Rozdział 2
Liam
Kolejne akta.
Kolejne ludzkie tragedie. Zniszczone plany, marzenia. Za kilka lat nikt o nich nie będzie pamiętał. Pozostaną po nich tylko numery spraw. Zakurzone teczki ukryte w archiwach.
Zerknąłem do pierwszej, która leżała na moim biurku. Numer trzysta dwadzieścia siedem. Młoda dziewiętnastoletnia dziewczyna zgwałcona i uduszona przez swego trzy razy starszego sąsiada.
Jej życie brutalnie zostało odebrane. W okrutny sposób na własnej skórze doświadczyła zła w czystej postaci. Nie broniła się, nie miała szans w starciu z potworem, który aby zaspokoić swoje żądze poświęcił życia niewinnej osoby.
Spoglądam na stertę dokumentów piętrzących się na blacie biurku. Każda ze spraw kończyła się tak samo, śmiercią osoby, która na to nie zasłużyła. Tylko okoliczności się zmieniały. Uduszenie, postrzał z broni, czy podpalenie, te trzy przyczyny, najczęściej przewijały się w aktach.
Za każdym razem, gdy spoglądałem na zdjęcie ofiar zastanawiałem się, czy to właśnie ta osoba nie wymyśliłaby leku na raka, albo Aids. Mogli zostać kimś w życiu, przysłużyć się ludzkości. Jednak teraz każdy z nich leżał w mogile i tylko rodzina opłakiwała ich odejście. Nie będzie Nobla w medycynie, czy literaturze, nie będzie spełniania marzeń. Za to będzie wyrok dożywocia dla sprawcy ich cierpienia. Już ja tego dopilnuje.
Rzuciłem na biurko akta dziewiętnastoletniej dziewczyny, odchyliłem się w fotelu, a następnie zamknąłem oczy, dając sobie chwilę na odpoczynek.
Służba w wydziale zabójstw wyciskała ze mnie wszystkie siły. Od dwunastu lat męczyłem się fizycznie, ale przede wszystkim psychicznie nie dawałem już rady. Uważano mnie za najlepszego. Codziennie partnerzy klepali mnie po plecach i gratulowali wyjaśnienia kolejnej zbrodni. Nie zdawali sobie jednak sprawy z tego, że ofiary mnie prześladowały. Gdy tylko zamykałem oczy, widziałem ich zmasakrowane ciała, wygięte pod nienaturalnym kątem. W snach również mnie odwiedzali. Prosili, abym znalazł ich morderców i wymierzył sprawiedliwość. Siedmioletnia Sara przychodziła prawie codziennie, płakała, że ona już nie może dłużej czekać. Miała rację, pięć lata nie potrafimy znaleźć tego bydlaka, który wrzucił ją do rzeki i patrzył jak się topiła.
Dzwonek komórki przywołała mnie do rzeczywistości. Leniwie otworzyłem oczy, po czym sięgnąłem po telefon leżący na biurku.
– Baker słucham?
– Rusz tyłek Liam. Mamy morderstwo.
Mój parter Hunter był człowiekiem, który mówił prosto z mostu.
– Gdzie? – zapytałem.
– Domek w samym środku lasu. Wyśle ci smsem współrzędne.
– O co dokładnie chodzi?
Wstałem z fotela, po czym skierowałem się w stronę drzwi, zabierając po drodze klucze do samochodu.
– Dzwoniła kobieta, która spokojnym głosem poinformowała o zabiciu swojego chłopaka.
Cholera, nie lubiłem takich spraw. To co na początku wydawało się proste do wyjaśnienia, nigdy takie nie było.
– Zaraz tam będę.
Zakończyłem połączenie i czekałem na smsa od Huntera. Po chwili wiedziałem już dokąd miałem jechać. Schowałem komórkę do kieszeni kurtki, a następnie ruszyłem do samochodu.
***
Jazda na miejsce zbrodni była drogą przez mękę. Do domu, gdzie leżał denat prowadziła tylko leśna ścieżka, po której ciężko prowadziło się samochód. Co chwilę zaciskałem szczękę, starając się zachować spokój. Co niestety w tych warunkach, było bardzo trudne.
Po kilku minutach, w końcu dotarłem na miejsce. Z oddali widziałem światła radiowozów policyjnych oraz karetek.
Zaparkowałem obok samochodu Huntera. Wysiadłem z pojazdu, a następnie zacząłem rozglądać się za moim partnerem. Zlokalizowałem go na ganku, gdzie stał bardzo blisko Alice, policjantki z naszego wydziały. Był tak pochłonięty gapieniem się na jej cycki, że nie zauważył mojej obecności.
– Może przeszkadzam? – zapytałem, przerywając im intymny moment.
Odskoczyli od siebie, jakbym przyłapał ich co najmniej na badaniu migdałków.
– Oczywiście, że nie. – Alice zawstydzona opuściła wzrok na ziemie.
Była za dobra dla Huntera, który nie traktował jej poważnie, tylko jak kolejne trofeum do kolekcji.
– Co wiemy? – zapytałem , po chwili niezręcznej ciszy.
– Niewiele. – Zaczęła Alice. – Dziewczyna jest badana teraz przez lekarza, więc na razie nie możemy jej przesłuchać. Jedyne co mamy, to ciało mężczyzny w kuchni.
– Prowadź. – Zwróciłem się do Huntera.
Weszliśmy do środka. Pierwsze co zauważyłem to idealny porządek. W domu było wręcz sterylnie. Uderzył we mnie również intensywny zapach konwalii.
Po chwili znaleźliśmy się w niewielkim pomieszczeniu służącym za kuchnie. Ciało mężczyzny leżało obok lodówki. Z jego piersi wystawały wbite nożyczki. Narzędzie zbrodni.
– Precyzyjny cios, poniósł śmierć na miejscu.
Odwróciłem się do Olivii, mojej byłej, która była również lekarzem pomagającym wyjaśnianiu okoliczności śmierci ofiary.
– Nie wiedziałem, że wyślą akurat ciebie.
Mój głos był szorstki. Nasze rozstanie do miłych nie należało. Zdradzała mnie z kim popadnie, za bardzo się z tym nie kryjąc . Oczywiście nie czuła się winna. Oskarżyła mnie o to, że nie okazywałem jej czułości, dlatego szukała pocieszenia u innych. Dziwka.
– Liam powinieneś dorosnąć i w końcu przeżyć nasze rozstanie. Znajdź sobie kogoś, zacznij żyć.
Miała czelność mnie pouczać. Ta mała, kłamliwa suka dawała mi rady, które tak naprawę mogła wsadzić sobie w tyłek.
– Mylisz się Oliwio, już dawno pogodziłem się z naszym rozstaniem oraz z tym, że rozkładałaś nogi przed kim popadnie.
Jej twarz poczerwieniała ze złości. Nigdy nie potrafiła ukryć swoich emocji. Można było czytać z niej jak z otwartej księgi.
– Jesteś dupkiem – wysyczała przez zaciśnięte zęby.
– Jestem po prostu szczery, ale ty nie wiesz co to znaczy. – Uśmiechnąłem się krzywo.
– Może byście tak przestali wymieniać między sobą czułości, a zajęli się w końcu pracą.
Do niewielkiego pomieszczenia wszedł Lukas, trzymając w dłoniach kilka płyt CD.
– Zobaczcie co znalazłem. – Wręczył mi przedmioty.
– Co to takiego? – zapytałem, otwierając pierwszą z nich.
– To nagrania z domku. Jest tego zdecydowanie więcej. Znaleźliśmy również sprzęt nagrywający. Kamery są dosłownie wszędzie zamontowane.
Zakiełkowała we mnie nadzieją. Jeśli ofiara rejestrowała ich codzienne życie, to najprawdopodobniej moment morderstwa został nagrany. Może już dziś uda się wyjaśnić sprawę.
– Przynieś mi płytę z dzisiejszego dnia.
– Niestety ostatnia, jest sprzed miesiąca. Sprzęt jest popsuty, nikt nie raczył go naprawić.
Cholera, a mogło być tak pięknie.
– Zabierz wszystkie dowody, musimy to przejrzeć.
Lukas pokiwał głową, a następnie opuścił pomieszczenie.
Sfrustrowany przeczesałem ręką swoje ciemne włosy i spojrzałem ostatni raz na ofiarę. Był mojego wzrostu, około metr dziewięćdziesiąt, dobrze zbudowany. Naprawdę trzeba było się postarać, aby powalić takiego potężnego mężczyznę. Byłem ciekaw kobiety, która tego dokonała.
– Muszę porozmawiać z podejrzaną. – Zwróciłem się do towarzyszy.
– Mówiłam ci przecież, że bada ją lekarz. – Alice posłała w moja stronę karcące spojrzenie.
– Gówno mnie to obchodzi. – Odwróciłem się do nich plecami i podążyłem do wyjścia. – Nie mam zamiary obchodzić się z nią jak z jajkiem! – zawołałam przez ramię, wychodząc z domu.
W środku było duszno, dlatego ucieszyłem się, gdy poczułem na karku powiew chłodnego powietrza.
– Liam poczekaj.
Tuż za sobą usłyszałem głos Oliwii. Niechętnie odwróciłem się w jej stronę.
– Czego? – zapytałem.
Miała rację byłem dupkiem, ale nie potrafiłem zapomnieć tego, że mnie skrzywdziła. Może nasz związek nie był idealny, ale liczyłem na to, że przynajmniej był szczery. Zawsze byłem jej wierny, a ona przyprawiała mi rogi, gdy tylko odwracałem się plecami.
– Może się spotkamy po pracy i porozmawiamy? – zapytała, przygryzając swoją dolną wargę. Udawał niewinną, gdy tak robiła zawsze dostawała to czego chciała. Tylko ja już nie byłem pod jej wpływem.
– Nie mamy o czym rozmawiać.
Była naiwna jeśli sądziła, że rzucę wszystko i pobiegnę za nią jak wierny piesek.
– Myślę, że mamy. Musimy oczyścić atmosferę, która wytworzyła się miedzy nami.
Westchnąłem zrezygnowany.
– Między nami nie ma już nic. Dokładnie o to zadbałaś.
Dostrzegłem w jej oczach ból, jednak tak jak szybko się pojawił, również szybko zniknął.
– Liam – dotknęła dłonią mojego ramienia – nie chcę być twoim wrogiem.
Nie była nim, ale również nie była moją przyjaciółką. Nie miałem ochoty spotkać się z nią więcej razy, niż to było konieczne.
– Muszę wracać do pracy. – Chwyciłem jej dłoń i delikatnie odsunąłem.
Nie protestowała, kiwnęła głową, po czym skierowała się w stronę domu.
Przez chwilę przyglądałem się oddalającej sylwetce. Gdy zniknęła za drzwiami, powróciłem do rzeczywistości.
Ruszyłem do karetki przy której kręciło się dość sporo osób.
Od razu ją zauważyłem. Siedziała skulona w środku i okrywała się szczelnie kocem. Była drobną kobietą, nie potrafiłem uwierzyć, że takie chuchro było wstanie powalić potężnego mężczyznę. Jednak dowody nie kłamały, tak jak i to, że sama przyznała się do zbrodni.
– Liam Baker, jestem detektywem prowadzącym pani sprawę. – Przedstawiłem się kobiecie.
Podniosła na mnie wzrok i zamarłem gdy zobaczyłem jej niesamowite błękitne oczy, które przepełnione były smutkiem.
Odchrząknąłem, aby nie palnąć czegoś głupiego, a następnie zadałem jej pierwsze pytanie.
– Jak się pani nazywa?
– Elena Rose.
Miała seksowny, zachrypnięty głos. Ciekawe jakby brzmiało mojej imię, gdyby wypowiedziała je na głos.
Momentalnie skarciłem siebie w duchu. Nie powinienem myśleć o takich rzeczach. Była podejrzaną o dokonanie najcięższej zbrodni.
– Proszę mi opowiedzieć od początku. Co tu się stało?
Dziewczyna przez chwilę nie odpowiadała. Bawiła się rąbkiem koca i spoglądała przed siebie.
– Mark mnie więził. – Zaczęła swoją opowieść. – Trwało to kilka miesięcy. Próbowałam uciec, ale za każdym razem mnie odnajdywał. Dzisiaj też tak było.
Przerwała. Czekałem, aż znów zacznie mówić, jednak nic takiego się nie wydarzyło. Myślami była teraz zupełnie gdzie indziej.
– Co było dalej?
– Nic, przyprowadził mnie do domu, opatrzył stopy. – Wzruszyła ramionami.
– To jak się stało, że pani chłopak leży nieżywy w kuchni?
– Próbowałam z nim walczyć i przez przypadek nadziałam go na nożyczki.
Kłamała.
Potrafiłem wyczuć kiedy ktoś nie mówił prawdy. W tym wypadku nie trzeba było być wybitnym obserwatorem, aby dostrzec, że dziewczyna patrząc prosto w moje oczy sprzedawała mi łzawą historyjkę, która z pewnością nie miała pokryci w rzeczywistości.
– Musimy pojechać na posterunek. Tam w końcu powiesz mi prawdę.
– Ale ja nie kłamię. Tak właśnie było. – Zmrużyła oczy i posłała w moją stronę wrogie spojrzenie.
Przez chwilę prowadziliśmy cichą wojnę na spojrzenia, dopiero Hunter przywołał mnie do rzeczywistości.
– Musimy jechać. Szef chce znać szczegóły.
– Dobrze. A z tobą jeszcze nie skończyłem. – Zwróciłem się do kobiety.
Nic nie odpowiedziała, tylko szczelniej owinęła się kocem.
Pozostawiłem ją z Hunterem. To on przywiezie ją na posterunek.
Ruszyłem do samochodu przekonany, że to będzie długa noc.
***
Właśnie mieliście okazje poznać męska postać, która będzie towarzyszyła Elenie.
Zdradzę Wam, że to nie jedyne ciasteczko, które pojawi się w opowiadaniu :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top