Rozdział trzynasty


     W tym momencie nie obchodziły mnie żadne ostrzeżenia przed nim. Pragnęłam tylko czuć ciepło jego ciała na swoim. Serce waliło mi jak oszalałe, jakby znalazło w końcu swój rytm bicia. Uczucie, które sprzyjało temu pocałunkowi było czymś nowym, nieznanym lecz potrzebnym. Gdy jego ręka wplątała się w me włosy czułam jak kolana mi miękną. Nie wiem co to, ale wiem, że na pewno zaczynam czuć do niego coś więcej niż powinnam.  A to, co powiedzą o tym inni, nie interesuje mnie wcale.
Nagle Jay odrywa się ode mnie, po czym opiera swoje czoło o moje. Wpatruję się dłuższą chwilę w moje oczy. 
- Kim, przepraszam - szepcze, a jego oddech pomału wraca do normy.
- Nie przepraszaj - składam delikatny pocałunek na jego ustach. - Pozwoliłam ci na to - malutki uśmiech wkrada się na jego usta po czym znika.
- Nie chcę... - milknie na chwilę. - Nie chcę, by oni o tym się dowiedzieli. 
- Rozumiem - czuję napływający smutek, gdy wypowiadam to słowo. 
- Nie rozumiesz - jedną ręką chwyta za mą dłoń, a drugą kładzie na moim policzku. - Nie chcę by o tym wiedzieli, ponieważ mogli by to coś zniszczyć. Szczerze mówiąc, mam gdzieś co będą mówili o mnie, ale najbardziej przeraża mnie fakt, jak na tobie to się odbije. 
- Dobrze, to będzie nasza tajemnica - w sumie ma rację, nie wiem co się dzieje pomiędzy nami, ale wiem jedno - że Amandzie to by się nie spodobało. Czuję znów ten słodki smak jego ust na swoich, gdy składa mi kolejnego całusa. 
- Dziękuję - uśmiech, który tak uwielbiam, pojawia się znów na jego twarzy.

   Czas, który spędzaliśmy sami, upłynął nam bardzo szybko. Jednak wykorzystaliśmy go w stu procentach, pływając i wygłupiając się wzajemnie. Gdy nadeszła pora powrotu ze smutkiem opuściliśmy to miejsce. Jay, widząc moją minę, chwycił mnie za rękę i tak szliśmy do momentu gdy naszym oczom ukazał się domek. Poczułam ogromną pustkę, gdy puścił moją dłoń, a gdy tylko na niego spojrzałam, ujrzałam krzywy uśmiech. 

- O, patrzcie, kto się znalazł! - krzyknął David stojący na tarasie z kubkiem kawy. - Nasze ranne ptaszki. Gdzie byliście? - upił łyk kawy. 
- To chyba nie powinno cię interesować - powiedział z nutą goryczy w głosie szatyn, po czym minął blondyna i wszedł do środka. Wzrok chłopaka skupił się teraz na mnie. 
- No właśnie, gdzie byliście? - ni stąd, ni zowąd w drzwiach stanęła Amanda, która jak sądzę po wyglądzie, musiała przed chwilą wstać z łóżka. - Wszędzie cię szukałam, a twoje łóżko wyglądało tak, jakbyś w ogóle na nim nie spała. Zaczęłam już się martwić o ciebie - w jej oczach ujrzałam obawę. 
- Bo nie spałam w swoim łóżku - tym razem i ja skupiłam swój wzrok na blondynie, Amanda musiała zrobić to samo, ponieważ chłopak wydawał się teraz skrępowany. 
- No co? - rzekł wzburzonym głosem. 
- To, że mogłeś pomyśleć kretynie! - blondynka lekko uderzyła go w tył głowy. - Gdzie spałaś?
- Na kanapie w salonie - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, a blondynka słysząc to lekko się uspokoiła. - A gdy się obudziłam, nie mogłam spać, Jay też wstał więc poszliśmy popływać - tym razem skłamałam. Jednak nie mam zamiaru mówić im prawdy, nie sądzę by on tego chciał.  
- No dobra, wierzę ci i przepraszam za tego idiotę, a teraz chodź, zrobiłam nam śniadanie. 

Ku mojemu zdziwieniu mogę śmiało stwierdzić, że Am potrafi robić dobre śniadanie. Gdy wszyscy usiedliśmy do stołu każdy zabrał się za swoją jajecznicę i zjadł ją w mgnieniu oka. W międzyczasie padały różne uszczypliwe komentarze, jednak nikt nie brał ich do siebie.
Jay siedział obok mnie, a ja czułam jak zerka w moją stronę. Gdy tylko go na tym przyłapywałam, uśmiechał się. W pewnym momencie poczułam, jak chwyta mnie za rękę, przez co przeszedł mnie dreszcz satysfakcji oraz zadowolenia. 
- Nie wiem, jak wy, ale ja mam ochotę na zimne piwko - mówiąc to Ian wstał od stołu i ruszył w stronę lodówki. Wyciągnął kilka piw po czym dodał. - Jak chcecie, możecie do mnie dołączyć - po czym wyszedł, a zaraz za nim jego czarnulka. 
Chwilę później zostałam sama, mogąc w spokoju delektować się tą pyszną kawą, której tak bardzo potrzebowałam. Każdy dzień, który zaczynałam, zaczynałam w pierwszej kolejności od niej, aż do dzisiaj. Zawsze tylko ona potrafiła przywrócić mnie do żywych, jednak dzisiaj zrobiło to co innego. Upijałam kolejny łyk gorzkiej, a zarazem najlepszej trucizny, gdy na moim ramieniu poczułam znajome ciepło. Spojrzałam ku górze i ujrzałam radosne, zielone, a zarazem najpiękniejsze oczy. Szatyn rozejrzał się dookoła, a gdy upewnił się, że jesteśmy sami złożył na mych ustach pocałunek.
- Wybacz, nie mogłem się oprzeć by tego nie zrobić - uśmiechnął się zadziornie. - Idziesz może usiąść z nami, czy dalej masz zamiar się truć?
- Idę - odwzajemniłam uśmiech.






Cześć wszystkim czytelnikom! Chciałabym wam powiedzieć, że szykuję dla was małą niespodziankę w następnym rozdziale. Nie mogę wam zdradzić co, jednak chciałabym was na to przygotować. :*  Pozdrawiam :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: #romans