15 "To ty go uszczęśliwiasz"

Poczułam lekki dotyk na moim ramieniu, więc uniosłam głowę, napotykając na swojej drodze zielone tęczówki James'a.

Od wypadku minęły cztery dni. Aktualnie jest piątek. Praktycznie nie opuściłam tego budynku na krok. Mama wytłumaczyła wszystko nauczycielom, oraz naszej szefowej. Clara zgodziła się, abym dostała urlop. W dodatku płatny.

Tata wziąż jest nieprzytomny. Lekarz powiedział, że powinien się wkrótce obudzić. Jednak co oznacza "wkrótce"? Za kilka dni? Tygodni? Lat? Tak cholernie się o niego boję. Chciałabym, aby mnie przytulił. Aby powiedział, że mnie kocha najmocniej na świecie.

"Jeśli coś by mi się stało, to pamiętajcie, że kocham was najmocniej na świecie".

Oliver przychodzi do mnie codziennie. Czasami po prostu siedzimy w ciszy, przytuleni i to nam wystarcza. Sama obecność.

Chłopaki i Anette odwiedzili mnie raz, ale codziennie dostawałam co najmniej trzy sms-y od każdego z nich.

- Idziemy. – Powiedział chłopak, chwytając moją dłoń i zaczynając mnie ciągnąć, zgaduje, w stronę wyjścia ze szpitala.

Zmarszczyłam czoło, wpatrując się w jego plecy.

- Co robisz? –Spytałam cicho, jednak na tyle, żeby usłyszał.

- Co robię? Oddycham. – Odpowiedział.

Przewróciłam oczami, czego brunet nie mógł zobaczyć.

Właśnie opuściliśmy teren szpitala i James zaczął mnie ciągnąć w nieznanym mi jeszcze kierunku.

- James. – Warknęłam.

Brunet puścił moją dłoń i popatrzył mi w oczy.

- Potrzebujesz odpoczynku, Sue. Widzę, że jesteś zmęczona tym wszystkim, więc postanowiłem, że sprawię, że się wyluzujesz.

Zmrużyłam oczy.

- Chyba nie masz zamiaru mnie upić? – Mruknęłam po nosem.

Chłopak parsknął śmiechem, aż kobieta, która przechodziła obok nas popatrzyła się z dezaprobatą, na co wystawiłam jej język.

Wciągnęła gwałtownie powietrze, zatrzymując się.

Kobieta była ubrana w czerwoną sukienkę, która mogłaby mieć z pięćdziesiąt lat, jednak nie to było najgorsze. Najgorszy był jej makijaż.

Owszem.

MAKIJAŻ.

Na ustach miała krwistoczerwoną szminkę, która kompletnie jej nie pasowała, mimo że mówi się, że każdej kobiecie psuje taki kolor szminki. A do tego idealnie obrysowane brwi i o ile się ni mylę mascarę na rzęsach.

Zachciało mi się rzygać, patrząc na nią.

- Jak wy się zachowujecie, dzieciaki? Rodzice was nie nauczyli zasad etykiety? – Popatrzyła na nas groźnie.

Tak groźnie, że zachciało mi się śmiać.

- Zachowujemy się jak normalne nastolatki, które się cieszą życiem. Poza tym nas rodzice, to nie pani sprawa, za przeproszeniem. – Burknął James, opanowując się w jednej chwili.

- Właśnie. – Przytaknęłam chłopaki. – Nie powinna pani wścibiać nos w nie swoje sprawy.

Kobieta fuknęła głośno i mrucząc po nosem, jakie to dzisiejsze nastolatki nie są, odeszła od nas.

- Nienawidzę takich osób. – Powiedział brunet. – Dobra, nieważne. Idziemy na zakupy!

Wytrzeszczyłam oczy, przenosząc wzrok z oddalającej się kobiety na przyjaciela.

- Czy ty pomyliłeś przyjaciółki? – Spytałam retorycznie. – To Anette jest tą, która uwielbia robić zakupy. Nie ja.

Chłopak pokręcił głową i wyszczerzył się.

- Oj tam, oj tam. Muszę sobie kupić kilka rzeczy, więc stwierdziłem, że zabiorę cię ze sobą.

Westchnęłam przeciągle, patrząc w niebo.

Z kim ja żyję.

- Nienawidzę chodzić na zakupy, James. Błagam nie zmuszaj mnie do tego. Zrobię wszystko. Słyszysz? Wszystko, tylko nie każ mi iść z tobą na zakupy. – Powiedziałam błagalnym głosem, jednak na brunecie to nie zrobił większego wrażenia.

- Wybacz, Sue. Już postanowione.

Jęknęłam, kiedy znów zaczął mnie ciągnąć w stronę galerii.

- Ale ja nie chcę! – Tupnęłam nóżką jak rozkapryszone dziecko.

- Ale ja nie chcę! – Chłopak mnie przedrzeźniał. – Wybacz, kochanie, ale w dupie mam twoje zdanie. Potrzebuje nowych dżinsów.

Fuknęłam, dokładnie tak samo jak tamta kobieta.

- Dlaczego musze mieć za przyjaciela chłopaka, który mógłby chodzić po galerii godzinami? – Spytałam samej siebie.

- No ja nie wiem, nie wiem.

- Ale to jest nienormalne, James! Ty jesteś gorszy od Anette, czaisz? Ona chodzi maks. cztery godziny, no dobra, może pięć, ale ty, ty... Ty to możesz chodzić przez cały dzień i jeszcze by ci czasu zabrakło!

Chłopak przewrócił oczami, co udało mi się zauważyć.

No pewnie, przewracaj oczami. Szkoda, że to jest cała prawda.

- Daj spokój, Sue. Może też sobie coś kupisz. – Mruknął brunet.

Popatrzyłam na niego jak na idiotę, czego chyba nie zauważył.

Niestety.

- Jak mam sobie coś kupić, kiedy nawet nie mam przy sobie portfela, debilu. – Warknęłam.

Machnął ręką.

- Jak coś ci się spodoba to ci kupię. Najwyżej później mi oddasz.

I właśnie teraz weszliśmy do galerii. Wiedziałam, że od szpitala do galerii są jakieś dwie minuty drogi, no ale myślałam, że uda mi się jakoś przekonać chłopaka na zmianę decyzji.

No cóż, jestem za słaba.

Muszę się podszkolić u Anette. Ona jest normalnie mistrzynią.

We wszystkim.

Pokonała swoją chorobę, stała się piękna, ma powodzenie u chłopaków, a do tego jest niesamowitą osobą z charakteru.

Gdybym była lesbijką, to pewnie zakochałabym się w niej po same uszy.

No, ale nie jestem.

- Wchodzimy tutaj. – Powiedział chłopak, co wyrwało mnie z moich jakże ciekawych przemyśleń.

Poszłam za James'em z miną męczennicy.

No, dlaczego no?

Ja nie chcę!

- Sue, James!

Odwróciłam się gwałtownie, szukając źródła głosu, a po chwili ujrzałam chodzącego jednorożca i Dominick'a, który kierowali się w naszą stronę z wielkimi bananami na twarzy.

Odwzajemniłam uśmiech, tyle że nie taki szeroki i przytuliłam każdego z osobna.

- Cześć, chłopaki. – Powiedziałam.

- Siemano! Dawno się nie widzieliśmy! – Krzyknął James na pół galerii, na co cała trójka parsknęła śmiechem.

Gdyby znowu jakaś baba zaczęła nas pouczać to bym chyba kurwicy dostała.

- Głupi jesteś. – Burknęłam. – Może chodźmy do jakiejś kawiarenki, co? Nogi już mnie bola od chodzenia z tym idiotą.

Brunet spojrzał na mnie z dziwny, błyskiem w oku.

- Ale my jeszcze ze sobą nie chodzimy, kochanie. – Odparł.

Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc o co mu może chodzić, a kiedy wreszcie się skapnęłam... walnęłam go w tył głowy.

Jego tok rozumowania jest niemożliwy.

- Zamknij się, James. – Rzuciłam i poszłam w tylko mi znanym kierunku.

Znaczy tylko mi znanym, ale oni wiedzą gdzie idę.

To nie ma sensu.

- A, więc co tu robicie? – Zaczęłam temat, kiedy każdy już siedział na krześle ze swoim zamówieniem.

Ja mam zwykłą herbatę z cytryną, a chłopaki wzięli po czarnej kawie z ciastkiem czekoladowym.

Można powiedzieć, że nie licząc James'a, ponieważ zjadłam mu to ciastko.

Ale to jest mało istotne.

- A co można robić w galerii, Sue? – Zapytał retorycznie Dominick, unosząc jedną brew.

Wzruszyłam ramionami, mieszając łyżeczką w swoim kubku.

- Po was można się wszystkiego spodziewać. – Mruknęłam, patrząc na nich spod rzęs.

- Victor musi kupić jakieś tam spodnie i stwierdził, że zabierze mnie ze sobą. – Burknął chłopak, patrząc na jednorożca spod byka.

Zaśmiałam się cicho, co uczynił i James.

- Mam dokładnie taką samą sytuację jak ty. James chce kupić dżinsy, no i kto ma z nim iść? Ja!

Dostałam kuksańca w bok, przez co popatrzyłam na winowajcę z mordem w oczach.

- I tak mnie kochasz. – Brunet posłał mi całusa w powietrzu.

Westchnęłam.

- Nie mogę zaprzeczyć. – Powiedziałam z lekkim uśmiechem i wyciągnęłam rękę, aby poczochrać włosy James'a.

Zostałam pacnięta w dłoń.

- Nie ma mowy. – Zbulwersował się chłopak. – Układałem te włosy chyba z godzinę.

W trójkę parsknęliśmy śmiechem, a po chwili i brunet do nas dołączył.

Otarłam łzy z kącików oczy, kiedy jako tako się uspokoiłam.

- Dzięki, chłopaki. – Mruknęłam, patrząc na każdego po kolei. – Dzięki wam choć na chwilę zapomniałam o tym wszystkim.

- Zawsze służymy pomocą. – Powiedział Victor.

Zauważyłam, że Dominick szturchnął łokciem jednorożca. Zaczęłam im się dociekliwej przyglądać.

- Chcielibyśmy poruszyć pewien temat. – Zaczął brunet, odchrząkując. – My chcemy przeprosić.

Chłopak popatrzył na mnie, przez co zmarszczyłam brwi.

- Nie macie mnie za co przepraszać. No chyba, że o czymś nie wiem.

Nikt się nie zaśmiał, więc jak widać jestem też słabym żartownisiem.

Do niczego się nie nadaję.

Victor pokręcił głową, patrząc na mnie smutnym wzrokiem.

- Skrzywdziliśmy cię, Sue. Skrzywdziliśmy was. W gimnazjum. Zaczęliśmy się z ciebie nabijać tak jak inni. Przedtem byliśmy twoją podporą, a później...

Chłopak potrząsnął głową.

- Na początku nie chcieliśmy tego, ale... to samo wyszło. Zapomnieliśmy o tym co nas łączyło i zaczęliśmy cię krzywdzić. Nie wyobrażam sobie tego co wtedy mogłaś czuć, Sue. Przepraszam.

Chodzący jednorożec spuścił głowę w dół, a w moim oku zakręciła się mała, pojedyncza łezka, której nie pozwoliłam wypłynąć.

- Ja też. – Dodał Dominick, przez co przeniosłam na niego swoje spojrzenie. – Nie wiem co bym zrobił, gdyby nagle moi przyjaciele odwrócili się ode mnie. Prawdopodobnie bym się załamał. Moglibyśmy powiedzieć, że zrobiliśmy to dla Oliver'a, ale to byłaby nic nie warta wymówka. Mogliśmy cię dalej bronić... nie obrażać cię, a my...

- Nie kończ. – Weszłam chłopakowi w słowo, ledwo słyszalnym szeptem. – Miałam was za przyjaciół, a wy się ode mnie odwróciliście. Jednak to jest przeszłość. Mam nadzieję, że teraz będzie tylko lepiej. Że znowu staniecie się dla nie podporą. Jednak prawda jest taka, że już nią jesteście.

- Czyli... wybaczysz nam? – Dopytał Victor.

Uśmiechnęłam się smutno.

- Chłopaki wybaczyłam wam już dawno temu. To wy dowiadujecie się tego dopiero teraz. Ale błagam... nie zostawiajcie mnie, nie zostawiajcie nas, znowu.

Pokręcili głowami i odrzekli wspólnie:

- Nigdy.

Zapanowała cisza, którą po chwili przerwał Dominick.

- Oliver się zmienił. – Mruknął pod nosem, podnosząc na mnie swój wzrok. – Ty go zmieniłaś.

Wciągnęłam gwałtownie powietrze.

- Ja?

- Tak, ty. On jeszcze nigdy nie martwił się tak o żadną dziewczynę, jak martwi się o ciebie. Odkąd nie ma cię w szkole, patrzy tylko na zegarek, aby już móc do ciebie pójść. Przy nikim innym się tak nie zachowywał.

Zarumieniłam się i spuściłam wzrok.

- Domuś ma rację. – Przytaknął James. – Nie znam dobrze Oliver'a, przez te lata rozłąki, ale widzę różnice w jego zachowaniu.

- Nie nazywaj mnie „Domuś". – Warknął chłopak, jednak James, jak to James, nic sobie z tego nie zrobił.

- Muszę się zgodzić. Jednak odkąd ciebie nie ma, coraz więcej czasu spędza z Lucy. Ona jest naprawdę fajną dziewczyną.

Podniosłam głowę, patrząc na Victor'a. Poczułam jakby ktoś oderwał część mojego serca. Ale dlaczego?

- Tak. – Szepnęłam ze łzami w oczach, przełykając ciężko ślinę, czego mam nadzieję, że nikt nie zauważył. – Bardzo fajną. Cieszę się, że Oliver jest szczęśliwy razem z nią.

- Oni ze sobą nie chodzą, Sue. – Powiedział Dominick.

- Ale zaczną. – Mruknęłam. – Jeśli Lucy uszczęśliwia Oliver'a, to w końcu zaczną ze sobą chodzić. Czy nie tak to działa?

- To ty go uszczęśliwiasz. – Powiedział James. – A nie Lucy. Ona jest tylko przykrywką.

Zmarszczyłam brwi, podnosząc lekko głowę.

- Przykrywką czego?

Brunet pokręcił głową.

- Kiedyś sama się o tym przekonasz.

+!+

Ja zaraz zmykam na zajęcia z gitary, a wam zostawiam rozdział!

Mam nadziej, że się podobał xoxo

Ewoxxx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top