Rozdział dwudziesty pierwszy
Siedzę na huśtawce, machając nogami w tył i w przód. Obserwuję dom, w którym się wychowywałam, dorastałam i zaznałam tak wiele miłości. Nigdy przez głowę nie przeszła mi myśl ucieczki z niego, każde problemy rozwiązywało się na spokojnie, poprzez rozmowę. Czy zmieniłabym coś w nim? Absolutnie nic.
Przestaję machać nogami, a huśtawka zaczyna pomału zwalniać, aż w końcu ustaje. Skupiam całą swoją uwagę na kwiatach, które znajdują się wokół domu. Wyobrażam sobie jak mama, co dzień przychodziła sprawdzać każdy krzew, by tylko się upewnić, czy wszystko dobrze rośnie. Natomiast tata, w każde upalne dni co wieczór podlewał je.
- A pamiętasz jak próbował zwalić winę na psa sąsiada, gdy przypadkiem nasza piłka na nie wpadła?
Znam ten głos, tak dobrze jak swój własny. Serce zaczyna walić mi mocniej, ale nie ze strachu, a ze szczęścia. Odwracam swój wzrok na huśtawkę obok. A tam w całej swojej okazałości siedzi Oliver.
- Pamiętam bardzo dobrze. Choć mama i tak zawsze wiedziała, że to nasza sprawka.
- Poprawka, twoja, choć obarczała więcej mnie o to. To ty rzucałaś jakbyś chciała kogoś zabić.
Zaśmiał się, a ja słysząc te przyjemne dźwięki uśmiechnęłam się.
- Kilka razy i tobie się zdarzyło.
- Z twojej winy - powiedział drwiącym głosem, pełnym zadowolenia. -Chyba lubisz wspominać, co, siostrzyczko?
- Tak, lubię, bo tylko wtedy mam możliwość zobaczenia ciebie - moją twarz rozjaśnił uśmiech szczęścia.
- No cóż - zerka w moją stronę. - Wiesz, że zawsze jestem przy tobie, prawda?
- Wiem, ale cię nie widzę. A tęsknię za twoim uśmiechem, głosem - wyciągnęłam dłoń w jego kierunku, po czym on delikatnie ją chwycił. - Za Twoim dotykiem i uściskiem.
- Nie zawsze możemy mieć wszystko, Kimi - zaczął pocierać kciukiem o wierzch mojej dłoni. - Powinnaś to wiedzieć. Dostajemy to, co mamy dostać, jeśli już nam nie jest to potrzebne, czas oddać to komuś innemu.
- Ale to jest niesprawiedliwe, Oli, nie, jeśli chodzi o osoby - poczułam, jak zwilgotniały mi oczy.
- Wiem, ale tak już bywa - westchnął. - Wiesz, że jestem uradowany, gdy widzę cię szczęśliwą u boku Jaya? Wiedziałem, że nie będziesz na niego zła, jeśli powie ci prawdę. I za to cię właśnie kocham, siostrzyczko - moja twarz pokryła się rumieńcem, a jego twarz rozpromieniała jeszcze bardziej. - Choć, jako twój brat, nie pochwalam jego wcześniejszego zachowania i tego co robiliście w łóżku. Za to przywaliłbym mu w twarz - moje policzki zaczęły mnie piec ze wstydu.
- Akurat wtedy mogłeś mnie zastawić samą - zażartowałam. - Chyba go kocham, wiesz?
- Wiem. I on ciebie też. Tylko, że nie chyba, bo ty już go kochasz... - zaśmiał się i wstał z huśtawki tylko po to, by ukucnąć przede mną. Spojrzał mi prosto w oczy i rzekł. - Pora na mnie promyczku. Nie będę cię ostrzegał przed niczym, bo wiem, że jesteś mądrą dziewczyną. Pamiętaj o tym, co ci mówiłem - wstał i złożył całusa na mojej głowie. - Kocham cię, Kimi.
- Ja ciebie też kocham, Oli.
Promienie słońca, wpadające przez okno do środka, obudziły mnie z pięknego snu. Z trudem otworzyłam oczy i rozejrzałam się dookoła. Obok mnie leżał prawie nagi Jay, który jeszcze spał. Wyglądał na takiego spokojnego. Jego delikatny zarost, który w ogóle mi nie przeszkadzał, sprawiał, że stawał się jeszcze przystojniejszy. Nie miałam ochoty wstać, więc delikatnie położyłam głowę na jego klatce piersiowej, by go nie obudzić. Dzięki czemu czułam jego bicie serca, zapach oraz ciepło. Tęskniłam za nim bardziej, niż myślałam. A w nocy się jeszcze bardziej się o tym przekonałam. Oli ma rację, ja już go kocham, mimo tego, jak krótko się znamy. Nie chcę, by to się skończyło. Zaczęłam kreślić delikatne kółka na jego ciele.
- Jak przyjemnie jest się budzić u boku takiej kobiety jak ty - usłyszałam zachrypnięty głos Jaya. Podniosłam głowę i spojrzałam na niego. Sięgnął do moich włosów i owinął sobie kosmyk wokół palca.
- Są takie delikatne - wyszeptał. Jak gdyby nie chciał, żeby ktokolwiek go usłyszał. Poczułam ukłucie w sercu. - O czym tak myślałaś?
- O wszystkim, o nas - powiedziałam prawdę, nie chciałam go okłamywać. Znów czułam jego oddech na swojej szyi. Był taki przyjemny. Złożyłam delikatny pocałunek na jego piersi.
- Co masz na myśli, mówiąc o nas? - mruknął prosto w moje ucho. - Powiedz bo oszaleję. - Pocałował mnie tuż obok ucha, a mnie przeszły dreszcze.
- Co teraz? Co będzie dalej z nami? - spojrzałam prosto w jego oczy, czekając za odpowiedzią.
Przysunął się i objął moją twarz, patrząc mi głęboko w oczy, powiedział.
- Nie wiem co wydarzy się między nami dalej, za to wiem jedno - złożył malutki, ale czuły pocałunek na mych ustach. - W życiu nie spotkałem takiej kobiety jaką ty jesteś. Cały tydzień nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić, gdy ty byłaś wszędzie. Cały czas rozpamiętywałem smak twoich ust, jednak ja nie mogłem cię mieć. Byłem głupcem, myśląc, że robię dobrze zostawiając cię, mimo, że cholernie bolało. Myśl, że mógłby cię mieć ktoś inny, dotykać, całować zżerała mnie od środka. Odmieniłaś mnie do tego stopnia, że patrząc teraz w przyszłość chciałbym cię mieć u boku. Nie zważając na to, co inni powiedzą. Do dzisiejszej nocy nie byłem pewny co czuję do ciebie, jednak to zrozumiałem. Zawładnęłaś moim sercem do tego stopnia, że stałem się słaby z miłości do ciebie - zbliżył się do mnie, wciąż patrząc w moje oczy. Nasze oddechy łączyły się teraz w całość. - Kocham cię, Kim - tym razem wyszeptał.
- Ja ciebie też kocham, Jay - po moich policzkach zaczęły lecieć łzy szczęścia, a serce zaczęło bić jak szalone. To była prawda, kocham go bardziej niż myślałam. Jay podniósł rękę by wytrzeć moje łzy, jednak na to nie pozwoliłam. Spojrzałam raz jeszcze w jego oczy, po czym złożyłam na jego ustach namiętny a zarazem czuły pocałunek.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top