33. Część druga: Mogłabym go pokochać.
Zanim ruszyliśmy w naszą mini wyprawę, udało mi się namówić Nicholasa i przeleżałam jeszcze półtorej godziny w łóżku. Potem nafaszerował mnie jakimiś środkami przeciwbólowymi oraz przeciwwymiotnymi i, w asyście mojego zrzędzenia wyszliśmy pozwiedzać. Dwie godziny spędziliśmy razem, rozmawiając, śmiejąc się i dogryzając. Buzie nam się nie zamykały i robiliśmy to tak, jakbyśmy nie widzieli się kilka lat i starali nadrobić stracony czas. Może po części tak było. Chcieliśmy iść dalej, a jakakolwiek rozmowa była do tego odpowiednim system zapalnym. Gadaliśmy na różne tematy. Od błahych, jak na przykład jakieś wspominki z dzieciństwa, to jakieś wesołe anegdotki z teraźniejszości, wypytywaliśmy się o różne rzeczy, jak i poważniejsze tematy. Opowiedziałam mu o swojej relacji z ojcem. Tej wcześniejszej i teraźniejszej, nie oszczędzając prsy tym szczegółów. Nicholas delikatnie mówiąc zdenerwował się, gdy powiedziałam mu, co ojciec mi prawił na jego temat i że mnie nawet wtedy uderzył. Przyznałam się, że próbowałam wszystkie smutki zapełnić oddaniem się domowi. Sam wyjawił, że on po tym wszystkim nie wiedział co ze sobą zrobić, był nieprzyjemny w pracy i nigdzie nir chciał wychodzić. Przyznał się, że czasem go ponosiło i obrywało się przy tym chłopakom, ewentualnie jakiemuś meblowi w jego domu.
Nie czuliśmy żadnego skrępowania. Tak, jakbyśmy się nigdy nie pokłócili. Może to był dobry znak, że nie wszystko było jeszcze stracone?
Siedzieliśmy właśnie na ławeczce po stronie jeziora, gdzie znajdowała się dzika plaża. Zrobiliśmy sobie przerwę od spacerowania po ośrodku. Wpatrywaliśmy się w rozciągającą się przed nami wodę, siedząc obok siebie.
Miał rację, to był dobry pomysł, by wyjść. Poczułam się trochę lepiej.
Spojrzałam w niebo, podziwiając piękne kłębki chmur, układające się w różnorakich kształtach. Promienie słoneczne przedzierały się przez biało-szare obłoczki, a małe obłoczki płynie poruszały się z delikatnym podmuchem wiatru. Przyglądałam się, próbując dostrzec każdy najmniejszy rodzaj. Jeden z nich zaczął mnie niepokoić.
– Co tak się zmartwiłaś? – zapytał Nicholas.
– Cumulonimbus – powiedziałam, obserwując ze skupieniem jeden rozdzaj, który wywołał mój niepokój.
– Co? – zapytał zdziwiony.
– No Columulonimbus, kłębiasta chmura deszczowa. Może zwiastować nagłe załamanie pogody, gwałtowny wiatr i deszcz.
– Przecież to są ładne, zwykłe białe chmurki – zaśmiał się.
– Te małe, białe kalafiorki to Cumulusy. Ale patrz tę, po prawej stronie. Ta wypiętrzona, gęsta, która przypomina kowadło. Gdybyś widział, jak pięknie wygląda z lotu ptaka, a z przestrzeni kosmiecznej to już w ogóle. – Wskazałam palcem na wspomnianą chmurę, emocjonując się nad jej widokiem. Lubiłam patrzeć na chmury i przeglądać fotografie nietypowych rodzai, jak i z różnych perspektyw.
Brunet spojrzał w tamtą stronę, wytężając wzrok. Widziałam, jak analizuje kłębki, zapewne wyszukując kowadła.
– Często też towarzyszy temu burza, a jest dziś parno, więc może powinniśmy już wracać? Nienawidzę burz. Są okropne. Znaczy boję się ich – dodałam, krzywiąc się na ostatnie słowa. Gdy sobie przypomniałam o tym zjawisku, aż przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz.
– Gdzie ty tutaj widzisz kowadło? Ja tutaj widzę samą bitą śmietanę.
Przewróciłam oczami. No tak, Nicholas i jego sposób patrzenia na chmury.
– Dobra, nie ważne – westchnęłam. – Zapomniałam, że ty masz swoje dziwne odzwierciedlenia tego, co widzisz.
Całe szczęście nie znajdowaliśmy się daleko od domku, więc w razie czego, mogliśmy szybko wrócić do środka.
– Proszę mnie tutaj nie obrażać. Przez ciebie kiedyś wpadnę w depresję i stracę pewność siebie – zaczął poważnym tonem, jednak nie dałam się zmylić. Wiedziałam, że żartuje. Jego oczy go zdradzały.
Odkąd postanowiliśmy się pogodzić, ciągle widziałam to roześmiane, figlarne spojrzenie, którym raczył mnie za każdym razem, gdy na mnie spoglądał. A ja byłam z tego powodu szczęśliwa.
– Twoja pewność siebie raczej ma się dobrze. Zwłaszcza twoje przerośnięte ego – dogryzłam mu.
– Oj, nie moja droga. Teraz przegięłaś pałkę – zbulwersował się i nagle wstał. Nie wiedziałam, co on kombinuje, dlatego bacznie go obserwowałam, gdy chciał mnie – jak się okazało – unieść. Złapał mnie jedną ręką pod kolanami, a drugą ułożył na plecach.
– Co ty wyprawiasz? – zapytałam zszokowana.
– Doigrałaś się.
Podniósł mnie i zaczął się kierować w stronę wody.
– Nicholas, nawet mnie nie denerwuj! Nie nadaję się dziś do pływania – warknęłam, gdy ten szedł dalej przed siebie, aż w końcu znaleźliśmy się na skraju piasku, a wody.
– Przeproś – wygłosił, a ja prychnęłam na jego słowa.
– No chyba sobie... – Nie zdążyłam dokończyć, bo zrobił krok w wodę, tak, że podeszwą swojego Adidasa był już we wodzie. – Nicholas, do cholery! Ja mam jeszcze promile we krwi, nie mam nic na przebranie. Jak się ostatnim razem to skończyło?
Próbowałam go jakoś złamać, ale widziałam, że dobrze się bawił. I chyba był zdolny, by wejść tam ze mną. Nie ważne, że w ubraniu.
– Przeproś, chyba, że twoja duma ci nie pozwala na to.
Walnęłam go w ramię, ale ten gest podjuszył go jeszcze bardziej, bo tym razem opuszczał mnie w dół. Nim zawisnęłam nad wodą, owinęłam szybko i mocno ramiona wokół jego szyi. W razie czego, ściągnę go ze sobą, pomyślałam.
– Odłóż mnie najpierw, to zrobię to.
– Nie wierzę.
– Dotrzymuję słowa.
Brunet chwilę się zawahał, ale nim mnie postawił, znowu się ze mną przekomarzał, udając, że chce mnie tam wrzucić.
– Słucham – rzekł, zakładając ramiona na klatce piersiowej, kiedy w końcu się wyprostowałam, odłożona na ziemi.
– Przepraszam ciebie – zaczęłam patetycznie – i twoje przerośnięte ego. – Głośno się zaśmiałam, widząc minę Nicholasa.
– Osz ty!
Jednak nie było mi do śmiechu, gdy się obruszył i zaczął szybko iść w moim kierunku. Rzuciłam się do ucieczki, ale marne były moje szanse, zważając na moje samopoczucie. Choć raczej bez względu na okoliczności i tak bym ich nie miała. Nick szybko chwycił mnie w talii i pociągnął do siebie. Wyrywałam się, śmiejąc się, przy tym, bo chłopak co jakiś czas łaskotał mnie po boczkach. Szamotaliśmy się chwilę, ale żadne z nas nie chciało ustąpić. W końcu Nick mocno się zaparł, by mnie pociągnąć, a ja w tamtym momencie straciłam równowagę i runęłam wprost na niego, a on na trawę za nami.
Buchnęłam śmiechem, leżąc na jego brzuchu plecami. Brunet mi zawtórował, oplatając moje ciało swoimi ramionami.
– I widzisz co narobiłaś? Trzeba było się nie wyrywać. – Usłyszałam nad głową jego rozbawiony głos.
– Ja? Przez ciebie spadły mi okulary. – Poruszyłam się, by zejść z jego ciała. Poluźnił swój uścisk, przez co mogłam swobodnie to uczynić i położyłam się obok niego.
– Nie wiem, po co ci te okulary.
– Bo mnie razi słońce.
– Ale słońce jest za chmurami – zauważył.
Westchnęłam ciężko i obróciłam się w jego stronę. Z tej perspektywy mogłam oglądać jego profil, gdy patrzył w niebo.
– Ale mnie razi – wyjaśniłam.
– Trzeba było wczoraj tyle nie chlać.
Przewróciłam oczami po jego wypowiedzi.
– O jeju, długo mi będziesz to wypominał?
– Tak – uśmiechnął się, ale zaraz potem spoważniał – Zwłaszcza to całowanie. Podobał ci się ten koleś?
– Jaki?
– Ten, z którym się całowałaś, ten pierwszy, bo drugiego pewnie nie pamiętasz.
Chciałam się głośno roześmiać, ale się powstrzymałam. Dlatego tylko się nikle się uśmiechnęłam.
On był zazdrosny.
– W sumie... jest całkiem spoko. Żaden z niego Di Caprio, czy Swayze z Dirty Dancing, ale brzydki nie jest.
– Czyli gustujesz w złych i niegrzecznych chłopcach. – Spojrzał na mnie.
– Nie. Przyciągają uwagę, zazwyczaj są przystojni, ale zbyt problematyczni.
– Jak to nie? A ja? – zapytał zdziwiony.
Prychnęłam prześmiewczo.
– Ty jesteś tylko marną podróbką bad boya.
– No patrzcie, znowu mnie obraża. – Udał zbulwersowanego i w dwóch sekundach znalazł się nade mną.
Zawisł, układając wyprostowane ramiona po moich bokach. Patrzyłam w te roześmiane tęczówki, nie kryjąc również swojego dobrego humoru.
– Nie obrażam, po prostu lubię się z tobą droczyć – wyjaśniłam, na co uniósł brew do góry, zaczepnie się uśmiechając – I lubię kiedy jesteś o mnie zazdrosny. – Wyszczerzyłam się do niego, jak nienormalna, ale nic nie mogłam poradzić na to, że mnie ta sytuacja bawiła. Jak i podobała.
Zmierzył mnie spojrzeniem spod przymrużonych oczu i również się uśmiechnął.
– Masz rację jestem zazdrosny. Ja przynajmniej potrafię się do tego przyznać – dogryzł mi, a ja wiedziałam do czego nawiązuje. Westchnęłam ciężko.
– Okej, ja też czasem jestem o ciebie zazdrosna. Zadowolony?
– Czasem? – dopytywał zaczepnie.
– Czasem często, okej? Gdy patrzyłam na ciebie z innymi dziewczynami, to chciałam być na ich miejscu – wyjawiłam to, co kiedyś we mnie siedziało.
Taka była prawda. Zawsze, gdy spędzał czas z jakąś wysztafirowaną lalką, to im tego zazdrościłam. Tak, jakbym potrzebowała jego uwagi skupionej na mnie, a nie na nich.
Brunet zerwał się i wstał na równe nogi.
– Nie chciałabyś – rzucił nagle, zanim obrócił się po swój plecak.
– Dlaczego? W jakim sensie? – zapytałam, zdziwiona, ale nie odpowiedział, podszedł już do ławeczki i zabrał stamtąd plecak, który towarzyszył nam podczas naszej wspólnej wyprawy.
– Chodź, pójdziemy dalej.
Nie drążyłam i dołączyłam do niego.
– Chodź, nie daj się prosić.
– Nie, Nicholas. Nie chcę – jęknęłam.
– Ubrania zostawimy tutaj, więc ich nie przemoczysz – ciągnął dalej, próbując mnie przekonać do kąpieli w jeziorze.
Znaleźliśmy kawałek piaszczystej plaży, na której nie było nikogo. Turyści korzystali z atrakcji na zachodniej i południowej części. Po drodze nie spotkaliśmy żadnej żywej duszy, więc nie miał nam kto przeszkadzać.
– Ale bieliznę tak. Później mam iść w mokrych gaciach? Nie, dzięki – upierałam się przy swoim, bo nie miałam ochoty na pływanie. Szliśmy przed siebie, niedaleko wejścia do lasu, a Nick uparcie próbował mnie przekonać do wejścia do wody.
– Bieliznę też tutaj zostawimy – oznajmił, przez co kolejny raz tego dnia oberwał ode mnie w ramię.
– Niewyżyty samiec – skwitowałam go.
– Wczoraj byłaś bardziej chętna na takie ekscesy – zauważył, a ja zastanawiałam się, jak długo będzie mi ten dzień wypominał.
– Wczoraj było wczoraj, a dziś to dziś.
– Trudno. Mogliśmy poćwiczyć scenę jak z Dirty Dancing.
– Jak Johnny uczył Baby unoszenia? Tylko oni tam byli w ubraniach – zauważyłam. Zmarszczyłam czoło, spoglądając na niego z zaciekawieniem. – Chcesz mi powiedzieć, że oglądałeś Dirty Dancing?
– Tych tańczących zboczeńców?
– Jakich zboczeńców? Co ty pieprzysz?
– Przecież oni tam w tym klubie tańczyli, jakby mieli się ze sobą zaraz pieprzyć. Te pseudo-erotyczne ruchy... – Zaczął zabawnie wyrzucać biodra do przodu, co wyglądało nieco dwuznacznie.
Parsknęłam śmiechem, widząc co wyczynia.
– Przestań, to były zmysłowe tańce. Skoro ci się nie podobało, to po co oglądałeś? – zapytałam zaczepnie.
– Moja babcia kochała się w Sweyze'm. Non stop to oglądała, to i Uwierz w ducha. Zmuszała mnie do oglądania.
– Uwierz w ducha też spoko, ale bardziej do wzruszenia. A Dirtyb jest klasykiem amerykańskiego romansu. Lata dziewięćdziesiąte, cała ta otoczka muzyczna. The Time of My Life, Hungry eyes, Do you love me. Przecież to jest piękne. Aż zachciało mi się posłuchać hitów lat osiemdziesiątych, dziewięćdziesiątych.
– Myślałem, że wolisz bardziej czasowe utwory. Nie chcesz jechać dziś z nimi na ten Festiwal? – zdziwił się.
Weszliśmy w głąb lasu.
– Lubię wiele gatunków. Jestem uniwersalna. Co mi wpadnie w ucho, tego słucham. Może to być muzyka elektroniczna, ciężkie basowe brzmienia, typu dubstep. Pop, czy nawet hip-hop. Posłucham nawet symfonii Beethovena. Ale ostatnio moją miłością jest stary rock.
– Czyli mam szeroki wachlarz, gdy będę cię gdzieś zabierał. Spodobałby ci się wypad do opery, jak i koncert 50 Cent, Sheerana, czy Stonsów. Jak dla mnie idealnie. Chociaż ja wolę to ostatnie.
Zaśmiałam się.
– Tak, ze wszystkiego będę zadowolona.
– To następnym razem będziemy słuchać Scorpions, Bon Jovi, Eltona Johna w moim samochodzie.
– O Boże, tak! – rzuciłam entuzjastycznie. – Na Always zawsze ryczę. A od Eltona to Sacrifice. Lubię też Roxette, ale to bardziej pop. A ostatnio mam taki mood na Marię Carrey. Drę się na cały dom, słuchając jej – wyrzucałam z siebie jak najęta. Nie moja wina, że niektóre utwory wywoływały u mnie pozytywne emocje, aż dodawały mi siły do pracy. Zazwyczaj podczas sprzątania włączałam sobie jakąś składankę.
Zerknęłam na Nicholasa, bo wyczuwałam na sobie jego spojrzenie. Wpatrywał się we mnie rozbawiony, ale można było też dostrzec jakąś nieznaną emocję w nim.
– Dlaczego mi się tak przyglądasz? Ubrudziłam się?
Piękny uśmiech zagościł na jego ustach.
– Nie. Po prostu dobrze cię widzieć w takim nastroju. Możesz być taka radosna częściej.
– To przez tę piękną pogodę, wyjazd i w ogóle – powiedziałam, ukrywając, że brunet obok mnie miał w tym swój udział.
– Mówiłaś, że będzie padać.
Przewróciłam oczami, karcąc go potem swoim mroźnym spojrzeniem. Brunet zaśmiał się i podniósł dłonie, poddając się.
– Nie drąż, okej?
– No dobra już, dobra, pani meteorolog. Chodź tam. – Wskazał głową w stronę, która prowadziła do przewróconego drzewa pośrodku reszty. – Zatańczymy.
– Co? – zapytałam, stając w miejscu w niemałym szoku.
– Zrobimy własny Dirty Dancing.
– Co?
Brunet szedł przed siebie i zaczął wchodzić na wyrwany z korzeni, leżący na ziemi konar średniej wielkości drzewa.
– Co ty wyprawiasz? – zapytałam zaskoczona. Brunet obrócił się, wyjął telefon z kieszeni i zaczął w niego coś wpisywać.
– Pokażę ci tutaj Swayze'go na żywo – wyjaśnił, na co parsknęłam głośno śmiechem. Dalej szukał czegoś w swoim iPhon'ie, co zaczynało mnie dekoncentrować.
Co on znów wymyślił?
– A wiesz, że on był tancerzem? – napomniałam ten istotny fakt. Nigdy nie miałam okazji tańczyć z Nicholasem, ale widziałam go podczas tańca. Robił to dobrze, ale do wspomnianego aktora-tancerza, to raczej nie było porównywalne.
– Sugerujesz, że będę gorszy? Też tak umiem. Co chcesz? Rumba, salsa, cha-cha?
Spojrzałam sceptycznie na tego durnia, krzyżując ramiona na piersi. Jak ona tam sobie nóg nie połamie, to będzie cud, pomyślałam.
Położył telefon na końcu konara, a po chwili wokół nas rozbrzmiały pierwsze nuty piosenki. Jak się okazało, jednej ze scen z wcześniej wspomnianego filmu. Mickey & Sylvia Love is stranger . Zwrotka się zaczęła, a Nicholas wykonywał jakieś śmieszne ruchy biodrami, przedrzeźniając tancerzy z filmu. Wczuwał się w to niesamowicie intensywnie i wyglądał komicznie. Buchnęłam śmiechem i zakryłam usta dłońmi, gdy się obrócił i zaczął z przesadnie wyprostowaną sylwetką, a wypiętymi pośladkami udawać ruchy salsy, cha-chy, cokolwiek to było.
– Oohh loverboy! – jęknęłam jednocześnie z wokalistką utworu.
Nicholas obrócił się i posyłając mi zalotne spojrzenie, przywołał palcem, bym do niego dołączyła. W raz ze słowami, które leciały w piosence, uniósł ton głosu, udając kobietę:
– Baby, Oohh baby. My sweet baby. You're the one.
Śmiałam się pod nosem. Byłam o krok o ponownego buchnięcia śmiechem, ale próbowałam się powstrzymać. Jednak było to trudne. W oczach zbierały mi się łzy, a po ciele przechodziły niekontrolowane spazmy.
Stałam w miejscu, kiedy nagle Nick zeskoczył z przewalonego drzewa i zaczął kierować się w moją stronę. Kiedy dotarł do mnie, zwinnym ruchem otoczył jedną rękę wokół mojej talii, a drugą podniósł moją dłoń do góry. Zbliżył się do mnie, umieszczając kolano pomiędzy moimi nogami. Ściśle do siebie przylegaliśmy, ocierając się o swoje uda, gdy zaczęliśmy tańczyć. Muzyka dalej grała, a my kręciliśmy biodrami. wykonywaliśmy na przemiennie krok w przód i tył, imitując amatorską salsę. Nagle brunet obrócił mnie i wygiął do tyłu, by zaraz z powrotem powrócić do poprzedniej pozycji.
Piosenka zmieniła się na Hungry Eyes. Musiała być następną na liście, ewentualnie brunet zapisał playlistę z wybranymi utworami z tego filmu.
Zmieniliśmy rytm i kręciliśmy się delikatnie wokół. Obie dłonie Nicholasa zjechały na dół moich pleców, a ja owinęłam swoje wokół jego szyi. Był delikatnie pochylony i trzymał głowę zaraz obok mojej, dlatego nie miałam możliwości patrzeć na jego twarz. Za to wdychałam jego przyjemną woń.
– Nie chciałabyś być na ich miejscu – szepnął tuż nam moim uchem. Początkowo nie wiedziałam, o czym mówił. Po chwili jednak zrozumiałam, że odnosił się do mojego wcześniejszego wyznania o jego partnerkach. – Traktowałem każdą przedmiotowo, nie zważając na ich uczucia.
Zatrzymał się na moment, by odchylić delikatnie i spojrzeć mi w oczy. Intensywność jego spojrzenia była porażająca.
– Ciebie nie chcę tak traktować – dodał.
A ja znów zatapiałam się coraz bardziej w głębi jego tęczówek. Spadałam w tę piękną otchłań, do której ciągnęła mnie jakąś niewidzialna siła. Ja jednak nie oponowałam, tylko poddawałam się temu w pełni, bo w głębi mojego otwierającego się dla niego serca, wiedziałam, że robię dobrze.
Nie zwracałam uwagi na otaczającą nas przyrodę, odgłosy ptaków, czy szumiący wokół nas coraz porywistszy wiatr. Liczył się w tamtym momencie tylko on. Jego obecność. Bliskość. Ciepło. Chłopaka, który zawrócił mi w głowie i z każdym dniem stawał się dla mnie jeszcze bardziej ważny. Zaczęło to do mnie docierać, gdy już go przy mnie nie było. W dużym stopniu na swoje własne życzenie, bo moja duma nie pozwalała mi z nim nawet porozmawiać. Może to był strach, nie tylko związany z jego przeszłością, ale i przyszłością z nim. Czy będę wystarczająco dobra dla niego? Czy on sam znów mnie nie skrzywdzi, a ja zawiodę się na kolejnej osobie. Nie wiem, co było przyczyną. Szczerze? Przestałam się tym zamartwiać. Cieszyłam się każdą chwilą spędzoną u boku bruneta i starałam się nie przejmować, co będzie jutro. Bo liczyło się tu i teraz.
Dlatego po kilkunastosekundowej ciszy i wpatrywaniu się w swoje oczy odezwałam się:
– Jednak nie chcę zaczynać od nowa.
Brunet delikatnie rozszerzył usta w zaskoczeniu, a w jego oczach pojawiło się zwątpienie i lęl. Mina mu zrzedła, a sam puścił swoje ręce, nie obejmując już mnie.
– Co to znaczy? – zapytał dziwnym chłodnym tonem.
– Chcę zapomnieć o wszystkim i iść dalej.
Zmarszczył w niezrozumieniu brwi, ale nic więcej nie dopowiedziałam. Chciałam przekazać mu to w inny sposób, więc ułożyłam dłonie po bokach jego głowy. Zbliżyłam się do jego twarzy i przymknęłam oczy, wciskając w usta mocny pocałunek. Brunet musiał być zdziwiony, bo przez chwilę tylko stał z opuszczonymi wzdłuż ciała ramionami i nie reagował. Zawahałam się przez moment, zastanawiając się, czy aby dobrze zrobiłam. Może nie powinnam była, może on tego sobie nie życzył? Może faktycznie chciał od początku tak, jakbyśmy się na nowo poznawali? Zmartwiłam się i powoli zaczęłam się odsuwać, ale mi na to nie pozwolił. Jedną ręką szybko przysunął moje ciało do siebie, łapiąc w dole pleców, a drugą zaś chwycił w tyle moją głowę i mocno pocałował. Od razu przyjęłam i pogłębiłam to doznanie. Upajałam się smakiem i miękkością jego ust, zachłannie je muskając. Cichutko westchnęłam w jego usta, gdy znów zdałam sobie z czegoś sprawę.
Zbliżeń z nim również mi brakowało.
Brunet podchwycił ten moment i wykorzystał okazję, by dołączyć swój język. Przerzuciłam jedną rękę na tył jego głowy i wtopiłam palce we włosach, przyciągając go jeszcze bliżej siebie. Chciałam chłonąć każdą część jego ciała. Czuć tak, jak miałam okazję wcześniej. Intensywność tego doznania, przyprawiała mnie niemal o utratę tchu, ale nie miałam zamiaru tego przerywać. Bo było w tym coś magicznego. Sami pośrodku lasu, nie zważając na nic innego, tylko siebie. Jakbyśmy przekazywaliśmy sobie w ten sposób to, jak bardzo za sobą tęskniliśmy. I jak byliśmy dla siebie ważni.
Po bliżej nieokreślonej chwili, która – jak dla mnie – mogłaby trwać wiecznie, oderwaliśmy od siebie rozgrzane i zaczerwienione wargi. Nasze szybkie oddechy łączyły się ze sobą, a serca wystukiwały podobnie przyspieszony rytm. Poczułam, jak brunet opiera swoje czoło na moim i układa swoje ciepłe duże dłonie na moich policzkach.
– Nawet nie wiesz, jak bardzo na to czekałem – szepnął, gładząc kciukiem mój prawy policzek.
– Mogę się domyślić. Pewnie równie mocno, jak ja – odpowiedziałam i znów złączyłam nasze usta. Z jeszcze większą zachłannością i mocą niż poprzednim razem.
– Dobra, faktycznie miałaś rację! – krzyknął Nicholas, biegnąc kilka kroków przede mną.
– No co ty nie powiesz?! – sarknęłam, spoglądając na niego spode łba. Nogi mi się plątały, gdy biegłam po mokrych liściach. Byłam o krok od wywrócenia. A jeszcze moja kondycja w stanie zerowym, wcale nie ułatwiała mi tego.
Tak, jak sugerowałam. Rozpadało się. Mało powiedziane! Było to konkretne zerwanie chmury. Już podczas pobytu w środku lasy, zrobiło się szaro i zaczął wiać coraz silniejszy wiatr. Jednak ignorowaliśmy to, ponieważ byliśmy zbyt zajęci swoimi ustami. Kiedy pierwsze krople deszczu spadły na nasze ciała, postanowiliśmy wracać. Oczywiście nie mogło być tak łatwo. Weszliśmy w jakieś chaszcze i nie wiedzieliśmy jak się stamtąd wydostać. Zgubiliśmy się. I nie wiem, czy ja miałam przypisaną do siebie pechową kartę i co jakiś czas musiało się coś dziać na przekór, czy to był tylko czysty przypadek. Na domiar złego, w tym zapiździajewie nie mieliśmy oboje kompletnie zasięgu, więc odpadało zadzwonienie do reszty, jak i włączenie GPS-u. Byliśmy już kompletnie przemoczeni, przemarznięci i źli. Zwłaszcza ja. Nicholas oczywiście świetnie się bawił. A szczególnie, gdy widział moją wściekłą minę.
Ubaw po pachy, naprawdę!
Przystanęłam w miejscu, pochylając się i układając dłonie na kolanach. Wdychałam łapczywie dużą dawkę powietrza. Było mi w tamtym momencie już wszystko jedno. I tak, nie wiedzieliśmy jak się stamtąd wydostać.
– Chodź, dalej! Tam widzę jakiś dom – zawołał brunet w moją stronę.
– Ja nie dam rady – kwiliłam, głośno dysząc. Nie miałam już sił, ani ochoty na cokolwiek. – Zostanę tutaj, najwyżej zaatakują mnie hieny albo rozszarpią sępy. I pogryzą gigantyczne mrówki.
Zbliżył się do mnie i układając dłonie na biodrach, zaśmiał się.
– Hieny to chyba występują w Afryce.
– Nie słyszałeś, że jeden gatunek osiedlił się też w Ameryce Północnej?
– Histeryzujesz. Idziesz dalej, czy mam cię zanieść?
Przewróciłam oczami i wzdychnęłam cierpiętniczo.
– Masz jakiś fetysz noszenia mnie? – zapytałam zaczepnie i wyprostowałam się. Szliśmy obok siebie, nie zważając na pogodę. Nie miałam sił biec.
– Mam wtedy darmową siłkę. Podnoszenie ciężarów zaliczone – droczył się, za co dostał kuksańca w bok.
– Przecież masz siłownie w domu – zauważyłam.
– Ale tutaj jej nie ma. Dwa razy dziennie ćwiczonka i trening siłowy zaliczony. Dziś już jeden raz był, akurat przypada teraz druga seria.
– Wczoraj było raz – zwróciłam uwagę, nawiązując do sytuacji, gdy zniósł mnie z parkietu, zaraz po tym jak pocałowałam blondyna. To jeszcze pamiętałam.
– Dwa. Niosłem cię do domu i zasnęłaś po drodze w moich ramionach.
– O Boże... – wzdychnęłam.
Można cofnąć czas o jakieś paręnaście godzin?
Doszliśmy do domku, który stał jako jedyny w samym środku drzew. Weszliśmy po drewnianych schodach na ganek i rozejrzeliśmy się po oknach, pukaliśmy, ale nie wyglądało, by ktoś tam był. Nie znaleźliśmy nigdzie klucza. Pod wycieraczką, ani doniczką z kwiatkami.
Super! Hieny już czyhają...
Dom wyglądał praktycznie identycznie jak nasz, w którym nocowaliśmy. Z tym że był większy, a ganek rozciągał się przez całą jego frontową część, a u nas tylko przed wejściem. Na końcu, po jego lewej stronie stała drewniana huśtawka, przyczepiona linami do zadaszenia.
– To co? Czekamy tutaj? – zapytał chłopak, na co kiwnęłam głową.
– Chyba nie mamy wyjścia – westchnęłam i podeszłam do bruneta, który już siedział na huśtawce. Usadowiłam się obok niego, wtedy on odepchnął się nogami od podłoża, bujając nami delikatnie.
Oglądałam otaczającą nas przyrodę, która wyglądała prawie, jak armageddon. Hulający wiatr, rozwiewał gałęzie drzew, liście i jakieś drobne przedmioty leżące luzem na ziemi. Niektóre mniejsze drzewa, jak i krzewy uginały się po jego siłą. Deszcz zacinał z każdej strony, przez co zrobiła się szaruga.
– Mogę cię o coś zapytać? – zaczął nagle brunet, co spowodowało, że obróciłam głowę w jego stronę.
– Możesz.
Nie wiedziałam, jaki temat chciał poruszyć, ale jego powaga w głosie troszkę mnie zdezorientowała. Patrzył się na mnie intensywnie, a ja nie mogłam znów oderwać wzroku od jego oczu.
– Dlaczego wszystko w sobie tłumisz i jesteś nieufna. Ktoś cię skrzywdził?
Tego pytania się nie spodziewałam. Zamyśliłam się na moment, odwracając wzrok.
Nie było tak, że nie chciałam mu odpowiedzieć, skoro staraliśmy się być ze sobą szczerzy. Po prostu analizowałam, jak to ująć.
– Jeśli nie chcesz, to nie odpowiadaj – dodał.
– Nie. W porządku – przerwałam. – Zawsze żyłam przekonaniem, że nie można ufać obcym ludziom. Uwielbiałam wychodzić ze znajomymi, spędzać z nimi czas, ale raczej w takich małych grupach. Jednak wizja miejsca pełnych nieznanych mi osób mnie przerażała. Siedziałabym zapewne jak kłoda i nie odezwała ani słówkiem, ewentualnie odpowiadała na pytania. Zawsze tak było. Nie wiem, dlaczego. Wiem jacy egoistyczni i okropni ludzie żyją na świecie i chyba bałam się takich spotkać. Dodatkowo ojciec od zawsze mi wpajał, by nie ufać ludziom, bo to podstępne gnojki, które wykorzystują innych dla własnych korzyści.
Parsknęłam prześmiewczym śmiechem.
– Chociaż on sam jest taką przebiegłą hieną, do którego straciłam szacunek, wiesz. Ale nie mówmy o tym hipokrycie – zniesmaczyłam się. – Całe moje przekonania znikały w momencie, gdy ktoś był z naszego otoczenia. Na przykład ze szkoły, bądź jakiś znajomy, znajomego. Sądziłam, że skoro kolegował się z kimś, kogo ja lubiłam, to on sam musiał też być porządku. Wiem, dziwne, ale tak było. Teraz wiem, jak to nazwać. Naiwność.
Zaczęłam drżeć, bo w pozycji bez ruchu, przy wietrze i w przemoczonym ubrania było mi po prostu zimno. Nicholas to zauważył i wyjął z plecaka bluzę, którą mi podarował.
– Coś jeszcze tam masz w tej twojej bezdennej torbie? Oprócz bluzy, kanapek, puszek pepsi, wody i 7days-ów? – zapytałam rozbawiona.
– Hmm – zastanowił się, spoglądając do środka czarnego plecaka – Znajdzie się jeszcze piwko, portfel, słuchawki do uszu, guma do żucia, prezerwatywy...
Spojrzałam na niego, sprawdzając czy żartował, ale wyraz jego twarzy nie zdradzał w sumie w tamtym momencie niczego konkretnego.
– No co? Przezorny zawsze ubezpieczony.
Odwróciłam głowę, a gdy pomyślałam sobie o nas... O Boże, moje policzki pokrył barwny rumieniec.
Zdjęłam przemoczoną koszulkę i to, że siedziałam przy nim w samym staniku nie ułatwiało mi się uspokoić. Szybko wciągnęłam ciepłą bluzę z kapturem przez głowę i wtuliłam w ciepły materiał, który pachniał perfumami Nicholasa. Zaciągnęłam się tym zapachem i usiadłam wygodnie, zaciągając rękawy na dłonie. Od razu zrobiło mi się przyjemniej i cieplej. Mimo że atmosfera nieco się rozluźniła, ja wiedziałam, że muszę kontynuować, skoro już zaczęłam, a on sam chciał się dowiedzieć.
Westchnęłam cicho.
– Potem wszystko się zmieniło, gdy na początku liceum poznałam Patricie. Była siostrą jednego kumpla z naszej paczki, więc idąc za swoim drugim przekonaniem, powinna być spoko.
Zatrzymałam się na moment, by wziąć głęboki oddech i pociągnąć lekko nosem.
– Pewnego razu jej brat polecił mnie, bym pomogła jej w matematyce. Zaczęła przychodzi do mnie do domu i tak wyszło, że szybko się z nią zaprzyjaźniłam. Byłyśmy jak papużki nierozłączki, zwierzałam się jej ze wszystkiego, każdą chwilę ze sobą spędzałyśmy. Margo spotykała się z nami tylko czasami, ale jakoś nigdy nie pałała do niej wielką sympatią. Okazało się, że miała dobre przeczucia, a ja byłam totalną idiotką.
Pokręciłam głową.
– W pierwszej klasie zaczęłam chodzić z Alexem, kolegą z równorzędnej klasy, wtedy jeszcze tego nie wiedziałam, ale od tego czasu Patricia zaczęła się dziwnie zachowywać. Wymigiwała się od spotkań, była opryskliwa. A kiedy już się spotkałyśmy, to opowiadała o swoich podbojach miłosnych. Za każdym razem opowiadała o chłopaku, który kiedyś mi się podobał. Mówiła, że ją podrywają, a ona nie wie, którego wybrać. Nawet zaczęła mi insynuować, że Alex się do niej przystawia. I to trwało jakiś czas. Strzeszczała historyjki, które w ogóle się nie wydarzyły, o których ja zawsze marzyłam i pewnego rodzaju jej zazdrościłam. Okłamywała mnie jednak przez cały czas.
– Jak się dowiedziałaś, że kłamie? – dopytywał chłopak.
– Napisał do mnie jej prawdziwy wielbiciel, który nie wyglądał tak, jak ona sobie wymarzyła. Był miły, sympatyczny, ale nie był to typ boskiego Alvaro. Opowiedział mi wszystkie razy, kiedy się z nią spotykał, potwierdzał screenami wiadomości, jakie z nią pisał. Czy na komunikatorze, czy przez SMS. Połączenia, które trwały czasem godzinę. Wszystkie daty, miejsca, wydarzenia miały miejsce z nim, ale były często koloryzowane w jej opowieściach. I nigdy nie wspominała o tym chłopaku, za każdym razem był to ktoś inny. Postanowił do mnie napisać, bo zaczęła mu na mnie gadać różne rzeczy. Obrażać, mówić, jak ma mnie dość, oczerniać. Apogeum tego wszystkiego miało miejsce, gdy w drugiej klasie nieświadoma tego, opowiedziałam jej o swoim pierwszym razie z Alexem. Wtedy pokazała swoje prawdziwe ja.
Zacisnęłam mocno pieści, przypominając sobie o tej potwornej kłamliwej osobie. To przez nią zamknęłam się w sobie.
– Upokorzyła mnie na oczach wszystkich, rozsyłając wiadomości jakie z nią pisałam o tym, że mi się nie podobało, że bolało, że nie czerpałam z tego przyjemności. Wyszłam na idiotkę, gdy dotarło to do Alexa. Ale to nie był koniec. Czara goryczy została przelana, gdy na jednej z imprez u Alexa, ukradła jakaś cenną pamiątkę jego rodziców. Wrobiła mnie w to, nawet nie wiem, jakim cudem, ale znalazły się na tym moje odciski palców. Z Alexem się rozstałam, znajomi się ode mnie odsunęli, niektórzy szydzili ze mnie, a sprawę kradzieży wyjaśnił jakoś mój ojciec. Wkurzył się niesamowicie. Nie dość, że musiał świecić przede mną oczami, to jeszcze dowiedział się, że jego córeczka nie jest już dziewicą.
Westchnęłam ciężko, brunet poruszył się, znów nas rozbujając.
– Chciałbym go widzieć, gdy się o tym dowiedział – parsknął Nick, a ja mu zawtórowałam.
– Nawet sobie nie wyobrażasz – mruknęłam, przypominając sobie jego wybuch. – Musiałam nawet robić test ciążowy po paru tygodniach.
Spojrzał na mnie z uniesioną brwią.
– Bezczelny – podsumował.
– Taaa. A wiesz, co ta suka na końcu powiedziała? Że zepsułam jej relację z tym chłopakiem, zapewne chcąc go odbić. A to ona chciała odbić Alexa, ostatecznie tego nie zrobiła, ale poróżniła tak, że już więcej nie wróciliśmy do siebie. Załamałam się, przestałam wychodzić, bo i tak każdy mnie wytykał palcem, a i ja sama nie miałam ochoty się bawić, czy poznawać nowe osoby. Adam z Margo mi bardzo pomogli. Ostatecznie po jakimś czasie sprawa ucichła, a po skończeniu szkoły każdy poszedł w swoją stronę. Nie widziałam jej od tego momentu i juz nigdy więcej nie chcę widzieć. Od tamtego czasu nie dopuszczałam do siebie nikogo. Tłumię w sobie uczucia, bo boję się odrzucenia i zawodu. Wszystko nadmiernie analizuje, wychwytując jakiś podstęp. Jedyną osobą, którą do siebie dopuściłam poza gronem znajomych była Sophie, która była wtedy chyba bardziej zagubiona niż ja, a później ty.
– Ale mnie też już znałaś – wtrącił.
– Być może podświadomie to wiedziałam i dlatego ci zaufałam – stwierdziłam.
– A ja cię zawiodłem... – szepnął.
Nawiązałam z nim kontakt wzrokowy, dostrzegając przygaszone spojrzenie.
– Wybaczyłam ci, okej? Nie wracajmy do tego.
Niemrawo się uśmiechnął.
– Dobrze.
Przerzucił swoje ramię przez moje ciało i przyciągnął do siebie. Ułożyłam swoją głowę na jego ramieniu, a wtedy on oparł o nią swoją. Było mi tak przyjemnie, że aż ścisnęło mnie serce na tak zwykły, ale miły gest.
Po kilku sekundach odezwał się cicho:
– Przestałem kochać, bo wszyscy, którzy byli dla mnie ważni, których... – zatrzymał się, zamyślając na moment – których kochałem, odchodzili.
Chwilowa cisza, przerywana była jedynie odgłosem świszczącego wiatru i w dalszym ciągu padającego deszczu.
– Ja ich niszczyłem albo zabijałem... – Jego głos zadrżał, a ja jeszcze mocniej wtuliłam się w jego ciało, przerzucając dodatkowo swoje przedramię wokół jego brzuch.
Było mi go szkoda, bo z jego wcześniejszych opowieści wynikało, że stracił kilka osób w swoich życiu. A to było bezpośrednią, bądź pośrednią przyczyną jego zmiany. Może nie wiedziałam, jaki był przed wypadkiem, ale mogłam porównać go z naszych pierwszych spotkań, a późniejszych. I gdy zaczął odsłaniać kawałek swojej duszy, mogłam stwierdzić, że nie był złym człowiekiem. Udowodnił wiele razy, że nie jest egoistycznym dupkiem bez uczuć, który myśli tylko przyrodzeniem. Jak każdy potrzebował szczęścia i miłości, jednocześnie bojąc się to okazywać.
– Odpychałem od siebie ludzi, by czasem nikt się do mnie nie zbliżył. Teraz już nie wiem, co to słowo znaczy, bo chyba nie jestem zdolny do miłości. Wyparłem się tego, bo powodowało to tylko zniszczenia. Dlatego tak często się wycofywałem.
Westchnął w moje włosy.
– Bo docierało do mnie, że zaczyna mi zależeć.
Był tam ze mną. Po kolei burzył stworzony mur. Odkrywał cegiełkę po cegiełce, by otworzyć się przede mną. Pokazał mi fragment swojej zranionej duszy, ufając, że go nie odrzucę. Skrzywdził mnie, ale liczyło się to, że zrozumiał swój błąd i żałował. Był przy mnie i chciał, bym i ja obnażyła przed nim siebie. Nie naciskał, tylko powoli chciał mnie poznać, odkryć. I być może to znaczyło, że chce spróbować odnaleźć, to co dawno temu ukrył.
Z szybko bijącym sercem odsunęłam się delikatnie i złożyłam delikatny pocałunek na jego policzku.
– Wierzę, że jesteś zdolny do miłości.
On potrzebował miłości, by pomóc mu, przywrócić dawno ugaszone uczucia. A ja w głębi serca czułam, że mogłabym mu ją dać. Chciałam tego.
Mogłobym go pokochać.
Jednak coś mnie jeszcze dręczyło i, choć wiem, że może nie powinnam, była porusza tego tematu, to jednak musiałam o coś zapytać.
– Rose... To przez nią? Po jej stracie? Nie wiem, jak to wyjaśnić. – Próbowałam skleić jakoś zdanie, ale kiedy je wypowiadałam, to brzmiało to dziwnie i zaczęłam czuć się zażenowana, że w ogóle i to zapytałam. – Wybacz, nie ważne. Nie było pytania.
Chciałam się od niego oderwać, jednak szybko przysunął mnie z powrotem.
– Kto się wygadał o niej? – zapytał, ale nie wyczuwałam w jego głosie złości.
– A nie pamiętam, ktoś tam coś chlapnął.
Taka była prawda. Słyszałam to imię od jego znajomych, że po niej nie miał więcej dziewczyn. Nie pamiętałam jednak, czy on sam mi o niej wspominał. Mówił o dziewczynie z wypadku, ale czy to była ta sama osoba? Tego nie wiedziałam. I tego, czy to było bezpośrednią przyczyną tego załamania. Po jej stracie, bo tak ją kochał.
– Od niej wszystko zaczęło się sypać. Wypadek. Rozstanie z nią. Moje kłótnie z rodzicami, z ojcem ciągle się kłóciłem, jednak wtedy moja mama się strasznie na mnie zawiodła i nasz bliski kontakt się zmienił na gorszy. Wszystko leciało, jak domek z kart. Moje picie, ćpanie, handlowanie... poróżniło mnie z wieloma osobami. Potem śmierć dziadka, której byłem przyczyną. Przez co i moja babcia nie była już taka ciepła dla mnie. Bolało, gdy mnie zostawiła... Ale to wszystko działo się przeze mnie.
– Kochałeś ją? – Bardziej stwierdziłam, niż zapytałam. Może było to logiczne, że skoro z nią był, to prawdopodobnie żywił do niej głębsze uczucia. Ale ja znowu chciałam się katować i usłyszeć to z jego ust.
– Moja pierwsza miłość. Wiesz, takie typowe szczeniackie zauroczenie, przez które przestajesz patrzeć na wszystko dookoła, bo widzisz tylko tę osobę. Zachowywałem się, jak zakochany kundel srający tęczą. Boże, jaki ja byłem momentami żałosny.
Parsknął pod nosem. Na co i ja się uśmiechnęłam. Nie mogłam, jednak wyobrazić sobie jego w przesadnie romantycznej wersji. Zazwyczaj te miłe i przyjemne momenty psuł głupowatymi, dwuznacznymi tekstami albo swoim zachowaniem. Zdecydowanie Nicholas-romantyk nie szły w parze. Chociaż może...
– Jednak czy to była ta jedyna, prawdziwa i wyjątkowa miłość? Może wtedy mi się tak wydawało, ale jak tak głębiej pomyślę... To chyba wtedy nie wiedziałam, czym ta miłość była. Ta, dla której jesteś w stanie poświęcać się na każdym kroku, dbać o dobro drugiej osoby, a nie swoje. Pozwolić i odejść, by była szczęśliwa, a nawet oddać własne życie w jej imię... Zdecydowanie nie wiedziałem.
– Brakowało ci jej, była dla ciebie ważna. Nie próbowałeś walczyć? – zapytałam niepewnie. Katowałam się, ale musialam wiedzieć. I z każdą kolejną sekundą ciszy, zaczynałam się coraz bardziej denerwować. Nie wiem, co było przyczyną tego, ale nagły stres ogarniał każdą komórkę mojego ciała.
– Na początku tak. Ale dotarło do mnie, że to ja ją skrzywdziłem i nie da się tego oczyścić zwykłymi przeprosinami, czy nawet czynami.
Nie drążyłam, w jaki sposób ją skrzywdził. I tak wystarczająco mi się zwierzył, a czułam, że to nie było łatwe dla niego. Odsłaniał kolejną cegiełkę, a ja miałam okazję zobaczyć go w następnej prawdziwej wersji. Gdzie jest zagubiony i zraniony. Obwiniał się o wiele rzeczy. Ukrył się za murem arogancji, by nikomu więcej nie powierzyć swego serca, bo bał się, że nie sprosta, że zawiedzie, skrzywdzi.
Każde decyzje, czy czyny wiązały się z ewentualnymi skutkami, lecz pomimo strachu, warto próbować.
A on naprawdę był zdolny do miłości.
– Minęły ponad cztery lata, a ja widziałem ją ostatni raz jakieś trzy. I mimo że widząc ją ten ból pozostał, to jestem pewny, że tamto, co do niej czułem, zniknęło... Cokolwiek to było.
Masa myśli przepływała przez moją głowę. Od tego, co musiał czuć, gdy odchodziła. Po to, co by było, gdyby jednak się pogodzili. Czy dalej byliby ze sobą? Czy gdyby się spotkali i zapomnieli o wszystkim, to mogłoby się coś z powrotem narodzić? Nie wiem, co kierowało w mną w stronę takich myśli. Może to była moja obawa, strach, być może zazdrość... Że już nie mielibyśmy tego, co staraliśmy się odbudować. Że nie byłoby go przy mnie. Że to nie ja sprawiłabym, by znów zaczął kochać.
Przymknęłam powieki, ponieważ oczy zaczęły zachodzić mi łzami. Nie mam pojęcia, dlaczego, ale ta obawa przed jego startą była dla mnie bolesna. Wzmocniłam swój uścisk wokół jego brzucha i wtuliłam mocniej w jego ciało. Musiałam przestać, o tym myśleć. Miałam go tu i teraz. Był tam ze mną. Z nikim innym. Tylko ze mną. Musiałam spróbować przestać się tak chorobliwie bać odrzucenia.
Musiałam się otworzyć.
Dla niego.
– Nie możesz się ciągle obwiniać o wszystko. Nie zmienisz błędów z przeszłości, ale najpierw musisz sobie sam wybaczyć, by iść dalej. Bo to cię niszczy. Spróbuj sam ze sobą się pogodzić. Cokolwiek się stało. I odródź się na nowo. Bo na to zasługujesz. Zasługujesz na szczęście, a narazie ty sam siebie pogrążasz w żalu – powiedziałam drżącym głosem. Całkowicie szczerze, bo tak właśnie myślałam. Może ja nie byłam lepsza, bo pogrążałam się w nieufności, ale to co robił on było bardziej destrukcyjne.
Musiał się pogodzić i zacząć na nowo.
Poczułam dotyk na czubku głowy, delikatny pocałunek, który spowodował rozlanie przyjemnego ciepła w moim sercu.
– Ty jesteś definicją mojego odrodzenia – wyszeptał, a ja poczułam, jak na moment moje serce się zatrzymuje.
– Co? – zapytałam zaskoczona, nie wiedząc, czy dobrze zrozumiałam sens jego słów.
Nie odpowiedział, a wtedy wokół nas nagle rozbrzmiał potężny huk. Podskoczyłam przestraszona. A gdy zdałam sobie sprawę co to, poruszyłam się, rozszerzając w przerażeniu oczy. Na przemian z nagłymi błyskami na niebie, kolejny huk i mój wysoki pisk.
Burza.
Tylko nie to!
– Czytałaś jakąś książkę o meteorologii? – zapytał zaczepnie, ale mi nie było wtedy do śmiechu.
Panicznie bałam się burzy od dziecka. Jednak w tamtym momencie, byłam przerażona, bo my byliśmy na zewnątrz, nie mieliśmy gdzie się schować. Wokół nas było pełno drzew i o Boże...
Nienawidziłam burz.
Kolejny huk, a moje ciało stawało się z każdym kolejnym błyskiem coraz bardziej sparaliżowane. Zacisnęłam mocno powieki, by nie widzieć migającego światła. Szybko i płytko oddychałam, a serce łomotem uderzało mi w pierś.
– Roni, co się dzieje? – Usłyszałam głos Nicholasa, a na dotyk jego dłoni na moim ramieniu, podskoczyłam przestraszona.
– Burza... – wydukałam.
Kolejny huk i kolejny wrzask z moich ust.
– Boję się burzy – wyjaśniłam, choć już mu to tego dnia wspominałam. Mieliśmy wrócić, ale chęć spędzenia z nim czasu i oderwania od rzeczywistości, przyćmiły moje przypuszczenia, co do nagłej zmiany pogody.
– Okej, spokojnie. – Złapał mnie za oba ramiona, więc zapewne musiał znaleźć się przede mną. Ja miałam zacisnięte mocno powieki, by nie widzieć tego błysku.
– Roni, spójrz na mnie. – Złapał mnie za ręce, które kruczowo trzymałam i ściskałam kolana. Pokręciłam przecząco głową. – Spokojnie, nic się nie stanie, zaraz przejdzie – mówił powoli, gładząc grzbiet moich dłoni.
Kolejny mój wrzask, gdy rozbrzmiał następny głośniejszy grzmot.
– Zaraz, to może w nas uderzyć, a my usmażymy się w kilka minut! – panikowałam, strącając jego dłonie ze swoich.
Zsunęłam się z huśtawki na podłogę i usiadłam w kącie, przy ścianie. Podkurczyła nogi i objęłam je ramionami. Cała się trzęsłam, a po moim ciele co jakiś czas przechodziły nieprzyjemne dreszcze. Głowa pulsowała mi od nadmiaru emocji. Zacisnęłam znów mocno powieki i podskoczyłam przestraszona, po kolejnym huku.
– Okej... – zaczął. – Nie jest dobrze.
– Nie, jest kurwa zajebiście! Bawię się przekurwiście dobrze! – fuknęłam. – Zaraz może się na mnie drzewo przewrócić, albo spłonąć żywcem. A to wszystko twoja wina!
Boże, po co ja głupia się zgodziłam na wyjście z nim? Dlaczego nie wróciłam wcześniej do domu? – biadoliłam w myślach.
– Już, już, pani Sarkazm, uspokój się. Po co od razu ten język nienawiści?
Zerknęłam na niego spode łba, racząc go karcącym spojrzeniem. Brunet odpowiedział mi tym samym, przedrzeźniając mnie, ale w dupie miałam jego igraszki. Miałam ważniejsze sprawy – dosłownie – nad głową. Jak szybko otworzyłam oczy, tak szybko je zamknęłam.
– Dobra, sprawdzę, może jest jakieś okno na tyłach uchylone, to wejdziemy do środka.
Te słowa spowodowały, że się ożywiłam i znów spojrzałam na niego. Kierował się w stronę schodków.
– Nie zostawiaj mnie! – zawołałam i ekspresem wstałam na równe nogi. Podbiegłam do niego, łapiąc za mokrą koszulkę.
– Zmokniesz jeszcze bardziej, zostań, tutaj będziesz bezpieczniejsza niż pod gołym niebem.
Miał rację, ale wizja tego, że miałabym zostać tam sama, przyprawiała mnie o lekki paraliż.
– Wrócę zaraz. Ty, siedź tutaj.
Kurczowo trzymałam się jego koszulki, ale kiedy widziałam jego spojrzenie, którym próbował mi dodać otuchy, westchnęłam i puściłam ciemny materiał.
– Pospiesz się – szepnęłam błagalnie, na co skinął głową.
Brunet odszedł, a ja szybko wróciłam na swoje poprzednie miejsce. Znów schowałam się w rogu i tym razem nie zamykałam oczu, wolałam mieć wszystko na oku, by w razie czego, pobiec szybko do Nicholasa.
– Nico?! – zawołałam, bo nie słyszałam go, choć było to raczej niemożliwe przy załamaniu pogody, szalejącym wietrze, deszczu i grzmotach. – Nico! – Dalej nic, więc zaczynałam już panikować. Wstałam, i na drżących nogach podeszłam bliżej barierki, by rozejrzeć się za brunetem – Nicholas, do cholery?!
– Już się stęskniłaś? – Podskoczyłam na jego głos dobiegający z lewej strony.
– I co? – zignorowałam jego pytanie. Ważniejsze było w tamtym momencie dla mnie, byśmy przeżyli, a nie jego zaczepki.
– Wszystko zamknięte, ale mam pomysł – wyjaśnił i odszedł w drugą stronę domku.
– Jaki? – zapytałam więcej, niż bardzo zainteresowana. Każdy pomysł był na wagę złota, a ja poszłabym w tamtej chwili na wszystko, co by zaproponował.
Brunet po kilku sekundach wrócił z kawałkiem drewna w rękach.
– Będziemy robić ognisko? – Dobra, nie takiego pomysłu się spodziewałam. Brunet parsknął, a ja przyglądałam mu się sceptycznie, kiedy kroczył tym razem w przeciwną stronę domu. – Co ty kombinujesz?
– Wejdziemy do środka.
– Niby jak? – Zdziwienie nie ustępowało.
– Widziałem tam jakiś kantorek, skrytkę, cokolwiek to jest. Wybiję szybę i wejdę otworzyć drzwi od środka. Mniejsze szkody, skoro to nie pokój.
W szoku patrzyłam na bruneta, wyszukując się żartu z jego strony. Ale on tam szedł naprawdę.
– Nicholas, ty chyba oszalałeś! – oburzyłam się. On naprawdę zwariował.
– Włamanie się do domu to próba uszkodzenia mienia. To przestępstwo rozpoczęte, za które się ponosi karę. I nie ważne, czy coś ukradłeś, czy nie. Wszedłeś bez pozwolenia, więc naruszyłeś czyjaś własność i być może chciałeś się posunąć do kradzieży, wandalizmu czy zabicia kogoś, ale to nikogo nie będzie obchodzić jak powiadomią policję. Matko, Nicholas! To jest karalne! W najlepszym wypadku będą to trzy miesiące, najgorszym pięć lat. A nie słyszałeś o amerykaninie, który dostał dożywocie za próbę kradzieży nożyc ogrodowych?
– Ale my niczego nie ukradniemy. Zostawię czek na naprawę szyby i przeprosiny. A poza tym, tutaj jest pełno pijanej młodzieży, myślisz, że nigdy nic nie rozwalili? Na pewno kilka razy w miesiącu mają jakieś straty. Poza tym zmyjemy się, zaraz po tym, jak przestanie padać i grzmieć. Nie wygląda, by ktoś tutaj mieszkał. Wymyślimy coś, jeśli nas złapią.
Dalej nie dowierzałam, że chciał to zrobić. Boże, to się nie działo na prawdę. On tam szedł.
– Nie, matko kochana. Jak mój ojciec się dowie, to nas nie wybroni! A jak się dowie, że ty to zrobiłeś?! Ja pierdzielę! Jesteśmy skończeni... – Zakryłam twarz w dłoniach. A z tego stresu, nie zważyłam nawet kiedy przestało grzmieć. Znaczy, było coś słychać, ale gdzieś w oddali. – Widzisz, przeszło. Już jest okej, wytrzymamy tutaj. Patrz – wyjęłam z kieszeni telefon – już mam... prawie – westchnęłam z irytacją, gdy nie dojrzałam tego, co chciałam. – Zasięgu nie ma dalej...
Szlag by to!
Nagle usłyszeliśmy kolejny huk nad nami.
Nie! Boże, dlaczego mi to robisz?
W oczach zaczęły mi się zbierać łzy, a sama trzęsłam się, jak galaretka. Chciałam wrócić do reszty, siedzieć w ciepłym wnętrzu, gdzie nie może trafić mnie piorun. Byłam bezsilna. Bałam się cholernie i tej cholernej burzy i konsekwencji z pomysłu Nicholasa. Chyba najgłuszego ze wszystkich.
– To co? – zapytał, kierując się znów w tamtą stronę. – Wezmę wszystko na siebie – dodał, nim zniknął, na co prychnęłam.
– Mi zarzucą współudział – powiedziałam, ale już tego nie dosłyszał, ginąc za wschodnią częścią domu.
Dwie minuty później wyszedł drzwiami frontowymi.
– Widzę, że dosłownie wziąłeś sobie do siebie to: "Zrobimy własny Dirty Dancing".
Uniósł hardo głowę, robiąc minę pełną zadumy.
– Takie atrakcje tylko Nicholasem White'm.
– Taa, ale we filmie wybijał szybę we własnym samochodzie! – zauważyłam, dając nacisk na słowo "własnym".
– Nie panikuj. Nikt tutaj w taką pogodę nie przyjedzie. Wyjdziemy zanim, ktoś się pojawi. Powiemy, że się źle poczułaś, nie mieliśmy zasięgu, szukaliśmy telefonu, wody i takie tam. W sumie to prawda, więc nawet kłamać nie musimy.
Weszłam niezadowolona do środka i zdjęłam buty, by nie uchlapać podłogi. Jeszcze nam dorzucą dewastację, pomyślałam.
– Nie wierzę, że to robię. Zamkną nas w pace...
Brunet przewrócił oczami.
– Ja wiem, że ty zapewne robiłeś gorsze rzeczy w swoim życiu i dla ciebie to nie nowość. Jednak ja, oprócz wrobienia mnie w kradzież, której sprawa i tak została szybko umożona, nie miałam nigdy problemów z prawem – wyrzuciłam z siebie, czując narastającą frustrację.
Brunet spojrzał na mnie poważnie.
– Dobra, przepraszam. Masz rację. Po prostu byłaś przerażona. Wyglądałaś, jakbyś mi miała zaraz zejść na zawał. Na mądrzejszy pomysł nie wpadłem – tłumaczył, wyraźnie przejęty, zapewne moimi słowami.
– Na zawał to ja kiedyś zejdę, ale przez ciebie – westchnęłam.
Brunet podszedł do mnie i chwycił w talii, przyciągając do swojego ciała. Zadarłam głowę do góry, by spojrzeć mu w oczy, które patrzyły na mnie z troską.
– No już się nie gniewaj. Trzeba być dobrej myśli – oświadczył, a potem złożył szybki i krótki pocałunek w moje usta. – Poszukam jakiegoś koca. A ty sprawdź, czy któreś z nas ma zasięg i wyciągnij te 7day'sy z plecaka.
Skinęłam głową, a on zaraz potem odszedł. Zrobiłam tak, jak mówił. Usiadłam na sofie, która stała na drugim końcu pomieszczenia, z tym, że odwrócona tyłem do okna, więc nie musiałam patrzeć w szybę. Wyciągnęłam nasz pożywny prowiant z plecaka i telefon Nicholasa. Oczywiście, żaden z nas nie miał nadal zasięgu, a i w domku nie było widać telefonu stacjonarnego.
Zsunęłam się, siadając na miękkim jasnoszarym dywanie i oparłam o siedzenie sofy. Na przeciw mnie był malutki stolik, a za nim kominek. Upiłam sporo łyków wody, kiedy Nick wszedł z kocem.
Usadowił się obok mnie i mimo, że byłam z jednej strony wściekła, że się włamał, to z drugiej cieszyłam się, że był ze mną. I martwił się.
Spojrzałam na niego, gdy rozkładał koc, by mnie nim przykryć. Byłam zmarznięta, spodnie miałam przemoczone, a ciepły, miękki kocyk przyjemnie ogrzewał moje ciało. Przypomniałam sobie, że na dworze została moja bluzka, ale nie miałam zamiaru w tamtym momencie po nią iść. Burza dalej szalała, ale już nie była aż tak blisko mnie. Dzieliły nas mury i dach, więc mogłam czuć się bezpieczniej. Choć nie w stu procentach, bo to jednak zdradliwe i niebezpieczne zjawisko pogodowe.
Nicholas dokładnie okrył mnie, opatulając szczelnie.
– To nie twoja wina. Przepraszam, mówiłam pod wpływem emocji – zaczęłam, nawiązując do swoich poprzednich słów. Spojrzałam na bruneta, który posłał mi delikatny uśmiech.
– Przecież wiem, ja nie zamawiałem deszczu ani burzy. I to nie moja wina, że nie mogłaś mi się oprzeć i jednak zostałaś ze mną dłużej.
Pacnęłam go w ramię, oburzając się.
– Jesteś szalony.
Uniósł znów głowę do góry, szczerząc się szeroko.
– I narwany. I lekkomyślny. I masz bardzo głupie pomysły. – dodałam, przedrzeźniając jego poprzednią minę.
– Dobra, dobra wystarczy tych komplementów na dziś – zaśmiał się. – Słyszałem już gorsze określenia.
Spiełam się, gdy usłyszałam jeden z potężniejszych grzmotów.
– Od zawsze boisz się burz, czy masz z tym jakieś niemiłe wspomnienia? – zapytał zaciekawiony.
– Zawsze się bałam. Po prostu może powodować za dużo zniszczeń w ciągu zaledwie paru sekund.
– Rozumiem.
Spojrzałam na niego, gdy nagle się poruszył i sięgnął plecak z sofy i zaczął czegoś szukać.
– Co robisz?
– Mam – rzucił entuzjastycznie, a ja zastanawiałam się, dlaczego tak się cieszy na widok bezprzewodowych słuchawek do uszu. Miał dość mojego biadolenia? – Włóż je – powiedział, wyciągając w moją stronę dłoń z małym białym plastikowym pudełkiem.
– A po co?
– Położysz się na podłodze tyłem do okna – zaczął powoli – Ja włączę głośno muzykę, a ty zamkniesz oczy, przestaniesz myśleć o burzy, tylko oddasz się melodii, wsłuchując w jej słowa. Będziesz myśleć o czymś przyjemnym, beztroskim, nie pamiętając, co się dzieje wokół. Możesz się nawet drzeć na głos.
Parsknęłam śmiechem na ostatnie słowa bruneta.
– Czytałeś jakąś książkę o psychologii? – zapytałam uszczypliwie, tak jak on, pytał o meteorologię.
– Nie – zaśmiał się. – Miałem lęk po wypadku, by jeździć za kółkiem i po stronie pasażera. Poleciła mi to moja terapeutka, aby siedzieć z tyłu i słuchać piosenek z zamkniętymi oczami – wyjaśnił.
– I co? Zadziałało?
– Byłem tam tylko raz i zaraz po tym nie zdążyłem tego nawet wypróbować. Mama mnie tam wysłała, a gdy ojciec się dowiedział, to więcej nie pozwolił tam iść. Powiedział, że we łbie mi się poprzewracało, a nie mam traumę – tłumaczył rozeźlony.
– I jak ci przeszło?
– Bardzo szybko. Kiedy tego dnia wywiózł mnie na najbardziej ruchliwą drogę z największymi skrzyżowaniami i kazał kierować. A potem na ekspresówkę. Płakałem i prowadziłem, bojąc się każdego mijającego nas samochodu. Potem codziennie mnie zabierał w takie miejsca. Taką terapię zastosował, że przeszło mi ekspresem.
– O Boże, przykro mi. – Spojrzałam przerażona na niego. Było mi go tak szkoda. Jego ojciec był okropny. Powinien go wspierać, nie ważne, czy po części przyczynił się do wypadku, czy nie. To był jego syn. Ale co ja mogę mówić o wspierającym ojcu...
– Przynajmniej szybko pozbyłem się traumy – uśmiechnął się niemrawie.
– I Margo chciałeś też zastosować tę radykalną metodę przezwyciężania strachu? – zapytałam, przywołując w pamięci ten moment, gdy chciał namówić ją na wejście do Domu Strachu.
– Nie. Ciebie chciałem sprowokować, byś przynajmniej na mnie spojrzała. Widziałem, jak unikałaś kontaktu ze mną, a mnie to podkurwiało. I wolałem, byś mnie nawet z błotem równała, niż udawała, że mnie tam nie ma. Dla mnie było to boleśniejsze.
W szoku patrzyłam na niego, kiedy zdałam sobie sprawę z jego słów. Poczułam jak moje policzki pąsowieją. Niemożliwe, że dlatego to zrobił. A ja podjęłam tę jego zaczepkę i go wtedy skrzyczałam i obrażałam.
Nie skomentowałam tego, bo było mi głupio. Ja faktycznie udawałam wtedy, że go tam nie ma. Idiotka.
– Więc teraz wypróbujemy ten sposób na tobie. Kładź się, zakładaj słuchawki, a ja naszykuję jakąś piosenkę. – Po tych słowach, wziął swój telefon z kanapy, na której go położyłam i zaczął w nim coś szukać.
Powoli zsunęłam się, tak jak sugerował, wkładając wcześniej do uszu białe bezprzewodowe słuchawki. Oparłam głowę o swoje ramię.
– Połóż się ze mną – zaproponowałam, zerkając na niego.
Posłał mi delikatny, piękny uśmiech i podszedł bliżej, układając się obok mnie na plecach.
– Oddać ci bluzę? Jesteś cały przemoczony – zapytałam, zerkając na jego czarną koszulkę z kołnierzykiem.
– Oszalałaś. Po to ci ją dałem, by tobie było ciepłej.
– To może ją zdejmij i ogrzej się pod kocem? – zapytałam, ale kiedy Nicholas spojrzał na mnie spod przymrużonych oczu i z zawadiackim uśmiechem, to zrozumiałam, że zabrzmiało to dwuznacznie.
– Mogłam od razu mówić, że chciałaś mnie pooglądać bez koszulki.
– Chciałam, żebyś się nie przeziębił. Pójdę po jeszcze jeden koc, gdzie ten znalazłeś?
– Siadaj – zatrzymał mnie, gdy chciałam wstać – możemy przecież leżeć pod jednym. Ogrzejemy siebie nawzajem własną temperaturą ciała.
Przystałam na jego propozycje i kiedy ściągnął koszulkę, układając się z powrotem na plecach, ułożyłam się blisko niego. Przykryłam nas obu do pasa, ponieważ ramiona miał podniesione, trzymajac w dłoniach telefon.
Patrzyłam uważnie na jego profil, gdy w skupieniu szukał piosenki. Próbowałam się skupić, by nie zerknąć niżej, ale to było silniejsze ode mnie i raz, może dwa spojrzałam na ten rozbudowany tors i mięśnie brzucha, a mnie wtedy robiło się zdecydowanie ciepłej.
Tak, zdecydowanie miał dobry pomysł z tym leżeniem pod jednym kocem.
Wyczuł chyba moje spojrzenie, bo spojrzał na mnie kątem oka, unosząc przy tym prawą brew. Jego kącik ust uniósł się w górę, a zaraz potem oderwał jedną dłoń od urządzenia i przyłożył do moich powiek, bym je zamknęła. Uśmiechnęłam się i posłusznie to uczyniłam.
W słuchawkach rozbrzmiały pierwsze nuty, a ja wtedy wyszczerzyłam się, jak głupia. Rozpoznałam tę piosenkę, bo miałam ostatnimi czasy obsesję na jej punkcie. Mogłam jej słuchać kilkanaście razy pod rząd i śpiewać na głos – oczywiście, jeśli nikogo nie było w pobliżu. Zresztą tego dnia wspominałam mu, że aktualnie na pierwszym miejscu na liście moich przebojów plasowała się Maria Carey.
Pierwsze słowa I wan't to know what love is dźwięcznie wypłynęły z jej ust, a ja poczułam przyjemne ciepło rozpływające się po moim ciele:
"I gotta take a little time
A little time to think things over
I better read between the lines
In case I need it when I'm colder
In my life there's been heartache and pain
I don't know if I can face it again
Can't stop now, I've travelled so far
To change this lonely life."
Piosenka płynnie leciała dalej, a ja próbowałam powstrzymać się, by nie zacząć śpiewać na głos. Nie musiał słyszeć mojego fałszowania. Przysunęłam się jeszcze bliżej i oparłam się na jego ramieniu, a dłoń na jego chłodnym torsie. Nicholas od razu przerzucił ramię przez moje ciało i otoczył mnie nim, a drugą dłonią pociągnął wyżej koc. Kolejny uśmiech zagościł na mojej twarzy, kiedy pocałował mnie delikatnie w czoło, akurat, gdy zaczynał się refren:
"I wanna know what love is
I want you to show me
I wanna feel what love is
I know you can show me."
Chłonęłam jego obecność, słuchając tej piosenki, która od początku wywoływała u mnie niemałe emocje. Teraz, gdy leżałam wtulona w ciało bruneta, wdychając jego zapach i czując jego dłoń, krążącą po moim ramieniu i jego skórę pod swoimi palcami, czułam się oszołomiona. Ale w pozytywy sensie. Targały mną dziwne emocje.
Czułam wszystko intensywniej. Muzyka stawała się coraz głośniejsza w mojej głowie, echem odbijając się jej słowami, które tak bardzo do nas pasowały. Moje serce zaczęło bić w szaleńczym rytmie, a oddech przyspieszył. Czułam intensywniejszą woń jego perfum, która zaczęła osadzać się na każdej komórce mojego ciała. Jego dotyk, pomimo grubej bluzy parzył moją skórę, a mnie samej robiło się niesamowicie gorąco. Czułam moje rozszalałe hormony, kiedy zdałam sobie sprawę, jak blisko siebie leżeliśmy, a on jest na wpół nagi. I nawet nie musiałam tego sprawdzać, by wiedzieć, że potęgowało to jego na wskroś przeczuwające spojrzenie.
Uchyliłam powieki i uniosłam głowę do góry, by trafić na te hipnotyzujące ciemne oczy. Rozszalałe iskierki, błyszczały figlarnym blaskiem. I to co jeszcze w nich widziałam wystarczyło mi, bym się znów zatraciła. Tak doszczętnie. Wpadłam w wir ich emocji, które próbowały ujawnić mi swój przekaz. Być może mi się tylko wydawało, ale ja widziałam w nich szczęście, troskę, pożądanie, ale i obawę, jak i coś czego nie mogłam określić. Może się myliłam, ale ja właśnie to, czułam w tamtym momencie.
I to był moment, w którym przestałam myśleć o otaczającym nas świecie. Uległam przystojnemu chłopakowi, leżącemu obok mnie, oddając mu cząstkę siebie. Choć być może już dawno to zrobiłam, ale czułam, jakbym tym razem otwierała na oścież swoje serce i zapraszała do środka. Pozwalała, by tam zagościł i osiadł na zawsze. By stał się cząstką mnie, a ja jego.
Dlatego, chciałam poczuć go jeszcze bliżej. Ściągnęłam słuchawki i dołożyłam na bok, wtedy brunet przełknął głośno ślinę.
– Użyję twoich wczorajszych słów – zaczął chrypliwe, a moje serce zaczęło wybijać jeszcze szybszy rytm, kiedy jego kąciki ust zadrżały w półuśmiechu. Wzięłam głęboki wdech, widząc jego pociemniałe spojrzenie – Kochaj się ze mną.
Chwilę wstrzymywałam oddech, kiedy analizowałam z niewielkim zdezorientowanie jego słowa. Dotknął delikatnie dłonią mój rozpalony policzek, demaskując moje zawstydzenie i zaczął gładzić subtelnie jego fakturę. Niemal czarne tęczówki, obnażały mnie z ostatnich warstw naruszonego już muru, który kruszył się doszczętnie z każdym kolejnym krokiem. Przenikał przez moją duszę i serce, próbując uświadomić, że gdy się go pozbędę, nie będę tego żałować. Stawałam o krok przed upadkiem w przepaść. Jednak wiedziałam, że mogę złapać się jego ramienia, a on uchorni mnie przed całkowitym spadkiwm. Może się bałam, co nastąpi potem, ale w tamtym momencie nie myślałam o bólu, cierpieniu czy zawodzie.
Chciałam tylko jego.
Wtedy dotarło do mnie, że chwilę wcześniej dobrze odczytałam jego przekaz i, że chciał tego tak samo, jak ja. Uniosłam się na przedramieniu i sekundę później nasze usta złączyły się w mocnych i namiętnym pocałunku.
W pośpiechu ściągnął ze mnie bluzę, zostawiając mnie w samym staniku. Usiadłam na nim okrakiem, gdy sprawnie zaczęliśmy lawirować swoimi językami, przekazując sobie to, jak bardzo siebie pragnęliśmy. Płynnym ruchem pozbył się mojej górnej części bielizny. Gdy ja badałam każdy fragment jego nagiego torsu, on kurczowo obejmował mnie w talii.
Nagle uniósł się na przedramionach, przyciągając mocniej bliżej siebie, by zejść pocałunkami niżej. Pozostawiał mokre ślady na skórze mojej szyi, obojczyków, piersiach... Jęknęłam i odchyliłam głowę do tyłu, gdy przygryzł mojego sutka. Owiewał skórę piersi swoim gorącym oddechem, jednocześnie sprawiając rozkosz zwinnym językiem i pieszczotliwą dłonią. Druga zaś wślizgiwała się powoli pod materiał majtek, by finalnie znaleźć się na moim pośladku. Całował, pieścił, przygryzał i ugniatał, powodując falę moich cichych jęków. Dłońmi wtopionymi w jego miekkie włosy, pociągałam za ich końcówki, trzymajac kurczowo przy swoim rozpalonym ciele. Było mi tak cholernie przyjemnie i nie chciałam, by przerywał. Jednak chęć posiadania go jeszcze bliżej, była zapalnikiem, wzniecającym ogień, który sami z każdym kolejnym namiętnym pocałunkiem wzniecaliśmy.
Pozbyliśmy się szybko reszty ubrań, obnażając się przed sobą dosłownie i w przenośni, ale nie było w tym nieśmiałości, czy wstydu. Tylko chęć posiadania siebie, w każdej możliwej wersji.
Moje ciało wręcz szalało nawet pod wpływem jego najsubtelniejszego dotyku. Byłam niemal na skraju rozkoszy, kiedy przesunął swoją dłoń w kierunku mojego wilgotnego i rozgrzanego od podniecenia wejścia i zaczął je pieścić. Masował moją nabrzmiałą łechtaczkę, dokładając do tego palce, które znalazły swoje miejsce w ujściu mojej kobiecości. Jego nabrzmiały członek ocierał się o moje nagie udo, przy każdym jego ruchu, gdy penetrował palcami moje wnętrze. Wzięłam w dłoń jego męskość i zaczęłam nią delikatnie poruszać. Wzmocnił uścisk swojej drugiej dłoni pieszczącej mój pośladek i jęknął gardłowo. Sunął w górę językiem po mojej klatce, a gdy ścisnęłam jego członka i zaczęłam zataczać kciukiem delikatne kółka na jego główce, wzgryzł się delikatnie, ale pobudzająco w zagłębienie mojej szyi. Syknęłam, ale podobało mi się to, dlatego odsunęłam się od niego, spoglądając sugestywnie. Jego oczy płonęły z pożądania, zapewne tak samo, jak i moje.
Nie musiałam nic mówić, szybko chwycił rączkę plecaka i zrzucił na ziemię. Sprawnie wyciągnął z najmniejszej kieszonki pudełko prezerwatyw i wyciągnął z niego jeden srebrny pakunek.
– Jednak się przydała – mruknął zaczepnie. Rzucił paczkę ma podłogę, a wyciągniętą sztukę rozerwał zębami.
– Zawsze jesteś przygotowany – stwierdziłam.
– Tylko kiedy jesteś w pobliżu.
– Już tak nie czaruj – sarknęłam rozbawiona, choć w głębi duszy podobała mi się ta odpowiedź.
Przygryzłam wargę, obserwując jak nakłada prezerwatywę na swoje pokaźne przyrodzenie. Potem znów połączyliśmy się w mocnym pocałunku, mocno obejmując. Przysunął nas bliżej kanapy, nie puszczając mnie nawet na sekundę. Oparł się o nią, a ja dalej siedząc na nim okrakiem, uniosłam się do góry, by nabić się na jego członka. Gdy poczułam go w sobie wywało to u mnie zaparcie tchu. Przymknęłam oczy, chwilę po tym, gdy zrobił to Nick, rozchylając przy tym usta. I oddałm mu się cała.
Jego członek ocierał się o ścianki mojego coraz bardziej wilgotnego miejsca, które zaciskałam pod wpływem rozkoszy, jaką mi dawał. Z każdym kolejnym uniesieniem, rozpadałam się na małe kawałeczki, brodząc swoje odłamki w morzu namiętności.
Chłopak pomagał mi utrzymać tempo, unosząc za pośladki, kiedy ja ściskałam mocno paznokcie w jego ramiona, będąc już na granicy spełnienia. I to również odczuwałam intensywniej. Jakby wszystkie emocje, które kłębiły się w mojej głowie i sercu potęgowały to doznanie.
Chwilę później, gdy dochodziłam do siebie po spazmach obezwładniającego mnie orgazmu, tuląc i dysząc w ciało Nicholasa, podniósł mnie i położył na podłogę. Ulokował swoje ciało na moim i zsunął się niżej. Zaczął całować każdy fragment mojego ciała, spoglądając nq mnie lubieżnie, co znów zaczęło pobudzać moje zmysły. Kiedy zatopił język w moim wnętrzu, wtedy oddałam mu się w każdym tego słowa znaczeniu. Pieścił dłonią, lizał, zasysał i spijał moje soki, wprowadzając w kolejny stan euforii. Moje hormony, głowa i całe ciało wręcz buzowało od przeżywanych emocji przy tym miłosnym uniesieniu.
Owinęłam go ramionami, gdy z powrotem zawisł nade mną, wcześniej zaznaczając sobie językiem tor wzdłuż mojego brzucha, aż po zagłębienie szyi. Jęknęłam i odchyliłam głowę do tyłu, gdy znów wszedł w moją kobiecość. Trzymałam go ciasno ramionami, by być jeszcze bliżej jego rozgrzanego ciała, kiedy sprawnie zaczął się we mnie poruszać. Dyszeliśmy w swoje rozpalone ciało, oddając się sobie.
I kiedy tak się kochaliśmy, czułam, że mogę być w jego ramionach bezpieczna. I tak, jakby przy nim wszelakie troski ulatywały z każdym moim tchnieniem rozkoszy, idąc ku kolejnemu spełnieniu.
Zdecydowanie mogłabym się w nim zakochać.
Czy to możliwe, że już to zrobiłam?
No to się pogodzili. 😈 Dawno nie pisałam takich scen, dajcie więc znać, co i jak.
Trochę heheszków, zwierzeń, szczerości. Było też romantico no i seksy. Czy oni nie mogliby się tak częściej zachowywać? Lepiej by im się dogadywało, prawda?
Zakochała się Roni, czy nie?
Ujdzie im ta akcja z włamaniem bezkarnie? Jak myślicie?
Fragment o Patrici miał dla mnie dość spore znaczenie, ponieważ w moim życiu też ktoś taki był. Trochę to podkoloryzowałam, by było bardziej dramatycznie. Ale nikomu nie życzę, by po jakimkolwiek czasie (u mnie 12 latach) dowiedział się, że tak naprawdę nie miał nigdy prawdziwego przyjaciela...
Jeśli ktoś czytał na świeżo i pamięta, czy Nico wspominał imię Rose, to poprawcie mnie. Mogłam się zakręcić przy korekcie. Wiem, że zamysł był, by mówił o niej ogólnie, nie zagłębiając się w szczegóły (a szczegóły niebawem). Więc, jeśli gdzieś, coś chlapnął, to dajcie znać.
~~~
Tekst piosenki pochodzi z https://www.tekstowo.pl/piosenka,mariah_carey,i_want_to_know_what_love_is.html
Tłumaczenie również z tej strony:
"Muszę poświęcić trochę czasu
By do końca to przemyśleć
Lepiej nauczę się czytać między wierszami
W razie, gdybym potrzebowała tego w przyszłości
W moim życiu było wiele trosk i bólu Nie wiem czy potrafiłabym po raz kolejny się z tym zmierzyć
Nie mogę się teraz zatrzymać, zaszłam tak daleko,
By odmienić to samotne życie
Ref.: Chcę wiedzieć czym jest miłość
Chcę abyś mi pokazał
Chcę poczuć czym jest miłość
Wiem, że ty możesz mi pokazać."
Tutaj ta pioseneczka:
A tu zajawka z Dirty Dancing, gdy ktoś nie kojarzył wspominanych scen:
https://youtu.be/ZAMuQl3T1mg
Buziaki,
M-adzikson🤘🏻❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top