnęłam.
- Nie macie wyjścia. - Mruknęłam.
- Zawsze są jakieś wyjścia. Nawet ty masz dwa wyjścia z domu.
Popatrzyłam na James'a jak na idiotę, a reszta parsknęła śmiechem. Przywaliłam sobie z ręki w twarz.
- Na twoją głupotę nie ma lekarstwa. - Jęknęłam.
- Jedziesz do niego? - Zapytał chodzący jednorożec. Skinęłam. - W takim razie, my się zbieramy.
- Zostańcie jeszcze. U Oliver'a i tak jest Lucy.
Anette pokręciła głową, patrząc na mnie.
- Jedź do niego, Sue. Co z tego, że jest tam Lucy? Dasz sobie radę.
- Dokładnie. - Pierwszy raz odezwał się Nick. - W końcu pochodzisz z rodziny Moore.
Uśmiechnęłam się do siebie.
- Dam radę. - Powtórzyłam.
Aktualnie, stoję przed drzwiami wejściowymi do domu Oliver'a. Waham się. Będąc szczera, strasznie się waham, czy tam wejść, czy nie. Ostatecznie, pukam. Nie mija więcej niż pięć sekund, a drzwi zostają otwarte, a w progu pokazuje się blondyn. Jednak nie ten, którego oczekiwałam.
Mina mi rzednie, a Erick'owi wykwita promienny uśmiech na twarzy.
- Witaj, Sue. Proszę, wejdź. - Mówi i przepuszcza mnie w drzwiach.
Przełykam ślinę i przechodzę koło niego. Chłopak ani na chwilę nie spuszcza ze mnie wzroku. Odchrząkuję.
- Jest Oliver? - Pytam.
Ciemny blondyn udaje jakby się zastanawiał, po czym kręci głową z udawanym zmartwieniem.
- Wyszedł. - Powiedział.
- Och. - Mruknęłam. - W takim razie... ja może przyjdę kiedy indziej...
- Nie. - Zaoponował Erick. - Zostań. Powinien wrócić do dwudziestu minut.
Przygryzłam wargę, co chłopak od razu zauważył, przesuwając tam swój wzrok. Spostrzegłam, że jego tęczówki przybrały ciemniejszy kolor. Nagle, chwycił mnie za nadgarstek i zaczął ciągnąć w stronę schodów.
- Erick, co ty robisz? - Spytałam w miarę spokojnym głosem, mimo że w środku byłam rozdygotana.
Wzdrygnęłam się, gdy jeszcze mocniej zacisnął swoją rękę.
- Co robię? Niszczę Oliver'owi życie. - Mruknął pod nosem, po czym wepchnął mnie do jakiegoś pokoju.
Blondyn przygwoździł mnie do ściany, przez co spojrzałam na niego przestraszona. Chwycił moje ręce i schował w swojej dłoni, tak abym nie mogła się wydostać.
- C-co ty robisz? - Wyszeptałam, jąkając się lekko.
- Nie bój nic, kotku. Będzie ci dobrze, jeśli będziesz ze mną współpracować. - Powiedział mi do ucha, przygryzając jego płatek.
Zaczęłam się szarpać.
- Nie. - Mruknęłam. - Nie, nie, nie.
- Ciii. - Uciszył mnie, zakrywając moje usta ręką.
Patrzyłam na niego przerażona, gdy poczułam, że zaczął podwijać moją koszulkę. Szarpnęłam się mocniej, jednak to było na nic. Czułam, że będę miała jutro siniaki na nadgarstkach.
Erick zdjął ze mnie koszulkę, a raczej ją rozszarpał. Mimo że tego nie chciałam, łzy mimowolnie powędrowały wzdłuż moich policzków.
Moje postanowienie poszło się jebać.
Płakałam, próbowałam krzyczeć, jednak przez jego rękę każdy dźwięk był zagłuszony.
Ugryzłam ją. Chłopak syknął.
- Skoro nie chcesz po dobroci, to może i być nie po dobroci. - Powiedział, a w jego oczach zauważyłam totalne szaleństwo pomieszane z pożądaniem.
- Pomocy! - Wydarłam się na cały głos, przez co zarobiłam siarczysty policzek.
Upadłam na kolana i zaniosłam się szlochem. Erick złapał moje ramię i rzucił mnie na łóżko.
- Z-zostaw mnie. - Wyszeptałam.
- Nie zrobię tego, kotku. - Mruknął ze strasznym uśmiechem.
Zapłakałam, kiedy zobaczyłam, że jedną ręką próbuję odpiąć guzik swoich dżinsów.
- Pomocy. - Szepnęłam.
W dokładnie tym samym momencie drzwi otworzyły się, a w progu ujrzałam matkę Oliver'a we własnej osobie. Gdy zobaczyła w jakiej sytuacji się znajdujemy, i gdy ujrzała moje łzy, najpierw na jej twarzy ujrzałam oszołomienie, a później wściekłość.
- Wynoś się z mojego domu! - Krzyknęła, patrząc z szałem na Erick'a.
- Ciociu, to nie tak...
- Nie będę słuchać twoich wyjaśnień! Wynoś się! W tej chwili! - Krzyczała, warcząc jednocześnie.
Z moich oczu nie chciały przestać lecieć łzy. Zdołałam zobaczyć, że Erick opuszcza pokój, patrząc na mnie wściekłym wzrokiem, a później było słychać jedynie trzaśniecie drzwi.
Załkałam.
Po chwili, poczułam, że czyjeś ramiona mnie oplatają. Otworzyłam oczy i wtuliłam się w ciało kobiety, znowu wybuchając płaczem.
- Już dobrze, kochanie. Nic ci się nie stało. Ten gówniarz już nigdy nie zrobi ci krzywdy. - Mówiła, głaszcząc mnie po włosach.
- J-ja... próbowałam się wyrywać, ale... on był za silny...
- Cichutko. - Szepnęła. - Będzie dobrze.
Nie wiem ile czasu spędziłam tak, w jej objęciach, ale wiedziałam, że jakiś mur pękł. Jeszcze nie wiem, co to oznacza, jednak wiem, że coś się zmieniło w mojej relacji z tą kobietą.
Odsunęłam się lekko i otarłam policzki z zaschniętych łez. Nie podniosłam wzroku.
- Przepraszam. - Powiedziałam. - Jestem taka słaba...
- Nie, kochanie. Nie jesteś słaba. - Zaprzeczyła Juliet. - Jesteś najsilniejszą dziewczyną jaką znam i dopiero Patrick mnie w tym uświadomił. Pomyśl o tym, ile przeżyłaś. Bardzo dobrze się uczysz, chodzisz do pracy, aby pomóc rodzinie, dbasz o przyjaciół. I mogłabym tak jeszcze wymieniać. Suezanne, przepraszam cię za to, jak cię traktowałam. Zasługujesz na wszystko, co najlepsze.
Uniosłam głowę, a moje oczy spotkały się z oczami mamy Oliver'a. Kobieta pogłaskała mnie po policzku ze słabym uśmiechem.
- A twoje oczy są magiczne.
Zaśmiałam się lekko i znów ją przytuliłam.
- Dziękuję, pani. - Szepnęłam.
- Żadna "pani". - Żachnęła się kobieta, odsuwając ode mnie. - Mów mi "Juliet" słońce. Chodź, weźmiemy ci coś do ubrania.
Kiwnęłam głową i obie wstałyśmy z łóżka. Juliet poprowadziła mnie do pewnego pokoju, otwierając go kluczem. To co ujrzałam, zaparło mi dech w piersiach.
Przede mną rozpościerała się wielka garderoba. Były w niej płaszcze, sukienki, bluzki, spodnie, spódnice, koszule, buty, biżuteria... No po prostu wszystko.
Usłyszałam cichy chichot kobiety.
- Twoja mina jest bezcenna. - Mruknęła pod nosem i skierowała się w stronę jakiejś półki.
Dopiero po chwili uzmysłowiłam sobie, że moja buzia jest otwarta z wrażenia.
Czym prędzej ją zamknęłam.
- Proszę.
Spojrzałam na ubranie, które było w rękach mamy Oliver'a i zaniemówiłam. Piękna, granatowa koszula z perłami na kołnierzyku.
Ja mam nadzieję, że to są sztuczne perły.
- Ta koszula jest piękna, Juliet. - Wyszeptałam.
Kobieta pokiwała głową.
- Załóż ją. - Powiedziała.
Zabrałam z jej rąk ubranie i założyłam na siebie. Zapinając guziki, zaczęłam się przyglądać w wielkim lustrze, które stało z prawej strony od wejścia do garderoby. Kobieta stanęła obok mnie, po czym poprawiła mi kołnierzyk.
- Ślicznie w niej wyglądasz. - Mruknęła. - Zatrzymaj ją.
Moje oczy wyszła na wierzch.
Pokręciłam głową.
- Nie mogę. - Szepnęłam.
- Możesz i to zrobisz. Wkrótce będę robiła porządki w szafie, więc dam ci kilka rzeczy. Dla twojej mamy też się coś znajdzie.
Kobieta puściła mi oczko.
- Mamo, jesteś?! - Usłyszałyśmy krzyk z dołu.
Oliver wrócił.
Moje ciało spięło się.
- Jestem w garderobie! - Odkrzyknęła Juliet.
Spojrzałam na nią, lekko przestraszona, dokładnie w momencie, w którym Oliver wszedł do pomieszczenia.
- Sue? - Zapytał, zmieszany, a jego brwi powędrowały do góry. - Czy ty płakałaś?
Blondyn podszedł do mnie, nie zważając na swoją mamę i pogłaskał mnie po policzku, badając mnie wzrokiem.
- Oliver, my musimy ci coś powiedzieć. - Powiedziała Juliet.
Przełknęłam nerwowo ślinę i spojrzałam chłopakowi w oczy.
- Mów, mamo. - Mruknął, przenosząc na chwilę swój wzrok na kobietę, jednak po chwili jego spojrzenie znów wróciło do mnie. - Czy ty jej coś zrobiłaś?
Zachłysnęłam się powietrzem.
- Nie. - Zaprzeczyłam od razu. - Twoja mama mi pomogła. To Eric... On...
- Chciał ją zgwałcić. - Dokończyła Juliet.
Zamknęłam oczy, nie chcąc widzieć mimiki twarzy blondyna.
- Co, kurwa?! - Krzyknął.
Zadrżałam.
- Nie wyrażaj się, Oliver. On już tu nie wróci. Dopilnuje tego. - Powiedziała kobieta.
- Zabiję, sukinsyna. - Warknął. - Sue, wszystko w porządku?
Jego ton zmienił się w przeciągu sekundy. Uchyliłam oczy.
- Tak. Tylko dzięki twojej mamie. - Szepnęłam.
- Chodź tu. - Mruknął.
Wtuliłam się w jego ciało i zaciągnęłam jego zapachem.
- Ty też, mamo. - Powiedział, a po chwili poczułam, że kolejne ramiona mnie oplatają. - Dwie najważniejsze osoby w moim życiu, są w moich ramionach. Czego chcieć więcej?
Mam wrażenie, że nie chciał tego powiedzieć na głos. Nie skomentowałam tego, ale moje serce zaczęło mocniej bić.
Gdy odsunęliśmy się od siebie, Oliver splótł swoją dłoń z moją.
- Chodźcie, zjemy kolacje. - Powiedziała Juliet.
Pokiwaliśmy głowami i przepuściliśmy kobietę pierwszą.
- Na pewno, wszystko w porządku? - Zapytał Oliver.
Spojrzałam mu w oczy i posłałam mu uśmiech.
- Nie martw się. Naprawdę wszystko dobrze. - Mruknęłam, po czym pocałowałam go w policzek.
- Widzę, że się polubiłyście. - Powiedział pod nosem, gdy schodziliśmy ze schodów, wciąż trzymając się za ręce.
- Chyba tak. - Potwierdziłam. - Masz niesamowitą mamę, Oliver. Być może, na pierwszy rzut oka tego nie widać, ale ta kobieta jest naprawdę magiczna.
Chłopak pokiwał głową, zgadzając się ze mną.
- Oliver? - Usłyszałam głos Juliet, więc odwróciłam się w jej stronę. - Jakaś blondynka siedzi w naszej kuchni.
Blondyn złapał się za głowę.
- Jak ja mogłem zapomnieć o Lucy? - Mruknął do siebie, po czym skierował się w stronę pomieszczenia.
Kobieta zmarszczyła brwi, po czym poszła za synem, a ja za nią.
Gdy weszłam do kuchni, pierwsze co mnie powitało, to zimny wzrok ciemnej blondynki.
- Mamo... - Zaczął chłopak. - ... to jest Lucy Allen. Moja dziewczyna.
Juliet stanęła w osłupieniu, przenosząc swój wzrok z Lucy na Oliver'a.
Otrząsnęła się po chwili.
- Dziewczyna? - Powtórzyła. - To jest jakiś żart?
Pytanie skierowała do mnie. Pokręciłam głową.
- Nie, proszę pani. Jestem jego dziewczyną. - Mruknęła blondynka.
- Och. - Mruknęła kobieta. - Dobrze, nieważne. Siadajcie do stołu. Zaraz coś przyrządzę.
- Pomogę ci. - Powiedziałam, kierując się w stronę blatu.
Oliver i Lucy poszli do jadalni, kiedy my zaczęłyśmy przygotowywać zwykłe gofry.
- Nie mogę w to uwierzyć. - Mruknęła Juliet. - Oliver nie miał dziewczyny, od kiedy...
Kobieta spojrzała na mnie niepewnie.
- Znam jego historię. Możesz dokończyć.
- ... od kiedy zdradziła go Audrey. Kiedy ujrzałam ciebie pierwszy raz, to od razu pomyślałam, że albo chcesz naszych pieniędzy, albo go chcesz w jakiś sposób wykorzystać. Być może nie znam cię za dobrze, ale widzę, że jesteś dobrą dziewczyną, której przydarzyło się w życiu wiele złego. Za to Lucy jest... nie wiem. Jednak coś mi się w niej nie podoba.
Wzruszyłam ramionami, wlewając masę na gofrownicę.
- Może nie jest taka zła. Kiedyś ją lubiłam, ale dzisiaj dziwnie zachowuje się w stosunku do mnie. Zawsze, gdy na nią patrzę, widzę morderczy wzrok.
- Ja też to zauważyłam. - Przytaknęła mi kobieta. - No i skończone.
Odstawiła ostatnie dwa gofry na talerz i posłała mi promienny uśmiech.
- Więc chodźmy. - Mruknęła.
Skinęłam głową, po czym wzięłam z blatu sos czekoladowy i klonowy i udałam się w stronę jadalni, w której panowała cisza. Zauważyłam, że gdy weszłyśmy do pomieszczenia, Oliver się widocznie rozluźnił.
Usiadłam na krześle obok Lucy, a Juliet usiadła naprzeciwko mnie. Postawiłam sosy na stole.
- Smacznego. - Powiedziałam.
Wzięłam sobie na talerz jednego gofra i polałam go sosem klonowym. Oliver wziął od razu pięć, Juliet również jednego, a Lucy tylko się w nie wpatrywała.
- Nie jesz? - Spytała blondynka.
Dziewczyna pokręciła głową.
- Czy wie, pani, ile takie gofry mają kalorii? Jeśli zjem chociażby jednego, będę się czuła jakbym przytyła ze sto kilogramów. Muszę dbać o linię. - Powiedziała Lucy, patrząc na mnie sceptycznie.
Przełknęłam ślinę i odwróciłam wzrok, przeżuwając swój kawałek.
- Daj spokój, Lucy. - Mruknął Oliver. - Chociaż skosztuj.
Blondynka zacisnęła wargi i pokręciła głową.
Zapanowała kilkusekundowa cisza, którą przerwała Juliet:
- Sue, a może przyjdziesz do mnie jutro, wraz ze swoją mamą? Wybierzemy jakieś ciuchy. Taki babski dzień. Może zaprosimy też Annę i Lily?
Pokiwałam chętnie głową.
- A może być po południu? Jutro jest poniedziałek i kończę szkołę o czternastej, a mam jeszcze pracę do szesnastej.
- Nie ma problemu. Oliver, zadzwonisz do Anny? - Kobieta zwróciła się do syna.
- No pewnie. - Mruknął chłopak z pełną buzią, przez co się zaśmiałyśmy. Lucy się skrzywiła. - Tuż po kolacji wykonam telefon. Jestem pewny, że się zgodzi, o ile nie będzie miała jutro pracy.
Juliet klasnęła w dłonie.
- Już się nie mogę doczekać. - Powiedziała entuzjastycznie.
- Ja też. - Powiedziałam z promiennym uśmiechem.
- I ja! - Krzyknął Oliver, wyrzucając w górę jedną rękę.
Parsknęłyśmy śmiechem.
- Przepraszam, pójdę do toalety. - Mruknęła Lucy.
Moje spojrzenia powędrowało na blondynkę, która opuściła pomieszczenie.
- Nie sądzisz, mamo, że to trochę niegrzeczne? Skoro zaprosiłaś Sue, to także powinnaś zaprosić Lucy.
Juliet machnęła ręką.
- Poznaj ją, mamo. - Burknął Oliver.
- Po co? Przecież i tak, prędzej, czy później się rozstaniecie. - Mruknęła kobieta, przez co blondyn zmarszczył brwi.
- Dlaczego tak myślisz?
- Ponieważ kochasz inną. - Powiedziała, patrząc na mnie.
Moje serce przestało bić na jedną sekundę.
+!+
Muszę zakomunikować, że następny rozdział dopiero za 10 dni :( x
Ewoxxx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top