6. To chyba, nie był dobry pomysł.
Zaślepienie – nieobca nam przypadłość. Kiedy nasze emocje nagle stają na piedestale przed rozsądkiem. Nie zastanawiamy się zbytnio nad drobnymi szczegółami, które gdybyśmy tylko zauważyli, uchroniłoby to nas od głupstw czy wszelakich nieszczęść. Ale kiedy w grę wchodzą silne uczucia lub nieznana ekscytacja to nie zauważamy tego, co widzieć powinniśmy.
Po niecałych dwudziestu minutach dojechałyśmy pod siedzibę bractwa. Na parkingu stało kilkadziesiąt samochodów. Po drodze mijałyśmy pijanych studentów albo pary kierujące się do samochodów. Znalazłam najbliższe możliwe miejsce i zaparkowałam. Wysiadłyśmy i szybko kroczyłyśmy przez kamienną ścieżkę, po drodze napotykając się na kolejne pijane, bądź palące osoby, czy szemrane grupki stojące pod drzewami. Oczywiście nigdzie nie było widać rudej czupryny naszej pijanej przyjaciółki.
Świetnie.
Mój domowy strój nie koniecznie wpasowywał się w imprezę. Zwykła wyciągnięta bluza z kapturem z plamą po ketchupie, szare legginsy i białe znoszone trampki – sam szyk i elegancja. Przyćmiewałam pozostałe dziewczyny swoją cerą bez makijażu, cieniami pod oczami, kilkoma nieprzykrytymi niedoskonałościami i nieumytymi włosami związanymi niedbale w koka. Zajebiście imprezowo wyglądałam. Sophie przynajmniej nie zdążyła zmyć makijażu, a jej opinające czarne getry, tego samego koloru dopasowana koszulka i jeansowa kurtka wyglądały o niebo lepiej niż mój strój. Ona przynajmniej by się tu odnalazła. Miałam tylko nadzieje, że szybko ją znajdziemy i ewakuujemy, zanim mnie ktoś znajomy zobaczy.
Kierowałyśmy się od razu do kuchni, gdzie prawdopodobnie ostatni raz była Margo. Byłam tutaj raz na imprezie, dlatego znałam kierunek. Po drodze na moje nieszczęście spotkałyśmy kilka znanych mi twarzy z naszego liceum, bądź z kierunku studiów. Oczywiście jakby inaczej. I szlag trafił marzenia, żeby mnie nikt nie zobaczył. Nigdzie nie było jednak rudej czupryny. Weszłyśmy w końcu do kuchni, lecz tam również jej nie było.
Zajebie ją.
– Może się rozdzielimy. Ty idź do góry, ja rozejrzę się po parkiecie – zaproponowała blondynka. Skinęłam głową na zgodę i ruszyłyśmy w swoje strony.
Wchodziłam po stopniach, kierując się na górę, gdzie studenci mają swoje pokoje. Przed łazienką ustawiały się laski w kolejce, a pod pokojami parki wpychające sobie języki do gardeł. Rozglądałam się po korytarzu za Margo, ale nigdzie jej nie było widać. Miałam zamiar sprawdzić w łazience, kiedy w pewnym momencie poczułam, jak ktoś szarpnął mnie mocno za ramię. Ulżyło mi, że w końcu ją znalazłam i będzie wtedy mniejsze prawdopodobieństwo, że ktoś jeszcze mnie w ten wersji zobaczy. Odwróciłam się szybko i chciałam już kierować w jej stronę wiązankę przekleństw, informując o jej nieodpowiedzialności i głupocie, ale zamiast niej, stał tam wysoki, irytujący brunet.
Zajekurwabiście.
– Czego? – odezwałam się od niechcenia. Nie miałam pojęcia, co on znowu ode mnie chciał. Nie docierało do niego to, że skoro go ignorowałam, to znaczyło, że nie jestem nim zainteresowana? Czy miał może tak wysokie mniemanie o sobie, że nie przyjmował tej wersji do siebie?
– Szukasz koleżanki? – zapytał, wcześniej oceniająco lustrując moje ciało od góry do dołu. Pewnie, jeszcze jego mi tutaj brakowało. Nie obchodziło mnie to, co on sobie o mnie pomyślał. Miałam szeroko w poważaniu jego zdanie na mój temat, ale nie zmieniało to faktu, iż nie czułam się przy nim komfortowo. Ja wyglądająca jak wiejska dziewucha w poplamionych łachmanach, gdzie on wyglądał jak żywa rzeźba, która dopiero co wyszła spod rąk Michała Anioła tyle, że w wersji z dwa tysiące dziewiętnastego. Chłopak się odwrócił się i spojrzał na dwóch chłopaków, którzy się nam przypatrywali, stojąc kilka metrów za nami. Byli mniej więcej tego samego wzrostu, ale dość niżsi od bruneta. Podobni do siebie. Dwaj blondyni strasznie wychudzeni. Ich cery były trupioblade, a oczy mocno podkrążone. Uwidocznione żyły na odkrytych ramionach jednego z nich, z których jedną ręką trzymał w sinych ustach papierosa, nie były przyjemnym widokiem. Obaj wyglądali nieprzyjemnie, a ich rozbiegany wzrok napawał mnie dziwnym uczuciem.
– Muszę was zostawić na moment. – Nicholas zwrócił się w ich stronę. Palący chłopak uśmiechnął się szeroko, ukazując tym swoje pożółkłe i zniszczone zęby, a po chwili przytaknął:
– Rozumiem. Jakby co, wiesz gdzie nas szukać. – Po tych słowach oboje odeszli, a brunet z powrotem się odwrócił w moją stronę.
– Widziałeś ją? – Próbowałam ignorować jego dziwnie natarczywy wzrok, który w tamtym momencie wbijał w moje oczy. Peszyło mnie to. Zawsze lubiłam, gdy rozmówca patrzył się głęboko w oczy podczas rozmowy. Ale jego wzrok był jakiś inny. Taki tępy i mroczny, że przechodziły mnie ciarki po całym ciele. I nie wiedziałam, czy były one przyjemne, czy raczej wręcz przeciwnie. Jednak byłam pewna, że pierwszy raz widziałam takie silne, ale zarazem nieobecne spojrzenie. Próbowałam się nad tym nie zastanawiać i zignorowałam je, przenosząc się nieco niżej i o zgrozo, nie wiem, co było gorsze. Ładnie wykrojone, kształtne malinowe usta układały się w kształt wypowiadanych liter. Przełknęłam głośno ślinę, ale ocknęłam się w końcu z zamroczenia, spowodowanego jego urodą.
– Widziałem.
– Więc? – Ponagliłam go, kiedy przez kilkadziesiąt sekund nic więcej nie dopowiadał, tylko dalej wpatrywał, nawet nie mrugając. Jego usta wygięły się w półuśmiechu, a ja zastanawiałam się, czy on aby na pewno jest normalny.
– Więc, co? – odpowiedział pytaniem za pytanie, czym utwierdził mnie w przekonaniu, że faktycznie mógł mieć jakieś zaburzenia. No cóż, nie można mieć wszystkiego w życiu. Miałam ochotę stamtąd odejść, ale skoro on mnie poinformował, że Margo jest w kiepskim stanie, to powinien wiedzieć, gdzie ewentualnie mogła się znajdować. Choć nie miałam ani czasu, ani ochoty na jego durne gierki.
– Gdzie ona jest? – Ponowiłam, wycedzając słowa przez zęby. Wewnętrznie już zaczynałam wrzeć, ale uspokajające głębokie wdechy, nieco mnie uspokajały. W końcu pomrugał kilka razy i zmarszczył brwi.
– Ale kto? – I po tym pytaniu, moja ulotna cierpliwość się skończyła. Odwróciłam się i nawet nie racząc go jednym spojrzeniem ani słowem, odeszłam.
Co to jest za kretyn.
– Chodź za mną – rzucił po kilku sekundach, mijając mnie i kierując się w głąb korytarza. Chcąc nie chcąc poszłam za nim. Podeszliśmy do jednego z pokoi. Brunet złapał za klamkę i odwrócił się w moją stronę. Z bliższej odległości widziałam jego przekrwione białka, zapewne od alkoholu. I to by wyjaśniało, dlaczego był taki mało kumaty.
– Gotowa? – Zmarszczyłam brwi po jego pytaniu. Nie bardzo wiedziałam, na co niby miałam być gotowa. Jego twarz była skupiona, jakby nad czymś intensywnie myślał. Nie łapał ze mną kontaktu wzrokowego, jedynie przemieszczał go po całej mojej twarzy. I to także mi się nie podobało tym bardziej, kiedy przypomniałam sobie, jak okropnie w tamtym momencie wyglądałam.
Otworzył drzwi i przepuścił mnie jako pierwszą, weszłam do ciemnego pomieszczenia. Ciemnego i pustego. Co jest kurwa? Już chciałam się odwrócić, kiedy w tamtym momencie usłyszałam przekręcanie klucza w drzwiach. Skonsternowana szybko przekręciłam głowę w ich stronę. Brunet stał przed drzwiami z założonymi rękami na klatce piersiowej i z zadowoloną miną znów lustrował znów ciało. W pokoju panowała ciemność, jedyne światło dawał księżyc wpadający przez okno, powodując półmrok.
– Co ty odwalasz? Wypuść mnie? Gdzie jest Margo? – zapytałam zdenerwowana. Okej. To, że u niego spałam i nic mi wtedy nie zrobił, to nie znaczyło, że mu ufałam. W dalszym ciągu go nie znałam.
Objęłam się ramionami i zdenerwowana wyczekiwałam, aż coś powie. Cokolwiek – że to głupi żart, że Margo zaraz przyjdzie, albo jest obok w pokoju. Przyjrzałam mu się bliżej. Ubrany był cały na czarno, włosy lekko postawione, ale ułożone w nieładzie i to natarczywe spojrzenie. Wyglądał mrocznie i nie powiem, że nie zachowywał się dziwnie. Zaczynałam się go bać.
– Nie wiem – odpowiedział, nadal wgapiając się we mnie.
Rozszerzyłam szerzej oczy. Wszechogarniająca panika dawała o sobie znać w postaci przyspieszonej pracy serca, szybszego oddechu i poceniu się dłoni. Potarłam nerwowo ramiona i rozejrzałam się po pokoju. Dwa pojedyncze łóżka po bokach, biurko po środku i po każdej ze stron mała szafka. W oczy rzuciło mi się okno jako jedyna forma ucieczki. Jednak reasumując, iż znajdowaliśmy się na piętrze, w dodatku patrząc na moją marną sprawność fizyczną, nawet nie zdążyłabym dobiec do niego. A jeśli już, to skończyłoby się to dla mnie co najmniej na złamaniu któreś z kończyn. Chłopak nade mną górował wzrostem i siłą. Po kilku krokach z łatwością by mnie złapał.
– Po co mnie tu przyciągnąłeś? Wypuść mnie, bo zacznę się drzeć – mówiłam przerażona drżącym głosem.
Gwałtownie nabrał powietrza i nagle zbliżył się szybkim krokiem w moim kierunku. Automatycznie się cofnęłam, lecz kiedy zrobiłam krok w tył, zostałam gwałtownie popchnięta do ściany za mną. Naparł na mnie całym ciałem, przyciskając ciasno do ściany. Dłońmi sunął po moim ciele, kierując się ku górze. Przed chwilą miałam zamiar krzyczeć, jednak kiedy zbliżył się do mnie, zamarłam. Nie mogłam wypowiedzieć nawet słowa. Dotykał subtelnie moje biodra, sunąc w górę, aż dotarł do karku. Jego twarz od mojej dzieliły milimetry, nasze przyspieszone oddechy mieszały się ze sobą. Słyszałam tylko to i moje pędzące serce, które chyba planowało mi wyskoczyć. Przestałam nawet słyszeć stłumioną muzykę z dołu, kiedy widziałam, jak jego oczy ciemnieją, a spojrzenie nabiera na sile, wpatrując się w moje brązowe tęczówki. Robił to tak intensywnie, jakby chciał prześwietlić moją duszę w każdy możliwy sposób. A ja jak zahipnotyzowana nie mogłam oderwać wzorku od jego ciemnych tęczówek. Wypuściłam delikatnie oddech, bo przez chwilę bezwiednie go wstrzymywałam. Pomrugałam nerwowo powiekami, bo od tego intensywnego wpatrywania się w siebie, oczy zaczęły mi zachodzić mgłą.
– Co t-ty robisz? – zapytałam nerwowo, wydając przy tym zduszony odgłos. Ale mimo to, nie przerywałam kontaktu wzrokowego. Chłopak uniósł lewy kącik w półuśmiechu, a jego palce powędrowały na dół mojej szyi. Zacisnął palce mocno na mojej szyi... A potem zaczął mnie dusić.
On mnie dusi. On chce mnie udusić.
Przed oczami stanął mi cały świat. Całe moje dotychczasowe życie, marne, ale jednak życie. Wszystkie złe i dobre chwile. Moje dzieciństwo, które mogę uznać za udane. Okres dorastania, który bywał czasem gorszy, ale jednak dzięki nim było wiele wspomnień. Pierwsze miłostki, pierwszy pocałunek. Boże ja zaraz umrę – myślałam. Nie zdążyłam się pożegnać z moimi rodzicami. Powiedzieć jak bardzo ich kocham. Podziękować za wychowanie, że ze mną byli w dobrych i złych chwilach. Pragnęłam krzyczeć, prosić o pomoc, ale głos uwiązł mi w gardle. Nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku z siebie ani zebrać się na jakiś ruch. Nawet o milimetr się nie poruszyłam. Obraz zaczął mi się rozmazywać, wzięłam głęboki oddech i zacisnęłam mocno powieki. I czekałam na mój kres. W uszach zaczynało mi szumieć, serce wykonywało coraz silniejsze uderzenia. Słyszałam już tylko jego bicie. Czułam, jak odbijało się o ścianki mojej klatki piersiowej niczym z prędkością światła.
To już koniec.
Jednak ten koniec nie nadchodził. Nie odchodziło moje życie. Nie zaczynałam się dusić, moje serce nie przestawało bić. Chłopak spowodował moje oniemienie, kiedy z mocą przycisnął swoje pełne wargi do moich. I tym bardziej nie mogłam się ruszyć, nawet zaczerpnąć powietrza, czy wydusić z siebie czegokolwiek. On mnie całował. Otworzyłam na chwilę oczy, patrzyłam na jego zaciśnięte powieki, on w tym czasie napierał na mnie coraz bardziej i drażnił językiem moje wargi, dopóki mimowolnie ich nie otworzyłam, dając mu tym samym dostęp do moich ust. Zaczęliśmy się zachłannie całować. Tańczyliśmy swoimi językami, ocierając się o siebie z ogromnym pożądaniem. Zassał moją dolną wargę, przeszywając mnie falą gorąca, która rozlewała się po całym ciele, aż do samego rdzenia. Nie zdawałam nawet sobie sprawy, kiedy złapałam go dłońmi za jego ramiona, mocno wciskając w nie swoje palce. Nie wiedziała, jak one tam trafiły a ja, zamiast go odepchnąć, to go trzymam. Nie miałam pojęcia, dlaczego na to pozwalałam. Powinnam to przerwać, a zachowywałam się jak w transie – zatrzymana w czasie, jakby świat poza nami nie istniał. Jego pełne usta badały zachłannie każdy milimetr moich. Tak wspaniale całował.
Stop Veronico!
W końcu wróciłam do rzeczywistości. Otrząsnęłam się. Nagle dotarło do mnie, co się właściwie działo. Co on sobie wyobrażał? Zaczęłam głęboko oddychać. Otworzyłam nagle oczy, które przed sekundą były pełne pożądania, zmieniły się w iskrzące złością świetliki. Wzięłam głęboki wdech i z całej siły odepchnęłam go od siebie. Zaskoczony oderwał się od moich ust i zrobił krok w tył, nie czekając dłużej, wymierzyłam mu siarczysty policzek. Wyrwałam się całkowicie z jego uścisku i pobiegłam w stronę drzwi. Bałam się, że może mnie siłą zatrzymać, a z łatwością mógłby to zrobić. Ale kiedy otworzyłam drzwi, spojrzałam na niego i widziałam, że stał w tym samym miejscu, gdzie go zostawiłam. Odwrócony plecami z zawieszoną ręką na ścianie i spuszczoną głową w dół. Otrząsnęłam się i wybiegłam na korytarz, potrącając po drodze kilku pijanych ludzi. Zbiegłam po schodach. Na dole na szczęście dojrzałam Sophie, która wychodziła z salonu razem z rudowłosą Margaret.
– Sophie! – krzyknęłam i podbiegłam do nich. Blondynka odwróciła się w moją stronę, trzymając pod pachą naszą przyjaciółkę.
– O, jesteś. Właśnie miałam cię szukać. Chyba musi się napić trochę wody – powiedziała, wskazując głową w stronę Margo. Podeszłam bliżej i pomogłam wtargać do kuchni już ledwo stojącą na nogach zielonooką.
– No nieźle się urządziłaś Margaret – Kręciłam z dezaprobatą głową, jednak jej stan nie pozwalał na konkretną i wyraźną odpowiedź, więc tylko zabełkotała coś pod nosem.
Usadziłyśmy ją na stołku barowym przed wyspą kuchenną. Soph nalewała jej wody, a ja trzymałam ją za ramiona, żeby nie upadła. Upiła z ledwością kilka łyków, po czym zwlekłyśmy jej pijackie zwłoki i wyszłyśmy z kuchni.
– O, ta kurwa już sobie następnego znalazła. Jeszcze parę minut temu była z kimś innym – odezwała się Sophie. Patrzyła w stronę prowizorycznego parkietu stworzonego w salonie ze zniesmaczoną miną.
Automatycznie spojrzałam w tamtą stronę. Na dwóch kanapach umiejscowionej obok parkietu siedziało parę osób, kilku grało chyba w butelkę, dwie osoby paliły papierosy, a po przeciwnej stronie siedziała dziewczyna, usadzona na kolanach chłopaka i zażarcie połykali się nawzajem. On trzymał jej ręce na tyłku, który praktycznie był na wierzchu, przez zbyt krótką skórzaną spódniczkę, a ona miała oplecione swoje ramiona na jego karku. Wyglądali, jakby mieli się tam zaraz pieprzyć. Przyjrzałam się dokładniej twarzy dziewczyny, bo skądś kojarzyłam tę urodę. Po chwili, gdy dziewczyna odrzuciła swoje blond kręcone włosy do tyłu, odrywając się na moment od chłopaka, dotarło do mnie, kim ona była.
To nikt inny jak Amanda Smith. Rasowa blond kurwa.
Szczupła, długonoga piękność o niebiańskich oczach i piersiach wypełnionych za dużą ilością silikonu. W pakiecie zafascynowanie płcią przeciwną i chęć robienia im dobrze. Pyskata suka, ale wystarczyło, że zakręciła swoim zgrabnym tyłkiem, cmoknęła napompowanymi ustami i każdy facet padał jej do stóp. Byle tylko pozwoliła im się przelecieć, żeby mogli się pochwalić kumplom i dopisać do swojego CV, że przelecieli Amandę Smith. Jakby to był jakiś wyczyn wart nagrody Nobla. Taa, chyba Jobla, bo ona praktycznie każdemu dawała. Więc nie wiem, czym się tak szczycili. Powinni lepiej sprawdzić, czy się czymś od niej nie zarazili. Po takiej ilości nie zdziwiłabym się, gdyby miała jakąś chorobę weneryczną.
– Znalazł swój, swego – podsumowałam, mierząc ich przymrużonym wzrokiem i kręcąc głową. Amanda właśnie pożerała się nawzajem z ciemnookim brunetem, który kilka minut wcześniej całował mnie. I nie będę ukrywać, że poczułam się wtedy, jakby mnie wykorzystał, choć to był tylko krótki, nic nieznaczący pocałunek.
Obudziłam się na dźwięk budzika, którego tak bardzo nienawidzę. Dobrze, że wykłady miałyśmy dopiero na dwunastą i tylko trzy, bo chyba bym tam zasnęła, gdyby dłużej trwały i w dodatku od rana. Ogarniał mnie wielki kac. Ale nie ten po alkoholu, bo przecież nic dzień wcześniej nie piłam, tylko ten moralny. Po odwiezieniu Margo do domu, a raczej jej pijackiego ciała, bo po drodze zasnęła i musiałyśmy wytargać jej bezwładne ciało z samochodu, wróciłyśmy z Sophie do domu. Nie mogłam zasnąć prawie do czwartej rano, rozmyślając o tym, co się wczoraj stało w tym nieszczęsnym pokoju. Co ja sobie myślałam? Po co polazłam za nim do pokoju? Najgorsze – po co dałam się pocałować. Po chwili lekkiego zdziwienia i zawahania pozwoliłam mu na to. W sumie jeszcze gorsze było to, że mi się podobało i nie wiem, co by było, gdybym w porę się nie opamiętała. Skoro mi się podobało to, dlaczego miałam wyrzuty sumienia? A no dlatego, że jak zobaczyłam go chwilę później, całującego się z tą blond zdzirą – sama się taka poczułam. Dałam się ponieść emocjom, których tak naprawdę mało kiedy zaznawałam, a jeśli już to, były bardzo odległe w czasie. Dałam się podejść i wykorzystać. Dla niego była to tylko zabawa, chciał mnie wykorzystać, a kiedy uciekłam, to poszedł do pierwszej następnej, żeby się zaspokoić. Dlatego miałam kaca. Bo czułam się potraktowana jak zabawka. Jak szmaciana bezużyteczna podarta laleczka, którą się wyrzuca i zamienia na nową – lepszą wersję. Byłabym tylko jego zdobyczą, którą może odhaczyć w swoim notatniku jako "zaliczone - więcej nie wracać". Jaką ja byłam kretynką. Mózg mi chyba zlasowało. Nienawidzę się za to.
Moje przemyślenia przerywał dźwięk dzwoniącego telefonu. Spojrzałam zaspanym wzrokiem na podświetlający się ekran mojego złotego iPhone.
– Halo pijaku, jak tam? Kac morderca męczy? – zaśmiałam się do telefonu, odbierając połączenie od Margaret. Wyszłam najciszej, jak mogłam z łóżka i skierowałam się do łazienki, żeby nie budzić Sophie. Miała szczęście, bo mogła wstać jeszcze później niż my.
– Nie idę dziś na zajęcia – odezwała się cichym, chrapliwym głosem.
– Oho, męczy. Trzeba było tyle pić?
– Nawet mi się mów. I ciszej, nie tak głośno – mamrotała pod nosem – Wiem, że miałam się ograniczać, ale pokłóciłam się z Liamem. Powiedział, że to nie było nic na poważnie, że liczył tylko na jednorazową przygodę i po to mnie zaprosił. A jak odmówiłam, to poszedł poszukać innej chętnej. Więc poszłam pić, po paru drinkach byłam już wstawiona i już przestałam panować nad ilością – na końcu swojego opowiadania głośno westchnęła i dodała cichym, smutnym głosem. – Chyba nic z tego nie będzie. Ja głupia myślałam, że się zmieni dla mnie.
– Och Margo, mówiłam ci, że takie osoby się nie zmieniają. – Ostrzegałam ją nie raz, żeby się za bardzo nie nakręcała, bo on był z tych, co zmieniają dziewczyny jak rękawiczki. A raczej ich w ogóle nie mają, tylko pieprzą przez jedną noc i idą dalej. Ale jak zwykle mnie nie słuchała. Myślała, że swoją urodą i temperamentem go zmieni. Pewnie by tak było, ale z normalnym chłopkiem. – Jeszcze znajdziesz swojego księcia na rumaku – dodałam pokrzepiająco, choć wiedziałam, że i tak będzie to przeżywać przez parę miesięcy. Była bardzo emocjonalna.
– Ja chciałam jego, ale widocznie nie był mi pisany – załkała smutno i nastała niezręczna kilkunastosekundowa cisza, którą przerwała. – Nie obrzygałam ci wczoraj samochodu?
– Masz szczęście, że nie. Uwierz, że jeśli by tak było, to już z samego rana miałabyś pucowanko – odpowiedziałam z powagą w głosie. To prawda, nienawidzę mieć brudno w aucie. A swoje wymiociny musiałaby sprzątać sama. No przepraszam, ja bym tego nie zrobiła, bo chyba sama bym przy tym zwymiotowała. Ugh...
– Domyślam się. Dobra muszę kończyć, bo jestem padnięta, łeb mi pęka. Dziękuję, że po mnie przyjechałyście. Chociaż nie pamiętam nawet, jak się dodzwoniłam do was.
– Nie ma za co. W końcu od tego jesteśmy. Przecież wiesz, że zawsze możesz na nas liczyć – wyznałam szczerze. Byłyśmy wszystkie jak rodzina, wskoczymy za sobą w ogień, jeśli będzie taka potrzeba. – Ale miałam cię jeszcze opieprzyć za rozdawanie mojego numeru! – Przypomniałam sobie ten wczorajszy incydent i musiałam zwrócić jej uwagę.
– Co? Komu? Nie dawałam nikomu twojego numeru, przecież wiem, że tego nie lubisz. – Tłumaczyła się. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się nad jej słowami. W sumie była w takim stanie, że pewnie nawet tego nie pamiętała.
– To skąd w takim razie Nicholas miał mój numer? Pisał do mnie w trakcie imprezy. Od niego wiedziałam, że się najebałaś, a potem zadzwoniłaś do mnie, prosząc, żebym przyjechała cię ewakuować.
– Ale ja nie dawałam mu twojego numeru, serio. Nie przypominam sobie. Przynajmniej nie wtedy, kiedy jeszcze kontaktowałam – mówiła błagalnym tonem, bym jej uwierzyła.
– Okej, nieważne. I tak pewnie da już sobie spokój i się odwali – powiedziałam z nadzieją, że tak będzie. – Muszę już kończyć. Nie każdy ma tak dobrze, żeby siedzieć w domu, niektórzy muszą iść na zajęcia. – dodałam i skierowałam się do drzwi łazienki.
– Oj nie wypominaj mi. Też możesz choć raz, zostać w domu kujonie.
– Nie mogę, bo muszę oddać pracę dodatkową profesorowi Dunkanowi. I nie jestem kujonem – oburzyłam. Dobrze się uczyłam. Lubiłam, to co robię, ale nie byłam jakiś turbo kujonem. Nie siedziałam cały czas w książkach, czy też zaliczałam prace na same piątki. Nie przysiadałam godzinami po zajęciach. Po prostu mam dobrą pamięć, dużo czytam, przez co pisanie prac szło mi dość sprawnie.
– Dobra kujonie, tak sobie tłumacz. Idę spać dalej. Buziaki, pozdrów Soph – pożegnała się radośnie i rozłączyła połączenie.
Minęły cztery dni od tego feralnego poniedziałku, od tego czasu brunet dał mi w końcu spokój. Nie odzywał się, nie widziałam go nawet w okolicach uczelni. Całe szczęście. Margo nie miała kontaktu z Liamem, leżała w łóżku przeziębiona. A my z Sophie szykowałyśmy się do wyjścia do klubu. Tak znowu gdzieś wychodziłam. Sophie umówiła się jakiś facetem z portalu internetowego, a nie chciałam zostawiać jej samej na pastwę nieznanego faceta. Miałam być przy okazji jako przyzwoitka. Nie znała kolesia. Mieszkał podobno pięćdziesiąt kilometrów od nas. Poznała go przez Internet i w razie gdyby okazał się jakimś psychopatą wolała, żeby ktoś z nią poszedł. Margo niestety zaniemogła, dlatego ja się zgodziłam. Co prawda niechętnie. Ale w końcu czego się nie robi dla przyjaciół?
Siedziałyśmy od pół godziny przy barze w klubie "Venice". Jednego z bardziej kameralnych miejsc w naszej okolicy, gdzie nie było tłumów – na moje szczęście. Piłyśmy drinka "Venice Beach" i czekałyśmy na tajemniczego chłopaka, z którym umówiła się blondynka. Nie chciałam doprowadzać się do stanu upojenia. Po pierwsze dlatego, że miałam ostatnio złe wspomnienia z alkoholem. Po drugie musiałam mieć trzeźwy umysł. Sophie nie była tak porywcza, jak Margaret, ale jednak czasem zdarzało jej pochopnie podejmować decyzje. Dlatego to był mój pierwszy i ostatni drink alkoholowy. Wróciłyśmy chwilę wcześniej z parkietu, gdyż leciał ulubiony kawałek Sophie od Eda Sheerana.
Klimatyczne miejsce, które nie trzeba było wiele tłumaczyć, jaki miało wystrój. Jasne kolory, beżowe skórzane kanapy i drewniane stoliki w kształcie weneckich gondoli. Na głównej ścianie parkietu ogromna fototapeta z krajobrazem Canal Grande z widocznym Mostem Rialto. Za barem wisiały białe drewniane półki w kształcie łódek, wypełnione różnymi alkoholami. Dwie barmanki ubrane w rozkloszowane czarne spódniczki i tego samego koloru dopasowane bluzki bez rękawów w białe groszki z jasną wstążką przy zwieńczeniu głębokich dekoltów. Obie w prostych kokach, a na twarzy ładny delikatny makijaż i mocniej podkreślone krwistoczerwonym kolorem usta. Natomiast barman, który podawał nam drinki, nie wpasowywał się swoim zwykłym ubiorem czarnej koszulki i ciemnych jeansów. Światła reflektorów rzucały co jakiś czas blask na nasze twarze, kiedy popijałyśmy swoje trunki. Spojrzałam na smutną twarz mojej przyjaciółki.
– Może nie przyjdzie? – żaliła się Sophie, spoglądając się w stronę jasnobrązowych drzwi wejściowych klubu.
– Przyjdzie, na pewno. Pewnie czeka w kolejce do wejścia – odpowiedziałam pokrzepiająco, przytulając ją delikatnie do siebie. Tak naprawdę przed klubem raczej nie było kolejki, ale nie chciałam jej dołować. Sądziłam, że to nie był dobry pomysł spotykać się z osobą poznaną przez Internet, której się nigdy nie widziało. Nigdy nie wiadomo, kto jest po drugiej stronie komunikatora. Choć wiem, iż zdarzają się czasem takie historie, w których kończy się to dobrze. Miałam nadzieję, że i tym razem nie wyjdzie z tego jakieś nieszczęście. Ta dziewczyna zasługiwała na poznanie dobrego chłopaka.
Nagle oderwała się ode mnie i sięgnęła szybko do swojej czerwonej skórzanej kopertówki. Czarna prosta sukienka przed kolana, ładnie podkreślała jej okrągłe kształty, a jak zwykle wysokie i tego samego koloru buty dodawały jakieś piętnaście centymetrów wzrostu. Wystawiła zaciśniętą pięść w moim kierunku.
– Co to? – zapytałam zdezorientowana. Kiedy otworzyła dłoń, zrozumiałam, o co jej chodziło.
– Odpięły mi się u ciebie, zapomniałam o tym, a wiesz, że przynosi mi szczęście – oznajmiła, wystawiając w moją stronę dwie kolejne zawieszki E i D od jej ulubionej bransoletki.
– No tak, bez niej się nie ruszasz.
– To pamiątka, muszę ją mieć przy sobie. Skoro go jeszcze nie ma, to idę zapalić. Idziesz też? – zapytała, wstając ze stolika barowego. Pokręciłam przecząco głową, bo paliłam jeszcze przed wejściem. Sophie bardziej się denerwowała, więc chodziła co chwilę na papierosa. Ja o dziwo byłam wyluzowana, choć błąkały się gdzieś z tyłu głowy pewne obawy. – Jakby co to dzwoń.
Uśmiechnęłam się szczerze do blondynki i odprowadziłam ją wzrokiem. Przed klubem była ochrona, więc nie powinno jej nic grozić. Ja musiałam iść do toalety za potrzebą fizjologiczną, więc chciałam udać się w tamtą stronę. Poprawiłam białe spodnie z wysokim stanem, w który włożony miałam czarny top i wstałam z krzesełka.
I to chyba, nie był dobry pomysł, że odeszłam.
Hej, hej czołem:-)
Jak rozdział?
Nicholas pokazał nam się dziś z innej strony. 😈
I biedna Margo, ale cóż można było się tego spodziewać 😕
A co takiego wydarzyło się w klubie? Jakieś teorie?🤔
Pozdrawiam❤
M-adzikson 🤘
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top