2 "I tak za mną szalejesz, Moore"
Jeszcze raz spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i przesunęłam ręką po moich czarnych, lekko falowanych włosach. Jedyne co w sobie kocham to moje włosy. Sięgają mi za ramiona, choć wcześniej były aż do pasa. Ścięłam je po gimnazjum.
Przeniosłam wzrok na moją figurę "klepsydry". Niektórzy mi jej zazdroszczą, ale ja jej nie cierpię. Nie cierpię tego, że nigdy nie będę miała tak chudych nóg jak dziewczyny z mojej szkoły.
I odzwierciedlenie mojej duszy. Oczy. Oczy przez, które mam same problemy. Ciemno czerwony, wręcz bordowy, kolor moich tęczówek przyciąga wzrok. I to strasznie. Ale to już u nas rodzinne. Każdy potomek będzie miał taki kolor oczu. Ja odziedziczyłam je po tacie, a mój tata po swojej mamie. I to się tak ciągło przez wieki aż w końcu jestem ja.
Mama urodziła mnie w wieku osiemnastu lat. Przeze mnie nie mogła pójść na studia. Nie mogła się dalej rozwijać. przez jakiś czas miałam wyrzuty sumienia, ale mama od razu je rozwiała. Mówi, że jestem najlepszą rzeczą jaka ją spotkała.
Gdy mój tata dowiedział się o ciąży był zszokowany, ale szczęśliwy. Nie zostawił mojej mamy tylko się nią zaopiekował. Tato opowiadał, że nie byłby w stanie zostawić jej samej. Za bardzo ją kochał i wciąż kocha. Widać to w promilu tysiąca kilometrów.
Cieszę się, że mam taką rodzinę.
- Suezanne, jeśli teraz nie wyjdziesz to spóźnisz się do szkoły! - Usłyszałam krzyk mamy, więc czym prędzej chwyciłam telefon ze słuchawkami oraz plecak i wyszłam z mojego pokoju.
Moich rodziców zastałam kuchni. Tata kroił chleb, a moja mam smarowała go masłem.
- Jak ty to kroisz, pacanie?! - Oburzyła się moja mama, a na przydomek jakim go nazwała, zachichotałam.
- Czego ty chcesz, jędzo? Jest prosto? Jest! Nie wiem co znowu jest nie tak! - Tata spojrzał na mamę ze złością, ale i nutką rozbawienia.
- Popatrz na ten kawałek! - Podniosła kromkę chleba i podstwaiła mu ją pod nos. - Przecież to jest za grube! Chcesz żebym była jeszcze bardziej gruba, idioto!
- Księżniczko...
Tata objął moją mamę w talii i czule pocałował ją w policzek. Wiedziałam, że to jest ich chwila, więc czym prędzej czmychnęłam do przedpokoju i ubrałam moje ukochane, czarne trampki.
- Wychodzę! - Krzyknęłam na odchodne.
Już otwierałam drzwi kiedy usłyszałam krzyk mojej rodzicielki.
- A śniadanie, Suezanne?!
- Kupię sobie coś po drodze! Kocham was!
Podróż do szkoły mineła mi bardzo szybko. Mogłabym więc powiedzieć, że o wiele za szybko.
- Hej, Sue!
Na moim ramieniu uwiesiła się śliczna blondynka o oczach w kolorze oceanu. Miała twarz i ogólnie całe ciało modelki, przez co większość dziewczyn jej nienawidzi. Ale tak naprawdę tylko ja znam jej prawdziwą stronę.
- Cześć, Anette. - Posłałam przyjaciółce szcery uśmiech.
Anette miała bulimię. Kiedyś nienawidziła siebie i postanowila coś z tym zrobić jednak to zaszło za daleko. Gdy jej rodzice przyłapali ją na gorącym uczynku wysłali ją do psychologa. Została wyleczona.
Z Anette znam się od podstawówki. Od razu się zaprzyjaźniłyśmy. Ona zaakceptowała mnie taką jaka jestem a ja ją. W pierwszej liceum, dziewczyna długo nie wracała z łazienki, więc poszłam sprawdzić czy nic się jej nie stało. Zastałam ją gdy opróżniała swój żołądek. Nie powiem, zszokowało mnie to, ale nic nie powiedziałam. Chwyciłam jej włosy i przytrzymałam aby się nie pobrudziły. Po wszystkim, Anette przytuliła się do mnie i zaczęła łkać. Gdy się uspokoiła opowiedziała mi o wszystkim. Widziałam, że było jej cholernie trudno. Od tego dnia robiłam wszystko żeby być dla niej jeszcze większym poparciem.
No, a teraz wygląda jak grecka boginii a to wszystko dzięki specjalnej diecie, do której się stosuje.
- Wam też pan Smith kazał robić projekty? - Zapytała blondndynka co wybudziło mnie z zamyślenia.
Pokiwałam głową, krzywiąc się.
- I z kim jesteś? - Ciągnęła temat.
Spojrzałam na nią z pod byka na co się zaśmiała.
- Mów na kogo trafiłaś, suko!
- Na Oliver'a - Mruknęłam pod nosem, ale sądząc po jej pisku... doskonale to usłyszała.
Tak, w tej szkole gdy tylko wypowiesz to imię od razu wiadomo o kogo chodzi. Poza tym Anette zna relację pomiędzy mną a blondynem, ale to nie zmienia faktu, że od pół roku nas shippuje.
- Może to jest... - Zaczęła podekscytowana.
- Cześć, Moore. - Usłyszałam głos za plecami, który przeszkodził Anette.
Odwróciłam się i napotkałam na swojej drzodze czarne tęczówki.
- Czego, Martinez? - Powiedziałam obojętnie, nie spuszczając wzroku z jego oczu.
Oliver uśmiechnął się łobuzersko.
- Po szkole jedziemy do mnie, czy do ciebie? - Zapytał, a ja uniosłam jedną brew.
- Słucham? - Zapytałam zaskoczona.
Chłopak nachylił się do mojego ucha i wyszeptał.
- Nie mów "słucham", bo cię wyrucham.
Zacisnęłam pięści, a moje oczy powiększyły swoje rozmiary.
- Jesteś obrzydliwy. - Syknęłam mu wprost do ucha.
- I tak za mną szalejesz, Moore.
Pocałował mnie za uchem, przez co przeszedł mnie dreszcz. Oliver to zauważył bo gdy się ode mnie odsunął uśmiechnął się bezczelnie a we mnie zawrzała krew.
- W twoich snach. - Powiedziałam twardo.
- W moich snach robimy dużo bardziej ciekawszych rzeczy. - Rzekł z błyskiem w oku, a ja się zaczerwieniłam ze złości. - Będę czekał na ciebie po szkole. Do zobaczenia.
I tyle go widziano.
Gdy blondyna nie było już w zasięgu mojego wzroku uderzyłam pięścią o szafkę. Muszę się na czymś wyładować, więc chyba pójdę dzisiaj na siłownię.
- Tak cholernie go nienawidzę.
- O mój Boże. - Powiedziała Anette, dlatego odwróciłam się w jej stronę. - On za tobą szaleje, dziewczyno!
Zaczęłam zamaszyście kręcić głową chcąc zaprzeczyć.
- Tak, tak tak! Moje marzenia się spełniają! - Krzyknęła na cały korytarz, więc kilka osób się na nią popatrzyło dziwnym wzrokiem, na co ona pokazała im środkowy palec.
- Że co?! Jakie marzenia?! Ty sobie chyba jaja ze mnie robisz! Ja tu mówię, że nienawidzę tego chłopaka, a ty, że marzenia ci się spełniają?! Czekaj. Ty może masz gorączkę.
Przyłożyłam rękę do jej czoła z udawanym zmartwieniem w oczach, na co dziewczyna się skrzywiła i odepchnęła mnie.
- Pasujecie do siebie jak ulał! On przystojny, a ty piękna. Wasze dzieci wyglądałyby nieziemsko!
I zaczęła się jej gadanina. Coś tam jeszcze mówiła, że będziemy mieli dom z widokiem na morze, basen, pięć samochodów... bla, bla, bla. Przestałam jej słuchać.
- Skończyłaś? - Zapytałam po dwóch minutach jej ciągłej paplaniny.
Kiedy ona zaczerpnęła oddechu?
- Nie słuchałaś mnie, prawda? - Pokiwałam potwierdzająco głową, na co Anette fuknęła.
- Nie mam zamiaru z tobą gadać o chłopaku-którego-imienia-nie-wolno-wymawiać, więc sobie odpuść. Idę pod klasę, żegnaj!
Pocałowałam ją w policzek i zaczęłam się oddalać. Dobiegł mnie jeszcze jej krzyk, że nie uniknę tego tematu, na co jedynie przewróciłam oczami i pokazałam jej fuck'a, nawet się nie odwracając.
***
Wyszłam ze szkoły wpatrując się w telefon, ponieważ dostałam SMS.
Mamusia <3: Kochanie, tata wymyślił romantyczną randkę nad morzem, więc chcę ci przekazać, że wrócimy jutro po południu :* Zrób bratu coś do jedzenia!
Uśmiechnęłam się pod nosem. Moi rodzice są magiczni. Tak cholernie kocham ich obojga.
Ja: Uważajcie na siebie i nie spłodćcie mi kolejnego brata :**
- Moore! - Usłyszałam krzyk, więc obejrzałam się za siebie, przystając.
Oliver zmierzał w moim kierunku z nieodgadnioną miną. dopiero teraz zauważyłam jak jest ubrany. Czarna, przylegająca do jego szerokiego torsu koszulka, do tego obcisłe dżinsy i szara bluza rozpinana.
Być może go nienawidzę, ale to nie zmienia faktu, że jest cholernie przystojny.
- Idziemy robić projekt. - Powiedział, po czym chwycił mnie za rękę i zaczął ciągnąć w stronę swojego auta.
Ludzie ze szkoły zaczęli się na mnie dziwnie patrzeć. No bo co taka zwykła dziewczyna jak ja, może robić z takim chlopakiem jak Oliver Martinez?
- Ale ja dzisiaj nie mogę! - Zaoponowałam, więc chłopak przystanł.
- Dlaczego?
- Muszę coś zrobić bratu na obiad, bo moi rodzice pojechali nad morze. - Mruknęłam i spojrzałam w dół na nasze splecone dłonie. Chłopak musiał to zauważyć, ponieważ od razu mnie puścił.
- Ile lat ma twój brat? - Zapytał.
- Piętnaście.
- Poradzi sobie. - Powiedział i z powrotem zaczął mnie ciągnąć do swojego samochodu.
- Pozwól mi przynajmniej do niego zadzwonić, co?
- Okej. - Fuknął wyraźnie zirytowany i przystanął tuż przed swoim autem. - Dzwoń.
Wzniosłam oczy do nieba, ale wyciągnęłam komórkę z kieszeni rurek i wybrałam numer do brata.
Odebrał po czterech sygnałach.
- Dzięki siostra, przez ciebie muszę iść do dyrektora bo zadzwonił mi telefon na lekcji. - Usłyszałam jego wkurzony głos, przez co się zaśmiałam, na co Oliver zmarszczył zdezorientowany brwi. Odwróciłam się do niego tyłem, bo jego osoba mnie rozprraszała, jednak teraz czułam jego wzrok na moim tyłku.
- Poradzisz sobie, Nick. Słuchaj, wrócę dzisiaj później do domu, bo muszę zrobić projekt do szkoły, więc zrób sobie cos do jedzenia.
- I tylko po to dzwonisz?
- Tak.
- Zabiję cię, Sue. - Powiedział z mordem, na co odpowiedziałam mu śmiechem. - No poważnie! Możesz dzisiaj w ogóle nie wracać do domu, bo nie dożyjesz do dnia jutrzejszego!
- Przemyślę to. Poza tym wiem, że mnie kochasz, Nick. Do zobaczenia!
I nacisnęłam czerwoną słuchawkę zanim mógł cokolwiek odpowiedzieć.
Odwróciłam się z powrotem do Oliver'a i posłałam w jego stronę uśmiech.
Chyba mam dzisiaj jakiś cholerny dzień dobroci.
Albo zbliża mi się okres.
- Możemy jechać. - Chłopak skinął głową i otworzył mi drzwi. Spojrzałam na niego zaskoczona, ale tego nie skomentowałam.
Oliver obszedł auto i wsiadł od strony kierowcy. Sprawnie odpalił silnik i wyjechał z parkingu z piskiem opon, co przykuło uwagę innych.
- Musiałeś? - Zapytałam pod nosem.
- Mhm. - Kącik jego ust zadrżał w powstrzymywanym uśmiechu.
Pokręciłam głową.
Nagle z radia zaczęła lecieć jedna z moich ulubionych piosenek, dlatego zaczęłam ją nucić pod nosem.
Oliver posłał w moją stronę zaskoczone spojrzenie.
- Słuchasz Asking Alexandrii?
- Tak. - Odparłam bez zawahania. - Coś taki zaskoczony?
- Po prostu... jeszcze nigdy nie spotkałem dziewczyny, która sluchałaby takiego typu muzyki.
- No patrz, jestem twoim pierwszym razem.
Chłopak zaśmiał się.
- Nie przyzwyczajaj się, Moore.
- Nie mam zamiaru, Martinez.
Reszta podróży minęła w komfortowej ciszy.
- Jesteśmy. - Powiedział cicho Oliver, na co podniosłam wzrok z nad telefonu.
Ujrzałam duży dom. Przepraszam, nie duży. Po prostu ogromniasty!
Z zewnątrz było widać cały salon, ponieważ ściany były całkowicie przeszklone. Dom był utrzymany w białym kolorze z dodatkami brązu. Ogólnie zrobił na mnie wielkie wrażenie.
Popatrzyłam na Oliver'a, który zatrzymał samochód. Wiedziałam, że jego rodzina jest jedną z najbogatszych w naszym miasteczku, ale nie sądziłam, że aż tak. To prawda, nigdy za bardzo nie interesowałam się jego życiem, ale to mnie zaskoczyło.
- Nie mam nic przeciwko, żebyś mi się tak przyglądała, ale wypadałoby w końcu wysiąść z tego samochodu, Moore.
Otrząsnęłam się i gwałtownie obruciłam głowę, aby nie mógł zobaczyć moich rumieńców. Otworzyłam drzwi i wyszłam na świeże powietrze.
- Chodź. - Mruknął Oliver.
Poszłam za chłopakiem, kolejny raz przyglądając się domu. Pokręciłam głową.
Pieprzeni bogacze.
Blondyn otworzył drzwi i przpuścił mnie pierwszą. Podziękowałam kiwnięciem głowy, nawt na niego nie patrząc.
Przedpokój był zwyczajnych rozmiarów. Miał kolory jasnego brązu, a po mojej prawej stronie stała duża szafa wykonana z ciemego drewna. Mogłam w niej zauważyć chyba z milion płaszczy i kurtek. Dżinsowe, skórzane, motocyklowe. Normalnie jak w sklepie odzieżowym.
- Później się napatrzysz, Suezanne.
Oliver położył dłoń na dole moich pleców i lekko mnie popchnął, abym się poruszyła.
- Oliver, chodź od razu do kuchni, bo przygotowałam obiad! - Dobiegł nas krzyk kobiety.
Zgaduje, że to jego mama.
Tak, jestem genialna. Kto by na to nie wpadł?
Spojrzałam na chłopaka, którego ciało bylo dziwnie napięte. Jego wzrok ukazywał... strach?
Tak samo szybko jak się to pojawiło, tak samo szybko to zniknęło.
- Suezanne.
Chłopak przystanął i położył swoje dłonie na moich ramionach.
- Przepraszam. - Powiedział patrząc w moje oczy.
Zmarszczyłam brwi.
- Na razie nie masz za co przepraszać, idioto. Chociaż... w sumie kilka rzeczy by się znalazło. - Dodałam z uśmiechem.
Oliver pokręcił głową i odwzajemnił uśmiech.
- Tak cholernie cię nienawidzę...
+!+
No i mamy drugi!
Ewoxxx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top