17. Nie wiesz, że palenie zmniejsza...
Nie sprawdzony.
– Veronica! Mówię do ciebie. – Głos mojej przyjaciółki przywrócił mnie z lekkiego zawieszenia.
– Co? Zamyśliłam się – zapytałam nieco zamroczona, nie mając pojęcia, co ona do mnie mówiła. W sumie to nie mam pojęcia od paru minut, co się tutaj dzieje. Byłam myślami gdzie indziej.
– No właśnie widzę. Jakie chcesz?– Spojrzała na mnie przeszywającym wzrokiem. Zdezorientowana patrzyłam na nią pytająco, nie bardzo zdając sobie sprawę, o co mnie pytała. Jednak nie musiałam, zadawać tego pytania na głos. Rudowłosa wskazuje na kartę leżącą przede mną, uprzednio zwężając podejrzliwie oczy.
– Czekoladowe – odpowiedziałam, przypominając sobie, czym miałam się zająć, a co przerwało mi moje dumanie.
– Wszystko w porządku? – zapytała, zmieniając wyraz twarzy na nieco zmartwiony.
i Tak, w porządku – odpowiedziałam od razu.
A tak naprawdę nic nie jest w porządku. Po wczorajszym powrocie od Margo zatopiłam się w swoim łóżko, spędzając w nim resztę dnia. Z mamą ledwo co rozmawiałam i to głównie o niczym szczególnym. Krótkie zdawkowe odpowiedzi, co gdzie i jak. Ojciec wrócił wieczorem i słyszałam jak kilka godzin później, znów mieli jakąś poważniejszą wymianę zdań. Jednak nie starałam się nawet usłyszeć o czym rozmawiali, bo naprawdę nie mam ochoty na zagłębianie się w ich sprawy. Przynajmniej na ten moment.
Jednak bardziej zastanawiało mnie w tamtym momencie coś innego. A mianowicie otrzymałam wiadomość z zastrzeżonego numeru. Nijak wiem, jak zinterpretować tą wiadomość. Groźba? Ostrzeżenie? Jakiś głupi żart? Naprawdę nie wiem i przechodzi mi do głowy myśl, że chyba nie wolałabym się tego dowiedzieć.
"Zabawę czas zacząć"
Kto i po co mi coś takiego wysłał? Nie mam bladego pojęcia. Moją głowę zaprzątają myśli o tym tajemniczym zdaniu. Dodatkowo nie ułatwia mi tego fakt, gdzie się aktualnie znajdujemy.
Abigail wpadła na pomysł, żeby spotkać się dziś razem z okazji przyjemnego, słonecznego majowego dnia. Tak więc znajdujemy się w centrum w kawiarni. Margo z Liamem złożyli kelnerce zamówienie, a reszta siedzi z kawą lub jakiś sokiem i rozmawia. A ja po prostu dumam.
Veronico uważaj, bo jeszcze myślicielem zostaniesz.
– Nie przejmuj się. On to robi tylko po to, żeby sobie coś udowodnić.– Głos siedzącego obok mnie Liama, wyrwał mnie z kolejnego natłoku moich myśli.
A powiedział to, bo nawet nie zauważyłam, że zaczęłam się gapić na siedzącego naprzeciwko mnie Nicholasa. O przepraszam, ja nie gapię się na niego. Ja wpatruję się na niego i jego atrakcyjną koleżankę siedzącą po jego prawej. Która co chwilę rzuca w jego stronę jakimś słodkim tekstem bądź raczy swoim idealnym uśmiechem, wyjętym wprost z reklamy Colgate. Jak przyjechał dziś z nią pod wyznaczone przez Abi miejsce naszego spotkania, dotarło do mnie, skąd kojarzę tę dziewczynę ze zdjęcia z ogniska. Jest studentką na naszej uczelni, na ostatnim roku. Stąd słodka buźka wydawała mi się znajoma. Idealnie wypielęgnowane, długie blond proste włosy, nogi osiągające długość chyba z dwóch metrów i markowe, podkreślające jej kształty ubrania. Niczym aniołek Victoria's Secret, tylko skrzydełek brakuje. Nie jest taką suką jak Amanda. Nawet jest całkiem znośna, ale widać, że pewności siebie ma aż nadto. Zresztą, gdybym wyglądała, tak jak ona to też bym tak miała. Jednaknie jestem.
Dumny z siebie wysiadł ze swojego samochodu, żeby potem kroczyć przy jej boku z cwanym uśmieszkiem. Dawny Nicholas powrócił ot, to. Oj przepraszam, chyba nigdy innego Nicholasa nie było. To nie jest tak, że mi to przeszkadza. Niech się spotyka, z kim chce, ma do tego prawo. Wkurza mnie tylko, że zmienia sobie dziewczyny jak rękawiczki. A podobno nie jest taki zły. On nie bawi się tak, jak Liam się bawił. Takie były przynajmniej jego słowa. A teraz co? Liam ma dziewczynę od ponad miesiąca i nie podrywa innych lasek. Za to on, co kilka dni ma inną, bawiąc się ich uczuciami. Potraktuje jak szmacianą lakę. Pobawi się nią, rozrywając na strzępy, a potem po prostu wyrzuci do kosza i pójdzie poszukać nowej zabaweczki. A ja się nabierałam na te piękne oczy i drobne gesty wskazujące, że niby jest wartościowym, ale zamkniętym w sobie chłopakiem.
Jednak pozory mylą.
– To jest kretyn, nie przejmuj się. Przejrzy w końcu na oczy. – Kolejny raz słyszałam głos Liama, pochylającego się nade mną. Obróciłam głowę, trafiając na jego szare tęczówki wypełnione troską lub współczuciem? Nie wiem czym.
Margaret tak samo zerka na mnie co jakiś czas. Oboje patrzą na mnie, jakby mieli wrażenie, że zaraz coś złego mi się stanie albo, że jest mi przykro. Tylko że mi nie ma czego współczuć. Matko kochana! Przecież nic mi się nie dzieje. Nie ma co przeżywać, tak?
– Idę po fajki do samochodu – przerwałam tę ich niepotrzebną walkę na najbardziej skruszoną minę w moim kierunku. Liam pokiwał tylko głową i kontynuował wcześniejsze przytulanie mojej przyjaciółki.
Przemierzyłam w kilka minut drogę do mojego samochodu, przechodząc przed bramę kamienicy. Kawiarnia znajduję w jej froncie, jednak z ogródka, żeby posiedzieć na świeżym powietrzu, można korzystać od strony podwórka.
Podeszłam do swojego samochodu, otwierając go pilotem. Po wydaniu charakterystycznego dźwięku otworzyłam drzwi od strony pasażera, schylając się w stronę schowka. Znalazłam małą biało-niebieską paczuszkę i już miałam się cofnąć, kiedy ktoś pociągnął mnie do tyłu, łapiąc w mocnym uścisku za biodra. Niespodziewany pisk wydobył się moich ust. Osoba znajdująca się za mną mocno przyciągnęła bliżej siebie, przyciskają do klatki piersiowej. Ogarnięta lekką paniką, zaczęłam drżeć. Całe szczęście, ręce miałam wolne, dlatego z niemałą siła uderzyłam napastnika łokciem w brzuch. Twardy brzuch, więc przy okazji i mnie zabolało. Zrobiłam to, zanim zdążyłam poczuć charakterystyczny zapach perfum, które zdążyły mi zawrócić już nie raz w głowie.
No debil. Po prostu debil.
Uścisk zelżał, a ja szybko się obróciłam. Spojrzałam na obejmującego się za brzuch, lekko zgiętego w pół Nicholasa. Delikatnym grymasem bólu towarzyszył na jego twarzy. Posłałam mu pełne zażenowania spojrzenie i pokręciłam w niedowierzaniu na jego głupotę głową.
Bezmózgi debil.
– Coś ostatnio często chcesz mnie znokautować – powiedział, prostując się i masując jeszcze kilka razy swój obolały brzuch. Przeniósł wzrok na mnie i posłał jeden z tych swoich cwaniackich uśmieszków.
Bardzo zabawne.
– Czy ty jesteś normalny!? – wydarłam się na niego. Chłopak chyba nie spodziewał się takiej reakcji, bo rozszerzył szeroko oczy i momentalnie z jego ust zniknął ten głupi uśmieszek. Spojrzał w moje tęczówki, zdezorientowany.
– Jejku, przecież to tylko żart. – Wzruszył ramionami, podchodząc do mnie bliżej.
– W chuj śmieszny. Naprawdę – odburknęłam, nawet na niego nie spoglądając.
Chciał złapać mnie za ramię, jednak ja już zdążyłam obrócić się i zamknąć ze złością drzwi. Oczywiście nie za mocno, bo nie wolno trzaskać w moim samochodziku. Obeszłam na przód i oparłam o maskę, wyciągając z paczki papieros i zapalniczkę z kieszeni.
Niech on już sobie stąd pójdzie.
– Przecież nikt, nie zaatakowałby cię w środku dnia, przy ludziach – powiedział, zbliżając się w moją stronę i stając centralnie przede mną. Nie komentuję, tylko odpalam papierosa. Patrzyłam gdzieś obok na przechodniów krążących wokół nas, nie racząc go ani na sekundę spojrzeniem.
– Nie wiesz, że palenie zmniejsza potencję? – zaczął, a ja jednak nie wytrzymałam i przeniosłam wzrok na niego.
Wpatrywał się we mnie, stojąc z rękami włożonymi do kieszeni jasnych joggerów. A czarna koszulka z kołnierzykiem i logo Lacoste opina ładnie jego wyrzeźbione ciało. Na twarzy błąka się zadziorny uśmiech. Wzdychnęłam ciężko i pokręciłam głową w politowaniu.
– Też palisz, a chyba z tym nie masz problemu, jak widać – sarknęłam, zaciągając się kolejny raz dymem.
Nikotyna wypełniła moje płuca, uspokajając moje już nadszarpnięte dzisiejszego dnia nerwy. Uchyliłam delikatnie usta i wypuściłam kłąb dymu wprost na jego twarz. Uprzednio uniosłam głowę do góry i znów natrafiłam przy okazji na te jego cholerne tęczówki, które śnią mi się po nocach.
– Skąd ten wniosek? – zapytał, nie odrywając ode mnie wzroku, który nie powiem, ale zaczyna mnie już lekko peszyć.
– Nie próżnujesz, więc – wzruszyłam ramionami – wniosek sam się nasuwa – dodałam kpiąco, odrywając swoje spojrzenie, przeniosłam na uprzedni widok.
Skąd ten wniosek? No ja pierdolę. Może stąd, że pieprzysz co rusz nową laskę? Nie potrzeba zbytnio się wysilać, żeby do takiego dojść. On nic nie odpowiada, co wydaje mi się lekko podejrzane, więc powoli wróciłam do jego twarzy. I z przykrością stwierdzam, że muszę cofnąć poprzednie określenie debil. On jest po prostu nienormalny.
Kretyn stoi, dalej się gapiąc, jednak na jego ustach teraz widnieje uśmiech. Tak szeroki, że z łatwością mogę dojrzeć jego ósemki.
Ma ktoś numer do psychiatry? O ile nie jest już za późno.
Mrugam parę razy oczami, żeby sprawdzić, czy nie są to czasem jakieś omamy. Może mam przez nagrzanie słoneczne lekkie zwidy czy coś. Jednak nie, on dalej się szczerzy, jakbym powiedziała mu największy komplement na świecie. Tym razem marszczę w lekkim niezrozumieniu brwi. A z tyłu głowy zastanawiam się, czy czasem nie odsunąć się na jakąś odległość albo odejść. Nie wiem, czy ta choroba nie jest czasem zaraźliwa.
–Jesteś zazdrosna – oznajmił zadowolony.
Wdech. Wydech Veronico.
Bardzo zabawne. Boki zrywać. Czy on nie rozumie, że świat nie kręci się tylko wokół niego. A mnie nie interesuje co i z kim robi?
– Po prostu się zastanawiam – zaczęłam spokojnie, świdrował mnie spojrzeniem, posyłając pytające spojrzenie. A ja w międzyczasie zaciągania się papierosem, patrzyłam na niego niewzruszona.
– Nad czym? – zapytał, unosząc jedną brew.
– Czy nie masz już jakieś choroby weneryczne – odpowiedziałam od razu, nie spuszczając z niego swojego wzroku.
– Raczej nie możliwe, od ponad miesiąca brak intymnych kontaktów – wyjaśnił, dalej stojąc z tą samą zadowoloną miną.
– No to współczuję. Pewnie musi cię już boleć – stwierdziłam ironicznie.
Jasne. Nie uwierzę, że nie pieprzyłeś się z nikim od miesiąca. A Amanda? Może z tą blond modelką jeszcze nie zdążył, ale sama widziałam, jak wychodzili razem z tamtą głupią pindą z klubu w urodziny Sophie. Wybacz kochany, ale jakoś w to nie wierzę. Zresztą, po co mi się tłumaczy? Przecież i tak mnie to nie obchodzi. Co mam mu ulżyć, czy co?
Spierdalaj do swojej blond lali Victoria's Secret...
Strzepnęłam papierosa i chciałam podejść do kosza wyrzucić, jednak przerwało mi coś. A raczej ktoś i upuściłam go na ziemię. Podszedł do mnie w dwóch krokach i przytwierdził do maski, krępując przy tym ruchy. Objął jedną ręką w dole moich pleców, a drugą oparł o maskę, żeby utrzymać stabilność.
– I tak wiem, że jesteś zazdrosna – wyszeptał, pochylając się przy moim uchu i owiewając go przy tym swoim ciepłym oddechem. Co oczywiście zapoczątkowało, przejście po moim ciele przeszywającego dreszczu. Wzmocnił uścisk dłoni, przyciągając jeszcze bliżej siebie. Wciągnęłam głęboko powietrze, kiedy przesunął na bardzo niebezpiecznie bliską odległością swoją twarz. Ocierając się subtelnie o moje policzko, przeniósł ją na wprost mojej, niemal stykając się ze mną nosem. Moje serce zaczęło się szalenie rozpędzać, w wyczekiwaniu dalszego rozwoju sytuacji. Z każdym jego kolejnym ruchem mój puls podskakiwał, a oddech uwiązł w gardle. Intensywne spojrzenie ciemnobrązowych tęczówek głęboko wertowało moje oczy. A ja z każdą sekundą tonęłam coraz bardziej w głębi jego pięknych oczu. Po kilkusekundowym, peszącym mnie kontakcie wzrokowym, przeniósł je na moje usta. Przełknęłam znów głośno ślinę, pozostając w lekkim otumanieniu. Moja klatka piersiowa unosiła się i opadała w zawrotnym tempie, przez jeszcze bardziej przyspieszone bicie mojego serca.
Pieprzona tachykardia.
Zdaję sobie sprawę, że powinnam jakoś zareagować. Ruszyć się. Przerwać to. Jednak przeszkadza mi w tym fakt, że podchodząc do mnie, podniósł mi kolana, oplatając wokół swoich bioder, umożliwiając mi tym samym powtórkę sprzed kilku dni. Tylko moje ręce były wolne, ale tylko przez chwilę. Ponieważ brunet chyba zorientował się, nad czym się zastanawiam i szybko przeniósł swoje ręce na moje dłonie, przytwierdzając do nagrzanej od słońca blachy samochodu. Więc tym o to sposobem znalazłam się w pułapce. Bardzo niebezpiecznie ujmującej oddech w płucach pułapce. Niemal leży na mnie całym swoim ciałem. Z daleka musimy wyglądać, jakbyśmy się co najmniej całowali. Już nawet próbuję, nie myśleć, że coś twardego z każdym jego ruchem trąca o moją kobiecość. A ja w tym momencie wcale nie wyobraziłam sobie, jak robi na tej masce ze mną jeszcze przyjemniejsze rzeczy...
Veronico, ochłoń!
Po chwilowym zamroczeniu dostałam jeszcze większego zaćmienia. Więc posunęłam się do niezbyt mądrego ruchu. Będąc tak blisko jego twarzy, wystarczyło, że podniosłam nieco swoją głowę i...naprawdę nie wiem, co mnie podkusiło, ale pocałowałam go w usta. Delikatnie i subtelnie, jakby jego usta wykonano z kruchego szła. Jakby każdy najmniejszy dotyk mógł spowodować jego rozpad, jednocześnie chroniąc samą siebie przed zbyt bolesnym samookaleczeniem.
I ten mój niespodziewany gest podziałał na chłopaka tak, jak tego chciałam. Jego ciało momentalnie się spięło. Widać było, że był zaskoczony, stał z przymkniętymi oczami i delikatnie uchylonymi ustami. I zrobił jeszcze jedną rzecz, na której mi najbardziej zależało. Jego ucisk na moich dłoniach znacznie zelżał, przez co szybkim ruchem wyrwałam się z jego uścisku i od razu odepchnęłam go, dłońmi opierając o klatkę piersiową. Nie spodziewał się tego ruchu, więc nawet nie zdążył dać oporu. Zachwiał się nieco do tyłu, wtedy ja wydostałam się z tej cholernie duszącej pułapki. Nie oglądając się za siebie, przy okazji zamykając mój samochód, wróciłam do reszty.
I co mam teraz powiedzieć? Prawdę? Że ten krótki, ledwo wyczuwalny pocałunek na mnie podziałał? Dotykając po raz kolejny jego miękkich, pełnych ust czułam, jakby na moment świat wokół nas się zatrzymał. Przypomniałam sobie, kiedy całował mnie niespodziewanie. Tylko tamte pocałunki były pełne zachłanności, pożądania i inicjował je on. A ten był pierwszy raz, kiedy to ja pierwsza wyszłam z inicjatywą, a on nie oddał pocałunku. Był on krótki i zdecydowanie nieprzewidziany, ale poczułam się, jakby ta chwila była bardziej intymna, niż kiedykolwiek z nim miałam. Dlatego, zaraz po tym, na mojej twarzy pojawiły się dwa wielkie rumieńce. Więc tak, podziałał na mnie. I to cholernie.
– Gdzie masz Nicholasa? – Podniosłam głowę i utkwiłam swoje spojrzenie w Liamie, który patrzył w moją stronę, kiedy pochodziłam do swojego krzesełka. Szłam z opuszczoną głową, rejestrując w głowie, zaistniałą sytuację sprzed chwili. I dochodzę do wniosku, że to znów namiesza mi to w głowie.
Po co ci to było Roni?
– Skąd mam wiedzieć? – W sumie to nawet nie skłamałam. Wiem, gdzie był chwilę temu, ale co teraz robi, to nie mam pojęcia. A na pewno nie przyznam się, co przed chwilą się wydarzyło.
– Veruś, Veruniu, Ronuś...– zaczął przymilającym głosem, patrząc na mnie z miną i z szeroko otwartymi oczami, jak u małego dziecka. Zabawny widok jak na jego posturę.
– Słucham. Jaki masz interes Liam? – Przewróciłam oczami na jego podlizywanie się i zapytałam z obojętną miną.
– Mam taką maleńką prośbę, o ile nie jest za późno – wyjaśnił przyjacielskim tonem.
– Dawaj.
– Mogłabyś nie mówić Nicholasowi, o tym naszym małym żarcie? – zapytał teraz już nieco poważniejszym tonem. Zmarszczyłam w niezrozumieniu brwi na jego słowa. – Bo ten kretyn nie zna się na żartach i znowu mi przyjebie.
No i teraz to już się uśmiechnęłam. Jest od niego wyższy i postawniejszy, bardziej przypakowany. Do tego zawsze równo przystrzyżony dość długi zarost, przez co wygląda nieco bardziej poważnie. I ten właśnie o to facet, boi się takiego cwaniaka Nicholasa? Okej, to jest zabawne.
– Nie śmiej się. Wiesz, jak mi ostatnio zajebał za to głupie chrapanie? A ja przecież mu nie oddam, bo w końcu to ja byłem głównym aktorem w tym przedstawieniu. Więc cała wina będzie po mojej stronie.
Chyba za bardzo wczuł się w rolę ten "aktor". A może właśnie powinnam była wspomnieć mu o tym nieśmiesznym żarcie? Dostałby przynajmniej z pięści i odechciałoby mu się następnym razem ogrywać science fiction. Nie będę taka okropna. Zresztą i tak podejrzewam kto bym głównym scenarzystą tego przedstawienia.
– Zastanowię się. – odpowiedziałam.
– Dzięki Vera. Wiedziałem, że mnie nie zawiedziesz – powiedział, obejmując mnie jedną ręką za ramię, przyciągnął w swoją stronę, pocierając ją delikatnie.
– Nie powiedziałam tak.
– Nie powiedziałaś też nie. A u kobiety to prawie zawsze oznacza to sam co tak – stwierdził zadowolony, puszczając mi oczko.
– Mówiłam wam, że to był głupi pomysł – wtrąciła się Abi, siedząca z mojej lewej.
– To ty też wiedziałaś o tym? No pięknie. Fajnie się bawiliście wszyscy? – oburzyłam się, spoglądając na zmianę w stronę dziewczyny i chłopaka.
– Ja nie maczałam w tym palców – podniosła ręce w geście obronnym – to był ich pomysł. – Głową wskazała dwójkę siedzącą po mojej prawej. – Próbowałam im to wybić z głowy.
– Nie ważne kto. Ważniejsze, że się nie udało. Przez tych dwóch uparciuchów. – Teraz to brunet wskazał głową na mnie i mając również na myśli chłopaka, który jeszcze nie dotarł z powrotem do nas.
– Oni sami muszą się dogadać – zauważyła słusznie Abi. W końcu ktoś do mądrego wniosku doszedł. Noe znam jej za dobrze, jest bardzo przyjazną i miłą osobą. A najważniejsze to wydaje się, że myśli bardziej racjonalnie niż moja jedna przyjaciółka. Druga przynajmniej się nie wtrąca w moje życie. Liam już chciał coś powiedzieć w stronę blondynki, jednak przerwał nam inny damski głos. Głos, który dzisiejszego dnia nieco drażnił moje uszy.
– Ja będę się już zbierać.
No i krzyż ci na drogę.
– Oj, już idziesz? – odezwał się Chris, uśmiechając się w stronę olśniewającej blondynki.
– Tak. Niestety mam jeszcze coś do załatwienia. Miło było was poznać – oznajmiła i posłała swój olśniewający uśmiech.
Jak można być tak perfekcyjnym z wyglądu. Idealna cera, owalna twarz, ładny prosty nos. Pełne, równo wykrojone usta, przejechane czerwoną pomadką i do tego duże oczy z zielonymi tęczówkami. I ta idealna figura, na której opięta jest prosta biała sukienka w kwiaty, podkreślająca jej talię.
– Ciebie również Hellena. – Od razu odpowiedział tym samym Chris.
– Ellen – poprawiła go, miło się uśmiechając. Spojrzała w przestrzeń gdzieś za nami. – O idzie Nicholas, to przy okazji mnie odprowadzi.
– A no tak, przepraszam Ellen. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy.
– Ja też. W takim razie do zobaczenia.
Yhym.
Reszta pożegnała się z nią, po czym odeszła prawdopodobnie w objęcia Nicholasa.
– A ty co jej się tak podlizujesz? – zapytała Abigail, marszcząc brwi w dezorientowaniu.
– Nie jest taką suką jak Amanda. Którą zresztą kijem bym nie tknął. A ta jest całkiem, całkiem. Nicholas i tak nie jest nią zainteresowany, więc wiesz – zaczął wymownie poruszać brwiami w stronę blondynki – chociaż i tak nie mam u niej szans, ale zawsze można pomarzyć.
– Oj, Christopher. Jeszcze znajdziesz swoją wymarzoną, która cię pokocha – wtrąciła Margo.
– To jak już spotkasz taką na ulicy, to od razu ją do mnie przyślij.
– Sama ci taką poszukam – zaśmiała się, na co niski blondynek posyłał jej w powietrzu całusa.
– Dobrze, że w końcu się uwolniliśmy od tego blond pustaka – zaczęła Abi.
– Kurwa, jak ja jej nienawidzę. Dobrze, że Nicholas też w końcu się ogarnął – westchnął Liam.
–No zjebał ją aż miło. Jeszcze do tego nasz bojowa Roni i już mamy z głowy szmatę. – Tym razem odezwała się Margo, na co Liam zaczął się śmiać.
– W sumie to chciałem was wcześniej rozdzielić, ale widziałem, jakiego masz wkurwa na nią. Więc stwierdziłem, że dam ci jej utrzeć nosa. – zwrócił się do mnie.
W takim razie dzięki Liam, że pozwoliłeś nam się poszarpać i mi jej przywalić. Ciekawe czy jakby ona mi przywaliła, to by też nie reagowali. Bardzo ciekawe.
– A potem jeszcze oliwy do ognia dorzucił Nicholas i już po ptoszycy. – dodała Margo, na co zmarszczyłam brwi w niezrozumieniu. No bo, co on niby zrobił? Poszedł ją uciszyć swoim kutasem?
– Poszedł ją zaspokoić do samochodu? – mruknęłam ze zniesmaczoną miną, spoglądając w stronę Margo.
– Co? O czym ty mówisz? – zapytała rudowłosa.
– Widziałam, jak wychodzili razem z klubu.
– Kochana, on ją zjebał przy wszystkich od idiotek, kretynek i innych odpowiednich określających ją epitetów. I jeszcze kazał jej cię przeprosić, ale na to się nie zgodziła. Zrobili zamieszanie wokół nas, więc grzecznie powiedział, że ma wyjdą na dwór, żeby porozmawiać. Jak wrócili to szmata była tak wkurwiona, że pewnie dlatego tak na ciebie naskoczyła. –wyjaśniła Margo. – A co ty myślałaś, że po tym poszli się pieprzyć?
– No.
– Oj Roni, Roni. Zrozum, że on jest teraz po twojej stronie.
A co ja niby miałam pomyśleć. Widziałam, jak szli razem. A na co para wychodzi z klubu? No na seks. Zresztą skąd niby mają pewność, co oni tam robili? Przecież prawdy im nie powiedzą, ale niech im będzie, że tak było. Choć to niezbyt mnie przekonało.
Akurat w momencie, kiedy chciał coś Liam powiedzieć, Nicholas podszedł do swojego miejsca i usiadł na krześle. Zblokowałam z nim spojrzenie dosłownie na sekundę, po czy opuścił wzrok na stolik. Jego mina nie wyrażała nic szczególnego. Jego wyraz twarzy był neutralny, a patrzył zamyślonym wzrokiem w blat stołu.
– Nie ładnie tak zostawiać dziewczyny. Czuła się opuszczona i było jej bardzo przykro. – zaczepiłam go z sarkazmem. Patrzyłam się w jego stronę, wyczekując reakcji, Chłopak powoli podniósł głowę do góry, spoglądając w moje tęczówki.
– To nie jest moja dziewczyna i miałem ciekawszą sprawę do zrobienia – odpowiedział po chwili, zacięcie patrząc w moje oczy. Dzieliła nas odległość kwadratowego, drewnianego stolika, pomimo tego widziałam, jak przeszywa mnie wzrokiem. Znowu. Po raz kolejny jakby z zamiarem prześwietlenia moich komórek na wskroś.
– Och, jak tak będziesz się przy nich zachowywać, to chyba nigdy nie znajdziesz – ciągnęłam dalej z przekąsem w głosie, również zawzięcie patrząc w jego oczy.
– A kto powiedział, że szukam? – zapytał z pełną powagą, nie przerywając ze mną głębokiego kontaktu wzrokowego, co już delikatnie zaczynało mnie peszyć.
– Dobra, dobra misiaczki spokój mi tutaj. Godzić się mieliście, a nie docinać – odezwał się Liam, przez co, na całe szczęście urwaliśmy tę wojnę na spojrzenia i jednocześnie spiorunowaliśmy chłopaka, który wypowiedział te słowa.
– Dobra nie bić – zaśmiał się.
Każdy wrócił do kontynuowania swoich napojów bądź deserów.
Szlag! No zajebiście. Uwielbiam to po prostu. Zawsze, gdy się spieszę, albo mam coś zaplanowane.
Losie, dlaczego mnie nie lubisz? Jesteś dla mnie okropnie złośliwy.
Podnoszę telefon z siedzenia i wybieram odpowiedni numer. Po dwóch sygnałach odbiorca akceptuje połączenie.
– Hej Roni. Gdzie ty jesteś? Czekam na ciebie. – Usłyszałam uprzejmy głos po drugiej stronie.
– Hej Soph. Chwilę się spóźnię, bo muszę cholerną oponę wymienić – odpowiedziałam szybko, lekko przy tym dysząc, bo akurat wyciągałam z bagażnika lewarek.
– O kurde, to może podjadę do ciebie z tatą, pomoże ci? – zaproponowała.
– Dziękuję kochana, poradzę sobie. Powinnam być za góra dwadzieścia minut.
– Dobrze, w takim razie czekam.
Rozłączyłam się i podeszłam do drzwi, żeby odłożyć telefon. Jednak ten zaczął dzwonić. Spojrzałam na wyświetlacz, ale niezbyt miałam ochotę odbierać od niego połączenie. Połączenie przerwano, ale nadal uparcie próbował się dodzwonić. Wzięłam głęboki oddech i odebrałam. Przystawiłam telefon do ucha.
Kiedyś wierzyłam w Boga i jego dobrodziejstwo. Wierzyłam, że nie mógł karcić dobrych osób, które nie wyrządzają żadnego zła, ale w końcu zabierał też nowo narodzone niewinne dzieci, jak i osoby, które nic w życiu złego nie zrobiły, lub tak tylko myślały. To sami decydowaliśmy o tym, którą drogą pójdziemy, czasem zupełnie nieświadomie, a czasem wręcz przeciwnie – celowo. Swoimi czynami decydujemy czy oddamy się w ręce Pana czy Diabła. Oczywiście nigdzie nie jest potwierdzone istnienie nieba i piekła, ale to, że każdy ma swoją określoną rolę w życiu, jak i określony swój pobyt na tym padole łez już tak. W tamtym momencie przestałam jednak żyć nadzieją, że dobre osoby nie czeka nic złego. Przeciwnie, czasem te bardziej umiłowane mają rzucane kłody pod nogi.
Po jego słowach mój oddech w ułamku sekundy się zatrzymał, serce zaczęło wybijać nierówny rytm – raz łomotało, żeby zaraz znacznie zwolnić. Krajobraz przed moimi oczami zaczął niespodziewanie wirować. Nie wiedziałam, co się w tym momencie dzieje, wszystko wokół stawało się niewyraźne. Oczy zaszły mi mgłą, powodując zbieranie się łez w kącikach oczu i naprawdę wolałabym nigdy nie usłyszeć tych słów, które wypowiedział:
– Veronica – zaczął zmartwionym głosem – mama miała wypadek.
Próbowałam się szybko wyjść z tego szoku. Musiałam zmienić tę cholerną oponę i jak najprędzej jechać do szpitala do mamy. A jak ona...? O mój Boże!
Nie! Błagam!
Miałam obrócić się i podejść do bagażnika, jednak coś mi w tym przeszkodziło, a mianowicie było to mocne uderzenie w tył głowy. Pulsujący ból ogarnął całą moją czaszkę, zaraz potem upadłam.
I widziałam już tylko ciemność.
Nie wiem czy satysfakcjonujący.
Mam nadzieję, że nie nudzą Was już te rozdziały.
Przy okazji zareklamuję wschodzące gwiazdki do, których warto zajrzeć:
@ spirit_escape jej uroczy, bojowy, ale niestety skrzywdzony Sami, którego na pewno pokochacie, wraz ze swoimi kumplami tworzą rozbrajającą ze śmiechu paczkę.
Drugie opko z uroczą Fridą i podnoszącym ciśnienie Charlesem, też Wam się spodoba 😁
Miłego czytania i do następnego.
Dobrej nocy.
M-adzikson 🤘🏻
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top